Feraye patrzy na córkę z przerażeniem.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 210 – szczegółowe streszczenie

Melis z trudem wnosi biżuterię do kryjówki Ragipa. Serce wali jej jak młotem, a dłonie drżą. Bandzior natychmiast rzuca się do kosztowności – ogląda je pod światło, ociera palcami, aż w końcu przygryza zębami.

Nagle jego twarz wykrzywia się w gniewie.

— Kogo próbujesz oszukać?! — wrzeszczy.
— O czym ty mówisz…? — odpowiada spanikowana Melis.

— To fałszywki! — ryczy, chwytając ją brutalnie za kark.
— Co?! Przestań, nie rób sobie żartów…

— Myślisz, że jestem idiotą?! — wścieka się, rzucając ją z impetem na sofę. Zaciska dłonie na jej szyi i zaczyna dusić.

Melis walczy o każdy oddech. Cudem udaje jej się sięgnąć do torebki. W ostatniej chwili wydobywa gaz pieprzowy i psika Ragipowi prosto w oczy. Mężczyzna krzyczy z bólu, a ona odpycha go z całych sił. Traci równowagę, przewraca się i uderza głową o stojący pod ścianą metalowy garnek.

Zalega cisza. Ragip leży bez ruchu. Krew zaczyna sączyć się spod jego głowy, tworząc na drewnianej podłodze coraz większą, ciemną plamę.

— Boże… co ja zrobiłam? — szepcze Melis, trzęsąc się z przerażenia. — Ja… ja go zabiłam…

W tym momencie do drzwi rozlega się pukanie. Głos jej matki tnie powietrze jak nóż:

— Melis? Córeczko? Otwórz!

Zszokowana dziewczyna podbiega i otwiera. Wpada w ramiona matki, obejmując ją kurczowo, jakby szukała w niej ostatniego ratunku.

— Co się dzieje? — pyta zaniepokojona Feraye, jeszcze nie widząc martwego ciała.
— Mamo… wydarzyło się coś strasznego… — szlocha Melis.
— Co takiego? — Feraye czuje, jak jej serce zamiera.

Melis odwraca wzrok w stronę ciała.
— Zostałam… mordercą…

Feraye zakrywa usta, patrząc na zakrwawioną podłogę i nieruchome ciało Ragipa. Jej wzrok pada na rozrzuconą na stole biżuterię.

— Melis… ostrzegałam cię! — jej głos drży z rozpaczy. — Mówiłam, że jeśli raz mu ulegniesz, będzie chciał więcej! Zobacz, do czego to doprowadziło!

— Nie, mamo… przysięgam, to miało być ostatni raz! Ale powiedział, że biżuteria jest fałszywa… — pokazuje na stół. — Nie rozumiem tego…

— Bo jest fałszywa! — Feraye rzuca z goryczą. — Myślałaś, że znowu ci zaufam? Prawdziwa biżuteria jest w sejfie. Okłamałaś też Egego! Powiedziałaś mu, że babcia Aleny umarła.

— Mamo, błagam… ten człowiek mi groził. Dlatego musiałam coś wymyślić… Co powiedziałaś Egemu?

Feraye łapie ją za ramiona, potrząsa.

— Zostaw Egego! Skup się! Czy on cię zaatakował?!

— Tak! — krzyczy Melis. — Powiedział, że to fałszywki i rzucił się na mnie. Obroniłam się gazem… Przewrócił się i uderzył głową…

Feraye sięga do torebki.
— Dzwonię po karetkę.

— Nie! — Melis wpada w panikę. — Nie możesz! Jeśli zadzwonisz, przyjedzie policja. Zamkną mnie, mamo! Nie dam rady… uciekajmy stąd!

— Zwariowałaś?! — wybucha Feraye. — Nie zostawimy go tak po prostu. To zbyt poważne!

W tym momencie do drzwi podchodzi Ege. Melis spogląda przerażona przez okno. Przez chwilę myśli, by się ukryć, ale on już ją widzi.

Z ciężkim sercem otwiera drzwi, ledwie uchylając je.

— Melis? Co się dzieje? — jego głos jest chłodny i pełen podejrzeń.
— Śledzisz mnie? Nie ufasz mi? — odpowiada, starając się brzmieć pewnie.
— Powiedziałaś, że jesteś na pogrzebie… Nie wygląda na to.

— Aleyna poszła do urzędu. Zaraz wróci. Mama też tu jest — mówi, wskazując na Feraye, która pojawia się za jej plecami.

— Ciocia Feraye? — Ege marszczy brwi. — Wszystko w porządku?
— Tak, Ege. Dziękuję — odpowiada Melis. — Porozmawiamy później, dobrze?

— Jak chcesz. Zadzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebować — mówi, choć w jego oczach czai się niepokój.

Melis zamyka drzwi. Opiera się o nie, wypuszczając z siebie drżący oddech.

Feraye wyciąga telefon.
— Dzwonię na policję.

— Nie! — krzyczy Melis. — Nie mogę się poddać, nie teraz! Nie mogę trafić do więzienia… nie mogę stracić Egego!

I nagle, jakby coś w niej pękło, rzuca się do biegu. Wypada z chaty i znika wśród drzew, uciekając jak najdalej od miejsca zbrodni… i od prawdy, która w każdej chwili może ją dogonić.

***

Cavidan niepewnie wchodzi do gabinetu Kuzeya. Jej twarz zdradza niepokój, wzrok ma spuszczony, a dłonie nerwowo splatają się w uścisku.

— Coś się stało? — pyta prawnik, zerkając na nią z zaniepokojeniem. — Wyglądasz, jakbyś widziała ducha.

— Muszę ci coś powiedzieć… — odzywa się w końcu cicho, niemal szeptem. — Chodzi o Silę.
— O Silę? — Kuzey natychmiast prostuje się w fotelu. — Co się dzieje?

— Lepiej, jeśli sam zobaczysz. To nie moja wina… Po prostu… idź do jej pokoju. Zobacz na własne oczy i wtedy zdecyduj, co z tym zrobić.

— Poczekaj. Nie rozumiem ani słowa. O czym ty mówisz?
— Idź do niej. Wszystko stanie się jasne.

Kuzey wstaje i bez słowa wychodzi z gabinetu. Z każdym krokiem czuje, jak narasta w nim niepokój.

***

Kuzey i Cavidan wchodzą do pokoju. Dziewczyna wciąż śpi, owinięta kołdrą, sama. W pokoju panuje cisza i spokój.

— No i co? — odzywa się Kuzey z narastającą irytacją. — Po co mnie tu przyprowadziłaś?

— Ja… — Cavidan rozgląda się nerwowo. Jeszcze przed chwilą był tu Alper. Gdzie się podział? — Ja myślałam, że…

— Że co? Mówiłaś, że mam coś zobaczyć. Że to ważne. A teraz milczysz?

W tym momencie drzwi się otwierają. Wchodzą Hulya i Naciye, a zaraz za nimi — jakby nigdy nic — Alper.

— Bracie, co się dzieje? — pyta zdezorientowana Hulya, widząc napiętą atmosferę.
— Chciałbym to wiedzieć — rzuca sucho Kuzey, nie spuszczając wzroku z Cavidan. — No, śmiało. Czekam.

— Sila… — zaczyna Cavidan, najwyraźniej szukając na poczekaniu nowej wersji wydarzeń. — Ma dużo obowiązków, a jeszcze nic nie zrobiła. Zamiast przygotować kolację, po prostu poszła spać. To nieodpowiedzialne. Chciałam tylko powiedzieć, że takie zachowanie nie powinno mieć miejsca, panie Kuzeyu.

Kuzey zaciska szczękę. Przeciera twarz dłonią, a potem wzdycha głęboko, próbując się opanować.

— Czy ja dobrze słyszę? Przyszłaś się poskarżyć na własną córkę?

— Nie, ja… — Cavidan próbuje się bronić. — Otworzyłeś przed nami drzwi swojego domu. Sila obiecała, że będzie ci pomagać. A co robi? Śpi całymi dniami.

— Może śpi, bo źle się czuje — wtrąca Hulya stanowczo. — Nikt nie ma prawa jej osądzać. Sila to złote dziecko. Pracowita, odpowiedzialna. Może w końcu po prostu się zmęczyła?

— Dość — przerywa Kuzey, tym razem ostrzejszym tonem. — Nie chcę już słyszeć żadnych skarg. Czy my jesteśmy w przedszkolu? Naprawdę muszę rozwiązywać wasze domowe dramaty?

Odwraca się i wychodzi, wyraźnie poirytowany.

Cavidan rzuca gniewne spojrzenie Alperowi, jakby obwiniając go za tę całą farsę. Jej plan się nie powiódł, a zamiast współczucia — spotkała się z pogardą.

***

Nazajutrz rano Hulya przeciąga się leniwie, promienie słońca wdzierają się przez zasłony. Gdy odwraca głowę, zauważa coś, czego się nie spodziewała — na szafce nocnej stoi niewielki wazon ze świeżymi stokrotkami.

Dotyka delikatnie płatków, zaskoczona i lekko poruszona. Wkrótce dowiaduje się, że to Alper zostawił kwiaty. Oczarowany informacją o jej majątku, postanowił zmienić obiekt zainteresowania — teraz jego planem jest zdobycie nie tylko Sili, ale i… stabilizacji.

***

W ogrodzie, w cieniu drzewa, Alper rozmawia z Cavidan. Kobieta jest rozdrażniona, gestykuluje nerwowo, nie kryjąc rozczarowania.

