„Miłość i nadzieja” – odcinek 153 – szczegółowe streszczenie
Bulent przywozi Zeynep do więzienia, gdzie dziewczyna ma zobaczyć się ze swoją matką. Jednak zamiast ciepłego powitania, Gonul napotyka mur lodowatej obojętności. Zeynep nie rzuca się jej w ramiona, nie wybucha płaczem, nie mówi, jak bardzo tęskniła. W jej oczach nie ma miłości – tylko zawód i żal.
— Córeczko… — odzywa się Gonul cicho, z nadzieją.
— Nie nazywaj mnie córką! — syczy Zeynep, mrużąc oczy.
Gonul spogląda na Bulenta z wyrzutem, jakby to jego obwiniała za tę sytuację. Jednak zanim zdąży cokolwiek powiedzieć, jej ciało osuwa się bezwładnie na podłogę.
— Gonul! — Bulent rzuca się, by ją podtrzymać.
Zeynep ani drgnie. Patrzy na leżącą matkę z chłodnym spojrzeniem.
— Naprawdę? — parska. — Nawet teraz uciekasz od trudnych rozmów?
Nie przejmuje się jej stanem. Jest przekonana, że Gonul zemdlała celowo – tak jak kilka miesięcy temu uciekła, zostawiając ją z mnóstwem pytań i brakiem jakichkolwiek odpowiedzi.
***
Gonul trafia do więziennego medyka. Tymczasem Bulent, widząc obojętność Zeynep, nie może dłużej milczeć.
— Co się z tobą dzieje, moja córko? — pyta ostrożnie. — Pierwszy raz widzę cię taką. Rozumiem, że jesteś zraniona, ale nie zachowuj się w ten sposób. Twoja mama nie jest złą osobą, nie zasłużyła na to.
Zeynep mruży oczy i przekrzywia głowę.
— Skąd znasz moją mamę, wujku Bulencie? — rzuca podejrzliwie. — Mówisz o niej tak, jakbyście byli sobie bliscy.
Bulent zaciska usta.
— Ja… — Waha się przez chwilę. — Po prostu nie wierzę, że Gonul mogłaby coś udawać.
— Serio? — Zeynep unosi brew. — Jakoś nie miała problemu, żeby mnie okłamywać.
Dziewczyna zaciska dłonie w pięści.
— Miesiącami zastanawiałam się, gdzie jest i jak się czuje. Osoba, która potrafi tak oszukiwać, równie dobrze mogła teraz zemdleć, żeby uniknąć rozmowy.
***
Kilka minut później Gonul wraca do pokoju. Wygląda na osłabioną, ale nie traci determinacji.
— Myślałam, że znowu uciekniesz — rzuca sucho Zeynep.
Gonul podchodzi bliżej i chwyta córkę za dłonie.
— Moja droga Zeynep… — Jej głos drży. — Jak ja za tobą tęskniłam…
— Nie nazywaj mnie swoją córką! — Zeynep odtrąca jej dłonie. — Nie udawaj, że ci na mnie zależy.
Gonul ponownie kieruje pełne wyrzutu spojrzenie na Bulenta.
— Nie patrz tak na mnie. — Mężczyzna rozkłada ręce. — To nie ja jej powiedziałem. To Melis.
Zeynep podchodzi krok bliżej.
– Melis przynajmniej była ze mną szczera. Nigdy mnie nie oszukiwała, nigdy mnie nie zawiodła.
Gonul zaciska usta, jakby te słowa były dla niej ciosem.
— Moja córko, wiem, że cię skrzywdziłam, ale…
— Zamknij się! — Zeynep wbija w nią pełne gniewu spojrzenie. — Skoro przez tyle czasu milczałaś, to milcz dalej!
Bulent próbuje ratować sytuację.
— Zeynep, posłuchaj… — mówi łagodniej. — Gdyby twoja mama ci powiedziała, że idzie do więzienia, rzuciłabyś studia. Całe twoje życie ległoby w gruzach. Chciała cię tylko ochronić.
Zeynep wybucha gorzkim śmiechem.
— Ochronić?! — patrzy na niego z niedowierzaniem. — Mówicie, że to było dla mojego dobra, ale czy czuję się dobrze?! Do tej pory ukrywaliście to przede mną – i co to dało?!
Gonul odzywa się niepewnie:
— Kontynuowałaś naukę. Gdybym ci powiedziała, rzuciłabyś wszystko, żeby mnie ratować. A ja nie chciałam, żebyś marnowała swoje życie.
— Jakie znaczenie ma nauka, kiedy ciebie przy mnie nie było? — głos Zeynep łamie się na moment, ale szybko odzyskuje zimny ton. — Miesiącami płakałam, myśląc, że mnie porzuciłaś dla innego mężczyzny. Odchodziłam od zmysłów, zastanawiając się, dlaczego to zrobiłaś. Kiedy odeszłaś, byłam zdruzgotana, mamo!
Gonul bierze drżący oddech.
— Córko…
— Nie nazywaj mnie córką! — Zeynep wbija w nią spojrzenie pełne bólu. — Gdyby nie wujek Bulent, nie wiem, co by się ze mną stało. Przyjął mnie pod swój dach, robił wszystko, żebym poczuła się dobrze – ale to nie wystarczyło. Nie mogłam się pozbyć tego uczucia. Cały czas czułam się obca. Niepotrzebna.
Gonul chwyta ją za rękę.
— Przepraszam… — szepcze błagalnie. — Proszę, wybacz mi.
Zeynep wyszarpuje dłoń.
— Nie przepraszaj. I nie płacz. — Podchodzi bliżej i unosi oskarżycielsko palec. — Nawet twoje łzy nie są w stanie zmiękczyć mojego serca.
***
Ege podnosi Halduna z wersalki i chwyta go mocno za sweter. Szarpie nim gwałtownie, niemal rzucając nim o ścianę.
— Co robisz w tym domu?! — warczy, a jego oczy płoną gniewem. — Wiem, ile masz pieniędzy na kontach i gdzie naprawdę mieszkasz w Stambule!
Haldun patrzy na niego z zaskoczeniem, ale nie traci zimnej krwi.
— Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz?
— Nie chodzi o to, kim jestem, ale o to, co zrobiłeś! — Ege zbliża się jeszcze bardziej. — To przez ciebie pani Gonul siedzi w więzieniu!
Haldun uśmiecha się kpiąco.
— Nie siedzi tam za niewinność. Płaci za to, co mi zrobiła.
Ege nie wytrzymuje i potrząsa nim jeszcze mocniej.
— Nie zrobiła ci niczego! Jesteś zdrowy jak wół!
— Wynoś się stąd! — Haldun próbuje go odepchnąć, ale Ege nawet nie drgnie. — Poparzyłeś mi nogę!
Chłopak parska śmiechem.
— A ty zniszczyłeś rodzinę! Rozbiłeś ją w pył! Myślisz, że będę przejmował się twoją nogą?! Przez ciebie matka i córka zostały rozdzielone! Czy chociaż raz pomyślałeś o nich?!
Haldun prostuje się i patrzy mu prosto w oczy.
— Czy wiesz, że ta kobieta dźgnęła mnie nożyczkami w brzuch? — mówi z powagą. — Potem uciekła, nawet nie wezwała pogotowia. Przez kilka dni walczyłem o życie.
Ege wybucha gniewnym śmiechem.
— Chciałeś ją zgwałcić! — krzyczy. — Zrobiła ci za mało! Ja bym cię zabił na miejscu!
Jego oczy błyszczą złością, ale Haldun nie okazuje strachu.
— Według dokumentów sądowych jesteś sparaliżowany. — Ege patrzy na niego z pogardą. — Oficjalnie nadal leżysz w śpiączce. Ale jakimś cudem nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś składał zeznania. Masz teraz wybór: idziesz do prokuratury i mówisz prawdę albo…
— Albo co? — Haldun unosi brew.
— Albo zmuszę cię do tego w inny sposób.
Haldun uśmiecha się cynicznie.
— Nigdzie nie idę. — Jego głos jest spokojny. — Gdybym przyznał się do kłamstwa, sam zostałbym ukarany.
— Nie obchodzi mnie to! — Ege zaciska pięści. — Idziemy teraz!
Haldun przechyla głowę i przygląda mu się uważnie.
— A skąd pewność, że powiem to, czego chcesz? — uśmiecha się drwiąco. — Może zeznam, że wyzdrowiałem, ale Gonul czyniła wobec mnie niemoralne zaloty?
— Nie testuj mojej cierpliwości! — warczy Ege.
Haldun przygląda mu się z satysfakcją, a potem jego uśmiech się poszerza.
— Już rozumiem. — Przechyla głowę. — Zakochałeś się w Zeynep, jej pięknej córeczce. Próbujesz jej zaimponować w ten sposób, prawda?
Ege gniewnie marszczy brwi.
— Nie przedłużaj! Powiedz, czego chcesz!
— Chcę milion lir. — Haldun mówi to spokojnie, niemal niedbale, jakby rzucał luźną propozycję.
Ege patrzy na niego z niedowierzaniem.
— Milion?! Chyba postradałeś zmysły, leżąc w tym łóżku.
— Nie sądzę. — Haldun wzrusza ramionami. — Mój umysł jest całkowicie trzeźwy. Przez tę kobietę nie mogłem pracować miesiącami, nie mogłem dopilnować interesów. Straciłem fortunę. Jeśli chcesz, żebym zeznał prawdę, zapłać mi za to. W przeciwnym razie, nawet jeśli zabierzesz mnie teraz do prokuratury, nic na tym nie wygrasz.
Jego głos staje się lodowato spokojny.
— Wymyślę taką historię, po której Gonul dostanie jeszcze wyższy wyrok. — Uśmiecha się szeroko. — W końcu to ja jestem ofiarą, a ona sprawcą. Mam prawo do odszkodowania.
Ege zaciska szczękę. Walczy z sobą, ale wie, że nie ma wyboru.
— Dobrze. — W końcu puszcza Halduna, poddając się jego szantażowi. — Dostaniesz, czego chcesz. Czekaj na moje wieści.
***
Po opuszczeniu domu Ege opiera się o maskę samochodu i bierze głęboki oddech. Serce wali mu w piersi.
— Skąd wezmę milion lir? — szepcze do siebie, próbując znaleźć rozwiązanie.
Wie, że nie ma wielu opcji. Nie ma takich pieniędzy, ale jedno jest pewne – musi je zdobyć.
Sięga po telefon i wybiera numer.
— Halo, Suleyman? — mówi szybko. — Muszę wypłacić pieniądze z firmy. Muszę zapytać tatę o zgodę? Dobrze, jakoś to rozwiążę. Potrzebuję milion w gotówce. Nie zadawaj pytań, Suleymanie. Po prostu to załatw.
Kończy połączenie i zaciska dłoń w pięść.
— Nie martw się, Zeynep — mówi do siebie cicho. — Wkrótce znowu będziesz ze swoją mamą. Obiecuję ci.
***
Alper wpada do domu Sili jak burza. Jego wzrok nerwowo przeszukuje każde pomieszczenie, a głos rozbrzmiewa po całym domu:
— Sila! Gdzie jesteś?!
Odpowiada mu jedynie cisza. W końcu Bahar wychodzi mu naprzeciw, krzyżując ręce na piersi.
— Nie szukaj jej. Mojej siostry tu nie ma. Odeszła.
Alper zaciska szczękę.
— Co masz na myśli, Bahar? Gdzie poszła?!
— Dałeś ludziom pieniądze, żeby przymusić ją do ślubu — mówi Bahar lodowatym tonem. — Wysłałeś zbirów, żeby napadli na nasz dom. Nawet mamę przekupiłeś. Ale wszystko na nic. Moja siostra nigdy za ciebie nie wyjdzie!
Alper mruży oczy i robi krok w jej stronę.
— Nie denerwuj mnie, Bahar. — Jego głos jest napięty jak cięciwa łuku. — Czy poszła do niego? Odpowiedz mi!
Bahar unosi podbródek z wyzywającym uśmiechem.
— Tak. Odeszła z nim, bo ciebie nie kocha. — Każde jej słowo uderza Alpera jak nóż w serce. — To jego kocha!
Alper czuje, jak wściekłość uderza mu do głowy. W przypływie gniewu wali pięścią w drzwi, aż w całym domu rozlega się głuchy huk.
— Zabiję go! — syczy, jego twarz wykrzywia furia. — Daj mi jego adres! Natychmiast! Pokażę temu draniowi, co to znaczy uwodzić moją dziewczynę!
Bahar wzrusza ramionami.
— Nie znam jego adresu.
Alper w jednej chwili traci nad sobą panowanie. Chwyta Bahar za bluzkę i groźnie unosi palec tuż przy jej twarzy.
— Nie testuj mojej cierpliwości! Powiedz mi, gdzie jest, albo ciebie też zabiję!
Bahar nie odwraca wzroku.
— Nie wiem.
***
Sila nie zdążyła odejść daleko. Słysząc krzyki dobiegające z domu, odwraca się i bez zastanowienia wraca do środka. Widząc, jak Alper grozi jej siostrze, coś w niej pęka.
Nie myśląc ani chwili dłużej, chwyta leżące w rogu polano i uderza nim Alpera mocno w tył głowy. Chłopak wydaje zduszony jęk i osuwa się na ziemię, tracąc przytomność.
Bahar wstrzymuje oddech.
— Co teraz? — pyta szeptem.
Sila chwyta ją za rękę i prowadzi ku drzwiom.
— Uciekamy.
Obie wybiegają na zewnątrz, zostawiając Alpera na podłodze. Na drodze pojawia się nadjeżdżający bus. Bahar ściska dłoń siostry.
— Musisz stąd wyjechać, Sila. Natychmiast. Jedź do Stambułu, zacznij od nowa.
Sila waha się przez ułamek sekundy, ale wie, że Bahar ma rację.
— Dobrze.
Wsiada do busa, ale w jej sercu kłębią się sprzeczne emocje. Po raz pierwszy w życiu wyrusza w samotną podróż, kierując się ku nieznanemu, pełna zarówno ekscytacji, jak i lęku przed tym, co ją czeka.
Kiedy i gdzie zostanie wyemitowany odcinek 153. „Miłości i nadziei”?
Odcinek 153. serialu „Miłość i nadzieja” (oryg. Aşk ve Umut) zadebiutuje na antenie TVP2 w poniedziałek, 17 marca, o godzinie 17:20. Aby zobaczyć więcej streszczeń tego serialu, kliknij tutaj: Miłość i nadzieja streszczenia.









