Zeynep delikatnie dotyka policzka Halila, wpatrując się w jego oczy z głębokimi uczuciami.

„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 225: Streszczenie

Zeynep wpada do sterówki z gniewem w oczach. Jej dłoń bez wahania zaciska się na kole sterowym.

— Zostaw to — mówi cicho Halil, patrząc na nią z chłodną determinacją. — Na tej łodzi kapitanem jestem ja.

— Kłamca nie może być kapitanem — odcina się Zeynep, zaciskając palce jeszcze mocniej.
— Nie skłamałem.

— Ukrywanie prawdy jest kłamstwem — jej głos drży, ale spojrzenie pozostaje twarde.
— Po prostu mi zaufaj. Proszę… — próbuje łagodniej.

— Już widziałam, co się dzieje, kiedy ci ufam! — przerywa mu gniewnie.

Między nimi rozpoczyna się szamotanina o ster. Ich dłonie splatają się na drewnianym kole, ciało napiera na ciało, a w oczach obojga płoną iskry.

— Zeynep! Zatopisz nas! — ostrzega Halil, głos mu się łamie.

— Ta łódź zatonęła już dawno temu — odpowiada z zimnym uśmiechem.

W końcu, w ferworze walki, oboje tracą równowagę i lądują na podłodze. Halil jęczy cicho pod ciężarem Zeynep, która przez długą chwilę leży na nim, wpatrzona w jego twarz z mieszanką gniewu i czegoś, czego sama w sobie nie rozpoznaje. Wreszcie zrywa się na równe nogi.

— Widzisz?! Prawie nas zatopiłeś! — wyrzuca, roztrzęsiona.

— Ja?! — Halil podnosi się i patrzy na nią z niedowierzaniem. — To ty, Zeynep! Bo jesteś samolubna i uparta jak nikt inny! Słyszysz tylko siebie!

— Nie rozumiesz? — krzyczy. — Między nami jest ocean. Jesteśmy sobie obcy! Zaakceptuj to w końcu!

Halil przysuwa się o krok, jego oczy płoną determinacją.
— Mylisz się. Ty i ja… mamy jedno serce.

— Nie! — jej głos łamie się. — W przeciwieństwie do ciebie nie potrafię niszczyć kwiatów w gniewie. Niszczysz wszystko, co dobre i piękne, Halilu. Dlatego nigdy więcej nie wejdziesz do mojego serca. Nawet jeśli będziesz tuż obok.

On zbliża się jeszcze bardziej, ich oddechy mieszają się. Patrzy jej głęboko w oczy, jego głos jest niski, spokojny, a zarazem groźny:

— Ale twoje serce nie należy do ciebie. Wiesz o tym. Twoje serce należy do mnie. Kochasz mnie, Zeynep. I nie możesz nic z tym zrobić.

Przez moment panuje cisza. Zeynep odwraca wzrok, po czym odpowiada chłodno, niemal spokojnie:

— Zdecydowałam. Teraz ja jestem kapitanem. Ty wyjdź.

Halil patrzy na nią długo, jakby chciał zapamiętać każdy rys jej twarzy. W końcu wzrusza ramionami.

— Tego właśnie chcesz? W porządku.

Odwraca się i wychodzi, a Zeynep natychmiast zatrzaskuje za nim drzwi. Kiedy zostaje sama, jej dłoń drży, ale staje za sterem z zaciętą miną. Po chwili jednak w kabinie rozlega się ostrzegawczy sygnał alarmowy, czerwone światła zaczynają błyskać. Ster okazuje się trudniejszy niż myślała, a jacht zaczyna niebezpiecznie kołysać się na falach.

Drzwi otwierają się gwałtownie — to Halil wraca i jednym ruchem przejmuje kontrolę nad sytuacją.
— Na dziś wystarczy twojego dowodzenia — rzuca przez zaciśnięte zęby, kiedy stabilizuje kurs.

Zanim zdąży zaprotestować, łapie ją za ramię i prowadzi do kajuty. Zatrzaskuje ją w środku, zamykając na klucz.

Ale Zeynep nie należy do tych, którzy poddają się łatwo. Oddycha głęboko, jej spojrzenie twardnieje. W kącie zauważa dużą gaśnicę. Zdejmuje ją ze ściany, waży w dłoniach i z cichym, złowieszczym uśmiechem zaczyna walić nią w drzwi.

Po chwili zza drzwi rozlega się zirytowany głos Halila:
— Dobrze, dobrze! Wychodź już!

Drzwi uchylają się, a on patrzy na nią z mieszaniną gniewu i rozbawienia.

— Zniszczysz cały jacht, zanim dopłyniemy.

Zeynep odrzuca gaśnicę i mija go bez słowa, wysoko unosząc podbródek, ale w jej oczach nadal czai się ogień — ten sam, którego Halil nigdy nie potrafił ugasić.

***

Tym razem to Zeynep stawia warunki. Staje na samym dziobie jachtu, jej włosy smagane są wiatrem, a oczy błyszczą gniewem i rozpaczą.

— Jeśli nie zmienisz kursu i nie zabierzesz mnie z powrotem do domu… przysięgam, że skoczę — mówi drżącym, ale zdecydowanym głosem.

Zamyka oczy, bierze głęboki wdech, jakby naprawdę była gotowa rzucić się w morską otchłań.

Halil nie czeka ani sekundy. Podbiega, obejmuje ją mocno w talii i odciąga od krawędzi. Jej ciało szarpie się w jego ramionach, ale on nie puszcza, sprowadza ją z powrotem na pokład.

— Wystarczy — mówi twardo, a jego gorący oddech muska jej skroń.

Następnie chwyta ją za rękę i stanowczo prowadzi na drugą stronę jachtu, gdzie pod rozpostartym baldachimem czeka nakryty stół. Na talerzu paruje gorąca zupa.

— Zgadzam się wrócić — oznajmia spokojnie — ale najpierw zjesz.

***

Kwadrans później Zeynep odkłada łyżkę.

— Spełniłam swój warunek — mówi chłodno. — Teraz wróćmy do domu.

Halil patrzy na nią długo, po czym pyta:
— Kiedy nastąpi zmiana?

— Myślisz, że wszystko się zmieni tylko dlatego, że odebrałeś mi wolność na środku morza? — odpowiada ostro, wbijając w niego wzrok. — Nie, Halilu. Nie będzie powrotu do przeszłości.

Jego głos łagodnieje, spojrzenie mięknie.

— Rozumiem twój gniew. Czułem to samo. Wiem, jak potrafi palić. Wiem też, co znaczy kochać kogoś, kogo powinno się nienawidzić. Tylko my możemy to zrozumieć, Zeynep. Tylko my.

Robi krok bliżej, wyciąga ręce.

— Zakończmy tę grę. Przytul mnie jeszcze raz. Zapomnijmy o przeszłości. Patrzmy w przyszłość. Proszę… nie uciekaj już.

Zamyka oczy i powoli otacza ją ramionami. Czuje, jak jej ciało drży pod jego dotykiem. Przez moment myśli, że wreszcie przełamał lód, który spowił jej serce. Ale nagle Zeynep z całą siłą odpycha go od siebie.

— Nigdy! — krzyczy, wyrzucając całą swoją złość.

Halil potyka się, uderza głową o słup masztu i… wpada za burtę!

— Halilu! Halilu! — Zeynep rzuca się do barierki, spanikowana, jej oczy są rozszerzone ze strachu. Widzi tylko spienione fale, żadnego śladu po nim. — Boże, błagam… Nie pozwól mu utonąć…

I wtedy wynurza się z wody. Zeynep z ulgą wypuszcza powietrze i natychmiast podaje mu rękę. Pomaga mu wrócić na pokład, potem prowadzi go do ławki i klęka przy nim, czule opatrując rozcięcie na jego karku.

— Czy bardzo cię boli? — pyta cicho, przemywając ranę.

Jesteś ranny, a jednak to ty cierpisz mniej niż ona — myśli Halil, patrząc na jej skupioną twarz.

Na głos mówi tylko:
— Teraz rozumiesz, dlaczego łapię cię za każdym razem, gdy się potykasz.

Kiedy kończy go opatrywać i chce odejść, jej chłodny głos tnie powietrze jak nóż:

— Troszczyłabym się tak samo o każdego. Nie jesteś wyjątkowy.

Halil łapie ją za ramię i przyciąga do siebie. Jego oczy błyszczą pytaniem:
— Czy nigdy mi nie wybaczysz?

Odpowiada bez wahania, twardo:
— Żebym ci wybaczyła, musiałoby spaść niebo. Ale to niemożliwe.

