Halil przygląda się płonącemu drzewu na szczycie wzgórza, a przed nim stoi Zeynep, trzymając w ręku kanister.

„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 227: Streszczenie

Noc otula farmę ciemnym płaszczem, rozciągając swoje ramiona nad uśpionymi wzgórzami. Na tarasie, w świetle drżących płomieni kosza paleniskowego, Zeynep stoi nieruchomo, trzymając w dłoniach pamiątki po Halilu. Jedna po drugiej wrzuca je w ogień, patrząc, jak znikają w czerwonych językach, jakby wraz z nimi spalały się jej wspomnienia i uczucia.

W końcu w jej palcach zostaje tylko czerwona wstążka. Unosi ją nad ogniem… gdy nagle za jej plecami rozlega się znajomy, niski głos.

— Zeynep, nie rób tego! — krzyczy Halil, stojąc już na progu tarasu.

Podchodzi do niej powoli, jak do spłoszonego ptaka. Ona jednak nie daje się dotknąć. W ostatniej chwili chowa wstążkę do kieszeni i odwraca się ku niemu z chłodem w oczach.

— Co ty tutaj robisz? — pyta szorstko, a w jej głosie pobrzmiewa gorycz i niedowierzanie.

Halil patrzy na nią długo, jakby chciał odczytać w jej spojrzeniu choć cień dawnego ciepła. Ale ona tylko wyprostowuje się i cedzi przez zaciśnięte usta:
— Kiedy ukrywałeś przede mną prawdę i karmiłeś mnie swoimi kłamstwami… wszystko, co nas łączyło, spłonęło w moim sercu. Nie potrzebuję już żadnego kompasu, Halil. Bo ty… nie jesteś już celem, do którego chcę zmierzać.

Jej spojrzenie wraca do płomieni, które już pochłonęły wszystkie inne pamiątki. Została tylko ta wstążka, która drży w jej kieszeni jak wyrzut sumienia.

— Nie mamy już przeszłości. A przed nami nie ma przyszłości. Sam to spaliłeś, kawałek po kawałku, na moich oczach. Ja tylko dokończyłam dzieła. Niech wszystko między nami obróci się w popiół.

W cieniu drzwi balkonowych pojawia się Songül. Na jej twarzy igra złośliwy uśmieszek, a oczy błyszczą złośliwym triumfem.

— Wygląda na to, że mój list zrobił swoje… — szepcze sama do siebie, z błogim zadowoleniem. — Ich relacja już się sypie, a oni tylko udają szczęśliwą parę. Teraz ich rozdzielenie będzie tylko formalnością.

Kamera wraca na taras. Halil pochyla się, podnosi z desek zapalniczkę i delikatnie wkłada ją w drżące dłonie Zeynep.

— Spal mnie — mówi cicho, jego głos ledwo przebija się przez trzask płomieni. — Jeśli naprawdę chcesz zniszczyć wszystko, co nas łączy… spal i mnie. Nic mnie już tak nie boli, jak widok twojego żalu w twoich oczach.

Zeynep wbija w niego ostre, przeszywające spojrzenie. Jej oddech przyspiesza, w oczach migocze gniew i ból.

— Myślisz, że tego nie czuję? — syczy cicho. — Myślisz, że mnie to nie pali? Bez względu na to, co zrobię… ten ból nie odchodzi. To ty zamieniłeś nasze sny w koszmar. To ty wszystko spaliłeś. Dlatego właśnie chcę, żeby między nami nie zostało już nic… tylko popiół.

Zaciska pięści, wyrzuca zapalniczkę w tył, odwraca się gwałtownie i odchodzi, nie oglądając się za siebie.

Halil zostaje na tarasie sam, wpatrzony w tańczące płomienie. Światło ognia oświetla jego twarz i odbija się w oczach, w których płonie inny żar — żar wiary, że jeszcze wszystko można odbudować.

Jeszcze nie wszystko stracone… — powtarza w myślach, a jego spojrzenie śledzi ostatnie iskry unoszące się w nocne niebo.

***

Nazajutrz Halil zabiera Zeynep do swojej pracowni. W powietrzu unosi się zapach drewna i świeżej farby, światło poranka wpada przez duże okna, rozświetlając surowe wnętrze.

