Dziedzictwo odc. 749: Yaman i Nana w jednej celi!

Kadr z serialu "Dziedzictwo". Yaman i Nana są zamknięci w jednej celi na komisariacie. Nana stoi przy kratach ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej, a Yaman siedzi na ławce.

„Dziedzictwo” odcinek 749 – streszczenie szczegółowe

Ferit z wprawą instaluje podsłuch w telefonie Simay i dyskretnie upuszcza go na podłogę sali, w której przed chwilą z nią flirtował. Jego plan działa bezbłędnie – pielęgniarka, przekonana, że aparat wysunął się jej z kieszeni, podnosi go, nawet nie podejrzewając, że stał się narzędziem w rękach komisarza.

Zadowolony z efektu, Ferit opuszcza szpital, zostawiając Ayse samą na niebezpiecznej misji. Sam kieruje się do rezydencji Yamana. Na biurku w jego gabinecie zalegają stosy dokumentów.

– Złapaliśmy kilku ludzi powiązanych z Sergiem Nercelim – oznajmia Ferit bez wstępów. – To prawdziwi bandyci. Handel bronią, wymuszenia, porwania, grabieże, morderstwa… mają na sumieniu wszystko.

Yaman podnosi wzrok znad papierów, a jego spojrzenie staje się twarde.
– Dowiedziałeś się czegoś konkretnego?

– W tej chwili są przesłuchiwani – odpowiada komisarz. – Wpadli, kiedy przygotowywali kolejne morderstwo. Moi ludzie próbują ustalić szczegóły.

– Dobrze. – Yaman opiera dłonie na blacie biurka. – Ten łajdak i tak jest skończony. Prędzej czy później go dorwę.

– Nie martw się, bracie – Ferit kładzie mu rękę na ramieniu. – Rozwiążemy to razem. – Zawiesza głos, a potem celnie wbija spojrzenie w Yamana. – Ale powiedz, czemu tak się zagotowałeś podczas tamtej rozmowy telefonicznej?

Yaman marszczy brwi. Jego ton staje się ciężki.
– Doprowadzili do cofnięcia pozwolenia na pracę dla niani. Jest nakaz jej deportacji. A w Gruzji czekają, by ją schwytać.

Ferit zaciska szczęki.
– Typowe dla takich drani. Ich macki sięgają wszędzie. Poszedłeś z tym do sądu?

– Tak. Ale procedury ślimaczą się niemiłosiernie.

– Już rozumiem, czemu jesteś taki spięty – Ferit kiwa głową. – Ale jest rozwiązanie… formalne małżeństwo. Rozważałeś to?

Yaman przez chwilę milczy, po czym przyznaje z wahaniem:
– Tak.

– Świetnie. Kto jest kandydatem? – Ferit mruży oczy z udawaną powagą. – Tylko nie mów, że masz konkurenta.

– Niestety mam. – Głos Yamana staje się chłodny. – Przyszedł i ponownie się jej oświadczył.

Ferit prycha kpiąco.
– Co za hiena! Wykorzystuje sytuację, ale Yaman Kirimli nie da się tak łatwo ograć. Nie zamierzasz mu tego oddać, prawda?

Yaman odwraca wzrok, udając obojętność.
– To nie moja decyzja. Niania sama wybierze. Ale jednego jestem pewien – nie oddam jej w ręce Serga.

Ferit przysuwa się bliżej. Mówi ciszej, jak brat do brata:
– Powiem ci szczerze. Formalne małżeństwo to ryzyko… ale tylko, jeśli zawrze je z kimś obcym. Z kimś, komu nie ufa. A ciebie zna. Tobie ufa.

– To niemożliwe – pada szybka, niemal nerwowa odpowiedź Yamana.

Ferit unosi brew. Jego uśmiech jest prowokujący.
– Oczywiście. Chociaż… może boisz się, że nawet jeśli ślub byłby tylko na papierze, twoje uczucia wymkną się spod kontroli?

– Gadasz bzdury! – wybucha Yaman. – Nie mam żadnych uczuć i żadnych obaw!

– Jasne. A ziemia jest płaska – kpi Ferit, prostując się. – Dobrze, zmykam. Zadzwoń, jeśli zmienisz zdanie. Z przyjemnością zostanę twoim świadkiem. – Rusza w stronę drzwi, ale zatrzymuje się jeszcze na progu. – I pamiętaj, bracie… jeśli powiedziałeś, że została ci powierzona, musisz jej się oświadczyć.

Słowa zawisają w powietrzu jak ciężar, którego Yaman nie potrafi zrzucić z serca.

***

Na komisariacie Basak podeszła do biurka Volkana z wyraźnie zasmuconą twarzą. Jej oczy były podkrążone, jakby dopiero co powstrzymywała łzy.

– Wszystko w porządku? – zapytał policjant, odkładając na bok dokumenty. – Mam nadzieję, że nie chodzi o twojego ojca.

– Nie, to nie tata… – odparła cicho, spuszczając wzrok. – Ale nie chcę psuć ci nastroju ani stwarzać niepotrzebnych napięć.

– Basak – Volkan pochylił się w jej stronę, łagodnie, ale stanowczo. – Powiedz mi, co się stało.

– Rozmawiałam przez telefon z przyjaciółką – zaczęła powoli. – Cieszyłam się, że udało mi się przekonać tatę do operacji. I wtedy weszła Nese. Zaczęła mnie obrażać bez powodu. Próbowałam jej wytłumaczyć, że źle mnie zrozumiała, ale nawet nie chciała słuchać. Oskarżyła mnie… że cię oszukuję.

Na twarzy Volkana pojawił się cień złości, ale odetchnął głęboko, by nie pogłębiać jej smutku.

***

Yaman i Nana jechali samochodem na spotkanie z prawnikiem. Cisza w aucie szybko przerodziła się w kolejną sprzeczkę. Ich głosy, coraz bardziej podniesione, odbijały się echem od szyb.

Yaman, zbyt skupiony na wymianie słów z Naną, nie zauważył zmiany świateł. Z tyłu rozległ się głośny klakson. Kierowca innego auta zrównał się z nimi i wykrzyczał obraźliwe słowa w stronę Nany.

Tego było za wiele. Yaman wyskoczył z samochodu, a jego twarz była zaciemniona gniewem. Kilka sekund później doszło do bójki. Nana, choć próbowała go powstrzymać, sama wpadła w sam środek zamieszania.

***

Godzinę później Ferit odebrał telefon.

– Komisarzu, tu Kara – odezwał się znajomy głos. – Przed chwilą przywieźli Kirimliego i panią Nanę.

– Co się stało? – Ferit spiął się natychmiast. – Znowu ktoś próbował ich zabić?

– Nie tym razem. – W głosie Kary słychać było lekką ironię. – Urządzili scenę na drodze. Yaman pobił innego kierowcę, a pani Nana była w to wszystko zamieszana. Teraz siedzą na przesłuchaniu. Szczerze mówiąc, nigdy nie widziałam takiego tandemu… Oni potrafią kłócić się nawet tutaj, w komisariacie.

– A co z tym kierowcą? – zapytał Ferit, marszcząc brwi.

– Jest wściekły, ale nie chce składać skargi. Powiedział, że woli nie mieć z nimi nic wspólnego.

– To świetnie – mruknął Ferit.

– Świetnie? – Kara aż uniosła głos. – W czym ty widzisz coś dobrego?!

– Posłuchaj mnie uważnie – odparł spokojnym, ale stanowczym tonem. – Zamknij ich razem w areszcie na dwie godziny. Niech się tam wygryzą i wreszcie ochłoną. I pamiętaj, że nic o tym nie wiem. Oficjalnie nie odebrałem od ciebie telefonu, bo jestem na misji. Jasne?

