1151: W rezydencji wszystko jest już gotowe do iftaru. W jadalni znajdują się Humeyra, Melek, Elif i Gulsum. „Wezwanie do modlitwy już się skończyło, ale mamy jeszcze nie ma. Zadzwonię do niej” – mówi ta pierwsza. Chce udać się po telefon, gdy nagle rozlega się dzwonek do drzwi. „Pójdę otworzyć” – oznajmia Gulsum. Po chwili do jadalni wchodzi Macide. Minę ma nietęgą. Z wyrzutem patrzy na córkę. „Mamo, czy coś nie tak?” – pyta zaniepokojona Humeyra. Do pomieszczenia wchodzi także jej brat. Jego twarz przejawia podobne emocje, co twarz matki. – „Kerem? Coś się stało? Ktoś może mi coś powiedzieć? Zaczynam się martwić”.
Nagle do salonu wchodzi… Kiymet! Na jej twarzy znowu maluje się wyraz pewności siebie. Nie zostało już nic po zapłakanej, ogarniętej beznadzieją kobiecie, która została wyrzucona na bruk. „Jaka jesteś odważna!” – grzmi Humeyra, wbijając w ciotkę nienawistne spojrzenie. – „Nie spodziewałam się, że wrócisz do miejsca, z którego zostałaś wyrzucona!”. „Nigdy nie pomyślałabym, że tak bardzo przekroczysz granice, Humeyro!” – Macide ruga córkę. „Mamo…?” – Ukochana Leventa jest zdumiona reakcją matki. „Porozmawiamy, ale nie będziemy wynosić tego wstydu poza rodzinę. Przepraszam cię, Serce. Mamy problem rodzinny, który musimy rozwiązać”.
Melek i Elif opuszczają jadalnię. „To jasne, że tej kobiecie udało się was oszukać!” – mówi pełna oburzenia Humeyra. – „Kto wie, co wam powiedziała, żeby was przekonać. Ale ja też mam dużo do powiedzenia, musisz mnie wysłuchać, mamo! Znam wszystkie intrygi, których się dopuściła!”. „Zamilcz! Popełniłaś ogromny błąd, którego będziesz żałować!” – grzmi Macide. „Mamo, są rzeczy, których nie wiesz”. „Wiem wszystko. Kiymet mi wszystko powiedziała”. „Gdybyś wiedziała, nie byłoby jej teraz tutaj. Nie mogłaby spojrzeć ci w twarz! Ale widzę, że się nie wstydzi!”.
„Siostro, uważaj na swoje słowa” – ostrzega Kerem, stając po stronie ciotki. „Bardzo dobrze wiem, co mówię! To wy otwórzcie oczy! Ta kobieta miesiącami nas oszukiwała!”. „Dość, Humeyro!” – przerywa pani Haktanir. – „Kobieta, o której mówisz, jest twoją ciocią!”. „Nie, nie akceptuję tego! Ta kobieta nie jest moją ciocią! Nie może nią być! Gdybyś poznała ją lepiej, wiedziałabyś, że każde jej słowo jest kłamstwem! Ale nie znasz jej! Nie wiesz, jakich intryg się dopuściła!”. „Skończ z tymi oszczerstwami!”. „Macide, nie traktuj jej tak surowo” – prosi Kiymet łagodnym, pełnym przejęcia głosem. – „Jeśli to problem, mogę się stąd wyprowadzić”.
„Nie, Kiymet, nigdzie się stąd nie ruszysz.” – Macide ujmuje dłonie siostry. „Nie mogę uwierzyć! Jakim diabłem jesteś! Obrzydzasz mnie!” – wrzeszczy Humeyra w stronę ciotki. – „Mamo, musisz mi uwierzyć. Błagam, musisz uwierzyć swojej córce. Ta kobieta to żmija!”. „Zamknij się!” – Macide unosi rękę, jakby chciała uderzyć córkę. – „Jakim człowiekiem się stałaś? O jakich kłamstwach mówisz? Czy oszukała nas mówiąc, że pochodzi z Eskisehir? Czy skłamała mówiąc, że była chora, kiedy tu przyjechała? To twoja ciocia, Humeyro. Wiem wszystko”.
Następuje retrospekcja. Widzimy zmierzającą do samochodu Macide. Nagle obok niej pojawia się zapłakana Kiymet z walizką w ręku. „Kiymet? Co to ma znaczyć?” – pyta zdumiona pani Haktanir. „Wybacz mi, Macide” – mówi mama Mahira. „Co ci się stało? Dlaczego jesteś taka? Powiedz mi. Dlaczego mnie przepraszasz?”. Kiymet wybucha szlochem i kładzie głowę na ramieniu siostry. Obie udają się na pobliską ławkę. „Kiymet, no dalej, powiedz mi” – prosi Macide. – „Nie milcz. Co się stało?”. „Powiem ci, ale tak bardzo mi wstyd. Dzisiaj wydarzyły się bardzo złe rzeczy. Tak mi wstyd. Ale to wszystko przeze mnie. To wszystko moja wina”.
„Kiymet, uspokój się. Jesteśmy siostrami” – przypomina mama Kerema. – „Możesz mi powiedzieć wszystko bez wstydu, nie osądzę cię”. „Okłamałam was wszystkich, Macide” – przyznaje z poczuciem żalu Kiymet. – „Powiedziałam, że przyjechałam tutaj z powodu problemów zdrowotnych, ale… To było kłamstwo. Przyjechałam tutaj tylko po to, żeby mieć dom. Miałam syna, Macide. Nigdy ci o nim nie powiedziałam. Nie mogłam nikomu powiedzieć, ponieważ zmarł.” – Kobieta wybucha jeszcze bardziej przejmującym płaczem. Doskonale odgrywa przed siostrą swoją rolę. – „Nie potrafię nawet wypowiedzieć jego imienia, nie wspominając tamtych dni. Rana w mojej duszy tak bardzo boli”.
„Kiedy go straciłaś?” – pyta Macide. „Był na studiach, zachorował. Nie mogłam go uratować. Po prostu wyślizgnął się z moich rąk, nic nie mogłam zrobić… To było tak, jakbym straciła rozum. Nie wiedziałam, gdzieś pójść, co ze sobą zrobić. Byłam sama. Sama, Macide! Ten ból… Ból po stracie dziecka jest nie do opisania. Powiedziałam, że byłam w Eskisehir, ale… Mieszkam w Stambule już od dziesięciu lat”. „Dziesięć lat? Dlaczego przez te wszystkie lata nie przyszłaś do mnie?”. „Nie mogłam. Po jego śmierci… To było tak, jakby cały świat odwrócił się do mnie plecami”.
„Tyle przeszłam, pracowałam za grosze tyko po to, żeby przeżyć” – opowiada dalej Kiymet. – „Pracowałam nawet w barach. Życie zabrało mojego syna, potem rzuciło mnie na ścianę. Każdy dzień był zły. Mogłam ze sobą skończyć albo przyjść do ciebie, żeby znaleźć schronienie. Wybrałam to drugie”. „Kiymet, kochanie.” – Macide gładzi siostrę po ramieniu. – „Nie będę więcej pytała, chyba że sama mi powiesz, dobrze? Ale… Dlaczego tu jesteś? Dlaczego nie jesteś w domu? Dlaczego jesteś na ulicy?”.
„Humeyra dowiedziała się wszystkiego” – oznajmia mama Mahira. – „Wyrzuciła mnie z rezydencji. Ma rację. Zapewne tak samo potraktowałabym kłamcę”. Akcja wraca do teraźniejszości. „Nie mogła powiedzieć. Po prostu nie mogła” – mówi Macide do córki. – „Ma swoje powody. Nawet jeśli nie powiedziała wszystkiego, jak mogłaś ją tak po prostu przegonić?”. „Mamo…”. „Nie masz wstydu?! Nie masz litości?! To twoja ciocia, Humeyro! To nawet nie jest coś, co można zrobić z nieznajomym! Miała tyle złych dni, miała takie ciężkie życie! Jak mogłaś zrobić to swojej cioci? Czy wychowałam cię na osobę tak bezlitosną, o kamiennym sercu?”.
„Wystarczy, Macide, uspokój się” – prosi Kiymet. – „Ona też ma swoje powody”. „Nie, Kiymet, nigdy tego nie zaakceptuję. Nie ma w tym nic słusznego”. „Mamo, proszę, wystarczy! Twoje słowa po prostu uderzają w moje serce! Kerem, proszę, chociaż ty coś powiedz”. „Nie licz na pomoc brata!” – grzmi Macide. – „To wszystko jest niewybaczalne! Wychowałam was oboje z czystym, dobrym sercem. Zawsze chciałam, żebyście pomagali innym. Chciałam, żebyście podawali rękę potrzebującym. Kiedy straciłaś człowieczeństwo, córko?”.
„Tylko Bóg zna nasze przeznaczenie” – kontynuuje pani Haktanir. – „Wszystko może przydarzyć się każdemu. Jeśli odwrócisz się plecami do osoby w potrzebie, sama możesz być tą, która pozostanie nieszczęśliwa”. „Mamo, są rzeczy, których nie wiesz!”. „Dość, Humeyro! Tak, dziś dowiedziałam się, że Kiymet miała syna, że straciła go. Matka, która straciła swoje dziecko, może nie być w stanie o tym rozmawiać. Nie może powiedzieć tego na głos. Nie pomyślałaś o tym? Kobieta z sercem pełnym żalu, matka, która czeka, aż jej rana się zamknie, tylko po to, by żyć… Jest twoją ciocią! Jak mogłaś wyrzucić ją na bruk?! Jaki był twój pretekst, kiedy pokazałaś jej drzwi?! Wstydź się!”.
„Zareagowałaś impulsywnie” – zabiera głos Kerem. – „Nic cię nie tłumaczy. Sama przeżyłaś coś takiego, straciłaś dziecko. Odwróciłaś się od kogoś, kto przeszedł przez tę samą tragedię, zamiast okazać współczucie. Nie poznaję cię, siostro!”. „Kerem, proszę, nie mów tak” – odzywa się Kiymet. – „Ona też ma rację”. „Dość! Nie potrzebuję, żeby ktokolwiek mnie bronił!” – wybucha Humeyra. – „A już zwłaszcza ty!”. „Przestań! Dojdź do siebie!” – krzyczy Macide. – „Nie zmuszaj mnie, żebym bardziej się za ciebie wstydziła!”.
Humeyra widzi, że dalsza dyskusja nie ma sensu, i gwałtownie opuszcza jadalnię. W następnej scenie Kiymet jest w swoim pokoju. Z uśmiechem na twarzy wypakowuje swoje rzeczy z walizki. Następnie z torebki wyciąga zdjęcie Sevkiego Haktanira i wpatruje się w nie. Nagle drzwi pokoju otwierają się i do środka wparowuje jej siostrzenica. Kiymet momentalnie chowa zdjęcie za plecami. „Nie ciesz się zbytnio swoim powrotem!” – mówi wzburzona Humeyra. – „Nie oszukasz mnie, tak jak zrobiłaś to z moją mamą i bratem. Niebawem wyciągnę na jaw wszystkie twoje kłamstwa!”.
„Humeyro, wiem, że jesteś zła, i rozumiem cię” – mówi Kiymet. – „Tłumaczę to twoją młodością i brakiem doświadczenia. Wybaczam ci”. „Wymyślaj sobie historyjki, jakie chcesz! Sprawię, że pożałujesz dnia, kiedy postawiłaś tutaj swoją stopę! To będzie dużo gorsze, niż możesz sobie wyobrazić!”. Siostra Kerema odchodzi. W swoim pokoju wybiera numer do Melek. „Pani Humeyro, jak się masz?” – pyta mama Elif. – „Martwię się o ciebie”. „W ogóle nie czuję się dobrze. Jestem bardzo rozemocjonowana, Melek. Stało się to, czego się nie spodziewałam”. „Jak udało jej się wrócić?”.
