1069: Haktanirowie są już w szpitalu. „Aby powiedzieć coś konkretnego, musimy poczekać, aż się obudzi” – oznajmia pielęgniarka. – „Niestety nadal jest w śpiączce. Otrzymała silne uderzenie w głowę”. „Boże, proszę cię, pomóż nam” – wznosi modły Macide. – „Co jeśli nie uda jej się z tego wyjść? Boże!”. „Mamo, uspokój się” – prosi Kerem. „Nie miej od razu złych myśli. Chodź, usiądź.” – Humeyra pomaga mamie usiąść na krzesełku. „Mamo, pielęgniarka powiedziała, że wyniki prześwietlenia są dobre. Nie bój się, nic cioci nie będzie. Z Bożą pomocą wyjdzie z tego. Porozmawiam z lekarzem”. Kerem chce odejść, ale w tym momencie rozbrzmiewa dzwonek jego telefonu. To Mahir.
„Jak się masz?” – pyta syn Kiymet, który znajduje się w pobliżu szpitala. – „Nie widziałem cię w firmie i trochę się zmartwiłem”. „Nie jest dobrze” – odpowiada Kerem. „Co się stało?”. „Ciocia Kiymet miała wypadek samochodowy”. „Naprawdę? W jakim jest stanie?”. „Znajduje się w śpiączce”. „Szybkiego powrotu do zdrowia. Czy mogę coś zrobić?”. „Nie, dziękuję”. „W jakim szpitalu jesteście? W porządku, ja też przyjadę”. Kerem rozłącza się i udaje do gabinetu lekarza. Po chwili wraca do matki i siostry. „Co powiedział doktor?” – pyta od razu Macide. „To samo, co pielęgniarka. Musimy czekać”.
„Dlaczego tak nagle wyszła?” – zachodzi w głowę Humeyra. – „Zwłaszcza, że powiedziała, żebyśmy przyszli do salonu, że będzie tam na nas czekać. Ponadto sama prowadziła samochód. I dlaczego wcześniej nie odbierała telefonów?”. „Telefon komórkowy oddałam panu, który powiedział, że jest bliskim pacjentki” – oznajmia stojąca na korytarzu pielęgniarka. – „Przyjechał tutaj przed wami. Nie znam jego imienia”. Haktanirowie patrzą na siebie ze zdziwieniem. „Jak wyglądał?” – pyta Humeyra. „Był elegancko ubrany, przystojny. Był bardzo zmartwiony, kiedy dowiedział się o stanie pacjentki”.
Pielęgniarka odchodzi. „Kim jest ten człowiek?” – zachodzi w głowę Kerem. – „Mamo, czy ciocia widywała się z kimś? Wiesz coś?”. „Nic nie wiem” – odpowiada pani Haktanir. – „Ma jedną przyjaciółkę, ale nie wspominała o żadnym mężczyźnie”. „Tylko tego brakowało” – mówi Humeyra. – „Teraz pojawił się jakiś nieznany facet”. „Zadzwonię na numer cioci. Dowiemy się, kim on jest”. Kamera pokazuje Mahira. Mężczyzna siedzi na ławce przed szpitalem. Trzyma w ręku dzwoniący telefon matki i patrzy na wyświetlone na ekranie imię Kerema. Nie odbiera połączenia.
Kamera wraca do środka. „Boże, co to za człowiek? Nie zgłasza się” – oznajmia Kerem i chowa komórkę do kieszeni. Akcja przenosi się do celi. Melek rozmawia ze współwięźniarką. „Zostałam oczerniona” – oznajmia. – „I kiedy nie mogłam tego udowodnić…”. „Trafiłaś tutaj” – dopowiada osadzona. – „Życie i tobie wymierzyło srogi policzek. Gdyby ta Kiymet wpadła w moje ręce, chwyciłabym ją za język i… Czy jej włosy są długie?” – Melek potakuje głową. – „Powiesiłabym ją za włosy i potraktowała jak worek treningowy, aż wokół jej głowy pojawiłyby się ptaki, jak na kreskówkach. Dlaczego się śmiejesz? Obmyślam tortury dla twojej wiedźmy. Jestem poważna. Jeśli mówię, że coś zrobię, to tak będzie. Jestem złodziejem, ale nie kłamcą”.
„Tak dużo mówię, ale jeszcze mnie nie spytałaś” – mówi współwięźniarka. „O co nie spytałam?” – nie rozumie Melek. „Dlaczego nazywają mnie Fosforna. Wszyscy mnie o to pytają”. „Dlaczego?”. „Taki nadali mi przydomek, kiedy dostałam się do tego biznesu. Mama nazwała mnie Kader (z tur. los), ale nie używam tego imienia. Dalej, zapytaj teraz dlaczego”. „Dlaczego?”. „Czy ktoś, kogo los jest zły, wybrałby sobie takie imię? Nie zrobiłby tego. Nieszczęśliwa Kader. Ty też nie różnisz się ode mnie, Serce (serce to po turecku wróbel). Jesteś wróblem, który utknął w klatce i nie może latać”.
„Ale nie smuć się” – kontynuuje osadzona. – „Zamiast nazywać się Kiymet (cenna) i nie być wartym garstki śmieci, lepiej być nieszczęśliwą Kader lub wróblem, który nie potrafi latać”. Akcja przenosi się do szpitala. Mahir znowu jest w środku. Podchodzi do Kerema i mówi: „Chcę cię o coś zapytać, tylko nie zrozum mnie źle. Czy ten szpital jest wystarczająco dobry dla pani Kiymet? Możemy ją przenieść do innej placówki z lepszymi warunkami do leczenia. Mam znajomych, mogę się z nimi skontaktować”. „Nie potrzebujemy tego teraz. Wiem, że tutaj są świetni lekarze” – odpowiada syn Macide.
„Jesteś pewny? Mogę skontaktować się z neurologiem z zagranicy” – przekonuje Mahir. „Całkowicie ufam tutejszym lekarzom” – oznajmia Kerem. „Jeśli zmienisz zdanie, daj mi znać od razu”. „Dziękujemy ci za troskę” – mówi Humeyra. „To nic. Uważam was za swoją rodzinę i dlatego chcę zrobić wszystko, co mogę”. „Tak przy okazji, skąd wiedziałeś, że ciocią zajmuje się neurolog?” – docieka Kerem. – „Mówiłem ci o tym?”. Mahir kątem oka dostrzega wychodząca z oddziału intensywnej terapii pielęgniarkę, co tylko potęguje jego zmieszanie. „Panie Mahirze?” – Kerem zauważa dziwne zachowanie rozmówcy.
„Cóż… Powiedziałeś, że jest w śpiączce i sam doszedłem do takiego wniosku” – tłumaczy syn Kiymet, będąc cały czas odwróconym plecami do pielęgniarki. Ta wraca na salę, nie zauważywszy go. – „Jaki dokładnie jest jej stan?”. „Doszło do krwotoku wewnętrznego, ale na szczęście nie było to bardzo poważne. Teraz jest w śpiączce. Jedyne, co możemy zrobić, to czekać”. „Mam nadzieję, że pani Kiymet szybko odzyska zdrowie”. Akcja przenosi się do dzielnicy. Safak wchodzi do sklepu. „O, nauczyciel” – wita go Tufan. – „Potrzebujesz nowego etui? Posiadam pełen asortyment”.
„Dobrze wiesz, dlaczego przyszedłem” – stwierdza mąż Julide. „Być może” – odpowiada właściciel sklepu. „Uważałem cię za mężczyznę i po ludzku z tobą rozmawiałem. Poprosiłem cię o opuszczenie sklepu, ale ty zebrałeś całą ekipę z sąsiedztwa i zakłóciłeś spokój mojej rodziny”. „Chwileczkę. Nie powiedziałem ci, że cię wyprowadzę”. „Podziękuj Emirhanowi. Gdyby nie on, wiedziałbym, co z tobą zrobić. Ta sytuacja nie potrwa dłużej. Zakończymy ją tutaj i teraz”. „Posłuchaj, nauczycielu. Wcześniej nie miałem okazji poznać, co to znaczy być ojcem. Dowiedziałem się dopiero, kiedy poznałem Emirhana. Powiedziałem samemu sobie: Tufan, opamiętaj się. Nie bądź włóczęgą„.
„Staram się być ojcem godnym mojego syna” – kontynuuje były mąż Julide. – „Na tym świecie nie mam nikogo oprócz niego. Może nie uważasz, że jestem jego godnym, ale ja żyję teraz tylko dla mojego syna. Nie mam problemu z tobą lub z twoją rodziną, ale ten sklep to jedyne miejsce, gdzie mogę być blisko syna. Dlatego tu przyszedłem. Odebrałeś mi już prawie wszystko. Jeśli odbierzesz mi także syna, nie będę miał już niczego, czego mógłbym się chwycić. Przed tobą stoi człowiek, które chce spędzać każdą chwilę ze swoim synem. Możesz mi kazać się wynosić, możesz mnie pobić, ale nigdzie się stąd nie ruszę. Jak chcesz, możesz mi strzelić w głowę. Wolę umrzeć niż żyć z dala od syna”.
Akcja przenosi się na komisariat. Melek zostaje zabrana do pokoju przesłuchań. „Nadszedł czas, abyś odpowiedziała na pytania” – oznajmia komisarz. – „Ale bez kręcenia. Sprawdziliśmy wszystkie rejestry i nie natrafiliśmy na żadną Serce Ustun. Taka osoba nie istnieje. Ty zaś twierdzisz, że masz na imię Serce, a na nazwisko Ustun. Jak to jest możliwe? Kim jesteś? Ukrywasz coś przed nami? Odpowiedz!”. „W porządku, wszystko wam powiem” – mówi mama Elif. – „Naprawdę nazywam się Melek Ustun. Dwa lata temu brałam udział w wypadku samochodowym. Uznano mnie za zmarłą i jako taka osoba widnieję w aktach”.
Jakiś czas później Kerem przyjeżdża na komisariat. Czeka tam na niego prawnik. „Mam dla ciebie nowe wiadomości” – oznajmia prawnik. – „Doszło do przełomu w sprawie Serce Ustun. Policjanci podczas dochodzenia nie znaleźli żadnych informacji o takiej osobie”. „Co masz na myśli?” – nie rozumie Kerem. „Osoba o takim imieniu i nazwisku nie istnieje, dlatego policjanci zabrali ją na przesłuchanie”. „Chwileczkę. Czy dobrze zrozumiałem? Serce nie istnieje? Wszystko jest kłamstwem?”. „Właśnie tak. Podczas przesłuchania wyjawiła swoją prawdziwą tożsamość. Powiedziała, że nazywa się Melek Ustun”.
„Nie wierzę…” – mówi zdezorientowany Kerem. – „Wierzyliśmy tej kobiecie. Uważaliśmy ją za członka rodziny. Jak mogła zrobić coś takiego? Wszystkich nas zaślepiła. Dlaczego to zrobiła? Zaplanowała to od samego początku?”. „Jeszcze tego nie wiemy” – odpowiada prawnik. „Serce… To znaczy Melek. Czy możesz umówić mnie z nią na widzenie? Mam jej kilka słów do powiedzenia”. „W porządku, spróbuję”. „Nie spróbuj, tylko zrób to”. Wkrótce Kerem pojawia się przed celą Melek. „Jaką osobą jesteś? Nawet twoje imię było fałszywe!” – grzmi mężczyzna. – „Czego chciałaś od nas? Chcieliśmy ci pomóc, wspieraliśmy cię”.
„Panie Keremie, wiem, że nie mogę tego udowodnić, ale…” – odzywa się mama Elif. „Zamknij się! Nie chcę nic słyszeć!”. „Błagam, wysłuchaj mnie. Wiem, że w twoim oczach wyglądam jak potwór, ale przysięgam, że się mylisz. Naprawdę”. „Dlaczego ukryłaś przed nami swoje imię? Kto wie, jakie jeszcze plany miałaś. Na szczęście cię przejrzeliśmy. Zaufaliśmy ci, powierzyliśmy ci naszą mamę. A ty próbowałaś ją otruć! Czy sumienie w ogóle cię nie gryzie?”.
„Dość tego!” – Kader podnosi się z ławki i podchodzi do krat. – „Stoi przed tobą z pochyloną głową. Jak długo jeszcze będziesz ją naciskał? Płacze tutaj od dwóch dni!”. „Kader, proszę cię” – odzywa się mama Elif. „Nieważne, nie ma potrzeby tego przedłużać” – mówi Kerem, z nienawiścią patrząc na Melek. – „Zdecydowanie jesteś w miejscu, na jakie zasługujesz”. Mężczyzna odchodzi. „Dziewczyno, nie poddawaj się tak łatwo!” – przekonuje współwięźniarkę Kader. – „Jeszcze trochę, a pomyślą, że naprawdę jesteś winna”. „Kto wierzy, że jestem niewinna? Kto?” – pyta Melek. Czy Kiymet odzyska przytomność?