Kara westchnęła ciężko, po czym odpowiedziała:

– Jasne, komisarzu.

***

Zgodnie z poleceniem Ferita, Kara zamknęła Nanę i Yamana w jednej celi. Żelazne drzwi zamknęły się z głośnym trzaskiem, a cisza, jaka po nich zapadła, była niemal dusząca. Nana zaczęła chodzić tam i z powrotem, jakby brak ruchu miał odebrać jej resztki spokoju. Yaman tymczasem siedział nieruchomo na ławce, z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Jego twarz była twarda jak kamień, ale spojrzenie zdradzało, że w środku wrzało.

– Zaczyna do mnie docierać – odezwała się w końcu Nana, nie zatrzymując swojego nerwowego marszu. – Utknęłam tutaj. Z tobą… i z własnymi myślami.

– Jakie to myśli? – Yaman uniósł brew, nie spuszczając z niej wzroku.

– To nie twoja sprawa.

– Niestety, wszystko, co dotyczy ciebie, dotyczy też mnie – odparł chłodno, choć w jego głosie pobrzmiewało napięcie.

– Wcale nie. Ty po prostu szukasz powodu, żeby się ze mną kłócić – Nana wreszcie zatrzymała się i spojrzała na niego z wyrzutem. – Dlatego moje myśli są dla ciebie niedostępne. Ale skoro pytasz… ja też mam pytanie. Dlaczego dzisiaj jesteś taki spięty? Dlaczego tak łatwo się na mnie złościsz?

– Bo doprowadzasz mnie do szału – syknął Yaman, odwracając głowę.

– Zawsze ta sama odpowiedź – odcięła Nana. – Tym razem jej nie przyjmuję. Od kiedy pojawiła się kwestia małżeństwa, jesteś inny. Cały czas się na mnie wściekasz. To przez to, że nie lubisz Kubilaya?

Zrobiła krok bliżej, jakby chciała go sprowokować.

– Ale skoro chcesz wiedzieć, powiem ci. Myślę o swoim losie. Zostać czy odejść? Powiedzieć Kubilayowi „tak”, czy odrzucić go? Czas ucieka, a ja wciąż nie wiem, co zrobić.

– Mówiłem ci, żebyś była cierpliwa i poczekała na rozprawę – odpowiedział Yaman z naciskiem. – Ale jeśli tak ci spieszno… zgódź się na to małżeństwo. Zakończ to.

Słowa wypadły z jego ust szybciej, niż zdołał je powstrzymać. Dopiero kiedy rozbrzmiały w ciasnej celi, Yaman uświadomił sobie, co właśnie powiedział – sam wepchnął Nanę w ramiona Kubilaya. Doprowadził do tego, czego najbardziej się obawiał.

Ku jego zdziwieniu, Nana roześmiała się krótko, gorzko.

– Świetny pomysł. Jest tylko jeden problem. Nie chcę go.

Jej głos był pewny, zdecydowany.

– Może to i dobry człowiek, ale jest mi obcy – dodała, siadając na ławce naprzeciw Yamana. – Nie znam go, nie ufam mu. I, szczerze mówiąc, ma fatalne poczucie humoru. Patrzy na mnie tak, jakby chciał mnie połknąć wzrokiem. Szeptał mi w uszy absurdalnie piękne słowa, które zamiast cieszyć, doprowadzały mnie do furii. Przy nim czuję się jak w klatce. Duszę się. Wolę słuchać twoich krzyków niż jego komplementów.

Yaman uniósł głowę, a w jego oczach zaiskrzył się cień emocji, jakby dawno skrywane uczucia nagle znalazły drogę na powierzchnię.

– Obiecuję ci jedno – powiedział powoli, ale stanowczo. – Nigdy nie pozwolę, żebyś zrobiła coś, czego nie chcesz.

– Ale jeśli sąd nie rozwiąże tej sytuacji… – Nana westchnęła, a jej głos zadrżał – będę musiała podjąć decyzję sama.

– Nie. – Yaman uderzył dłonią w kolano, jakby chciał podkreślić wagę swoich słów. – Znajdziemy inne wyjście.

Ich spojrzenia spotkały się w ciszy celi. Między nimi nie było tylko gniewu – było coś więcej.

***

Simay ma coraz mniej czasu, by dokończyć powierzoną jej misję. Dyrektor policji wciąż żyje, a ci, którzy ją wynajęli, przestają być cierpliwi. Ostrzegli ją bez ogródek: jeśli dziś nie wykona zadania, ona sama stanie się celem. Zdesperowana i przyparta do muru pielęgniarka podejmuje decyzję – zamierza wstrzyknąć truciznę do kroplówki pacjenta.

Kiedy jednak na jej drodze staje Ayse, sytuacja wymyka się spod kontroli. Simay, nie wahając się ani sekundy, wbija strzykawkę w szyję policjantki.

***

Chwilę później do szpitala przybywa Ferit. Z ust ochroniarza dowiaduje się, że Ayse została zaatakowana. Pędzi korytarzem, niemal wpadając do gabinetu lekarskiego.

– Jaki jest jej stan?! – pyta, ściskając pięści.

– Bardzo poważny – odpowiada doktor z posępną miną. – Nie wiemy, co to za trucizna. Próbowaliśmy wszystkiego, ale żadne antidotum nie działa. Jeśli szybko nie odkryjemy, z czym mamy do czynienia, możemy ją stracić.

Ferit osuwa się na krzesło pod ścianą, jakby nagle zgasło w nim całe życie. Oparł łokcie na kolanach i ukrył twarz w dłoniach.

Wtedy na korytarzu pojawia się Simay. Nikt nie podejrzewa jej o atak, dlatego porusza się pewnym krokiem, z udawaną troską na twarzy.

– Tak mi przykro, komisarzu – mówi słodkim tonem. – Ty i twoi bliscy ciągle stoicie w obliczu niebezpieczeństwa. Twoja była żona walczy o życie, a ty… nadal na służbie.

– Służba ponad wszystko – odpowiada Ferit beznamiętnie, głosem człowieka, który trzyma się już tylko siłą woli. – Mam nadzieję, że Ayse z tego wyjdzie.

– Nadal nie znaleźliście trucizny? – dopytuje Simay, mrużąc oczy.

Ferit tylko kręci głową.

– Bądź więc gotowy na wszystko – dodaje kobieta złowieszczo.

W tej chwili dobiega ich głos Ibrahima:

– Komisarzu! Mam dobre wieści! – woła z końca korytarza. – Udało nam się ustalić, jaka to substancja. Lekarze podali antidotum, a stan pani Ayse zaczyna się poprawiać. Próbowała nawet podać imię osoby, która ją otruła, ale zasnęła z wyczerpania.

Ferit zerwał się z miejsca, jakby odzyskał nadzieję.

– Twoje usta są złote, Ibo! A co mówią lekarze? Kiedy się obudzi?

– Za kilka godzin – odpowiada policjant.

– W porządku. Musimy czekać – stwierdza Ferit, a jego głosie słychać ulgę.

Simay natomiast zamiera. W jej myślach kłębi się tylko jedno: „Musi umrzeć, zanim się obudzi. Nie mogę pozwolić, by zdradziła moje imię”.

Zaciska zęby i nie tracąc czasu, kieruje się do sali Ayse. Drzwi stoją otwarte, a przy wejściu nie ma ochroniarzy. Z bijącym coraz szybciej sercem wyciąga strzykawkę z kieszeni fartucha. Podchodzi do łóżka i unosi rękę, gotowa wbić igłę.

Nagle zimna dłoń zaciska się na jej nadgarstku. Ayse otwiera oczy i z błyskiem w spojrzeniu zakłada jej kajdanki jednym, pewnym ruchem.

– To koniec, Simay – mówi spokojnie, bez śladu słabości w głosie. – Tym razem to ja byłam szybsza.

Do sali wchodzą Ferit i Ibrahim. W powietrzu czuć napięcie, a ciszę przerywa jedynie pikanie aparatury medycznej.

– Film się skończył – mówi chłodno Ferit, celując do Simay z pistoletu. – Powiedz mi, Simay… ci, którzy cię wynajęli, są głupi, czy może ty sama jesteś bardziej nierozważna niż oni?

Simay blednie, jej ręce drżą, a w oczach pojawia się panika.

– Lekarze mówili, że ona umiera, że nie ma już żadnej nadziei… – szepcze, spoglądając w osłupieniu na Ayse, która siedzi na łóżku, spokojna i uśmiechnięta.

– Jak powiedział Ferit, dotarliśmy do końca filmu – odpowiada Ayse, pełna pewności siebie. – Tylko że to my napisaliśmy scenariusz. A ty, nieświadoma, odegrałaś główną rolę.

***

Retrospekcja.

Ferit stoi przy łóżku Ayse, a jego twarz ściągnięta jest bólem. Ściska jej dłoń i mówi drżącym głosem:

– Ayse, błagam… nie możesz mnie teraz zostawić. Nie teraz, kiedy po siedmiu latach wszystko zaczyna się układać. Wyzdrowiej, a przysięgam, już nigdy cię nie skrzywdzę.

Ayse otwiera oczy. Na jej ustach pojawia się delikatny uśmiech.

– Nie płacz, Fericie – szepcze, z lekkim rozbawieniem w głosie. – Simay nie zdążyła mi wstrzyknąć całej trucizny. Nic mi nie jest. Po transfuzji krwi doszłam do siebie szybciej, niż sądzili lekarze.

Ferit odwraca wzrok, by ukryć łzy.
– Byłem o krok od szaleństwa… Tak bardzo bałem się, że cię stracę. Ale dlaczego udawałaś?

– Bo chciałam, żebyś zrozumiał. Żebyś naprawdę żałował. Ty już uwierzyłeś… teraz musi uwierzyć Simay.

***

Teraźniejszość.

Ferit spogląda na skutą kajdankami Simay.
– Zostałaś schwytana na własnym polowaniu – mówi lodowatym tonem. – Bo komisarz Ayse jest nie tylko piękna, ale też piekielnie mądra.

– Ibo – dodaje, nie odrywając wzroku od Simay – zabierz tę fałszywą pielęgniarkę do aresztu.

Ibrahim podchodzi, chwyta Simay pod ramię i prowadzi ją ku drzwiom. Kobieta jest zdruzgotana. Jej twarz jest wykrzywiona od bezsilności.

Gdy drzwi zamykają się za nią, Ferit i Ayse patrzą na siebie. W ich spojrzeniach jest ulga, ale też coś więcej – świadomość, że mimo burzy, którą przeszli, wciąż mogą na sobie polegać. Ayse wyciąga dłoń, a Ferit z uśmiechem przybija z nią piątkę.

***

Yusuf dowiaduje się, że Nana być może będzie musiała wyjechać do Gruzji i go opuścić. Chłopiec nie potrafi powstrzymać łez.

– Nie chcę, żebyś mnie zostawiła… – mówi, wtulając się w nią rozpaczliwie.

Nana gładzi go po włosach i szepcze:
– Zrobię wszystko, żeby zostać. Nie pozwolę, żeby nas rozdzielono.

Czy aby dotrzymać obietnicy, zdecyduje się na krok, którego nigdy wcześniej nie brała pod uwagę – ślub z Kubilayem?

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Emanet. Inspiracją do jego stworzenia był film Emanet 546. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy