„Miłość i nadzieja” – odcinek 191 – szczegółowe streszczenie
– Mama? – głos Sili drży, gdy otwiera drzwi i widzi Cavidan. Zastyga w bezruchu. – Jak… jak mnie znalazłaś?
Cavidan bez słowa wpycha córkę do środka i zatrzaskuje za sobą drzwi.
– Uciekłaś do Stambułu, tak? – Jej głos jest ostry jak brzytwa.
– Mamo, proszę, wysłuchaj mnie…
– Wysłuchać? Ciebie?! – wybucha. – Czy ty w ogóle masz w sobie odrobinę wstydu?! Zostawiłaś mnie! Zostawiłaś swoją siostrę! Nawet przez chwilę o nas nie pomyślałaś? Kto tu mieszka? Do kogo uciekłaś? Dlaczego porzuciłaś Alpera?
– Mamo, błagam, nie mów tak…
– Nie mówić?! Z kim tu żyjesz, co?! Bez ślubu?! Gdzie twój honor, Sila?
– To nie tak, jak myślisz. Chciałaś mnie wydać za Alpera, a ja go nie kocham! Nie mogłam inaczej – musiałam uciec!
– Musiałaś?! – Cavidan niemal krzyczy. – A pomyślałaś, co czuje twój ojciec? Co ja czuję? A twoja siostra? Czy w ogóle interesowało cię, czy mamy co jeść, czy mamy z czego żyć?
– Myślałam o was cały czas! Pracuję jako krawcowa, odkładam każdy grosz. Kuzey też wam dał pieniądze, prawda? Wierzyłam, że wam pomogą…
– Dałam je Alperowi – kłamie Cavidan z kamienną twarzą.
Na twarzy Sili pojawia się cień ulgi.
– To dobrze. Przynajmniej da nam spokój… Mamo, zostaw mnie. Chcę tu zostać. Będę pracować, zarabiać, utrzymam się sama. Potem zabiorę Bahar. Wyślę ją do najlepszej szkoły.
– Przestań bredzić! Myślisz, że Alperowi chodzi o pieniądze? On cię kocha, dziewczyno! Chce cię poślubić! Nie odpuści! A ty, jakby nigdy nic, siedzisz tu dalej? Ruszaj się, wracamy!
– Nigdzie nie idę! – Sila wbija stopy w ziemię jakby zapuściła w niej korzenie. – Nigdy nie wyjdę za Alpera! Prędzej umrę!
– Powiedz mi tylko jedno – Cavidan patrzy na nią z wąskim spojrzeniem – spałaś z Kuzeyem?
– Mamo, co ty wygadujesz?! Jak możesz mówić coś takiego?!
– To w takim razie o co chodzi? To jego dom? – rozgląda się po skromnym wnętrzu z pogardą. – Myślałyśmy, że to jakiś bogacz. Tymczasem mieszkasz w dwóch pokojach i kuchni? Alper ma dom jak pałac, a ty wybrałaś to?
– Bo nie kocham Alpera! – krzyczy Sila. – Pokochaj go za mnie, jeśli ci tak zależy!
– Ale za to kochasz Kuzeya, prawda?
Sila odwraca wzrok i przełyka ślinę.
– Pytam cię, córko! – naciska Cavidan. – Kochasz go? Dlatego uciekłaś? Dlatego nas zostawiłaś?!
– Mamo… To niemożliwe. Między mną a Kuzeyem nic nie ma. On ma matkę, ma siostrę. Pomagam im. Pracuję, żeby zarobić na życie.
Cavidan wybucha szyderczym śmiechem.
– Więc jesteś służącą?! Żeby chociaż w porządnej willi… Dziewczyno, co ty tu robisz? Sprzątasz w dwóch pokojach?! Alper chce zrobić z ciebie damę, a ty wybierasz szmaty i zmywak? Służąca – tak się teraz określasz? Brawo! Naprawdę jesteś wyjątkowo rozsądna…
– Nie chcę być z nim, mamo! – Sila prawie płacze. – Nie chcę być jego żoną! Ile razy mam to powtarzać?!
– Ale chcesz być służącą, tak? Do końca życia będziesz sprzątać ludziom domy?! Ruszaj się! Wracamy do domu!
