954: Elif i Melek wracają ze sklepu, gdzie zostawiły ciasteczka. „Bardzo dobry człowiek z tego wujka” – mówi Elif. – „Tak dużo żartuje, tak dużo się śmieje. Powiedział, że ciasteczka powinny się sprzedać w ciągu trzech dni. Może kiedyś będziemy mieć nawet swój własny sklep”. „Sklep, w którym sprzedawałybyśmy własne ciasta?”. „Aha. Piekłybyśmy ciasta i ciasteczka”. „Bóg jest wielki. Nie wiemy, jakie życie nam zaplanował”. „Chcę, żeby wszyscy ludzie na świecie mogli jeść nasze ciasteczka”. Kamera przenosi się na sąsiednią ulicę. Widzimy tajemniczego mężczyznę, obok którego zatrzymuje się czarna limuzyna. Mężczyzna podchodzi do tylnych drzwi, których szyba opuszcza się, ukazując znajdującą się w środku… Macide!
„Dzień dobry, pani Macide” – mówi mężczyzna. „Dzień dobry, Arifie” – odpowiada pani Haktanir. – „Jak wygląda sytuacja? Czy pojawiło się coś nowego w sprawie Serce i Elif?”. „Niestety, jeszcze nic nie ma”. „Tak bardzo się staramy, ale nadal nic o nich nie wiemy”. „Uwierz mi, robię wszystko, co w mojej mocy”. „Wiem, ale chcę, żebyśmy natrafili na choć mały ślad”. „Wiesz o domu, do którego skierowała nas jedna osoba. Nie było ich tam, ale interesujące jest to, że gdy pokazałem fotografię przechodniom, osoby na zdjęciu wydały im się znajome. Dlatego nie opuszczam tej dzielnicy. Kiedy będzie pewne, że ich tu nie ma, wtedy udam się do innego miejsca”. „Rozumiem. Czyli chcesz jeszcze tutaj zostać?”.
„W gruncie rzeczy mam jeden pomysł, ale nie chcę podejmować żadnych kroków, dopóki się z tobą nie skonsultuję” – oznajmia Arif. „Co to za pomysł?”. „Nie uważa pani, że powinniśmy zamieścić ogłoszenie? Myślę, że dzięki temu dużo łatwiej byłoby nam je odnaleźć”. „To możliwe. Tylko, że i one dowiedzą się, że ich szukamy, i mogą odejść w inne miejsce. Dlatego wolę nie ryzykować. Kontynuuj poszukiwania, wykorzystując zdjęcia”. „Oczywiście, jak sobie życzysz”. „Niech Bóg nam pomoże. Oczekuję pozytywnych wieści tak szybko, jak to możliwe”. Macide zamyka szybę i każe kierowcy jechać. Po chwili wydaje jej się, że dostrzega idące drogą Elif i Melek. Każe zatrzymać się kierowcy, wysiada z auta i mówi: „Serce? Elif? Nareszcie je znalazłam! Dzięki ci, Boże!”.
Pani Haktanir zaczyna biec przed siebie, na nic innego nie patrząc. Dobiega do niej Arif i ratuje swoją pracodawczynię przed potrąceniem przez samochód. „Czy wszystko w porządku?” – pyta. – „Niewiele brakowało, a potrąciłby panią samochód”. „Gdzie one zniknęły? One tu były, widziałam ich!” – Macide szuka wzrokiem Melek i Elif. Nigdzie jednak ich teraz nie widzi. – „Gdzie one są?”. „Pani Macide, uspokój się. Znajdziemy je”.
Melek i Elif są już blisko domu. „Mamo, pomyśl tylko” – mówi podekscytowana dziewczynka. – „Taka mała, przytulna cukiernia. Cukiernia Melek„. „Córko, za wcześnie na takie fantazje”. „Wiem, mamo. Ale Asli mówi, że jeśli nie mamy marzeń, żadne z nich nigdy się nie spełni”. „Zgadza się, ale…”. „Jak myślisz, gdzie powinna być nasza cukiernia?”. „Nie wiem”. „Ja myślę, że powinna być w pobliżu brata Kerema. Będziemy mogły widzieć ich przynajmniej na odległość”. „Rozmawiałyśmy już o tym”. „Wiem, mamo. Po prostu sobie marzę. Bardzo się za nimi stęskniłam”.
Akcja wraca do poprzedniej sceny. Macide zjeździła z kierowcą całą okolicę. Po wszystkim wraca do Arifa. „Nigdzie ich nie ma. Gdzie one mogły się podziać?” – zachodzi w głowę pani Haktanir. „Nie wiem, pani Macide. Nie widziałem nikogo po drugiej stronie”. „Jak to możliwe?”. „Jesteś pewna, że to były one?”. „Oczywiście, że jestem. Nie śniłam!”. „Nie miałem tego na myśli”. „Zniknęły mi przed samymi oczami. Gdzie mogły przepaść?”. „Nie martw się. Jeśli to konieczne, przetrząsnę całą okolicę i przyprowadzę je do ciebie. Jeśli naprawdę je widziałaś, muszą być tutaj”. „Tak, to były one!”. „W takim razie zaufaj mi. Jesteśmy bardzo blisko”.
Akcja przenosi się do rezydencji. Humeyra podchodzi do Leventa, który nadal gra na gitarze i śpiewa. „Nie widziałem, kiedy przyszłaś” – mówi mężczyzna, odkładając instrument. „Kontynuuj, proszę”. „Nie, już skończyłem”. „Zaskoczyłeś mnie. Nie wiedziałam, że jesteś tak uzdolniony”. „To normalne, że nie wiedziałaś”. „Masz rację. Nie znam cię. Muzyka mnie tutaj przywiodła”. „Czasami biorę gitarę i próbuję coś tam zagrać. Ale nie jest to nic specjalnego”. „Jesteś wobec siebie niesprawiedliwy. To, co usłyszałam, jest bardzo dobre”. „Nie wynika to z moich umiejętności. Wszystko to zasługa gitary”. „Czyżby? Jak długo ją masz?”.
„Jest ze mną od dawna. Dużo dla mnie znaczy” – oznajmia ochroniarz. – „Jest stara i ma już pewne wady, jak my wszyscy. Ale jest ze mną, nie opuszcza mnie. Jest moją towarzyszką”. „Niektórych rzeczy nigdy nie zostawiamy, prawda?” – pyta Humeyra. Akcja przeskakuje do wieczora. Asli przychodzi do domu Melek. „Przyszłam bez zapowiedzi, bo mam dobre wieści” – oznajmia. „Dobre wieści?” – pyta zaciekawiona Elif. „Tak. Jesteście gotowe? Siostro Melek, znalazłam ci pracę”. „Naprawdę?” – na twarzy Melek pojawia się szeroki uśmiech. „Jupi!” – zakrzykuje dziewczynka.
„Co to za praca?” – docieka Melek. „Wspomniałam o tobie kilku moim znajomym” – wyjaśnia nauczycielka. – „Okazało się, że jedna z firm szuka pracowników. Ta praca jest wręcz stworzona dla ciebie. Przekazałam im twój numer telefonu, wkrótce do ciebie zadzwonią”. Akcja przeskakuje do następnego dnia. Elif, Melek i Asli jedzą śniadanie. „To typowa praca korporacyjna” – mówi nauczycielka. – „Znasz godziny rozpoczęcia i zakończenia pracy. Urlopy są regularne. Będziesz więc miała dość czasu dla Elif”. „To byłaby bardzo dobra praca dla mnie” – stwierdza Melek. – „Mam nadzieję, że nie pojawi się żaden problem. Myślisz, że moje kompetencje wystarczą?”.
„Oczywiście, że tak” – zapewnia Asli. – „Masz doświadczenie w szyciu. Rzeczy, które wykonałaś, są naprawdę świetne”. „Cóż, zobaczymy. Najpierw muszę przejść rozmowę kwalifikacyjną”. „Dostaniesz tę pracę, mamo” – mówi Elif. – „Ja w ciebie wierzę”. „Mam taką nadzieję. Chciałabym wrócić z dobrymi wieściami”. „Wszystko będzie dobrze, siostro Melek. Uwierz mi”. „Jesteś prawdziwym aniołem, Asli. Tak bardzo nam pomogłaś. Pojawiasz się za każdym razem, gdy potrzebujemy pomocy. Niech Bóg cię błogosławi. Dolać ci jeszcze herbaty?”. „Nie, na nas już czas. Elif, skończyłaś już śniadanie?”. „Tak, nauczycielko” – odpowiada dziewczynka z pełnymi ustami. – „Pójdę po plecak”.
Akcja przenosi się do rezydencji. Humeyra siedzi przy stoliku na zewnątrz i raczy się kawą. Nagle dzwoni do niej jakiś nieznany numer. „Halo?” – odbiera kobieta. „Dzień dobry, bratowo” – mówi mężczyzna po drugiej stronie. – „Masz pozdrowienia od brata Tarika”. Kamera przenosi się do stojącego na drodze samochodu. Widzimy siedzącego za kierownicą Rizę i znajdującego się na fotelu obok drugiego draba, który rozmawia przez telefon. „Dlaczego nadal do mnie dzwonisz? Powiedziałam, że nie chcę z nim rozmawiać!” – przypomina Humeyra. – „Nie waż się więcej dzwonić!”. „Nie rozłączaj się. W przeciwnym razie zostaniesz zraniona”. „Czego ode mnie chcesz?”. „Nie dzwonię na próżno. Mamy dla ciebie wiadomość. Jutro jest dzień wizyt w więzieniu. Pan Tarik chce, żebyś do niego przyszła. Chce z tobą porozmawiać”.
„Naprawdę? Chce ze mną porozmawiać?” – powtarza Humeyra. – „Nigdzie nie pójdę! Niech nie czeka na mnie na próżno!”. Siostra Kerema rozłącza się. Po chwili na tarasie pojawia się jej matka. „Szukałam ciebie” – mówi Macide, podchodząc do córki. – „Co robisz tu sama?”. „Chciałam pobyć na świeżym powietrzu, to wszystko”. „Wszystko w porządku, córko?”. „Tak, mamo. Mam się dobrze”. „Co robisz dzisiaj. Masz coś zaplanowanego?”. „Dlaczego pytasz?”. „Ponieważ idę do fundacji. Wiesz, że pomagamy w nauce biednym dzieciom. Jedno stowarzyszenie chce nam wręczyć specjalną tablicę. Chciałabym, żebyś mi towarzyszyła w tej uroczystości”.
„Nie, ja nie mogę, mamo” – odpowiada Humeyra. „W porządku, jak uważasz. Wejdźmy do środka”. „Dobrze, zaraz wejdę”. Macide odchodzi, a jej córka bierze kilka głębokich oddechów, cały czas myśląc o niedawnej rozmowie z człowiekiem Tarika. Tymczasem Elif i Asli idą razem do szkoły. W miejscu, gdzie to tej pory się rozdzielały, przyłapuje ich dyrektor! „Dzień dobry, pani Asli” – mówi mężczyzna, stając przed nauczycielką. Przestraszona Elif odchodzi na kilka kroków. – „Widzę, że nic sobie nie robisz z moich ostrzeżeń. Jak to wytłumaczysz?”. „Panie dyrektorze…”. „Czy cię nie ostrzegałem? Powiedziałaś, że to rozwiążesz. Czy tak sobie z tym radzisz?”.
„Cokolwiek powiesz, masz rację, ale…” – odzywa się Asli. „Nie ma żadnego ale. Pierwszy raz przymknąłem na to oko, dając ci jeszcze jedną szansę. Co ty zrobiłaś? Wykorzystałaś moje dobre intencje. Wcale to do ciebie nie pasuje”. „Przepraszam, ale uwierz mi, nie miałam złych zamiarów”. „Oczywiście, że nie. To godne pochwały, że starasz się, aby dziecko chodziło do szkoły. Ale niedopuszczalne jest, że robisz to w sposób nielegalny. Ostrzegałem cię. Teraz muszę poinformować wyższe władze, żeby cię ukarały”. „Panie dyrektorze, proszę…”. „To, co zrobiłaś, jest przestępstwem. Ale jesteś jeszcze młoda, na samym początku kariery. Nie mogę ci tego zrobić”. „Bardzo panu dziękuję”. „Dam ci kolejną szansę, ale to dziecko nie może więcej pojawić się w naszej szkole”.
Dyrektor odchodzi. Asli odwraca się do Elif, która bardzo posmutniała. „Pan dyrektor zezłościł się na ciebie. Pójdę do domu” – oznajmia dziewczynka. „Elif, nie odchodź. Porozmawiam z nim i go przekonam”. „Nie, wrócę do domu”. „Dobrze. Niech tak będzie dzisiaj, ale jutro znajdę jakieś rozwiązanie. W porządku?”. Akcja przenosi się do firmy. Rana zatrzymuje się przy uchylonych drzwiach gabinetu Kerema i słyszy, jak ten rozmawia z sekretarką. „Kobiety, których szukamy do pracy, muszą być gospodyniami domowymi, chcącymi poprawić swój domowy budżet” – mówi mężczyzna. „Proszę się nie martwić” – odpowiada Filiz. – „Pracownicy z działu rekrutacji otrzymali już twoje instrukcje”.
Rana udaje się do swojego gabinetu. Wyraźnie nie podoba jej się pomysł Kerema. „No pięknie! Będziemy teraz zatrudniać gospodynie domowe!” – złości się. – „Naprawdę genialny pomysł! Tak jakbyśmy już nie byli firmą charytatywną”. Kobieta sięga po telefon i nawiązuje z kimś połączenie. „Halo? Panie Omerze, to ja, Rana Kaya” – mówi do słuchawki. – „Dziękuję, u mnie też wszystko dobrze. Mam do ciebie jedną prośbę. Potrzebujemy ekspertów do pracy w dziale tekstyliów. Czy mogę liczyć na twoją pomoc? W porządku, czekam”.
Akcja przenosi się do domu Melek. Ona i jej córka rozmawiają przy stoliku na werandzie. „Pan dyrektor już dawno temu zdał sobie sprawę, że chodzę na zajęcia potajemnie i ostrzegł siostrę Asli” – oznajmia dziewczynka. „Czyli Asli sprzeciwiła się mu, ponieważ złożyła nam obietnicę?”. „Tak. Dyrektor bardzo się zezłościł. Wygląda na to, że nie będę już mogła chodzić do szkoły”. „Kochanie, wiesz, że Asli zrobiła wszystko, co tylko mogła. Ale obiecuję ci, znajdę sposób, żebyś mogła kontynuować naukę. Zaufaj mi. Skończysz szkołę i zostaniesz nauczycielką, tak jak Asli”.
Na teren rezydencji wchodzi człowiek Tarika przebrany za robotnika. „Odrzucasz to, czego chce brat Tarik. Ale my już ciebie zmusimy!” – mówi drab. – „Jutro tam przyjdziesz, zobaczysz!”. Fałszywy fachowiec staje przed drzwiami. Już ma nacisnąć na dzwonek, gdy nagle rozlega się głos Leventa, który właśnie wyszedł z ogrodu: „Kim jesteś? Co tu robisz?”. „Powiedziano mi, że nastąpił tutaj wyciek gazu. Przyszedłem, aby dokonać kontroli”. „Wyciek gazu?” – powtarza ochroniarz i uważnie przygląda się przebierańcowi. – „Nie mamy tutaj takiego problemu. Żaden gaz nie wycieka. Kto ciebie tu wezwał?”. „Nie wiem. Ja tylko wykonuję swoją pracę. Kazano mi tutaj przyjść i sprawdzić, czy doszło do wycieku”.
„Otrzymałeś zatem błędne informacje” – stwierdza Levent. „Ale to poważny problem. Kazano mi sprawdzić wszystkie domy w okolicy”. „Wszystkie domy?”. „Tak”. „Przed chwilą twierdziłeś, że doszło do wycieku w tym konkretnym domu”. „Proszę pana, to sprawa życia i śmierci. Proszę mnie wpuścić”. „Nigdzie nie wejdziesz. Jeśli zajdzie potrzeba, sami ciebie wezwiemy. Teraz już idź, bracie.” – Ochroniarz wypycha draba w stronę bramy. „Niech to szlag” – szepcze człowiek Tarika, odchodząc. Czy uda mu się jeszcze przedostać do rezydencji? Czy Elif będzie uczęszczała do szkoły?
Obowiązuje całkowity zakaz kopiowania streszczeń na inne strony! Za łamanie praw autorskich grozi odpowiedzialność karna.