478: Feride i Narin rozmawiają na tarasie rezydencji. „Byłam świadkiem cierpienia, przez które przeszedł” – oznajmia ukochana Kemala. – „Jak bardzo walczył o to, co kocha. Rozpadał się, wahał, ale jakoś wracał do zdrowia. W ostatnich chwilach nie zdarzyła się jedna śmierć, ale trzy. Najpierw stracił Reyhan, potem matkę, którą wymazał ze swojego serca. Na końcu uśmiercił siebie. Stał się niczym żywy, martwy człowiek. Bardzo trudno było nam się z tego podnieść. Nadal jest. Reyhan była moją duszą. Człowiek nie zapomina o bólu, po prostu przyzwyczaja się z nim żyć. Żyje z cierpieniem swojej duszy”.
„Kiedy go poznałam, uznałam, że jest bardzo złą osobą” – przyznaje Feride. – „Był bardzo surowy, ostry. Ale z czasem zrozumiałam go. Myślałam nawet, że ma rację. Ale ta ostatnia rzecz, którą zrobił… Nie mogę tego przezwyciężyć”. „Wszyscy jesteśmy tak samo zaskoczeni. Nikt nie spodziewał się tego po Emirze”. „Zastanawiam się, dlaczego nie przyszedł i nie porozmawiał ze mną? Dlaczego nie zapytał? Może by teraz…”. „To dlatego, że stracił wiarę z powodu tego, co przeżył. Nie mogę powiedzieć, żebyś mu wybaczyła. Ja też nie wybaczyłabym tego łatwo. Wiedz po prostu, że jego dusza też boli”.
Przed wyjściem z rezydencji Feride udaje się do pokoju Yigita. Bierze malca na ręce, całuje go i mówi: „Urosłeś. Będę bardzo za tobą tęsknić. Twój uśmiech, twój głos, twój zapach… Dorośniesz, ale mnie nie będzie obok ciebie. Nie będę mogła odprowadzać cię do szkoły. Chciałabym być z tobą, ale nasze ścieżki się rozchodzą. Jesteś jeszcze mały, w ogóle nie będziesz mnie pamiętał. Ale ja ciebie nigdy nie zapomnę. Bardzo cię kocham, mój jedyny”. Feride odkłada Yigita do łóżeczka. Do pokoju wchodzi Emir, który przy uchylonych drzwiach przysłuchiwał się jej monologowi.
„Dobrej nocy” – mówi Feride, mija mężczyznę i opuszcza rezydencję. Syn Cavidan wybiega za nią. „Nie musisz się rozstawać” – oświadcza. – „Nie chcę, by Yigit dorastał bez ciebie. On jest całkowicie niewinny”. „Nie możesz naprawić tego, co przeżyliśmy. To już niemożliwe. Tak będzie lepiej. Niech o mnie zapomni. Ty bądź z nim. Ja…”. Dziewczyna nie kończy. Odwraca się i zmierza w kierunku bramy. „Zostań!” – woła za nią Emir. – „Zrób to dla Yigita”. Feride jednak się nie zatrzymuje. Jej oczy są pełne łez. Kiedy wchodzi na chodnik, spotyka znajomą osobę. „Ciocia Cavidan?” – pyta zaskoczona.
„Nie mam dużo czasu” – oznajmia pani Tarhun. – „Przed ósmą muszę wrócić do więzienia. Ale nie chciałam odejść, dopóki cię nie zobaczę. Tak mi przykro, Feride”. „Byłam szczęśliwa w tym domu” – mówi dziewczyna. – „Od pana Hikmeta dostałam miłość i życzliwość, których nigdy nie otrzymałam od swojego ojca. Jest także siostra Melike. Widziałam w niej swoją mamę. Chroniła mnie. A co najważniejsze, jest Yigit. On jest moim aniołem. Ale to się skończyło, jak każdy sen. Muszę ci podziękować za wszystko. Gdyby cofnąć czas i gdybyś znowu mnie poprosiła o przyjście do tego domu, zrobiłabym to. Przyjęłabym twoją ofertę. Dlatego nie waż się więcej martwić, dobrze?”.