„Wymyśliła historię” – oznajmia Humeyra. – „Powiedziała, że jej syn umarł. Nie wiemy nawet, czy to prawda. Tłumaczyła, że niczego nie powiedziała, ponieważ nie chciała rozpamiętywać bolesnej przeszłości. Przekonała moją mamę, że jest niewinna. Teraz mama jeszcze bardziej się o nią troszczy, a przy tym jest na mnie bardzo zła, że wyrzuciłam swoją ciocię na bruk”. „Czyli się uratowała” – stwierdza Melek. – „Mówiłam ci, że nie będzie to łatwe”. „Niestety. Muszę ją zdemaskować tak szybko, jak to możliwe. Przyjdź jutro do rezydencji, porozmawiamy o tym, co zrobimy dalej”. „Oczywiście, pani Humeyro, przyjdę jutro. Jutro jest też rocznica śmierci twojego ojca, postaram się przyjść wcześnie. Zachowaj spokój, dobrze?”.
Kamera wraca do pokoju Kiymet. Kobieta odbiera telefon od syna. „Wszystko w porządku, mamo?” – pyta Mahir. „Czuję się całkowicie dobrze, zrelaksuj się”. „Bałem się, że coś jest nie tak. Gdzie jesteś? Pojadę po ciebie”. „Nie ma potrzeby. Jestem w rezydencji, tam, gdzie powinnam być”. „W jaki sposób? Nie rozumiem… Czyli przez cały czas byłaś w rezydencji?”. „Nadal nie rozumiesz, że nie możesz ze mną zadzierać, czyż nie?” – Kiymet rozłącza się, nie czekając na odpowiedź syna.
Akcja przeskakuje do następnego dnia. Kiymet poprawia makijaż. Następnie wyciąga z szuflady zdjęcie Sevkiego. „Minęło trzynaście lat. Trzynaście długich lat” – mówi wzruszona. – „Dziś wszyscy twoi bliscy będą cię wspominać. Będą się za ciebie modlić. Będą mówili o tobie tylko to, co wiedzą. Będą smutni. Ja będę wspominać Sevkiego, którego oni nie znali. W którym ja byłam zakochana. Sevkiego, którego chciałam tylko dla siebie, który patrzył na mnie w taki sposób, że gubiłam się w jego oczach”.
„Zawsze żyłam snem o tym dniu” – kontynuuje monolog Kiymet. – „Dniu, w którym będziesz patrzył na mnie w ten sam sposób, w jaki ja patrzę na ciebie. Ten dzień nigdy jednak nie nadszedł. Zamiast mnie wybrałeś Macide, chociaż to ja naprawdę cię kochałam. Chciałam cię poślubić, byłam gotowa mieć z tobą przyszłość. Macide nawet nie wiedziała, że istniejesz. Nigdy cię nie widziała. Tej nocy myślałam, że przyszedłeś prosić mnie o małżeństwo. Byłam taka szczęśliwa. Ale ty poprosiłeś o rękę Macide, moje życie zamieniło się w prawdziwe piekło. Tej nocy straciłam nie tylko ciebie. Straciłam możliwość bycia bogatą, zostania jedną z Haktanirów”.
„Czy jesteś teraz szczęśliwy, gdziekolwiek jesteś?” – mówi dalej pani Keskin. – „Powinniśmy być małżeństwem. Powinnam być twoją żoną! Jesteś tak samo odpowiedzialny jak ja za to wszystko, co się wydarzyło. W porządku, Macide wygrała tamtego dnia, a Humeyra próbuje wygrać dzisiaj. Ale nie toleruję już więcej porażek. Tym razem to ja wygram!”. Kamera przenosi się do jadalni, gdzie przy stoliku siedzą Melek i Humeyra. „Gdybyś zobaczyła, jak w złej sytuacji mnie wczoraj postawiła” – mówi ta druga. – „Usłyszałam niewyobrażalne rzeczy od mamy i Kerema. Nie zmrużyłam oczu przez całą noc. Mamy do czynienia z demonem zdolnym do wszystkiego”.
„Wykorzystała umiejętnie wszystkie słabości mojej mamy” – kontynuuje Humeyra. – „Nie tylko przekonała mamę, ale także Kerema. Jak widzisz, przeciągnęła ich na swoją stronę”. „Co teraz zrobimy?” – pyta Melek. „Na razie nie możemy podjąć działań. Mama jest bardziej wrażliwa niż kiedykolwiek. Nie chcę jej denerwować. Zostawimy ciocię w spokoju, niech myśli, że wygrała. Niech gra swoją rolę ofiary. Nie zostało jej wiele czasu”. Kto ostatecznie zwycięży?