– Zostaw mnie! – Sila odtrąca jej ręce.
– Chcesz, żeby przez ciebie ludzie w wiosce zaczęli plotkować?! Powiedziałam, że jesteś u krewnych. Ale jak długo mogę kłamać? Gdy prawda wyjdzie na jaw – co stanie się z Bahar? Kto na nią spojrzy?! Czy w ogóle o niej myślisz?
– Bahar nie będzie jak ja! – Sila mówi z ogniem w oczach. – Będzie się uczyć, będzie mieć inne życie. Ja jej to dam, obiecuję!
– Ty?! Ty nie potrafisz utrzymać samej siebie, a chcesz zabrać dziecko?! Przestań marzyć i ruszaj się!
Cavidan chwyta ją za ramię i zaczyna szarpać. Sila z całych sił się opiera.
– Nie pójdę! – krzyczy zrozpaczona.
Nagle Cavidan milknie. Jej spojrzenie zmienia się. Maska furii opada, zastępuje ją coś bardziej niepokojącego – zimna kalkulacja.
– Dobrze. Zostaw mnie, zostaw ojca, zostaw Bahar. Ale pomyśl chociaż o Kuzeyu. Co się stanie, kiedy twój ojciec się dowie? Chcesz, żebym ci powiedziała? Przyjedzie tu. Z bronią. I was zabije. Albo znajdzie kogoś innego, kto to zrobi za niego. Mężczyzna, którego wynajmie, nie zawaha się. Dla niego liczy się tylko jedno – honor.
***
Naciye wraca do domu, pozornie spokojna, choć w jej oczach czai się cień niepokoju.
– Gdzie jest Sila? – pyta Kuzey, który właśnie szykuje się do wyjścia. – Przecież poszłyście razem na zakupy. Czemu nie wróciła z tobą?
– Sila… – Naciye uruchamia instynkt kłamczuchy, nie dając po sobie nic poznać – zaszła jeszcze do pasmanterii. Coś tam ją zainteresowało. Mówiła, że wróci za chwilę. Nie martw się, synu. Zajmij się swoimi sprawami.
Kuzey patrzy na nią przez moment, jakby chciał z niej coś wyczytać, ale w końcu kiwa głową i odchodzi. Gdy tylko znika za drzwiami, obok Naciye pojawia się Hulya – spięta, roztrzęsiona.
– Mamo, co zrobiłaś?! Gdzie jest Sila?! – pyta z napięciem w głosie.
– Tam, gdzie powinna być – odpowiada Naciye chłodno, niemal z dumą.
– Co ty mówisz? – Hulya mruży oczy. – Nic nie rozumiem.
– Naprawdę nie rozumiesz? – Naciye odwraca się do niej z triumfującym wyrazem twarzy. – Uratowałam Kuzeya. Wyrwałam go z tej pułapki, zanim było za późno. Jej matka przyjechała ze wsi. Zabrała dziewczynę. I dobrze. Niech wraca tam, skąd przyszła. My wreszcie odzyskamy spokój. Dzięki Bogu…
Twarz Hulyi blednie. Jej wzrok wędruje gdzieś w przestrzeń, jakby próbowała objąć to wszystko, co właśnie usłyszała. Zamiast ulgi – w oczach pojawia się strach. Coś w jej wnętrzu mówi jej, że to nie koniec… że dopiero teraz wszystko się zacznie.
***
Sila, wstrząśnięta słowami matki i wizją brutalnej zemsty ojca, przestaje się opierać. Jej ciało zdrętwiało ze strachu. Pozwala Cavidan prowadzić się do drzwi, jakby była pozbawiona woli.
Cavidan chwyta za klamkę i otwiera drzwi z impetem.
I wtedy obie zamierają.
Na progu stoi rosły, ponury mężczyzna o groźnym spojrzeniu. Twarz ma jak wykutą z kamienia, a jego obecność wypełnia ciasne mieszkanie ciężarem grozy.
– Kim jesteście? – pyta niskim, chrapliwym głosem. – Gdzie jest Gonul?
– Nie… nie ma tu nikogo o takim imieniu – odpowiada Sila, cofając się o krok. Jej głos drży, a uciekające spojrzenie szuka ratunku.
Nieznajomy nie czeka na zaproszenie. Wpycha się do środka, rozglądając się po pomieszczeniu, jakby spodziewał się, że Gonul wyskoczy zza kanapy.
– Gonul! – ryczy. – Wychodź, wiem, że tu jesteś!
– Człowieku, co ty wyprawiasz?! – Cavidan próbuje stawić mu czoła. – Kto ci dał prawo wchodzić do cudzych domów?!
– Gonul ma u mnie dług – warczy. – I gdzieś tu się ukrywa. Wiem to. Gonul!
– Posłuchaj mnie dobrze – mówi Cavidan, próbując zachować zimną krew. – Mówię ci, nie ma tu żadnej Gonul!
– W takim razie… ty go spłacisz – odpowiada, mrużąc oczy.
– Co?! Zwariowałeś?! Spojrzałam na ciebie i już jestem winna pieniądze?! – Cavidan prycha z oburzeniem. – Sila, wychodzimy stąd, natychmiast.
Ale zanim zdążą się ruszyć, mężczyzna błyskawicznie sięga po ramię Cavidan i zaciska na nim dłoń tak mocno, że kobieta syczy z bólu.
– Nigdzie nie pójdziecie, dopóki nie powiecie, gdzie jest Gonul!
– Bracie – mówi Cavidan z trudem, próbując przemówić mu do rozsądku – powiedziałyśmy ci, że jej tu nie ma. Dlaczego nie możesz tego zrozumieć?
– Po twoich oczach widzę, że kłamiesz! – krzyczy mężczyzna, jeszcze mocniej zaciskając dłoń. – Mów! Gdzie się ukrywa?!
Sila rzuca się, by pomóc matce, ale zbir odpycha Cavidan na podłogę jak szmacianą lalkę, a sam łapie Silę i szarpie brutalnie.
W tym momencie drzwi otwierają się z hukiem. Do środka wpada Kuzey.
Jego wzrok w jednej sekundzie ogarnia całą scenę. Twarz napina mu się jak stal.
– Hej! – ryczy i rzuca się na intruza. Z determinacją i siłą, o którą nikt by go nie podejrzewał, wyciąga mężczyznę z mieszkania, jakby wyrzucał worek śmieci.
Drzwi zatrzaskują się z hukiem.
Kuzey odwraca się w stronę Cavidan, która podnosi się z podłogi, rozczochrana, z przerażeniem malującym się na twarzy.
– Co pani tutaj robi, pani Cavidan? – jego głos brzmi jak stal – twardo, chłodno, bez cienia uprzejmości.
***
Akcja przenosi się do domu Gonul.
– Mamo, jak mogłaś mieszkać pod jednym dachem z wujkiem Bulentem?! – głos Zeynep drży z oburzenia i rozczarowania.
– Co ty mówisz, moje dziecko? – Gonul patrzy na nią z niedowierzaniem. – Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, o co mnie oskarżasz?
– Doskonale sobie zdaję! – Zeynep zrywa się z wersalki jak oparzona. – Ale czy ty zdajesz sobie sprawę, co robisz? Wujek Bulent nocował z tobą w jednym domu! Co ludzie sobie pomyślą?
Z ciężkim westchnieniem siada z powrotem obok matki. W jej oczach pojawia się cień bólu, ale i determinacja.
– Mamo… błagam, powiedz mi, co się wtedy wydarzyło? Dlaczego on został u ciebie na noc? – jej głos łamie się w pół słowa. – Nawet wstyd mi to mówić… ale czy ty… coś do niego czujesz?
Gonul spuszcza wzrok, jej dłonie zaciskają się nerwowo na kolanach.
– Mnie też jest wstyd – mówi cicho, niemal szeptem.
– Dlaczego? – Zeynep patrzy jej prosto w oczy. – Bo zrobiłaś coś, czego powinnaś się wstydzić?
– To ty powinnaś się wstydzić! – wybucha Gonul, wstając gwałtownie. – Jak możesz zadawać mi takie pytania?! Jestem twoją matką!
– Ach tak?! – Zeynep również się podnosi. – Jesteś moją matką tylko wtedy, kiedy ci to pasuje. A kiedy robi się trudniej – znikasz, uciekasz, chowasz się w milczeniu. Bez urazy, ale mam prawo wiedzieć, co się dzieje!
– Zeynep, moje dziecko… – Gonul próbuje sięgnąć dłonią do jej ramienia, ale dziewczyna natychmiast cofa się, jakby dotknięcie parzyło.
– Nie dotykaj mnie! – krzyczy ze łzami w oczach. – To jasne, że nie potrafisz mi odpowiedzieć. Uciekasz przed prawdą!
Zeynep odwraca się i rusza w stronę drzwi. W pośpiechu wpada na wchodzącego właśnie Egego. Torebka, którą trzyma, zahacza jego ramię, a ostre zapięcie rozcina mu skórę.
– Przepraszam! – rzuca Zeynep, a następnie rusza do łazienki, by przynieść apteczkę.
***
W salonie panuje napięcie. Belkis, Bulent, Melis i Feraye stoją w ciszy, jakby każde słowo mogło być ostatnią iskrą zapalną.
– Tato! – Melis ociera łzy z policzków. – Powrót Zeynep do matki to najlepsze, co może ją teraz spotkać. Niech jadą do Edremit, niech tam sobie ułożą życie. Tam ich miejsce!
– Melis ma rację – wtóruje jej Belkis, z chłodną stanowczością. – Niech robią, co chcą. My mamy wesele, przygotowania. To powinien być nasz priorytet, a nie cudze dramaty.
– To nie jest takie proste – protestuje cicho Bulent.
– Właśnie że jest! – Melis unosi głos, jej serce bije jak szalone. – Przyprowadziłeś ją tu, mówiąc, że nie ma nikogo. Obiecałeś Taylanowi, że się nią zajmiesz. Obietnica spełniona. Jej matka wyszła z więzienia – to też twoja zasługa. Zrobiłeś swoje. Teraz pozwól jej odejść! Niech zacznie nowe życie. A my skupmy się w końcu na naszym, ojcze. Proszę cię.
– Nie o to chodzi, Melis – powtarza bezradnie Bulent.
– Tak, nie o to! – wtrąca się Feraye, z oczami pełnymi łez i bólu. – Tu nie chodzi tylko o Zeynep. Tu chodzi o kłamstwo! Przez to, co zrobiłeś, nasza rodzina się rozpada!
– Feraye, przysięgam, chciałem ci wszystko powiedzieć. Ale nie było odpowiedniego momentu…
– Naprawdę? – Belkis patrzy na niego z pogardą. – A powiedziałeś jej o gaju oliwnym?
Feraye odwraca głowę w jej stronę, jakby usłyszała coś, czego nie była w stanie pojąć.
– O czym ona mówi? – pyta, wbijając wzrok w męża. – Co się wydarzyło w gaju oliwnym?
– Tata sprzedał go – rzuca Melis lodowatym tonem. – Sprzedał ziemię, żeby wyciągnąć Gonul z więzienia.
Feraye zamarza. Jej spojrzenie pełne niedowierzania spotyka się z oczami Bulenta, ale on odwraca wzrok. Tego kłamstwa nie da się już zrzucić na „brak odpowiedniego momentu”.
– Sprzedałeś nasz gaj oliwny? Bez słowa, bez pytania mnie o zdanie?!
– Pytałem cię, Feraye – odpowiada Bulent, z trudem panując nad głosem. – Powiedziałem, że potrzebuję pieniędzy. Nie zgodziłaś się. Nie zostawiłaś mi wyboru.
– Więc… więc sprzedałeś naszą ziemię, żeby uratować tę kobietę?!
– Co miałem zrobić?! Gonul siedziała niewinnie w więzieniu. Miałem odwrócić się plecami? Udawać, że nic się nie dzieje?
– Boże… ja naprawdę oszaleję! – Feraye chwyta się za głowę, jakby próbowała powstrzymać eksplozję emocji. – Oferowałeś łapówkę, milion lir, żeby zmienił zeznania! Dlatego się nie zgodziłam! Ty wiesz, co zrobiłeś?!
– Uspokój się. Wszystko da się naprawić. Odzyskamy to – próbuje ją uspokoić Bulent.
– Naprawić?! – Feraye krzyczy, jej głos drży. – Myślisz, że chodzi tylko o ziemię?! Ty sprzedałeś nasze marzenia! Nasz plan na wspólną przyszłość! Chcieliśmy tam zbudować dom, zbierać własne oliwki, postawić szklarnię… Ty to wszystko oddałeś! Bez mrugnięcia okiem! Ty sprzedałeś nie tylko gaj oliwny, sprzedałeś nas, Bulencie!
Roztrzęsiona, podnosi z ławy dwa kubki i z całej siły ciska nimi o ścianę. Ceramika rozpryskuje się na kawałki, a w salonie zapada cisza, cięższa niż kiedykolwiek wcześniej.
Feraye ucieka do pokoju, a chwilę później biegnie za nią Melis.
Bulent zostaje sam – wśród odłamków porcelany, rozbitych słów i złamanych serc.
***
Belkis i Bulent siedzą na kanapie. Milczą przez chwilę. W końcu Bulent przerywa ciszę.
– Dlaczego powiedziałaś Feraye o gaju oliwnym? – pyta z goryczą.
– Bo chciałam odwrócić uwagę od kłamstw. Skoro i tak dowiedziała się o Gonul, uznałam, że lepiej, żeby wszystko wyszło na jaw. Lepiej raz, a porządnie, niż ukrywać kolejne sekrety.
– Jesteś… naprawdę niesamowita – mówi z ironią. – Dziękuję ci bardzo.
– Bulencie, prędzej czy później i tak by się o tym dowiedziała. A tak? Teraz już wszystko jest jasne. Przynajmniej nie żyjecie w iluzji.
– Wszystko się skończyło – szepcze, bardziej do siebie niż do niej.
– I dobrze. Teraz powinieneś się skupić na tym, co powiedziała Melis. Zeynep to twoja córka, tak, ale doszliśmy do momentu, w którym nóż dotknął kości.
– Co masz na myśli?
– Melis nie rozumie, dlaczego tak zaciekle bronisz Zeynep. I jeśli kiedykolwiek dowie się, że to dziecko twojej dawnej miłości, że to twoja córka… To nie będzie już tylko rodzinne napięcie. To będzie skandal, który was wszystkich pogrąży. I wtedy – uwierz mi – zatęsknisz za tym, co było dzisiaj.
– Co mam zrobić, Belkis? Zeynep znaczy dla mnie tyle, co Melis. Obie są moimi córkami. Nie umiem, nie chcę wybierać między nimi.
– Ale życie już dokonało wyboru za ciebie. Jeśli twoja rodzina rozpadnie się przez Gonul, jeśli Feraye odejdzie, twoje dzieci przestaną ci ufać. I wtedy będziesz cierpiał naprawdę, Bulencie. Nie tak jak teraz. Znacznie mocniej.
– Chcesz, żebym wybrał? Powiedział: „ta zostaje, ta odchodzi”?
– Już to zrobiłeś. Sprzedając gaj oliwny dla Gonul. Zlekceważyłeś Feraye, nie pytając jej o zdanie. Zostawiłeś ją z pustymi rękami i złamanym sercem. Miała prawo tak zareagować. Trzymaj Gonul i Zeynep z dala od swojej rodziny, Bulencie. Dopóki jeszcze masz rodzinę.
W tej chwili rozlega się dzwonek do drzwi. Yildiz idzie otworzyć. Po chwili w przedpokoju pojawia się… Gonul.
– Przyszłam porozmawiać – oznajmia chłodno. Jej spojrzenie natychmiast pada na Belkis. W sekundzie przypomina sobie ich ostatnie spotkanie – to ona, podszywając się pod sąsiadkę, wtargnęła do mieszkania.
– Tak. To byłam ja – mówi Belkis, zanim Gonul zdąży coś powiedzieć. – Udawałam sąsiadkę, żeby się dowiedzieć, kim jesteś i czego chcesz od Bulenta.
Podchodzi energicznie do Gonul, twarzą w twarz.
– Poczekaj… Wy się znacie?! – pyta zdumiony Bulent, wstając z kanapy.
– Tak – potwierdza Gonul spokojnie. – Weszła do mojego domu i bez skrupułów zapytała, czy coś nas łączy.
– Belkis?! Co to miało znaczyć?! – głos Bulenta podnosi się z każdą sylabą.
– A co, to ja jestem tą złą?! – wybucha Belkis. – Ona robi z siebie świętą, a ja mam za to świecić oczami?! – zwraca się do Gonul z pogardą. – Nie masz wstydu? Jakim prawem wchodzisz do tego domu?!
– Nie zrobiłam niczego, czego powinnam się wstydzić – odpowiada stanowczo Gonul.
– Jesteś chodzącym powodem do wstydu!
W korytarzu pojawia się Melis. Jej spojrzenie natychmiast zatrzymuje się na Gonul.
– Co tu się dzieje?! – pyta, po czym widzi kobietę. – Ty?! Co ty tu robisz?!
– Przyszłam porozmawiać.
– Nie dość, że rozbiłaś naszą rodzinę, to jeszcze masz czelność tu przychodzić?!
– Nie rozbiłam żadnej rodziny – odpowiada zimno Gonul.
– Jesteś żałosna! – krzyczy Belkis. – Bezczelna, bez serca!
– Już mówiłam – nie zrobiłam nic, czego musiałabym się wstydzić – powtarza Gonul, spokojnie, choć napięcie w niej narasta.
– Czy wy się możecie uspokoić?! – wtrąca Bulent, próbując zapanować nad sytuacją. Chwyta Gonul za ramię, chcąc ją wyprowadzić, ale ta wyrywa się.
– Zostaw mnie, Bulencie! Nie wiem, co myślicie, że o mnie wiecie, ale nie jestem kobietą bez honoru! – Jej głos drży, ale oczy płoną. Rzuca wyzywające spojrzenie Melis i Belkis.
– A kim niby jesteś?! – syczy Melis. – Przyprowadziłaś swoją córkę i pozwoliłaś jej tu zostać jak jakiejś pasożytce! Potem sama zamieszkałaś w naszym drugim domu! Co jeszcze chcesz? Co zamierzasz zrobić?!
W tym momencie wchodzi Zeynep. Staje jak wryta.
– Mamo? Co ty tu robisz?
Melis rozkłada ręce w geście irytacji.
– No proszę… i nasza gwiazda też się pojawiła.
Zeynep podchodzi do matki. Jej twarz jest pełna złości i zawodu.
– Dlaczego tu przyszłaś? Idź stąd!
– Moja córko, przez cały czas to ty mówiłaś, a ja słuchałam. Teraz moja kolej. Teraz ja mówię, a oni będą słuchać.
– To nie twój dom! – warczy Melis. – To nasz dom! Zamknij się, zanim ja cię uciszę!
W salonie zapada cisza. Nagle w progu pojawia się ostatnia osoba, której wszyscy się obawiali. Feraye. Jej spojrzenie zatrzymuje się na Gonul. Twarz kobiety zdradza szok i niedowierzanie. Nie wierzy, że ta miała czelność przyjść tu po wszystkim.
– Dlaczego tu przyszłaś? – pyta cicho, zmęczona i zrezygnowana. Głos ma stłumiony, ale w oczach wciąż płonie żar bólu. – Czy to, co nam zrobiłaś, to za mało? Czego jeszcze od nas chcesz?
– Nie przyszłam niczego żądać – odpowiada spokojnie Gonul.
– To jakiś żart?! – wybucha Melis. – Tata sprzedał naszą ziemię w Edremit, żebyś mogła sobie swobodnie spacerować po ulicach! Przyszłość moją, Yigita i naszej mamy oddał na tacy… dla ciebie!
Gonul przenosi wzrok na Bulenta. Jest wyraźnie zaskoczona.
– To prawda, Bulencie? – pyta, jakby liczyła, że to nie może być rzeczywistością.
– Tak – przyznaje cicho mężczyzna. – Haldun zażądał miliona lir za zmianę zeznań. Nie chciałem, żebyś poszła do więzienia za coś, czego nie zrobiłaś. Sprzedałem ziemię. I gdybym miał wybierać jeszcze raz… zrobiłbym to samo.
– Powinieneś się wstydzić! – rzuca Belkis z pogardą. – Wciąż bronisz kobiety, która rozbiła twoją rodzinę!
– Nie rozbiłam niczyjej rodziny! – wybucha Gonul. Jej głos wibruje emocjami, ale jest stanowczy.
– Mamo, proszę… – mówi Zeynep łagodnie, stając między nią a rozwścieczonymi domownikami. – Chodźmy już stąd.
– Nie – odpowiada ostro Gonul, odsuwając córkę na bok. Jej krok jest pewny, spojrzenie twarde. Podchodzi prosto do Feraye i staje z nią twarzą w twarz. – Nikt nie będzie mi wmawiał, że nie mam honoru. To wszystko, co się dzieje, to efekt nieporozumień i pomówień.
– Zeynep zapytała mnie, czy coś łączy mnie z Bulentem. Nie wiem, kto zaczął to oszczerstwo, ale wiem, że nabrało życia. Dlatego tu jestem. Żeby powiedzieć, jak było naprawdę.
Wszyscy słuchają w napięciu.
– Tak, tamtego wieczoru Bulent został ze mną – kontynuuje. – Ale byłam bardzo chora. Nie miałam siły wstać z łóżka, nie mogłam nawet mówić. On został, żeby mi pomóc. Spał na kanapie. Nie dotknął mnie, nie było między nami nic. Nic!
Feraye podchodzi powoli do męża. W jej oczach czai się niepewność i ból.
– Której nocy to było, Bulencie? Dlaczego nic o tym nie wiem?
– Była w złym stanie. Nie mogłem jej tak zostawić – odpowiada bez przekonania.
– To była ta noc… – szepcze Feraye. – Noc, kiedy powiedziałeś mi, że nocowałeś u siostry, prawda?
Bulent milczy. Tylko jego twarz zdradza, że wszystko się potwierdza.
– Okłamałeś mnie… – Feraye odsuwa się jak rażona prądem. – Skłamałeś prosto w oczy. Mówiłeś, że jesteś u Naciye, a byłeś z nią. W naszym domu!
– Tak – mówi w końcu, spuszczając głowę. – Tak, Feraye.
– Ty… – Melis zrywa się gwałtownie i patrzy na Gonul z furią. – Byłaś z moim ojcem… w naszym domu? Sam na sam?
– To nie było tak, jak myślisz… – próbuje wyjaśnić Gonul, ale nie zdąża.
Melis rzuca się na nią z dziką wściekłością. Popycha ją na ziemię i szarpie za włosy. Gonul krzyczy zaskoczona, próbując się bronić, ale Melis jest jak w amoku.
– Zniszczę cię! Zabiję cię! – wrzeszczy, jakby naprawdę była w stanie to zrobić.
Belkis, Feraye i Bulent rzucają się, by odciągnąć dziewczynę. Z trudem udaje im się ją oderwać od Gonul, która leży oszołomiona na podłodze.
Bulent klęka przy niej.
– Wszystko w porządku?
Gonul nie odpowiada. Tylko patrzy w sufit, jakby jej świat właśnie się zawalił.
Feraye odwraca się do męża. Jej głos jest lodowaty.
– Może z nią jest w porządku… ale z nami na pewno nie.
– Feraye…
– Nie przerywaj mi! – krzyczy, pierwszy raz w tym wszystkim podnosząc głos. – Dlaczego mnie okłamałeś?! Dlaczego ukryłeś przede mną, że byłeś z nią?! Dlaczego kazałeś Naciye cię kryć?! Powiedz mi w końcu prawdę, Bulencie! Co naprawdę wydarzyło się tamtej nocy?!
Kiedy i gdzie zostanie wyemitowany odcinek 191. „Miłości i nadziei”?
Odcinek 191. serialu „Miłość i nadzieja” (oryg. Aşk ve Umut) zadebiutuje na antenie TVP2 we wtorek, 13 maja, o godzinie 17:20. Aby zobaczyć więcej streszczeń tego serialu, kliknij tutaj: Miłość i nadzieja streszczenia.











