„Dziedzictwo” – Odcinek 700 – Streszczenie
Kontynuacja sceny kończącej poprzedni odcinek.
— Nano… mówisz poważnie? — Pinar aż wstrzymuje oddech, zaskoczona wyznaniem przyjaciółki.
— Tak. Jestem śmiertelnie poważna. Kocham go — odpowiada Nana, głosem spokojnym, lecz pełnym emocji.
Za drzwiami jej pokoju Yaman zamiera na chwilę, upewniając się, że się nie przesłyszał. Jego spojrzenie twardnieje, ale gdzieś głęboko błyska cień wzruszenia. W końcu cicho odchodzi, nie chcąc być świadkiem więcej, niż już usłyszał.
— Dlaczego tak się dziwisz? — kontynuuje Nana, jakby nie dostrzegając konsternacji Pinar. — Przecież nie powiedziałam, że jestem w nim zakochana. Powiedziałam tylko, że go kocham.
— A jaka to różnica? — Pinar patrzy na nią uważnie.
— Kocham go tak, jak kocham kwiaty i ptaki. Jak kocha się człowieka za to, że jest… dobry. Bo Yaman, mimo całego swojego chłodu, jest dobrym człowiekiem. A ja zawsze kochałam dobrych ludzi.
Pinar przez moment milczy, po czym uśmiecha się półgębkiem.
— Dobrze, przekonałaś mnie. Mam tylko nadzieję, że kiedyś przekonasz też samą siebie.
— Nie muszę się przekonywać, bo taka jest prawda — odparowuje Nana, choć w jej oczach pojawia się cień wątpliwości, którego sama chyba jeszcze nie dostrzega.
***
Ayse, roztrzęsiona po wydarzeniach w szpitalu, nie może zasnąć. W końcu sięga po telefon i wybiera numer Ferita.
— To oczywiste, że ona się boi — mówi od razu, gdy ten odbiera. — W ostatniej chwili wycofała się, kiedy już prawie nas poprosiła o pomoc.
— Tak. Trzeba być ślepym, żeby tego nie zauważyć — przyznaje Ferit po chwili ciszy. — Wzdrygnęła się na sam widok Tekina. To mówi samo za siebie.
— I co? Mamy siedzieć z założonymi rękami, bo nie odważyła się złożyć skargi? Do szału mnie doprowadza myśl, że nie możemy pomóc komuś, kto tak bardzo tej pomocy potrzebuje.
Ferit uśmiecha się pod nosem, choć jego głos brzmi stanowczo:
— Oczywiście, że nie będziemy siedzieć bezczynnie.
— Więc? — w głosie Ayse słychać nadzieję.
— Jutro weźmiemy jakieś smakołyki i pojedziemy do ich domu.
— Do jego domu?! — dopytuje zaskoczona.
— Tak właśnie. Złożymy pani Nilgun życzenia szybkiego powrotu do zdrowia. Dzięki temu wejdziemy prosto pod nos diabła. Wystarczy, że chwilę z nami porozmawia… i pokaże swoje prawdziwe oblicze.
W słuchawce zapada krótka cisza, po której Ayse szepcze niemal triumfalnie:
— Dobrze. Zróbmy to.
***
Akcja przenosi się do domu Tekina. Widzimy go wściekłego, jak szarpie żonę za ramię, krzycząc na nią z pianą na ustach. Z rozciętej wargi Nilgun sączy się krew, a ona sama ledwie trzyma się na nogach. W końcu mężczyzna z furią rzuca ją na kanapę.
— Tekinie… błagam, nie bij mnie już… — łka wyczerpana, drżąc na całym ciele.
— Chciałaś uciec? Ze swoją matką?! — wrzeszczy, zbliżając się do niej groźnie. — Jesteś moją własnością! Ostatni raz cię ostrzegam: jeśli z kimkolwiek porozmawiasz, jeśli jeszcze raz spróbujesz uciec… zabiję twoją matkę. A potem ciebie. Rozumiesz?!
— Proszę… nie krzywdź jej. Zrobię wszystko, co zechcesz… — szepcze zrezygnowana Nilgun.
Tekin uśmiecha się kpiąco i przenosi wzrok na witrynę, za którą kryją się ukryte drzwi.
— Powinnaś dziękować Bogu, że jeszcze cię tam nie zamknąłem… — mówi cicho.
Na te słowa Nilgun zrywa się, przerażona jeszcze bardziej.
— Nie… nie rób tego! Błagam… nie zamykaj mnie tam!
— Zamknij się! Twoje jęki doprowadzają mnie do szału! — grzmi, uderzając pięścią w stół. — Zgłodniałem. Wstań i zrób mi coś do jedzenia. Przynajmniej raz w życiu bądź pożyteczna jako żona. No już, rusz się!
***
Nazajutrz Ayse i Ferit zjawiają się w jego domu. Tekin otwiera drzwi, udając serdeczność, choć w oczach czai się niepokój.
— Ach, państwo policjanci! Żona jest u sąsiadki, pewnie zaraz wróci…
— To poczekamy w środku — ucina Ferit i bez pytania wchodzi do salonu.
Od razu zauważa torebkę Nilgun, porzuconą na fotelu. Wymienia z Ayse znaczące spojrzenie.
— Kobieta nie wychodzi z domu bez torebki… — mruczy pod nosem.
Nagle z łazienki dobiega odgłos trzasku.
— Może twoja żona już wróciła, a ty tego nawet nie zauważyłeś? — sugeruje z chłodnym uśmiechem Ayse.
— Tak… możliwe… — Tekin prostuje się, poprawiając kołnierzyk. — Nilgun?! Kochanie, jesteś w domu?
Po chwili Nilgun wchodzi do pokoju dziennego. W makijażu, starannie ułożonych włosach… ale siniec wokół oka jest i tak widoczny.
— Kochanie?! Kiedy wróciłaś? — Tekin rozkłada ręce w teatralnym geście zdziwienia. — Myślałem, że jesteś u sąsiadki… — przyciąga ją do siebie i nachyla się, by szepnąć do ucha: — Powiesz jedno słowo… i skończysz w tamtym pokoju. Rozumiesz?
— Byłam u sąsiadki — potwierdza Nilgun, uśmiechając się blado. — Mąż po prostu nie zauważył, że już wróciłam. Witajcie…
Ayse przygląda się jej uważnie.
— Cieszę się, że cię zastaliśmy, ale… — zaczyna, jednak Ferit ucisza ją gestem.
— Szybkiego powrotu do zdrowia, pani Nilgun — mówi z uśmiechem pełnym fałszywej uprzejmości. — W szpitalu wyglądałaś znacznie lepiej. Co się stało z twoją twarzą?
Nilgun spuszcza wzrok.
— Wypadek… poślizgnęłam się w łazience i upadłam…
Ayse mruży oczy.
— Sama upadłaś? Czy ktoś ci w tym pomógł? — rzuca, przenosząc chłodne spojrzenie na Tekina.
— Na litość boską, pani komisarz! — Ferit udaje oburzenie. — Jak możesz żartować w takiej sytuacji? To przecież był tylko wypadek.
— Dokładnie tak — dorzuca Tekin, obejmując żonę ramieniem. — Mnie też boli serce, kiedy widzę ją taką. Ale dla mnie i tak jest najpiękniejsza na świecie, prawda?
Tekin uśmiecha się szeroko, ale w jego oczach błyszczy cień obłędu. Ayse i Ferit wymieniają porozumiewawcze spojrzenia, wiedząc, że piekło, które kryje ten dom, dopiero zaczyna się odsłaniać.
***
Yaman i Nana, próbując znaleźć sposób na rozwiązanie swojego skomplikowanego układu, trafiają w to samo miejsce — do domu mistrza Veliego. Na podwórku zastają go w tragicznym stanie, leżącego w kurzu, z poranioną twarzą i ledwie łapiącego oddech. Ktoś skatował go niemal na śmierć.
— Zabrali… moje zegarki… — wyszeptuje Veli, gdy Yaman podnosi go z ziemi i sadza na ławce. — Były tam antyki… ale najważniejszy… złoty zegarek mojej żony… Podarowałem jej go na rocznicę… kochała go nad życie…
— Jak oni mogli?! — wybucha Nana, klękając przy nim i delikatnie opatrując jego rozcięcia.
— Nie martw się. Znajdziemy tych drani — mówi zimnym głosem Yaman, w oczach którego pojawia się gniew. — Kto to zrobił? Znasz ich? Wiem, że nie chcesz, żebym pakował się w kłopoty, ale nawet jeśli będziesz milczał… i tak ich dorwę.
— Yamanie… nie rób tego… — jęczy Veli, chwytając go za rękaw. — To bardzo niebezpieczny człowiek… Nie zadzieraj z Kumarbazem…
— Kumarbaz? Nigdy o nim nie słyszałem — burknął Yaman, marszcząc brwi.
— Tak go nazywają… Król hazardzistów. Ma swój gang. Okrada ludzi, porywa ich… Jego serce jest czarne jak noc.
Yaman patrzy na niego z determinacją i wstaje.
— Nie martw się. Złoty zegarek twojej żony i wszystko, co ci zabrali, wróci do ciebie.
Ruszając w stronę samochodu, wyciąga telefon i zaczyna dzwonić, wydając krótkie, stanowcze rozkazy. Nana tylko patrzy na niego, wiedząc, że nie pozwoli jej na towarzyszenie. Gdy Yaman zajęty jest rozmową, wymyka się ukradkiem i chowa w bagażniku samochodu.
***
Na miejscu wszystko szybko wymyka się spod kontroli. Zamiast odzyskać łupy i wymierzyć sprawiedliwość, oboje wpadają w pułapkę. Groźni ludzie Kumabarza atakują ich z zaskoczenia, obezwładniają i prowadzą do mrocznej hali.
Tam, pośród wrzawy i świateł, zostają zamknięci w ogromnej stalowej klatce — tej samej, w której toczą się brutalne walki MMA. Metalowe pręty dudnią, gdy zamyka się zamek. Nana wpatruje się w Yamana z przerażeniem, a on ze spokojem, który ledwie maskuje gniew, chwyta ją za dłoń.
Czy tym razem uda im się wydostać z tej kolejnej niebezpiecznej sytuacji? Czy razem znajdą sposób, by pokonać samego Kumabarza i jego ludzi?
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Emanet. Inspiracją do jego stworzenia był film Emanet 513. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.







