892: Kerem wchodzi na salę Parli. „Jak się czujesz?” – pyta. „Już mniej mnie boli” – odpowiada dziewczyna. „Naprawdę? Bardzo mnie to cieszy”. „Ale jestem już zmęczona tym leżeniem. Chcę jak najszybciej wstać. Kiedy mi to ściągną?” – Parla kieruje wzrok na swoje nogi, myśląc, że ma na nie nałożony gips. – „Co powiedział lekarz?”. „Musisz uzbroić się w cierpliwość. To dla twojego dobra”. „Rozumiem, ale bardzo się nudzę. Jak długo tu będę?”. „Nie wiem. Przeszłaś skomplikowaną operację, nie możesz tak od razu… To znaczy musisz odpoczywać”. Kamera przenosi się na korytarz, gdzie przed salą stoi Sureyya. „Nie wiem, jak jej o tym powiemy” – mówi do siebie dziewczyna. – „Boże, daj Keremowi siłę, a Parli cierpliwość”.
Po chwili z sali wychodzi Kerem. „Powiedziałeś jej?” – pyta Sureyya. Mężczyzna kręci przecząco głową i odpowiada: „Nie mogłem. Nie potrafiłem tego zrobić. Tak bardzo wierzy w to, że wyjdzie stąd szybko. Nie dopuszcza do siebie myśli, że mogą być jakieś problemy. Jak mam jej powiedzieć, że nie będzie już mogła więcej chodzić?”. „Kerem, to nie czas na słabość. Musimy wykazać się dużą siłą, abyśmy mogli być wsparciem dla Parli”.
Alev piecze ciasteczka i przynosi część do sklepu, wykorzystując to jako pretekst do rozmowy z Julide. „Wspominałam ci, że jedna moja przyjaciółka szuka domu do wynajęcia w twojej okolicy?” – zagaduje Alev. – „Powiedziała mi, że czynsze są bardzo wysokie. „Prawdopodobnie tak” – potwierdza mama Emirhana. „Prawdopodobnie? To nie wiesz, ile płacisz za czynsz? A może to twój dom?”. „Niestety nie, jestem tylko jego najemczynią”. „To ciekawe. Słyszałam, że właściciele w Stambule są okropni. Utrudniają życie najemcom, jak tylko mogą. U ciebie też tak jest?”. „Nie, właściciel mojego domu jest naprawdę porządny”.
„W takim razie, niech Bóg każdemu da takiego właściciela” – mówi Alev. – „A czy mieszka on gdzieś w pobliżu?”. „Nie, przebywa za granicą” – odpowiada Julide. „Jak pięknie. To znaczy, że w ogóle ci nie przeszkadza. Możesz sobie żyć spokojnie. No nic, na mnie już czas. Nie chcę, by ciocia Leman niepotrzebnie się martwiła. Do zobaczenia”. Alev opuszcza sklep, zatrzymuje się przed drzwiami domu Leman i mówi: „Och, jak pięknie ubrała to kłamstwo. Właściciel przebywa za granicą, patrzcie ją! Mnie nie możesz oszukać. Byłoby dobrze opowiedzieć cioci Leman o wszystkim, ale jeszcze nie czas na to. Muszę się lepiej przygotować”.
Gdy Kerem wychodzi przed szpital, by zaczerpnąć świeżego powietrza, do sali Parli wchodzi Calar. „Powiedz mi, że nikt cię nie widział, jak tu wchodzisz” – mówi zaskoczona dziewczyna. „Martwiłem się o ciebie. Przyszedłem zobaczyć, jak się masz” – odpowiada chłopak. „Miło mi, ale nie powinieneś przychodzić tutaj”. „Spokojnie, nikt mnie nie widział. Jechałem za tobą, kiedy doszło do wypadku. Widziałem wszystko”. „Posłuchaj, nie chcę, żeby znowu zobaczyli cię u mojego boku. Nasza umowa dobiegła końca. Nie pokazuj się więcej w moim pobliżu”. „Naprawdę nie chciałem, by sprawy tak się potoczyły”. „Nikt nie chciał. Kerem niedługo tu będzie, więc nie pozwól, by cię zobaczył. Bądź ostrożny, kiedy będziesz wychodził”.
„Nie chcę stwarzać problemów” – zapewnia Calar. – „Przyjechałem tu tylko dlatego, że martwiłem się o ciebie, i chciałem cię zobaczyć”. „Rozumiem. I na pewno chcesz odebrać resztę swoich pieniędzy, prawda?” – domyśla się Parla. „Nie. Jak już powiedziałem, przyjechałem, ponieważ martwiłem się o ciebie”. „Widzę, że nie mówisz poważnie. Jak tylko wstanę na nogi, zapłacę ci resztę pieniędzy. Wiem, że twoje długi są duże i potrzebujesz pieniędzy. Nie martw się, otrzymasz to, co ci się należy”.