„Od ciebie chcę tylko jednej rzeczy, zawsze się o mnie módl” – prosi Feride. Cavidan ujmuje jej dłonie i przytula ją. Akcja przenosi się do szpitala psychiatrycznego. Munever siedzi na łóżku obok córki. „Będziesz się leczyć i wyzdrowiejesz” – mówi kobieta. – „Obiecuję ci, że będziemy żyć w domu blisko morza. Stworzymy nowe życie. Wszystko od początku”. „Ja nie jestem twoją córką” – stwierdza Kumru. „Ale ja jestem twoją mamą. Między nami nie ma więzów krwi, ale i tak splatałam twoje włosy, odziewałam cię i karmiłam. Połączenie między naszymi sercami jest silniejsze niż cokolwiek innego, córko”.
„Nie wiem, czy jesteś zadowolona z mojego macierzyństwa, ale wiem jedno” – kontynuuje Munever. – „Umieściłam cię w najgłębszej części swojego serca”. „Zgadzam się” – mówi dziewczyna. Do pokoju wchodzi pielęgniarka. „Czas na lekarstwa” – oznajmia. Kumru łyka tabletkę i popija ją wodą. Akcja przenosi się do rezydencji. Songul wchodzi do kuchni, gdzie Melike przygotowuje sobie herbatę. „O proszę, nocna chwila przyjemności. Co to za herbata?” – docieka żona Hikmeta. „Rumianek” – odpowiada służąca. – „Chciała pani czegoś? Zaraz przygotuję”. „Nie, chciałam tylko napić się wody. Sama naleję, ty sobie używaj. Co jest? Jesteś smutna z powodu Feride?”.
„Jeśli jest ci tak bardzo przykro, idź do niej. Pociesz ją” – kontynuuje Songul. – „Z pewnością myślicie tak samo, więc będziecie się dobrze dogadywać. To twoje milczenie mnie zabija, a już zwłaszcza te anielskie pozy. Dużo mogę się od ciebie nauczyć. To przedstawienie z anulowaniem rezygnacji było niezwykłe. Ale poczekaj, co się stanie, kiedy wszyscy dowiedzą się, że pożądasz pana Hikmeta”. „Znam siebie, pani Songul. Bóg także to wie. Dlatego nie martwię się ani nie boję”. Melike patrzy pani domu prosto w oczy, nie opuszczając wzroku. Tym razem to Songul ustępuje i opuszcza kuchnię.
Akcja przenosi się do nieznanego pomieszczenia. Widzimy syna lichwiarza, który okłada pięściami Seyfiego. „Co jest, nadal cierpisz?” – pyta drab. – „To znaczy, że jeszcze nie umarłeś. Spróbujemy ponownie i zobaczymy, czy będzie cię boleć.” – Bandzior tym razem wyprowadza uderzenie nogą. „Proszę cię, nie rób tego…” – odzywa się wyczerpany Seyfi. „Mój ojciec przez ciebie siedzi w więzieniu! Będziesz moim workiem treningowym, dopóki stamtąd nie wyjdzie!”. Po następnym uderzeniu Seyfi ląduje na podłodze. Lichwiarz podnosi ze stołu nóż i przykłada go do szyi swojego więźnia.
„Zabij mnie, zabij” – prosi ojciec Feride, mając dość tortur. „Jeszcze na to za wcześnie” – oznajmia bandzior. – „Będziesz modlić się o śmierć, ale ja cię nie zabiję. Zostawię tę rzecz mojemu ojcu, inaczej będzie zły”. W tym momencie telefon syna lichwiarza zaczyna dzwonić. Mężczyzna odkłada nóż na stół i odbiera połączenie. Seyfi podnosi się z podłogi i zmierza w stronę wyjścia, mając nadzieję, że nie zostanie zauważony. Tak się jednak nie dzieje. Drab chwyta go za kurtkę, popycha w stronę stołu i wyciąga pistolet. „Zabiję cię! Pomódl się po raz ostatni!” – krzyczy. Seyfi instynktownie sięga po znajdujący się za jego plecami nóż i szybkim ruchem wbija go drabowi pod żebra! Ten pada na ziemię, a na jego białej koszuli rozlewa się plama krwi, która z każdą chwilą robi się coraz większa.
Sadri, właściciel domu Narin i dyrektor szpitala, wzywa kobietę do uregulowania umowy. Kemal przywozi ukochaną na miejsce. „Nie musisz wchodzić, wejdę sama” – mówi Narin, gdy mężczyzna podąża za nią. – „Zobaczę, czy coś się nie zepsuło. Od razu podpiszę i wyjdę. Nie zamierzam długo zwlekać”. „W porządku, jak uważasz” – zgadza się Kemal, lecz szybko traci cierpliwość i wchodzi na podwórku. Narin i Sadri właśnie wyszli z domu. „Martwiłem się, ale chyba wszystko już rozwiązane” – mówi ojciec Masal. „Przepraszam, trochę nam to zajęło” – tłumaczy Narin. – „Spotkaliście się już wcześniej, ale nie mieliście okazji zapoznać. To pan Sadri, właściciel domu, a także dyrektor w naszym szpitalu. A to Kemal, mój narzeczony”.
Panowie wymieniają się uściskiem ręki. „Postaram się szybko zabrać swoje rzeczy” – zapewnia kobieta. „Nie musisz się spieszyć, Narin. Zgodnie z umową masz na to tydzień czasu, to nie problem” – mówi Sadri. „Dla nas to też nie problem, bo zabierzemy wszystkie rzeczy w ciągu dwóch dni” – oświadcza Kemal i ujmuje dłoń ukochanej, by podkreślić swoją pozycję. Zdecydowanie jest zazdrosny o Sadriego i widzi w nim swojego rywala. „Oczywiście, jak chcesz. Na razie nie mam planów co do tego domu” – oznajmia Sadri i kieruje wzrok na Narin. – „Jeśli jednak znajdę kobietę niezamężną i tak schludną jak ty, znowu rozważę wynajem. Aha, miej włączony telefon. Wiesz, że praca w szpitalu jest nieprzewidywalna”.
Emir przyjeżdża do domu Feride. Ma ze sobą szal, który dziewczyna zostawiła w rezydencji. Chwilę się waha, ale nie oddaje jej go osobiście. Wiesza szal przed drzwiami, wraca do samochodu i odjeżdża. Akcja przenosi się do rezydencji. Songul wyciąga z szafy koszule męża, gniecie je w rękach i rzuca na kanapę. „Ach, Melike, nic nie wyprasowałaś” – mówi do siebie. – „Spójrz tylko na to. Doprawdy nic do ciebie nie dociera. Masz już swoje lata, zestarzałaś się”. Kobieta rozkłada deskę i przystępuje do prasowania. Po chwili do pokoju wchodzi jej mąż.
„Co robisz?” – pyta zdziwiony Hikmet. „Wzięłam się za prasowanie” – odpowiada Songul. „Ale dlaczego ty to robisz? Przecież po praniu chemicznym…”. „Tak było, zanim ja przyszłam”. „Co się stało? Czy jest chora?”. „Nie, jest zdrowa jak ryba”. „Co więc się stało? To oczywiste, że jest jakiś problem”. „Nic się nie stało…”. „Czy nie obiecałaś, że nie będzie tajemnic między nami? Coś się stało, widzę to. Powiedz”. „Panie Hikmecie, nie przejmuj się tymi sprawami. Z pewnością i tak masz pełną głowę. No dobrze, chodzi o Melike. Wiesz, że nigdy nie mogła się do mnie przyzwyczaić. Kiedy proszę ją o kawę, natychmiast marszczy brwi”.
„Proszę cię, nie zrozum mnie źle. Nie mówię tego, by narzekać” – kontynuuje Songul. – „Nie pochodzę z waszego świata i prawdopodobnie dlatego mnie nie akceptuje. Może myśli, że nie mogę być gospodynią, a co najwyżej pokojówką. Oczywiście, że to też będę robić. Jesteś w końcu moim mężem. Po prostu… Nie wiem. Czasami myślę, że ma rację. Nawet jest mi żal tej biednej kobiety. Tyle pracy spoczywa na jej barkach. Dobrze, przychodzą profesjonaliści od sprzątania, ale ten dom jest ogromny. Trudno to ogarnąć, a kobieta ma tylko dwie ręce. Myślę, że przydałaby się asystentka dla Melike. Co o tym sądzisz?”. Jaka będzie odpowiedź Hikmeta?