Milknie. Halil patrzy na nią jeszcze chwilę, a potem powoli wraca za ster, zostawiając ją samotną z własnym gniewem — i z własnym sercem, które nadal bije dla niego.

***

Do brzegu dobijają już po zmierzchu. Cicha tafla wody połyskuje w świetle księżyca, a powietrze pachnie nocą i solą. Wracają na farmę zmęczeni, lecz w Halilu nadal tli się iskra… i plan.

Zamiast udać się do domu, rusza w stronę Wichrowego Wzgórza i wysyła do Zeynep krótką wiadomość: „Przyjdź. Proszę.”

Choć w jej sercu wciąż buzują gniew i żal, ciekawość — a może uczucie, do którego za nic nie chce się przyznać — popycha ją do wyjścia. Wkrótce znajduje się na szczycie wzgórza, gdzie samotne drzewo rozpościera swoje konary niczym ramiona gotowe przyjąć zbłąkaną duszę.

Z gałęzi zwisają dziesiątki szklanych gwiazd, drżących i lśniących jak prawdziwe niebo nad nimi, rozświetlając mrok magiczną aurą. Zeynep idzie powoli, a każdy krok na usłanej złotymi iskierkami ścieżce rozbrzmiewa echem emocji, które próbowała w sobie stłumić.

Wiatr porusza jej włosami, a subtelne światło sprawia, że wygląda jak postać z baśni — krucha i piękna, a zarazem silna i nieosiągalna.

W końcu staje przed nim. Halil czeka pod drzewem, w cieniu i blasku zarazem, z intensywnością w spojrzeniu, która przeszywa ją na wskroś. Jego ciemna sylwetka odcina się od srebrzystych gwiazd, a w oczach tańczy ogień odbity od migotliwego światła. W tej chwili czas przestaje mieć znaczenie. Liczy się tylko to, że są tu — razem.

Wokół nich migoczą światła jak małe szepczące dusze, które snują opowieść o miłości, bólu i nadziei. Pachnie noc, a szelest liści układa się w symfonię pełną tęsknoty i obietnic.

Halil patrzy na nią długo, jakby chciał zapamiętać ją taką na zawsze. W końcu jego głos, niski i pełen uczucia, łamie ciszę:

— Zeynep… — mówi cicho, a jej imię w jego ustach brzmi jak modlitwa. — Twoje imię odcisnęło się na moim sercu. Od pierwszego dnia oślepiło mnie twoje światło. Światło księżyca weszło w moje czarne serce. Ty przyszłaś do mnie, pod to drzewo, i rozświetliłaś mój świat. A ja wkroczyłem w miłość.

Jego głos staje się bardziej drżący, bardziej szczery, jakby wydobywał z siebie prawdę, której dotąd nie umiał ubrać w słowa:

— Im bliżej ciebie jestem, tym wyraźniej słyszę swoje serce. A twoje… twoje też bije z miłością. Czy je słyszysz? Posłuchaj go, Zeynep… wtedy usłyszysz także moje. Chcę zatrzymać ten czas i przeżyć go z tobą. Każdy poranek zaczynać z tobą. Nadrobić każdy dzień, który zmarnowaliśmy. Bo wiesz… gwiazdy nie świecą dla tych, którzy w nie nie wierzą.

Robi krok bliżej, jego oczy błyszczą od emocji.
— Nie traktuj prawdy jak kłamstwa. Uwierz mi, Zeynep. Kocham cię.

Jej oczy napełniają się łzami, ale tym razem płyną w nich ciepło i nadzieja. Unosi rękę i powoli dotyka jego policzka, jakby chciała upewnić się, że naprawdę tu jest. Jej palce przesuwają się po jego skórze delikatnie, jak skrzydło motyla.

W jej spojrzeniu błyszczy wszystko to, co dotąd ukrywała — strach i tęsknota, gniew i miłość. Ale na twarzy pojawia się miękki, ledwie dostrzegalny uśmiech.

W tej chwili pod drzewem, które pamięta wszystkie ich wspólne chwile, pod rozgwieżdżonym niebem, oboje czują, że znów mogą zacząć od nowa. Że jeszcze nic nie jest stracone. Że ich serca wciąż biją… jedno dla drugiego.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Rüzgarlı Tepe. Inspiracją do jego stworzenia był film Rüzgarlı Tepe 132. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy