1033: Macide i Kiymet siedzą na ławce. „Chciałaś tu usiąść, ale jest bardzo zimno” – mówi mama Mahira, kuląc się z zimna. – „Boję się, że się przeziębisz. Weźmiemy kawę na wynos i pójdziemy, dobrze?”. „Nie, posiedźmy tutaj. Lubię chłodne powietrze” – odpowiada pani Haktanir. – „Kiymet, co powiedziała ci lekarka po badaniu? Nie powiesz mi? Dlaczego cię wezwała? Czy dzieje się coś złego?”. Następuje retrospekcja. Kiymet jest w gabinecie lekarki swojej siostry. „Chciałam porozmawiać z kimś z rodziny pani Macide, zamiast bezpośrednio z nią” – oznajmia doktorka. – „Dobrze, że z nią przyjechałaś”. „Tylko ją mam. Próbuję być dla niej wsparciem, jak tylko to możliwe”.

„Czy pani Macide regularnie przyjmuje lekarstwa?” – pyta lekarka. „Tak, osobiście tego pilnuję” – odpowiada Kiymet. – „Zwracam szczególną uwagę na czas”. „Czy ostatnio przeżyła coś stresującego?”. „Nie słyszała pani? Dużo się o tym mówiło w ostatnim czasie. Syn Macide miał różne problemy, a ona oczywiście bardzo się o niego martwiła”. „Rozumiem. Właśnie wtedy, gdy jej stan zaczął się stabilizować, postęp choroby znów przyspieszył”. „Choroba jest w zaawansowanym stadium?”. „Niestety tak”. Akcja wraca do teraźniejszości. „Kiymet, co powiedziała lekarka?” – dopytuje mama Kerema. – „Coś złego, że nie chcesz powiedzieć?”.

„Ach, Macide, dlaczego miałoby być coś złego? Powiedziała mi to samo, co i tobie” – odpowiada Kiymet. „Ale mnie nic nie powiedziała”. „Choroba nie postępuje, leki działają. Nie ma więc powodów do zmartwień”. „Naprawdę tak powiedziała?”. „Aha. Nie patrz na mnie, jakbym przyniosła ci złe wieści. Uśmiechnij się trochę”. „Nie wiem, Kiymet. Po tym, co stało się wczoraj, nie oczekiwałam niczego dobrego. A ponieważ nic mi nie powiedziała, pomyślałam, że na pewno jest coś złego”. „Nie martw się niepotrzebnie. Doktorka powiedziała, że wszystko jest w porządku. I nie myśl o tym, co było wczoraj. Zebrałaś w sobie cały stres i w końcu musiało to eksplodować. Ale Kerem już do nas wrócił. Od teraz myśl pozytywnie”.

Emirhan wraca ze szkoły. Na jego drodze pojawia się ojciec. Chłopiec ignoruje go i idzie dalej. „Hej, po co ten pośpiech?” – woła Tufan i podąża za synem. – „Masz pilną pracę?”. „Muszę iść do mamy” – rzuca Emirhan i przyspiesza kroku. „Zdążysz, zatrzymaj się.” – Tufan chwyta chłopca za ramię. – „Zobacz, co ci kupiłem.” – Z reklamówki wyciąga zestaw kredek ołówkowych. – „Jak ci się podobają? Są piękne, prawda? Zobacz tylko na te kolory. Twój nauczyciel powiedział mi, że jesteś bardzo zdolny. Chciałem cię nagrodzić. Dalej, weź to”. „Nie trzeba, nie chcę.” – Emirhan odwraca się, a ojciec po raz kolejny go zatrzymuje.

„Jak możesz nie chcieć tak atrakcyjnego prezentu?” – pyta Tufan. – „Weź to”. „Nie chcę, mam dość kredek. Muszę iść”. „Dlaczego to robisz, synu? Nawet na mnie nie patrzysz, a ja błagam cię jak pies. Daj mi szansę na odkupienie win. Pozwól mi się z tobą widzieć przynajmniej wtedy, gdy wracasz ze szkoły”. „Nie możesz! Nie rozmawiaj ze mną więcej!” – Emirhan odchodzi. „Wiem, że to matka uczy go tego wszystkiego” – mówi do siebie Tufan. – „Cokolwiek robię, wszystko na próżno. Patrzcie tylko na upór tego malucha. Muszę coś zrobić, tak być nie może. Tylko co?”.

Akcja przenosi się do rezydencji. Elif pomaga mamie sprzątać w spiżarni. „Mamo, czy ciocia Macide jest w swoim pokoju?” – pyta dziewczynka. „Nie, poszła do szpitala” – odpowiada Melek. „Dlaczego? Czy stało się coś złego?”. „Nie, po prostu poszła na badanie. Ale było to już jakiś czas temu. Najlepiej, jak do nich zadzwonię. Kochanie, dość już mi pomogłaś. Idź do pokoju i odpocznij”. „Dobrze, ale zawołaj, jeśli będziesz mnie potrzebować.” – Elif opuszcza spiżarnię. Jej mama kładzie ostatnie skrzynki na półce i wybiera numer do Macide. Nie wie, że jej telefon znajduje się w torebce Kiymet, która od razu odrzuca połączenie.

