Cavidan siedzi wygodnie na kanapie. Jej córka, Sila, siedzi na kanapie obok.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 192 – szczegółowe streszczenie

Kuzey przywozi Silę i jej matkę do swojego domu. Cavidan, osłabiona po ataku lichwiarza, kuleje i trzyma się nieco z tyłu. Sila delikatnie podpiera ją pod ramię, uważnie stawiając każdy krok.

– Proszę, proszę… – szepcze Cavidan z zachwytem, gdy jej wzrok pada na imponującą rezydencję. – Córko, czy to jest ten dom? To nie dom, to pałac! Kuzey musi być bardzo bogaty, prawda?

Kamera przenosi się do wnętrza domu, gdzie Naciye właśnie wyznaje córce, co zrobiła.

– Sprawiłaś, że Sila i jej matka spotkały się w starym domu wujka? – Hulya nie może uwierzyć w to, co słyszy.
– Tak, moja córko. Pozbyłam się ich… na dobre – przyznaje z zimną pewnością Naciye.
– Mamo, Kuzey pojechał właśnie tam. Zostawił w tym domu swój portfel!

Naciye nagle blednie.
– Co?! – Oczy otwierają jej się szeroko w przerażeniu.

W tej samej chwili do drzwi rozlega się mocne, stanowcze pukanie. Naciye rusza do wejścia. Otwiera i widzi stojącego przed wejściem Kuzeya.

– Witaj, synku. Wejdź. Jedzenie już czeka…
– Mamy gości – rzuca chłodno Kuzey.

Za jego plecami pojawiają się Sila i Cavidan.

– To mama Sili, pani Cavidan – przedstawia je spokojnie. – A to moja mama, Naciye, i siostra, Hulya. Pani Cavidan zostanie z nami, dopóki nie wyzdrowieje.

Cavidan posyła obecnym szeroki, sztuczny uśmiech. Naciye i Hulya nie odwzajemniają gestu – wymieniają tylko pełne napięcia spojrzenia. Z ich twarzy znika wszelka uprzejmość. Atmosfera gęstnieje z sekundy na sekundę.

***

Akcja przenosi się do domu Bülenta.

– Mamo, proszę cię, wystarczy! – mówi Zeynep z coraz większą desperacją w głosie, próbując powstrzymać skandal, który jej matka właśnie wywołuje.

Gönül jednak nie zamierza się wycofać. Jej wzrok staje się twardy, ton – nieustępliwy.

– Jeszcze nie skończyłam, córko – oznajmia chłodno, po czym przenosi spojrzenie na Feraye. – Ani Bülent, ani ja nie zrobiliśmy nic złego. On chciał mi pomóc, a ja się na to zgodziłam. To wszystko.

– Nawet jeśli kierował się dobrymi intencjami, nie powinnaś się na to zgadzać – odpowiada stanowczo Belkıs.
– Tak, został ze mną na jedną noc, żeby się mną zaopiekować. Ale nikt nie ma prawa nazywać mnie przez to bezwstydną!

– Co ty mówisz? – burzy się Belkıs. – Mamy cię pytać, do czego mamy prawo? Czy ty siebie słyszysz?
– Nie milczeliśmy dlatego, że mieliśmy coś na sumieniu – odpowiada Gönül z uniesionym głosem. – Milczałam z szacunku!

– Nie wyjeżdżaj mi tu z szacunkiem! – przerywa jej Belkıs, podnosząc głos. – Cokolwiek między wami zaszło, spałaś z żonatym mężczyzną! To niewybaczalne!

– Dosyć tego! – wybucha Gönül, zraniona i roztrzęsiona. – Dlaczego tak ci zależy, żeby mnie upokorzyć?

Zeynep nie wytrzymuje. Przez łzy i złość przejmuje kontrolę nad sytuacją.

– Mamo, przestań! Przesadzasz! Wynoś się stąd! – wskazuje ręką drzwi, nie mogąc już dłużej patrzeć na upokorzenie, jakie funduje jej matka wszystkim wokół.