Calar uchyla drzwi i wygląda na korytarz. Widzi odwróconego plecami Kerema. Chce po cichu oddalić się, ale robi to tak nieostrożnie, że od razu zwraca uwagę syna Macide, który odwraca się i rzuca za nim w pogoń. Dopada go już po kilku sekundach, chwyta za bluzę i przyciska do ściany. „Czego jeszcze chcesz od Parli?! Kiedy się poddasz, idioto?!” – krzyczy wzburzony Kerem. – „Wiesz, w jakim ona jest stanie? Jeśli zostało ci coś z rozumu, będziesz trzymał się z dala od tej dziewczyny, rozumiesz?! Teraz gadaj, po co tu przyszedłeś?!”. „Dowiedziałem się, że Parla miała wypadek. Przyszedłem życzyć jej szybkiego powrotu do zdrowia. Naprawdę nie mam złych zamiarów”.
„Wiesz przez kogo Parla jest w takim stanie? Przez ciebie” – wrzeszczy na cały głos Kerem. – „To od ciebie próbowała uciec! To wszystko twoja wina!”. „Mówiłem ci już, że nic jej nie zrobiłem” – powtarza Calar. – „Dlaczego mi nie wierzysz?”. „Zrobiłeś! Gdyby nie ty, nic by się jej nie stało! Wsiadła do tego samochodu, żeby uciec przed tobą!”. „Czy to ja kazałem jej do niego wsiadać? Nie, więc nie ma w tym mojej winy”. „Bądź przeklęty!” – Kerem wyprowadza silne uderzenie. Jego pięść ląduje na szczęce Calara.
W tym momencie na korytarzu pojawia się Sureyya. Ona oraz kilku mężczyzn odciągają nie panującego nad sobą syna Macide. Calar wykorzystuje ten moment do skutecznej ucieczki. „Kerem, co jest z tobą? Nie rozumiesz, że w ten sposób możesz przysporzyć sobie kłopotów?” – pyta dziewczyna. „Nie mów tak, jakbyś nie wiedziała, że wszystko, co się stało, jest winą tego idioty!” – odpowiada brat Humeyry. „Być może, ale nie jesteś od tego, by wymierzać sprawiedliwość na własną rękę. Zgłosimy go na policję i zapłaci za swoje przestępstwo. Dojdź do siebie, Kerem!”.
Alev jest na zewnątrz i rozmawia przez telefon. „Jak się masz, ciociu” – mówi do słuchawki. – „Nie uwierzysz, co się stało. Oczywiście, że nie ma nikogo w pobliżu. Przecież nie rozmawiałabym z tobą przy cioci Leman. Teraz słuchaj mnie uważnie. Pamiętasz Julide, o której ci wspominałam? To ta, która pracuje w sklepie z wełną i interesuje się Safakiem. Tak, właśnie ta. Okazuje się, że mieszka w domu cioci Leman, który ta kupiła Safakowi, by miał gdzie mieszkać, jak już się ożeni. Chciałam dzisiaj wyciągnąć to od Julide, ale ona bezwstydnie powiedziała mi, że właściciel domu mieszka za granicą. Okłamała mnie, patrząc mi prosto w oczy. Wyobrażasz to sobie? Wygląda na niewiniątko, ale już uwiła sobie ciepłe gniazdko w domu Safaka”.
„Ciocia Leman oczywiście o niczym nie wie” – kontynuuje Alev. – „Tak, sama to wszystko rozgryzłam. Kiedy nadejdzie właściwy moment, odpalę tę bombę, ale muszę jeszcze zebrać trochę dowodów. W porządku, nie martw się. Zadzwonię do ciebie ponownie, aby poinformować cię o nowościach. Dobrze, do usłyszenia”. Alev kończy rozmowę i udaje się pod dom Safaka. Znowu natrafia na znajdującą się na balkonie Julide. Wyciąga telefon i robi kilka zdjęć.
Akcja przenosi się do szpitala. „Jestem taka znudzona. To miejsce jest okropne” – mówi do siebie Parla. – „Tak bardzo chciałabym wstać z łóżka. Pielęgniarka wyszła i od dwóch godzin nie przychodzi. Kerem! Kerem! Och, nie słyszy mnie” – dziewczyna ma dość bezczynnego leżenia i próbuje sama wstać z łóżka. – „Co jest? Moje nogi zesztywniały. Nie mogę ich ruszyć! To na pewno przez te lekarstwa…”. Kamera przenosi się na korytarz. Kerem i Sureyya siedzą na krzesełkach. „Nie zostawi dziewczyny w spokoju nawet w szpitalu. Co z niego za psychopata!” – grzmi Kerem.
„W porządku, zapomnij o tym” – mówi Sureyya. – „Torturujesz się tylko takim myśleniem”. W tym momencie przed salą Parli pojawia się pielęgniarka z wózkiem inwalidzkim. „Chwileczkę. Dla kogo to jest?” – pyta syn Macide. „To wózek dla pani Parli. Będzie go potrzebować”. „Proszę poczekać. Jeszcze jej tego nie wyjaśniliśmy… Nie powiedzieliśmy jej, że nie będzie mogła chodzić”. „Rozumiem was, ale ona musi o tym wiedzieć. Jeśli chcecie, sama mogę jej powiedzieć”. „Dziękujemy, ale będzie lepiej, jeśli sami jej o tym powiemy” – stwierdza Sureyya. „Proszę dać mi dwie minuty, wszystko jej powiem” – oświadcza Kerem.
„W porządku, w takim razie przyjdę później” – pielęgniarka zostawia wózek pod drzwiami i odchodzi. Kerem bierze głęboki oddech i wchodzi do sali. Widzi leżącą na ziemi Parlę! Dziewczyna spadła z łóżka, próbując się podnieść. „Co się stało” – pyta syn Macide. „Jak spadłaś?” – dopytuje Sureyya. „Próbowałam tylko wstać. Nie wiem, jak to się stało” – odpowiada zrozpaczona Parla. „Dobrze, już dobrze. Sureyya, pomóż mi ją podnieść”. Po chwili Parla jest z powrotem na łóżku. „Co się dzieje? Dlaczego tak wyglądacie?” – pyta, kierując wzrok to na Sureyyę, to na Kerema. – „Co jest? Co przede mną ukrywacie?”.
„Parla, nie wiem, jak to powiedzieć, ale…” – odzywa się mężczyzna. „Ale co? Co się dzieje?” – dopytuje Parla. „To, co teraz powiem, może tobą wstrząsnąć. Ale proszę cię, bądź silna…”. „Powiedz otwarcie cokolwiek by to nie było. Proszę cię”. „Rozmawiałem z doktorem. Operacja, którą miałaś, była bardzo trudna. Generalnie się udała, ale obrażenia, które poniosłaś w wypadku, są bardzo poważne i…”. „Czy ja umrę?”. „Nie, Boże uchowaj. To nie to. Chodzi o to, że od teraz… Nie będziesz mogła chodzić. Jesteś sparaliżowana…”.
„Co?! Co ty mówisz, Kerem?!” – krzyczy na cały głos Parla, a do jej oczu napływają łzy. – „Co to znaczy, że nie będę mogła chodzić?! Jaki paraliż?! Co ty mówisz?! Powiedz, że mnie oszukujesz! To nie może być prawda! Nie będę mogła chodzić! To wolę już umrzeć!”. „Parla, proszę cię, uspokój się” – odzywa się Sureyya i kładzie rękę na ramieniu niepełnosprawnej dziewczyny. „Nie mogę się uspokoić! Moje nogi nie mogą być nieruchome! Wychodzę stąd! Odejdźcie!”.
Parla zaczyna panicznie machać rękoma i krzyczeć jak opętana. Kerem i Sureyya nie są w stanie jej utrzymać i wzywają pielęgniarkę. Ta podaje Parli zastrzyk uspokajający. Blady jak ściana Kerem wychodzi z sali i udaje się na zewnątrz. Opiera się o ścianę i mówi do siebie: „Co teraz będzie? Parla sobie z tym nie poradzi. To nie jest łatwe. Off, off!” – mężczyzna uderza pięścią w mur. – „To wszystko przeze mnie! Zrujnowałem życie tej dziewczyny! Niech mnie Bóg ukarze!”.
Ze szpitala wychodzi Sureyya. Podbiega do Kerema i odciąga go od ściany, w którą ten nieustannie uderzał pięścią. „Kerem, co ty robisz?” – pyta dziewczyna. – „Spójrz tylko na swoją rękę. Dojdź do siebie!”. „To wszystko przeze mnie! To moja wina!” – oskarża się syn Macide. „O czym ty mówisz? W jaki sposób możesz być tego winny?”. „To ja jestem odpowiedzialny za ten wypadek i to przeze mnie Parla nigdy więcej nie stanie na nogi!”. „Na Boga, o czym ty mówisz?”. „To moja wina, ponieważ to ja wsadziłem ją do samochodu, który miał trafić do serwisu! Parla jest sparaliżowana przeze mnie!”. „Co?!” – Sureyya robi duże oczy.
Obowiązuje całkowity zakaz kopiowania streszczeń na inne strony! Za łamanie praw autorskich grozi odpowiedzialność karna.