„Dlaczego nie odebrała? Może jest jeszcze u doktora?” – zastanawia się Melek. Akcja przenosi się do sklepu. Julide odbiera telefon od syna. „Mamo, skończył się chleb” – oznajmia chłopiec. – „Pójdę na rynek. Czy mogę wziąć pieniądze z szuflady?”. „Skończył się? Zapomniałam. W porządku, weź trochę więcej i kup sobie czekoladę. Bądź ostrożny i nie rozmawiaj z nikim”. Kamera przenosi się przed dom Julide. Tufan stoi za ogrodzeniem. Gdy jego syn wychodzi na zewnątrz, odchodzi na kilka kroków i udaje, że rozmawia przez telefon. „Jesteś mi świadkiem, bracie” – mówi do słuchawki, a Emirhan przysłuchuje mu się. – „Tęskniłem za nim przez lata. Śniłem o nim każdej nocy. Nie mogłem doczekać się, aż wreszcie go znajdę, ale on mnie nie akceptuje”.

„Nie słucha mnie i nie patrzy na mnie, jakbym był jego wrogiem” – mówi dalej Tufan. – „Mój własny syn. Cokolwiek robię, nie przynosi to skutku. Mówię mu, że się zmieniłem, że żałuję. Nie wie, jak bardzo go kocham. Oddałbym za niego życie! Co mi z życia, jeśli mój syn na mnie nie spojrzy, jeśli nie nazwie mnie ojcem? Ty też jesteś ojcem, rozumiesz mnie. Doceniasz wartość swojego syna. Nie popełnij błędu jak ja. Nam nie udało się być ojcem i synem. Ja swojego syna muszę kochać na odległość”. Tufan rozłącza się. Przeciera oczy i pochlipuje.

„Płaczesz?” – pyta Emirhan, podchodząc do ojca. „Byłeś tutaj?” – pyta Tufan. – „Twój ojciec nie może zostać łatwo złamany. Nie płacze za wszystkim. Tylko… Tylko jeśli chodzi o ciebie…”. „Nie płacz, jestem tutaj”. „Jesteś tutaj, ale mnie nie chcesz. Nawet nie widzę twojej twarzy. Tęsknię za twoim uśmiechem. I ty, i twoja matka myślicie, że nie jestem wam potrzebny. Dobrze, robiłem złe rzeczy, kiedy byłeś mały, ale później żałowałem. Zdałem sobie sprawę, że w życiu najważniejsza jest rodzina. Nie mówię, że musisz od razu przybiec i mnie przytulić, ale daj mi szansę. Kiedy się widzimy, przynajmniej coś mów. Kiedy idziesz do szkoły, pozwól mi tobie towarzyszyć. Nie traktuj mnie jak obcego, kiedy mnie widzisz”.

Kiymet i jej siostra są już w rezydencji. „Wróciłaś już, pani Macide” – mówi Melek, podchodząc do pani Haktanir. – „Zmartwiłam się, kiedy nie mogłam się do ciebie dodzwonić”. „Jesteśmy tutaj, nie martw się. Kiedy do nas dzwoniłaś?”. „Jakieś pół godziny temu”. „Oddałam swój telefon Kiymet przed wejściem do lekarza”. „Twój telefon nie dzwonił” – oznajmia Kiymet. – „Naprawdę tego nie wiem”. „Jak możesz nie wiedzieć? Telefon został wyłączony.” – Melek uważnie przypatruje się mamie Mahira. „Nie wiem, może coś samo nacisnęło się w torebce. Nie zauważyłam tego”.

„Dobrze, nieważne. Jak poszła wizyta?” – pyta mama Elif. „Wszystko dobrze, dzięki Bogu” – odpowiada Macide. „Bardzo się cieszę. Czy lekarstwa zostały zmienione?”. „Nie, doktorka nie uznała tego za konieczne”. „Macide, wiadomości są dobre. Kerem wyszedł na wolność, nie będziesz się już stresować. Zrelaksuj się, chodź.” – Kiymet wskazuje na kanapę i zwraca się do Melek: „A ty zrób nam kawę, żebyśmy mogły odpocząć”.

W następnej scenie Melek jest w kuchni. „Jak to możliwe? Po tym, co stało się wczoraj, jak wyniki mogą być dobre?” – zachodzi w głowę i otwiera szufladę, gdzie do tej pory były lekarstwa Macide. Teraz ich tam nie ma. Do kuchni wchodzi służąca. – „Gulsum, widziałaś leki pani Macide? Czy gdzieś je schowałaś?”. „Ja nie, to pani Kiymet je zabrała. To ona daje je pani Macide”. „Ale dlaczego to problem, że były tutaj?”. „Nie pytałam, Serce. Wiesz przecież, że ona robi wszystko po swojemu”. Akcja wraca przed dom Julide. „Kiedy cię zobaczyłem, myślałem, że cały świat jest mój” – mówi do syna Tufan. – „Ale teraz, kiedy się odwracasz, cały ten świat ulega awarii, staje się czarny”.

„Dobrze, rozumiem” – kontynuuje mężczyzna. – „Nie masz zamiaru przebaczyć ojcu. Ale nie martw się, nie jestem zły na ciebie ani na twoją matkę, tylko na siebie, ponieważ nie potrafiłem cię wcześniej docenić. To jest moje przeznaczenie. Umrę sam, bez nikogo…” – Tufan kuca przed synem. – „Umrę jako biedak, który nigdy nie usłyszy, jak nazywasz go ojcem. Synu mój, synu!” – Zbir przytula chłopca. Akcja wraca do rezydencji. Kiymet wchodzi do spiżarni, by sprawdzić efekty pracy Melek. „Ładnie wszystko poustawiała” – przyznaje. – „Ciekawe, czy trudziłaby się tak bardzo, gdyby wiedziała, że zostanie dzisiaj wyrzucona?”.

Do spiżarni wchodzi Melek. Staje przed mamą Mahira i pyta: „Gdzie zostawiłaś leki pani Macide?”. „Co tobie do tego?”. „Zastanawiam się, dlaczego je przeniosłaś”. „Nie powiedziałam ci dziś rano, że to ja zajmę się Macide? Dlaczego wtrącasz się tam, gdzie nie jest twoje miejsce? Ale ty zamiast wykonywać swoją pracę, wolisz angażować się we wszystko inne! Cały czas wykręcasz się! Spójrz tylko na to.” – Kiymet pokazuje na półki z przetworami. „Patrzę i widzę, że zrobiłam wszystko, co powiedziałaś”. „Tak może każdy zrobić. To jak wrzucenie produktów do reklamówki. Czy nie rozumiesz, że plastik jest szkodliwy? Na górze mają być szklane słoiki!”.

„Do pracy w tak dużym domu potrzeba uwagi i doświadczenia” – kontynuuje siostra Macide. – „I przede wszystkim dobrych manier. Jeśli tego nie ma, wszystko jest na próżno. „Ale pani Kiymet…”. „Nie przerywaj mi! Nie jestem Macide. Nie jestem łagodna jak ona. W dzieciństwie też była taka. To ja musiałam mówić to, czego ona nie mogła powiedzieć. Dzisiaj będzie tak samo. W tym domu nie ma pracy dla ciebie. Nie potrzebujemy kogoś, kto obija się tak jak ty! Będzie najlepiej, jeśli jak najszybciej opuścisz rezydencję”.

Akcja przeskakuje do następnego dnia. Melek i Elif z walizkami pojawiają się przed drzwiami rezydencji. Otwiera im Macide. „O co chodzi z tymi walizkami?” – pyta. – „Jedziecie gdzieś?”. „Nie, nigdzie się nie wybieramy” – odpowiada Melek. – „Można powiedzieć, że przybyłyśmy właśnie do naszego miejsca docelowego. Jeśli nadal się zgadzasz, to ja i Elif chciałybyśmy tutaj zostać”. „Naprawdę?” – Pani Haktanir uśmiecha się szeroko. – „Nie mogę opisać, jak bardzo mnie uszczęśliwiłyście. Mam nadzieję, że nie ma żadnego problemu?”. „Nie ma, nie martw się. Długo myślałam i zdecydowałam, że zostanie tutaj będzie najlepsze. Nie chcę być daleko od ciebie. Chcę, żebyśmy wszyscy byli razem pod jednym dachem”.

Kamera robi zbliżenie na Kiymet, która stoi przy wejściu do przedpokoju i podsłuchuje. Z jej twarzy kipi wściekłość. W następnej scenie wchodzi do kuchni, gdzie znajduje się Melek. „Więc wyzywasz mnie na pojedynek?” – pyta siostra Macide, krzyżując ręce na piersi. „Nie mam takiego zamiaru” – odpowiada Melek. „Pukasz do drzwi, za które zostałaś wyrzucona, i jeszcze mówisz, że będziesz tutaj cały czas. Co to ma znaczyć? Tę odwagę przypisuję twojej ignorancji. Nie znasz mnie. Gdybyś mnie znała, nie odważyłabyś się na życie w tym domu. Nigdy nie przyszłabyś do tych drzwi”.

„Pani Kiymet, nie wiem dlaczego to robisz i mówisz do mnie w ten sposób” – oznajmia ze spokojem i zarazem pewnością siebie Melek. – „To nie ma dla mnie znaczenia. Jedyne, na czym mi zależy, to zdrowie pani Macide. Jeśli nadal chcesz kłopotów, proszę, rób co chcesz. Ale ja będę tutaj do końca”. Mama Elif opuszcza kuchnię. Kiymet opiera się o wyspę i potrząsa głową z niezadowoleniem.

Podobne wpisy