– Córko, ja nie przyszłam tu, żeby robić sceny… – próbuje się bronić Gönül, choć każde jej kolejne słowo tylko pogarsza sytuację.
– Powiedziałaś, co miałaś powiedzieć. Zdenerwowałaś wszystkich. Teraz wyjdź! – mówi Zeynep ostro, nie cofając się ani na krok.
– Zeynep, opanuj się – przerywa jej Bülent, tym razem stanowczo. – Mówisz do swojej matki. Uszanuj to.

– Wujku Bülencie, mówię tylko to, co trzeba powiedzieć – odzywa się Zeynep, z trudem powstrzymując drżenie głosu. – Kiedy przyprowadziłeś mnie do tego domu, wszyscy byli szczęśliwi…
– Brawo! Po raz pierwszy się z tobą zgadzam – wtrąca ironicznie Melis, z ledwie widocznym uśmiechem.

Zeynep całkowicie ją ignoruje.

– Tego dnia pani Feraye została profesorem. To był jej wielki moment. Jej najszczęśliwszy dzień… I ja też byłam szczęśliwa. Przeszłam przez wiele trudnych chwil, ale pani Feraye zawsze była przy mnie. Pomagała mi się podnieść, gdy upadałam. Ty – nigdy. I nie obchodzi mnie, czy jesteś winna, czy nie. Nie masz prawa tu być. Wyjdź!

Zapada cisza. Gönül stoi przez moment nieruchomo, potem mówi cicho:
– Dobrze… Jeśli tego chcesz, odejdę.

Bez cienia łez, ale z ciężarem emocji w oczach odwraca się do wyjścia. Belkıs bez słowa podaje jej torebkę.

Gönül kieruje się w stronę drzwi. Wtedy Zeynep, z poczuciem wstydu i żalu, zwraca się do Feraye:
– Nie wiem, co powiedzieć. Jest mi wstyd. Przepraszam. Przepraszam za moją mamę…

Po tych słowach dziewczyna znika w swoim pokoju, a jej matka opuszcza dom – samotna, w ciszy, bez pożegnania.

***

Akcja przeskakuje do następnego dnia. Cavidan rozsiada się wygodnie na kanapie w salonie – ubrana w cudzą piżamę, z nogami nonszalancko opartymi o stolik kawowy. Choć jest tu tylko gościem, zachowuje się jak właścicielka posiadłości.

– Co za luksus… – wzdycha z błogim uśmiechem, przeciągając się niczym królowa. – Życie na takim poziomie naprawdę do mnie pasuje…

Do pokoju wchodzi Sila i z miejsca zamiera na widok matki.
– Mamo?! – rzuca zdumiona, siadając naprzeciw niej. – Co ty wyprawiasz? Co się z tobą dzieje?

– A co niby się dzieje? – odpowiada Cavidan beztrosko, rozciągając się jeszcze bardziej.
– Skąd wzięłaś te ubrania? Przecież nie dałam ci tej piżamy! Zdejmij to natychmiast!

– Córko, ta, którą mi dałaś, była za ciasna. No to poszukałam innej. Ta akurat pasuje idealnie – mówi z dumą, poprawiając materiał na ramieniu.
– Zanim ktoś cię w tym zobaczy… błagam, mamo, zdejmij to.
– Nie widzisz, w jakim jestem stanie? – rzuca dramatycznie Cavidan. – Noga mnie boli, a ty się czepiasz piżamy?

Sila dopiero teraz zauważa coś jeszcze.
– Mamo… masz na sobie buty na obcasie?! Przecież wczoraj ledwo chodziłaś!

Cavidan unosi nogę i prezentuje obuwie niczym modelka na pokazie mody.
– Spójrz tylko! Przepiękne, prawda? I takie wygodne! Aż trudno w to uwierzyć. A teraz – idę do łazienki. Napełnię wannę i wezmę porządną, relaksującą kąpiel.

***

Bülent, Feraye i ich dzieci jedzą śniadanie w niezwykle spokojnej, ciepłej atmosferze – pierwszy raz od dawna czują się jak prawdziwa rodzina.

– Powinniśmy robić to częściej – mówi Yigit z uśmiechem. – Nie pamiętam, kiedy ostatnio usiedliśmy razem przy stole.
– Gdyby tylko tata nie miał ważniejszych spraw na głowie… – wzdycha Melis z lekkim wyrzutem.

– Co masz na myśli, Melis? – dopytuje Feraye, nie kryjąc zaniepokojenia. – Twój ojciec robi wszystko, co w jego mocy, żebyśmy mogli wieść normalne życie.

– Tak, wiem – przyznaje dziewczyna, wzruszając ramionami. – Ale miło jest po prostu pobyć razem. Bez pośpiechu, bez dramatów.
– To prawda – potwierdza Yigit. – Tylko… gdzie jest Zeynep?

Przez jadalnię przechodzi Yildiz i mimochodem rzuca:
– Wyszła z samego rana.

Yigit przenosi spojrzenie na Melis, lekko zmrużając oczy.
– Powiedziałaś jej coś?

– Co niby miałam powiedzieć? – odpowiada Melis obojętnym tonem.
– Na przykład to, że planujemy wspólne śniadanie. Że byłoby miło, gdyby z nami usiadła.

– Nic jej nie mówiłam – przerywa chłodno Melis. – I tak by się nie przejęła. Woli zjeść śniadanie ze swoją własną rodziną.
– Jesteśmy jej rodziną – mówi Yigit z naciskiem. – Jej matka była w więzieniu, ojciec nie żyje. Czy naprawdę to takie trudne do zrozumienia?
– Przykro mi, ale nie potrafię tego zaakceptować – odpowiada Melis szczerze, nie spuszczając wzroku.

– Synku – wtrąca spokojnie Feraye – Zeynep miała dziś ważne obowiązki, dlatego wyszła wcześniej. Ale nie zapominaj – tak jak każdy z nas, ona również ma miejsce przy tym stole.

Śniadanie dobiega końca. Yigit wychodzi do szkoły, Melis idzie do Egego, a atmosfera, która jeszcze przed chwilą była niemal magiczna, nagle znika bez śladu.

Feraye milknie, odsuwa krzesło i z wolna wstaje. Nagle, jakby nie mogąc już dłużej tłumić emocji, wybucha:
– Do diabła, Bülencie! Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś?!

Z impetem zrzuca ze stołu naczynia i resztki jedzenia. Talerze rozbijają się z hukiem o podłogę.
– Powiedz mi! Czy TO ci się podoba?!

***

Naciye krąży po salonie z telefonem przy uchu, zniecierpliwiona i coraz bardziej poddenerwowana.
– Ani Kuzey, ani Sila nie odbierają – mówi do siebie, zerkając na swoją córkę. – Czy oni gdzieś razem pojechali?

Z łazienki rozlega się głos Cavidan:
– Pani Naciye! Nie mogę ustawić ciepłej wody! Jak to się robi?!

Naciye z trudem powstrzymuje jęk irytacji.
– Skupiałam się na Sili, ale problemem okazuje się jej matka – mamrocze przez zaciśnięte zęby. – Jeszcze chwila, a zwariuję…

W tym momencie do salonu wkracza Cavidan – w pożyczonym szlafroku, z ręcznikiem zawiniętym na głowie jak turban. Naciye patrzy na nią osłupiała.
– Co to ma być?! – pyta w końcu, wskazując na szlafrok.
– Szlafrok, oczywiście – odpowiada Cavidan z rozbrajającą prostotą.

– Skąd go masz? To mój szlafrok!
– Nie wiedziałam… po prostu wzięłam. Leżał w szafie. – Cavidan nagle krzywi się z niesmakiem. – Och, mam nadzieję, że nie był używany?!

– Nie, kochana, skoro był w szafie, to jest czysty – wtrąca szybko Hulya.
– Cudownie, Hulyo. Noga mnie boli, nie mam siły. Napełnisz mi wannę ciepłą wodą?
– Jasne, zaraz to zrobię – odpowiada Hulya, choć na jej twarzy pojawia się lekkie zmieszanie.

– Jesteś taka dobra i taka piękna – komplementuje ją Cavidan z uśmiechem. – Kto raz cię zobaczy, nie zapomni. Twój zmarły ojciec musiał być niezwykle przystojny…

Naciye przewraca oczami, czując się ewidentnie pominięta i dotknięta tą opinią.
– Wystarczy tych zachwytów. Gdzie jest twoja córka?

– A nie ma jej w swoim pokoju? – odpowiada Cavidan z udawaną niewiedzą, zerkając na paznokcie.

Naciye wygląda, jakby miała eksplodować w każdej chwili…

***

Melis zmierza w stronę domu narzeczonego, niespokojna i zamyślona. Sięga po telefon i wybiera jego numer. W słuchawce słychać jedynie długie, puste sygnały.

– Dlaczego nie odbierasz? – szepcze, marszcząc brwi. – Czy Zeynep przyszła do ciebie…?

Nagle, jak spod ziemi, na jej drodze wyrasta dobrze jej znany lichwiarz – ten sam, któremu podała adres Gonul. Jego twarz wykrzywia szyderczy uśmiech.

– Dzień dobry, kręciołku – mówi z pogardą, wskazując brodą na jej burzę loków.
– Zejdź mi z drogi! – warczy Melis i próbuje go ominąć, ale mężczyzna z łatwością chwyta ją za ramię i zatrzymuje.

– Tęskniłem za tobą – mówi z udawaną czułością. – Dlatego postanowiłem cię odwiedzić.
– Zostaw mnie! – syczy Melis, szarpiąc się. – Nie dotykaj mnie tymi brudnymi łapami! Dałam ci to, czego chciałeś. Czego jeszcze ode mnie chcesz?!

– Dałaś mi adres, owszem. Ale Gonul znowu zniknęła. Potrzebuję nowej lokalizacji – rzuca lodowato.
– Skąd mam wiedzieć, gdzie jest?! – krzyczy. – Myślisz, że jestem jej niańką? Szukaj jej sam!

Mężczyzna uśmiecha się krzywo i pochyla niebezpiecznie blisko.

– Po co mam się trudzić? Lepiej ty się postaraj. I zrób to szybko… chyba że chcesz, żeby twój tatuś dowiedział się, co zrobiłaś.
– Jesteś żałosny – spluwa Melis. – Wielki gangster, który nie potrafi sam znaleźć jednej kobiety.

Gniew w oczach bandyty błyska jak ostrze.
– Uważaj na język, dziewczynko – syczy. – Bo zmiażdżę cię jak robaka. I wtedy nikt cię nie znajdzie. Twoi rodzice będą zbierać twoje szczątki z ulicy.

Chwyta ją za poły płaszcza i potrząsa tak, że aż zachwiała się na nogach.
– Znajdź mi ten adres. Albo przygotuj się na pogrzeb.

Po tych słowach brutalnie ją odpycha. Melis ląduje na ziemi, obijając się o chodnik. Z trudem podnosi się, ledwo łapiąc oddech.
– Czekam na wieści – woła za nią mężczyzna, patrząc, jak ucieka w panice.

Nie zostaje jednak w miejscu. Rusza powoli za nią, z chłodnym, niepokojącym spokojem.
– Zobaczymy, dokąd cię poniesie, kręciołku…

***

Zeynep znajduje się w domu Egego. Z czułością zmienia opatrunek na jego palcu — ranę, którą odniósł dzień wcześniej, próbując ją zatrzymać. Cisza między nimi jest spokojna, wręcz intymna… do chwili, gdy do pokoju wpada Belkis jak burza.

– Co tu się wyprawia?! – krzyczy, mrużąc oczy z wściekłości. – Twoja matka nie odstępuje Bulenta na krok, a ty? Ty nie odchodzisz od mojego syna! Czy wy przyszłyście na świat tylko po to, żeby niszczyć cudze rodziny?!

– Ciociu Belkis, ja nie chciałam… – zaczyna Zeynep cicho.

– Nie nazywaj mnie ciocią! – przerywa jej Belkis z jadem. – Ty i twoja matka! Przyszłyście tu tylko po to, żeby odebrać nam spokój! Chcesz ukraść mojego syna, tak jak twoja matka próbuje odebrać męża mojej przyjaciółki?

– Nigdy nie miałam takiego zamiaru…
– Nie uda ci się! Nie zniszczysz związku Egego i Melis! Nie pozwolę ci na to!

– Mamo, przestań! – Ege podnosi głos. – Od dawna zrezygnowałem ze swojego szczęścia. Poświęcam się, żebyście wy wszyscy mogli być spokojni – ty, Melis, ciocia Feraye, wujek Bulent… Ale sam? Ja już nie mam nic. Żyję dla innych. Płacę za własne błędy i… jestem przez to nieszczęśliwy.

– A widzisz, co zrobiłaś?! – Belkis zwraca się do Zeynep z nienawiścią w oczach. – Wciąż wpychasz się w jego życie! To przez ciebie cierpi!
– Nie! – protestuje Ege. – To właśnie Zeynep… tylko ona potrafi przywrócić mi uśmiech. Tylko przy niej czuję się żywy.

– Co ty pleciesz, synu? – Belkis kręci głową z niedowierzaniem. – Jakie czary rzuciłaś na moje dziecko, dziewczyno?!
– Żadnych czarów – odpowiada spokojnie Zeynep. – Odcięłam się od własnej matki, odesłałam ją, żeby nie wchodziła nikomu w drogę.

– I dobrze! Mam nadzieję, że już nigdy nie wróci! – wykrzykuje Belkis.
– Łatwo ci to mówić, prawda? Sama wybrałaś luksus i wygodę. Dlatego tak łatwo przyszło ci odrzucić własną matkę! – cedzi przez zęby, coraz bardziej wzburzona.

– Mamo, dość! Mówisz bez sensu! – wtrąca się Ege, ale bez skutku.

– To ona jest problemem! Od dnia, w którym przekroczyła ten próg, tylko sprawia same kłopoty! Teraz chce, żebyś i ty odwrócił się od własnej matki, tak jak ona zrobiła to ze swoją!

– Wystarczy! – wybucha Zeynep, jej głos jest mocny i pełen bólu. – Nie muszę tego słuchać!
– Wynoś się stąd! – syczy Belkis. – I trzymaj się z daleka od mojego syna!
– Bądź spokojna. Nie zamierzam wracać – rzuca Zeynep z chłodem, po czym bez wahania rusza do drzwi.

Ege natychmiast rusza za nią, wołając: – Zeynep, zaczekaj! Przepraszam za nią, proszę…

Ale dziewczyna nie odwraca się nawet na chwilę. Trzyma rękę na klamce i odpowiada bez emocji:
– To moja wina. Nie powinnam była tu przychodzić…

W momencie, gdy otwiera drzwi, napotyka twarzą w twarz Melis, która właśnie stanęła na progu. Jej spojrzenie jest ostre jak nóż.

– Właśnie tak. Masz rację – mówi chłodno, bez cienia uśmiechu. – Czego szukasz przy moim narzeczonym?

***

Kuzey przybywa do domu Bulenta i Feraye, przerywając ich kłótnię.

– To przeze mnie – mówi kobieta, bijąc się w pierś. – Słyszałeś, Kuzeyu? To dla mnie skłamał. Zrobił ze mnie idiotkę i spędził noc z inną kobietą!
– Feraye, przysięgam, nie zrobiłem nic złego – zapewnia Bülent z bólem w głosie. – Chroniłem moją córkę i jej matkę.

– O tak, jestem pewna, że doskonale je chroniłeś…
– Przez cały czas zmagam się z tym, że nie mogę powiedzieć Zeynep, kim naprawdę jestem. Że jestem jej ojcem…

– I to też moja wina, tak? – wykrzykuje Feraye. – Wszystko jest moją winą?! Sprzedałeś nasze wspólne marzenia dla tej kobiety! Powiedz mi, Kuzeyu, kto tak naprawdę jest ważniejszy dla twojego wujka? Ja czy ona?

Feraye opada bezsilnie na kanapę, zakrywając twarz dłońmi. Cisza wypełnia salon. Kuzey podchodzi do Bülenta, patrzy mu w oczy, a potem mówi spokojnie:
– Wszyscy jesteście ważni.

Kiedy i gdzie zostanie wyemitowany odcinek 192. „Miłości i nadziei”?

Odcinek 192. serialu „Miłość i nadzieja” (oryg. Aşk ve Umut) zadebiutuje na antenie TVP2 w środę, 14 maja, o godzinie 17:20. Aby zobaczyć więcej streszczeń tego serialu, kliknij tutaj: Miłość i nadzieja streszczenia.

Podobne wpisy