1145: W rezydencji domownicy spożywają iftar. „Kerem, prawie zapomniałam” – odzywa się Macide. – „Dziś rozmawiałyśmy z Serce, znowu będzie z nami. To sprawia, że czuję się lepiej”. „Mówisz poważnie? Kiedy rozmawialiśmy, wydawała się na niezdecydowaną” – oznajmia Kerem. – „Szczerze mówiąc, straciłem nadzieję, ale widocznie zdała sobie sprawę, że naprawdę żałujemy. Spadł mi wielki ciężar z serca”. „Oczywiście nie będzie tu na stałe” – oznajmia Humeyra. – „Będzie przychodzić z rana, a wieczorem wracać do domu, przynajmniej na razie”. „Oczywiście, żmije na noc wracają do swoich gniazd” – odzywa się Kiymet, przeżuwając jedzenie.
Macide kieruje na siostrę oburzone spojrzenie. Chwilę milczy, po czym mówi: „Niech nikt w tym domu o tym nie zapomina. Serce tutaj nie jest pracownicą, pokojówką czy asystentką. Nie jest gościem ani dalekim przyjacielem rodziny. Uważam ją za członka rodziny. Kiymet, ty także jesteś częścią mojej rodziny, ale jeśli raz jeszcze usłyszę, jak używasz tak brzydkich słów wobec Serce…” – Pani Haktanir nie kończy, ale wyraz jej twarzy mówi jednoznacznie, że nie będzie to nic miłego dla Kiymet.
Akcja przenosi się do samochodu Mahira. Mężczyzna odwozi Melek do domu. „Przez Kiymet ty i Elif dużo wycierpiałyście” – mówi. – „Jeszcze wczoraj Elif i Asli zasugerowały, żebyście przeprowadziły się do innego miasta. Wszystko, co przeżyłyście, widziałem sam na własne oczy. Pozwól, że o coś cię zapytam. Dlaczego zdecydowałaś się pracować w rezydencji, pomimo wszystkiego, czego doświadczyłaś? Nie do mnie należy mówić, co jest dla ciebie właściwe. Uszanuję każdą decyzję, jaką podejmiesz, ale bardzo martwię się o ciebie i Elif. Czy jesteś pewna, że chcesz tam pracować?”.
„Panie Mahirze, przez całe życie starałam się być dobrym człowiekiem” – oznajmia Melek. – „Byłam zawsze miła i uczciwa, a miłość postrzegałam jako sens życia. Ale ilekroć trwałam w dobroci, byłam zmuszona uciekać przed złem. Źli ludzie bardzo mnie zranili. Ale dość już, podjęłam decyzję. Odważną decyzję przeciwko niegodziwcom. Nie będę więcej przed nimi uciekać. Kiedy stałeś obok mnie i Elif, za każdym razem byłeś naszą tarczą, więc ja zrobię to samo dla pani Macide oraz jej dzieci. Będę z nimi. Bycie rodziną znaczy być odpowiedzialnym za ludzi, których się kocha. Pani Macide jest moją rodziną. Nie mogę zostawić rodziny, kiedy jest w niebezpieczeństwie”.
Akcja przeskakuje do następnego dnia. Julide idzie ulicą i nagle na jej drodze pojawia się były mąż. „Dziewczyno!” – zakrzykuje Tufan. – „Zostawiłaś rannego męża w domu i wyszłaś na ulicę? Nie zostawiaj męża zbyt długo samego, nie wiemy, czego może potrzebować”. „Zejdź mi z oczu!” – rozkazuje kobieta. „Dobrze, schowam się, ale powiedz mężowi, żeby już nie patrzył na mnie jak sowa z tego okna, inaczej stanie się horror. Nie mów później, że nie ostrzegałem. Za pierwszym razem uciekł śmierci, ale za drugim poderżnę mu gardło!”. „Czyje gardło zamierzasz poderżnąć, ty draniu?! Nie wystarczy ci tego, co już nam zrobiłeś?! Czego jeszcze chcesz?!”.
„Wiesz, czego chcę? Przeciwnika, który jak mężczyzna stanie przede mną, ale twój mąż jest na to za słaby” – odpowiada Tufan. – „Wyszedł ze szpitala, a dalej nie wyzdrowiał”. „O czym ty mówisz? To ty doprowadziłeś go do tego stanu! Prawie go zabiłeś!”. „Tak, jednak nie umarł, co za los. Ale jak tylko wyzdrowieje, doprowadzę do końca tę sprawę! Nie chcę, by potem mówili, że załatwiłem rannego człowieka”. „Nie możesz nic zrobić! Możesz tylko mówić na próżno! Dałam ci tę wiarę w siebie tym, że nie ukarałam cię na początku. Teraz bylibyśmy wolni od ciebie!”.
„Chwila, nikt tak łatwo nie może pozbyć się Tufana Colaka” – oświadcza drab. „Tylko ty tak myślisz. Pójdę prosto na policję i powiem im wszystko! Od teraz przed nimi będziesz się tłumaczył!”. Julide odwraca się gwałtownie i energicznym krokiem rusza przed siebie. „Nigdzie nie pójdziesz!” – Były mąż zatrzymuje ją. „Zejdź mi z drogi! Pójdę!”. „Nie ma żadnej policji, zniszczę cię! Chcesz, żeby twój syn został bez matki?!”. „Myślisz, że się ciebie boję?!” – Julide chwyta mężczyznę za kurtkę i zaczyna nim szarpać. – „Wolę umrzeć raz, niż umierać każdego dnia! Pójdę i wszystko powiem! Pozbędziemy się ciebie!”.
„Słuchaj, uduszę cię!” – Tufan zaciska ręce na szyi byłej żony. Na szczęście przegania go dwóch przechodniów. Akcja przenosi się do rezydencji. Macide, Kiymet, Humeyra i Melek siedzą przy stoliku obok basenu. „Serce, dziękuję, że przyniosłaś mi leki, ale teraz dostosowuję je do iftaru i suhuru” – oznajmia pani Haktanir. „Czy twój doktor wie o tym?”. „Tak, powiedziałam mu. Powiedział, że nie ma przeszkód. Nie ma więc potrzebny, abyś za dnia przynosiła mi lekarstwa”. „Skoro twój lekarz tak powiedział, to w porządku. W takim razie podam ci lekarstwa, tuż przed moim wyjściem z rezydencji”.
„Boże, co to za troska? Rozpieścisz mnie” – mówi Macide. „Wykonuję tylko swój obowiązek” – stwierdza mama Elif. „Dobrze, jeśli tego chcesz, niech tak będzie. Ja teraz pójdę przygotować coś szczególnego na iftar. Zrobię zupę z czarnej kapusty i keskek”. „Mamo, musiałaś to teraz powiedzieć?” – pyta Humeyra, która ma wielką ochotę na jedzenie. „Oczywiście. To istota postu, by panować nad własnymi pragnieniami”. Pani Haktanir wraca do środka domu. „Ja pomogę Macide” – oznajmia Kiymet, podnosząc się. – „A Melek niech posprząta jej pokój. Wiesz, że Gulsum nie poradzi sobie ze wszystkim sama”.
„Zrobi to, jeśli mama ją o to poprosi” – oświadcza Humeyra. – „Melek jest tutaj jako wsparcie dla mamy. Nikt poza mamą nie może jej dawać obowiązków”. „Dobrze, niech tak będzie.” – Kiymet rzuca Melek pogardliwe spojrzenie i odchodzi. „Naprawdę cię przepraszam w imieniu cioci. Tak bardzo zirytowała mnie swoich zachowaniem. Wszyscy wstydzimy się za nią. Nie rozumiem, dlaczego to robi. Wszyscy wiedzą, że nie jesteś winna, nikt z nas nie ma najmniejszych wątpliwości. Tylko ciocia tak reaguje”. „Tak jak powiedziałam, to nie zależy od was” – stwierdza Melek. – „Z czasem się przyzwyczai”.
„Naprawdę nie rozumiem” – powtarza Humeyra. – „Dwa dni temu przyszła do twojego domu i prosiła o przebaczenie. Dlaczego to robi? Czy wydarzyło się między wami coś, czego nie wiem? Jej wrogie nastawienie do ciebie nie jest normalne. To dziwne, że najpierw prosi o wybaczenie, a teraz nagle jest taka agresywna. Możesz mi zaufać, Melek. Czy jest coś, czego nie wiem?”. „Oczywiście, że ci ufam, pani Humeyro, ale nie ma nic”. „Jesteś pewna?”. „Tak, naprawdę nie ma nic znaczącego. Pójdę pomóc pani Macide”. Melek odchodzi. Humeyra zupełnie nie jest przekonana do jej zapewnień.
Gdy Humeyra wraca do rezydencji, w przedpokoju spotyka Kiymet. „Zapytam cię o coś, ciociu” – mówi. – „Ta koszula, którą miałaś zanieść do pralni chemicznej, zakrwawiona i zabłocona… Co się z nią stało?”. „Dałam ją Gulsum, a także inne rzeczy, ale jeszcze ich nie przyniosła. Wiesz, że ta dziewczyna jest bardzo wolna. Kto wie, kiedy przyniesie. Dlaczego tak nagle o to zapytałaś? Coś się stało?”. „Nie, nic”. „Dobrze, teraz ja o coś zapytam. Czy na podwórku jest ktoś? Melek?”. „Nie ma”. „Dobrze.” – Kiymet odwraca się w stronę wyjścia. „Jeszcze jedno, ciociu. Przekraczasz granicę podczas rozmowy z Melek, dlatego bądź trochę bardziej wyważona”.
Kamera przenosi się do kuchni. Melek i Macide siedzą przy stoliku. „Pani Macide, dobrze założyłaś, że decyzja o powrocie nie była dla mnie łatwa” – oznajmia mama Elif. – „Miałam duże wątpliwości, które nie dawały mi spokoju, ale mimo to bardzo pragnęłam tu być. Być z tobą pod jednym dachem. Moim jedynym zmartwieniem było to, że nie wiedziałam, co zmieni moje przybycie”. „Teraz nie ma żadnych problemów, prawda?”. „Nie, ponieważ już wiem, co się zmieni”. „Co takiego się zmieni?”. „Wiesz, że wyszłam z więzienia dzięki temu, że prawda ujrzała światło dzienne. Każdego dnia dziękuję za to Bogu”.