— Mam dla ciebie niespodziankę — mówi cicho, prowadząc ją w głąb pomieszczenia.

Na stole, przykryta haftowaną serwetą, stoi mała, złota klatka. W środku, na cienkim drążku, siedzi śnieżnobiały kanarek, tak lekki i kruchy, że wygląda jak żywy płatek śniegu.

Halil odwraca się do niej i patrzy prosto w jej oczy.

— Zeynep… jesteś moją duszą — mówi z drżeniem w głosie. — Tak jak dla mojego ojca duszą w kopalni był jego kanarek. Pani Zumrut miała rację… Kiedy w sercu zagnieździ się zwątpienie, miłość zaczyna umierać, zatruwana krok po kroku. Jeśli kiedykolwiek zwątpisz we mnie, spójrz na niego. Niech ci przypomina, że kocham cię bardziej niż cokolwiek na tym świecie.

Zeynep przez chwilę milczy. Potem ostrożnie otwiera klatkę i delikatnie ujmuje drobne stworzenie w dłonie.

— W takim razie… nazwijmy go Cicek — szepcze z lekkim uśmiechem, który jednak nie sięga jej oczu.

Wciąż tuląc kanarka w dłoniach, wychodzi na zewnątrz. Halil idzie za nią, a zimny wiatr targa jej włosy. Po kilku metrach zatrzymuje się, odwraca do niego i mówi z lodowatym spokojem:

— Wczoraj powiedziałam ci, że „my” już nie istnieje. Że zniszczę wszystko, co wciąż nas łączy. Myślałam, że zrozumiałeś… ale ty najwyraźniej nadal tego nie pojmujesz.

Delikatnie przyciska kanarka do ust i całuje jego puszyste piórka. Potem, bez wahania, unosi ręce i wypuszcza go w powietrze.

Ptak przez chwilę zawisa nad ziemią, a potem rozpościera skrzydła i odlatuje, niknąc w błękicie poranka. Zeynep spuszcza wzrok, jej twarz staje się chłodna, odcięta od uczuć, jakby w jednej chwili zastygła w marmur.

Halil podchodzi do niej i mówi cicho, z bólem w głosie:
— Cokolwiek robię… nie mogę się do ciebie zbliżyć. Niszczysz każdą moją próbę naprawienia przeszłości. Kto właściwie stoi teraz przede mną? To nie jest ta Zeynep, którą pokochałem.

Dziewczyna podnosi na niego spojrzenie, zimne i nieprzejednane.

— Jeszcze nic nie widziałeś — odpowiada twardo, po czym odwraca się i odchodzi, zostawiając za sobą Halila i echo trzepotu białych skrzydeł, które wciąż drżą w powietrzu.

***

Zaniepokojona przedłużającym się milczeniem Feyyaza, Selma w końcu decyduje się zadzwonić do jego matki. Jej serce bije szybko, gdy wybiera numer, a w gardle czuje narastającą gulę.

— Dzień dobry, pani Feraye — odzywa się nieśmiało, gdy w słuchawce rozlega się głos kobiety. — Tu Selma… Jak się pani miewa?

— Dziękuję, dobrze — odpowiada Feraye chłodno, wyraźnie z dystansem, który od razu wbija się w serce dziewczyny niczym lodowaty sztylet. — W jakiej sprawie dzwonisz?

— Próbuję skontaktować się z Feyyazem, ale jego telefon od wczoraj jest wyłączony. Martwię się o niego. Mam nadzieję, że czuje się już lepiej. Lekarz przecież mówił, że operacja jest konieczna…

Po drugiej stronie zapada cisza. Potem głos Feraye brzmi jak uderzenie bicza:
— Jaka operacja? O czym ty w ogóle mówisz?!

Selma zamiera, zbita z tropu.
— No… przecież… — jąka się. — Feyyaz mówił, że ma niewydolność nerek i że bez przeszczepu… że to sprawa życia i śmierci…

Feraye wybucha szyderczym śmiechem, w którym jednak pobrzmiewa gniew.
— Chyba postradałaś zmysły, dziewczyno. Mój syn jest zdrowy jak ryba. W tej chwili bawi się na wakacjach w Bodrum ze swoimi przyjaciółmi.

Jej głos staje się coraz bardziej jadowity.
— Przestań go nękać i przestań wymyślać te tanie historyjki. Znam takie jak ty… sprytne, interesowne, gotowe udawać troskę tylko po to, żeby wrócić do dawnych bogatych dni. Myślisz, że złapiesz go na litość? Zapomnij. To się nie uda. Zostaw mojego syna w spokoju i nigdy więcej do mnie nie dzwoń.

Po tych słowach Feraye rozłącza się bez pożegnania.

Selma opuszcza rękę z telefonem i przez chwilę stoi w bezruchu, jakby sparaliżowana. Słowa „wakacje w Bodrum” wciąż odbijają się echem w jej głowie.

— Oszukał mnie… — szepcze wreszcie, a jej głos drży. — Okłamał mnie, że jest chory…

Na jej twarzy malują się gniew, ból i niedowierzanie, mieszające się w chaotyczny wir wyrzutów sumienia.

— Eren miał rację… — dodaje, czując, jak z gardła wyrywa jej się cichy szloch. — Co ja najlepszego zrobiłam…?

Łzy napływają jej do oczu, gdy uświadamia sobie, jak łatwo po raz drugi pozwoliła Feyyazowi owinąć się wokół palca i jednocześnie zranić kogoś, kto kochał ją naprawdę.

Jej myśli miotają się gorączkowo, szukając ratunku, nadziei, jakiejś możliwości naprawienia wszystkiego. Ale pytanie, które nie daje jej spokoju, jest jedno:
— Czy nie jest już… za późno?

Zaciska powieki, a jej serce boli bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

***

Cemil przekazuje Halilowi, że Zeynep, w stanie, jakiego jeszcze nigdy u niej nie widział — roztrzęsiona, rozbita — opuściła farmę bez słowa. Halil natychmiast wsiada do samochodu i zaczyna krążyć po okolicy, przeczesując każdą drogę, każde znane mu miejsce.

Nagle jego telefon rozdzwania się w uchwycie. Na ekranie miga imię jednego z pracowników.

— Halil Firat, słucham.

— Panie Halilu, tu Salih — odzywa się po drugiej stronie nerwowy głos. — Muszę panu coś zgłosić… Na Wichrowym Wzgórzu płonie drzewo.

Halil wstrzymuje oddech. Nagle całą siłą wciska hamulec, a samochód zatrzymuje się z piskiem opon, wzbijając w powietrze chmurę kurzu.

— Co ty powiedziałeś?! — krzyczy, czując, jak serce wali mu jak młot. — Czy to pożar lasu?!

— Nie, panie Halilu… to nie tak… — głos Saliha drży. — To pani Zeynep. To ona podpaliła drzewo. Stała tam… wyglądała… dziwnie.

Przez moment Halilowi brakuje słów.
— Dzwoń po straż! Już! — wydusza w końcu. — Ja tam jadę!

Rozłącza się i wciska gaz do oporu. Silnik ryczy, a samochód wystrzeliwuje do przodu. Droga wije się, ale on zna ją na pamięć. Jeszcze nigdy tak nie gnał pod górę.

Wreszcie dociera na szczyt. Wysiada, trzaskając drzwiami, i przez kurz i dym dostrzega ją — Zeynep. Stoi nieruchomo, z kanistrem w dłoni, patrząc na ogień, który już objął cały pień i koronę drzewa. Płomienie ryczą, liście sypią się jak iskry, a powietrze drży od żaru.

To drzewo — ich drzewo. Miejsce, gdzie po raz pierwszy się spotkali, gdzie ona podarowała mu swoją czerwoną wstążkę, gdzie w milczeniu przysięgli sobie miłość… Teraz płonie na jego oczach, a wraz z nim wszystkie wspomnienia, wszystkie nadzieje.

Zeynep nie odwraca głowy. Jej oczy odbijają złoto płomieni, a jej twarz jest zimna i obca.

Dotrzymała słowa. Niszczy wszystko, co ich łączyło. Każdy ślad ich „my”. Każdy promyk wiary, że jeszcze może ją odzyskać.

Halil czuje, jak jego serce pęka, rozpryskując się na milion bolesnych odłamków. Po raz pierwszy naprawdę rozumie, że być może już nie ma powrotu. Że został tylko popiół.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Rüzgarlı Tepe. Inspiracją do jego stworzenia był film Rüzgarlı Tepe 133. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy