1099: Elif i Melek budzą się na więziennej pryczy. Są wtulone w siebie. „Córko moja piękna, w końcu się spotkałyśmy” – mówi kobieta. – „Tak bardzo mi ciebie brakowało”. „Mnie ciebie także, mamusiu. Bardzo.” – Dziewczynka podnosi się do pozycji siedzącej i rozgląda po celi. – „To tak wygląda to miejsce. Czy jest ci tu dobrze? Czy dni tutaj są trudne do przejścia?”. „Nie martw się o mnie, jedyna. Radzę sobie. Ale być oddzieloną od ciebie, być daleko od ciebie, to sprawia mi wielki ból”. „Nie smuć się już, jesteśmy razem. Nie jesteśmy same”. Melek przykłada dłoń do czoła córki. „Kochanie, masz gorączkę” – stwierdza zaniepokojona.

„Nie martw się. Jestem z tobą, wyzdrowieję” – zapewnia Elif. „Poczekaj, zmieszam ocet z wodą.” – Melek chce odejść, ale córka mocno chwyta ją za rękę i zatrzymuje. „Proszę cię, nie idź”. „Muszę coś zrobić, żebyś wyzdrowiała”. „Nie odchodź, niczego nie chcę”. Nagle sceneria się zmienia. Mama i córka leżą na jednym łóżku w rezydencji. „Natychmiast wrócę, nie martw się” – mówi Melek. „Mamo, nie idź.” – Dziewczynka nie puszcza ręki mamy. – „Boję się, że nie wrócisz”. „Dlaczego miałabym nie wrócić? Czy zostawiłabym cię samą w tym stanie?”. „Proszę, mamo! Będę spała w twoich ramionach. Proszę, nie odchodź. Jeśli mnie przytulisz, jeśli będziesz ze mną, wyzdrowieję”.

W tym momencie drzwi pokoju otwierają się. Elif śpi sama na łóżku. Cała poprzednia scena była wytworem jej sennej wyobraźni. „Mamo? Mamusiu? Gdzie jesteś?” – pyta dziewczynka przez sen. „Co tam znowu mamroczesz?” – pyta Kiymet. – „Śniłaś? Nie, to był koszmar”. „Mama była obok mnie…”. „To niemożliwe. Twoja mama jest teraz w cudownym miejscu, na które zasługuje. W więzieniu. Wsadzili ją tam ponownie. Twoja mama odeszła, rozumiesz? Zapomnij o niej!”. Kiymet udaje się do łazienki, by się umalować. „W końcu pozbyłam się twojej matki złodziejki” – mówi, nakładając pędzlem puder. – „Nie będzie mogła więcej plątać mi się pod nogami”.

„A ty nadal leżysz?” – pyta kobieta, kiedy wraca do pokoju. – „To takie przyjemne, prawda? Tylko leżeć i jeść. Patrzcie na nią, jeszcze mi nie odpowiada! Nie każ mi do ciebie przychodzić, wstawaj!”. „Nie mogę, jestem bardzo chora” – mówi słabym głosem Elif. „Nie udawaj! Wstawaj w tej chwili i pościel łóżko!”. „Nie udaję…”. Kiymet kładzie dłoń na czole dziewczynki. „Tylko tego brakowało!” – mówi niezadowolona. – „Słuchaj, nie wychodź z pokoju do mojego powrotu. Żeby nie powiedzieli, że to przeze mnie zachorowałaś”.

Kiymet udaje się do kuchni. „Muszę się bawić z chorobą Elif, jakbym nie miała innego zajęcia” – mówi, szperając w szufladzie z lekarstwami. – „I to właśnie teraz, kiedy tak się ucieszyłam z pozbycia jej matki.” – Znajduje właściwą buteleczkę. – „Środek przeciwbólowy i przeciwgorączkowy, powinno wystarczyć”. Gdy kobieta chce wyjść z kuchni, do pomieszczenia wchodzi jej siostrzenica. „Dzień dobry, ciociu” – mówi Humeyra. „Dzień dobry. Wcześnie wstałaś, dlaczego?”. „Po całym wczorajszym dniu nie mogłam zasnąć. Uznałam, że lepiej będzie wstać”. „Dobrze zrobiłaś, moja droga. Uwierz mi, jestem w tym samym stanie. Wszyscy jesteśmy wstrząśnięci po tych wydarzeniach”.

„Co to za lekarstwo?” – Humeyra dostrzega buteleczkę w ręku ciotki. – „Czy Elif zachorowała?”. „Ależ nie, nic jej nie jest” – zapewnia Kiymet. – „Od rana boli mnie głowa, dlatego to wzięłam”. „Na pewno i Elif jest wstrząśnięta. Czy już się obudziła?”. „Nie, jeszcze spała, kiedy wychodziłam”. „Myślałam o niej całą noc. Pójdę ją odwiedzić”. „Nie ma takiej potrzeby. Jest wstrząśnięta, jej mama wróciła do więzienia. Gdy wychodziłam, mocno spała. Nie budźmy jej”. „Masz rację, niech dobrze się wyśpi”.

Jakiś czas później do pokoju Kiymet wchodzi Kerem. „Księżniczko?” – zwraca się do leżącej na łóżku Elif. Jego uwagę przykuwa to, jak dziewczynka jest blada. – „Jesteś chora?” – Przykłada rękę do jej czoła. – „Masz wysoką temperaturę. Nie może tak być, musimy cię odkryć”. „Nie, jest mi zimno” – mówi córka Melek, cała dygocąc. „Nie możesz, jedyna. Gorączka jest bardzo niebezpieczna”. „Nic mi nie będzie. Ciocia Kiymet dała mi tabletkę”. „Dlaczego ciocia nic nam nie powiedziała?”. „Może nie chciała, żebyście się martwili. Niczego nie potrzebuję. Możesz już pójść”.

„Jak mógłbym zostawić cię w takim stanie?” – pyta Kerem. – „Jadłaś coś?”. „Ciocia Kiymet przyniesie mi śniadanie”. „Nie może tak być, zadzwonię po lekarza.” – Mężczyzna sięga po telefon. Akcja przenosi się do więzienia. Osadzone są na spacerniaku. Melek, Cicek i Kader stoją oparte o siatkę. „Znowu zraniłam moje dziecko” – mówi ta pierwsza. – „Znowu się rozstałyśmy. Tak krzyczała za mną. Jej widok nie znika mi sprzed oczu. Umarłabym za jedną jej łzę. Nie mogłabym oddychać, gdyby coś jej się stało. Wszystko to stało się przeze mnie. Elif teraz płacze przeze mnie”.

„Dlaczego oskarżasz siebie?” – nie rozumie Kader. – „Nie wiesz, przez kogo tutaj jesteś? Czy to nie ta Kiymet to zrobiła, na miłość boską?”. „To prawda. Nie możesz siebie obwiniać” – potwierdza Cicek. „Żałuję, że nie byłam bardziej ostrożna” – oznajmia Melek. – „Wtedy może nie byłabym tutaj”. „Dobrze, tym razem przegrałaś, ale wyjdziesz stąd” – przekonuje Fosforna. – „Zaciśnij trochę zęby, bądź silna”. „Tak, jesteś niewinna” – mówi Cicek. – „Prędzej lub później zostanie to udowodnione i wyjdziesz stąd”. „To są puste słowa” – zabiera głos Fidan i wskazuje Cicek. – „Wybieram cię na mojego menadżera od pustego gadania”. „W środku jest pranie” – mówi Kader. – „Idź i zajmij się nim, skoro się nudzisz”.

„Melek, mówią ci, że szybko stąd wyjdziesz. Oszukują cię” – stwierdza liderka. – „Sędzia powiedział: Ta kobieta jest winna, poniesie karę. Nie słuchaj ich, one są lekkomyślne”. „Chyba nie dość ci bicia!” – grzmi Kader i chce ruszyć w stronę Fidan. Melek jednak powstrzymuje przyjaciółkę. „Dajesz Melek próżną nadzieję. Dlaczego jest z nami, skoro jest niewinna? Sprawiedliwość zatriumfowała. Ta kobieta odbędzie tutaj swoją karę”. „Co ty wiesz o sprawiedliwości, żeby o niej mówić?”. „Chodź, to ci wyjaśnię”. „Dalej, wyjaśniaj!”. „Nie rób tego, na Boga!” – Melek ponownie zatrzymuje przyjaciółkę.

„Twój język za bardzo się wydłużył” – Fidan ostrzega Kader. – „Pewnej nocy poderżnę ci gardło i mój ból głowy wreszcie minie”. „Poderżnij, niech zobaczę” – mówi odważnie Fosforna. „Melek, twoja fałszywa niewinność na mnie nie działa. Nie nabiorę się na nią. Ostatecznie jesteś jedną z nas. Jesteś oszustką, a nawet próbowałaś popełnić morderstwo. Przestań skomleć i pogódź się z wyrokiem”. „Dość!” – przerywa Fosforna i po raz wtóry chce ruszyć na liderkę. Podobnie zachowuje się Cicek.

„Rozbiję ci głowę!” – ostrzega Fidan, odpychając Cicek. „Komu zamierzasz rozbić głowę?!” – pyta Melek. – „Najpierw mówisz o sprawiedliwości i prawie, a chwilę później chcesz innym rozbijać głowy?!”. „Przed tobą jest liderka Fidan! Uważaj, co mówisz!”. „Zamknij się i słuchaj!” – Melek staje oko w oko z Fidan. – „O mnie możesz mówić, co tylko chcesz. Że jestem winna, że jestem oszustką, wszystko powiedz! Jestem dumna, ponieważ wiem, że jestem niewinna. Bóg też to wie. Dlatego jestem silna i spokojna. Czy ty znasz to uczucie? Nie, skąd miałabyś wiedzieć?”.

„Nie ma w tobie ziarnka wyrzutów sumienia. Straciłaś ludzkość” – kontynuuje Melek. – „Naprawdę mi ciebie żal. Jesteś zdesperowana i nieszczęśliwa. Chcesz, żeby wszyscy tutaj byli tacy jak ty. Boisz się, że zostaniesz sama, dlatego taka jesteś. Ale ja nie spadnę tak nisko, nie dam się nabrać na twoją grę. Znam siebie i wiem, że jestem niewinna. Moje sumienie jest czyste. Wierzę w boską sprawiedliwość. Nie obchodzi mnie, co myślą ludzie pozbawieni skrupułów i serca. Jestem niewinna, rozumiesz to?”. Fidan odwraca się i odchodzi bez słowa.

Akcja wraca do rezydencji. Kerem jest w gabinecie. Dzwoni do Asli. „Chciałem ci coś powiedzieć” – oznajmia, gdy połączenie zostaje odebrane. – „Elif zachorowała. Uznałem, że powinnaś o tym wiedzieć”. „Co jej jest?!” – przeraża się asystentka. „Spokojnie. Miała gorączkę, ale zrobiliśmy, co trzeba. Przyszedł też lekarz”. „Czy mogę ją zobaczyć?”. „Oczywiście”. „Dziękuję, że zadzwoniłeś”. Kerem rozłącza się i odkłada komórkę. W tym samym momencie do gabinetu wchodzi jego siostra.

„Doktor właśnie wyszedł. Przepisał leki” – oznajmia Humeyra. „Dobrze, od razu pojadę je kupić” – mówi Kerem. „Nie ma potrzeby, Gulsum już się tym zajęła.” – Córka Macide siada naprzeciwko brata. – „Widziałam, jak martwisz się o Elif. Kochasz ją”. „Jak mógłbym nie kochać? Jest jeszcze bardzo mała. Jej serce jest czyste. Poza tym jest z nami od dawna. Przyzwyczaiłem się do niej”. „Na miłość boską, Kerem. Jeśli tak bardzo ją kochasz i cenisz, dlaczego w sądzie…”. „Co? Co w sądzie?”. „Wiesz, jak decyzja sądu wpłynęła na Elif. To właśnie chcę powiedzieć”.

„Więc to moja wina, że Elif zachorowała?” – pyta Kerem z wyraźnym oburzeniem w głosie. – „Siostro, jesteś niesamowita! Tyle zła uczyniła naszej rodzinie, a ty winisz mnie za to, że szukałem sprawiedliwości. To, co się wydarzyło, jest jasne. Pieniądze nie mają dla mnie znaczenia, ale to jest nasz dom. Ktoś próbował nam go odebrać! Nasza mama… Zabawiła się jej życiem. Ja tylko…”. „Nie winię cię” – oświadcza Humeyra. – „Wiem, co i dlaczego zrobiłeś. Ale Elif po zapadnięciu wyroku załamała się”.

„Mnie też jest jej bardzo szkoda, ale co miałem zrobić?” – pyta Kerem. – „Czy powinienem stanąć przed sądem i kłamać? I to na dodatek pod przysięgą? Nie mogłem nic zrobić poza powiedzeniem tego, co wiem. Nie ma ani jednego dowodu wskazującego na niewinność Melek. Elif ją opłakuje, ale niestety prawda jest jasna”. Humeyra nic już nie mówi. Jak Kerem zareaguje, gdy prawda o niewinności Melek wyjdzie na jaw? Czy przyzna się do błędu?

Podobne wpisy