„Gdyby niektórzy odważni ludzie, tacy jak pani Fikret, nie podążali za prawdą, może do dzisiaj byłabym w więzieniu” – kontynuuje Melek. – „Dzięki nim jestem tutaj. Ale nie tylko mnie, wszystkich powinna dosięgnąć sprawiedliwość”. „Serce, nie rozumiem, mówisz jakoś tajemniczo” – stwierdza Macide. „Masz rację. Kiedy poskładam wszystkie części razem, porozmawiam z tobą ponownie. Chcę ci to wszystko jeszcze raz powiedzieć, ale na razie wybacz mi”. „Ale…”. „Pani Macide, nie martw się. Bądź pewna, że ta decyzja będzie dobra dla wszystkich. Jeśli mi pozwolisz, porozmawiam teraz trochę z Humeyrą”.
W domu Leman rozlega się dzwonek i dudnienie do drzwi. Safak schodzi na dół, by otworzyć. Przed wejściem widzi swojego największego wroga. „Czego chcesz? Co robisz przed moimi drzwiami?” – pyta nauczyciel. „Wybacz, jeśli cię zdenerwowałem” – mówi Tufan. – „Oczywiście zejście z góry to dla ciebie udręka. Powinienem był się domyślić, że ty otworzysz. Twoja żona jest ciągle poza domem, a ty w domu”. „Uważaj, co mówisz, albo…” – Safak chwyta się za bok, gdzie został ugodzony nożem.
„Mam się bać? Ciebie?” – Tufan patrzy na rywala z politowaniem. „Zjeżdżaj stąd!” – rozkazuje syn Leman. – „Jeśli raz jeszcze przyjdziesz i zdenerwujesz moją rodzinę…”. „Ja nikogo nie denerwuję. W rzeczywistości to wy mi przeszkadzacie, a szczególnie twoja żona”. „Uważaj, co mówisz! Julide nie ma z tobą nic wspólnego”. „Tak myślisz? Przed chwilą pojawiła się na mojej drodze i zaczęła mnie obrażać, ale jestem pewien, że to ty ją wysłałeś. Czy nie masz w sobie za grosz męskiego honoru? Nie dość, że do mnie, to jeszcze wysyłasz ją na policję!”. „Co? Julide poszła na policję?” – Safak jest wyraźnie zaskoczony.
Akcja wraca do rezydencji. Melek rozmawia z Humeyrą w jej pokoju. „W tym domu rzeczy od dawna nie działy się tak, jak wyglądały” – oznajmia mama Elif. – „Niestety prawda jest spowita kłamstwami”. „Co chcesz powiedzieć, Melek?” – docieka zaintrygowana córka Macide. – „Od kiedy tak czujesz?”. „Nie czuję tego, ja to wiem. Pani Kiymet… Wiem, z jakimi zamiarami pani Kiymet weszła do tego domu”. „Moja ciocia?”. Kamera przenosi się do pokoju Kiymet. „Muszę za wszelką cenę pozbyć się tej koszuli” – mówi kobieta i wsuwa rękę pod materac, gdzie ją ukryła. – „Gdzie ona jest? Przecież zostawiłam ją tutaj. Nie ma jej! Gdzie jest ta koszula?!”. Kobietę w jednej chwili ogarnia panika.
Kamera wraca do pokoju Humeyry. „Wiem, że trudno ci to zaakceptować, jest w końcu częścią twojej rodziny” – mówi Melek. – „Na początku myślałam, że jest wrogo nastawiona tylko do mnie. Próbowałam jakoś walczyć w pojedynkę, ale później zdałam sobie sprawę, że nie tylko ja jestem w niebezpieczeństwie, ale wszyscy domownicy”. „Co ty mówisz, Melek?”. „Niestety tak jest, to prawda. Pani Kiymet podmieniała leki i truła panią Macide. To ona także próbowała nielegalnie przejąć rezydencję, a potem zrzuciła na mnie całą winę i wsadziła do więzienia. Kiedy zaś mnie zwolniono, sfabrykowała dowody, by obarczyć winą Tarika. Jestem absolutnie pewna, że była w to zaangażowana”.
„Ale to nie wszystko” – mówi dalej Melek. – „Nie wystarczyło jej to, że zostałam skazana. Kiedy byłam w więzieniu, wiele razy próbowała mnie zabić. Zrobiła wszystko, co mogła, bym nie wyszła z więzienia. Kiedy w końcu wyszłam, dosłownie oszalała. Porwała nawet Elif, bym jej nie zdradziła. To była ostatnia rzecz, jaką zrobiła. Bardzo trudno mi to powiedzieć, ale twoja ciotka jest twoim wrogiem”. W czyich rękach jest zakrwawiona koszula? Co teraz zrobi Humeyra, gdy zna już prawdę o swojej ciotce?