— Co się wczoraj wydarzyło?! — syczy, nie spuszczając z niego wzroku. — Miałeś wejść do pokoju Sili. Wszystko przygotowałam. Nawet sprowadziłam Kuzeya, żeby przyłapał was razem. A ty… zniknąłeś! Nie wiedziałam, co mu powiedzieć. Ośmieszyłam się!

Alper wzrusza ramionami, jakby cała sytuacja wcale go nie poruszała.
— Czemu się tak śpieszysz, ciociu?

— Słucham?! — Cavidan otwiera szerzej oczy. — Ryzykowałam dla ciebie! Ułożyłam idealny plan! Gdybyś zrobił, co trzeba, Sila już dziś należałaby do ciebie. Chciałeś przecież ją zabrać i uciec stąd. Co się zmieniło?

Alper spogląda na nią z lekkim uśmieszkiem, a jego głos staje się lodowato spokojny.
— Mam wrażenie, że chcesz się mnie po prostu pozbyć. Przeszkadzam ci, prawda? Nie chcesz dzielić się ani domem, ani ciszą, ani… pieniędzmi.

— Nie pleć głupstw. Zrobiłam to wszystko z myślą o tobie. Powiedz tylko jasno — chcesz Silę czy nie?

Na twarzy Alpera pojawia się zamyślony, niemal romantyczny wyraz.
— A co, gdybym powiedział, że chcę i Silę… i trochę gotówki? — mruczy, patrząc gdzieś w dal, jakby wyobrażał sobie przyszłość usłaną dolarami i westchnieniami zakochanych kobiet.

W tej chwili z domu wychodzi Hulya.
— Cavidan, obiad gotowy! — woła i po chwili znika w drzwiach.

Alper spogląda za nią z zauroczeniem, po czym uśmiecha się do siebie z satysfakcją.

— Nie mogę przegapić takiej okazji — mówi cicho, niemal do siebie. — Ona nigdy nie była przez nikogo kochana. A ja mam ją tuż przed sobą. Gotową, by uwierzyć w każde słowo…

— Co ty tam mruczysz? — Cavidan mruży oczy podejrzliwie.

Alper odwraca się powoli i z pewnością w głosie mówi:

— Najpierw Hulya. Zdobędę jej zaufanie, potem pieniądze. Sila może poczekać. W tym domu trzeba grać długą grę. I ja ją wygram, ciociu. Pośpiech jest zgubny – dodaje z uśmiechem, przeciągając palcami po brodzie. — Zarówno dla ciebie, jak i dla mnie.

***

Szpital. Ciche poranne światło wpada przez okno. Zeynep powoli otwiera oczy. Pierwsze, co widzi, to twarz Egego. Siedzi przy jej łóżku, z uśmiechem, wpatrzony w nią jak w najcenniejszy obraz.

— Jak długo tu jesteś? — szepcze, lekko zmieszana. — Dlaczego mnie nie obudziłeś?

Ege uśmiecha się szerzej, jakby samo jej przebudzenie było nagrodą.
— Spałaś tak spokojnie… tak pięknie. Nie miałem serca cię budzić. Mógłbym patrzeć na ciebie bez końca.

Zeynep lekko się rumieni.
— A co czułeś, kiedy na mnie patrzyłeś?

— Ciepło. Spokój. Coś więcej niż tylko emocje… — odpowiada cicho. — Poczułem się, jakbym wrócił do domu.

Zeynep odwzajemnia spojrzenie. W jej oczach pojawia się łagodność i wzruszenie.
— Ja też tak mam. Kiedy jesteś obok… czuję się bezpieczna. Czuję się… jak w domu.

Ege delikatnie dotyka jej dłoni.
— Jesteś najpiękniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widziałem. Gdybyś tylko mogła spojrzeć na siebie moimi oczami… Znasz legendę o Leyli i Mecnunie?

Zeynep kiwa głową.

— Ludzie, którzy widzieli Leylę, pytali Mecnuna: „Naprawdę dla niej tułałeś się po pustyni?”. A on im odpowiadał: „Gdybyście tylko mogli zobaczyć ją moimi oczami…” — mówi Ege z namysłem. — To samo czuję, patrząc na ciebie.

Zeynep milknie na chwilę, po czym spogląda na niego z lekkim smutkiem.

— Ale przecież oczywiste jest, że Leyla nie patrzyła na Mecnuna tak, jak on na nią. Inaczej… czy naprawdę błąkałby się samotnie po pustyni?

— Może dla niej to było normalne — marszczyć brwi, kiedy był blisko. Nie doceniła tego, co miała.

Zeynep uśmiecha się z czułością.
— Wiesz… przypominasz Mecnuna. Jesteś równie szalony w uczuciach. Ale jest między wami pewna różnica.

Ege unosi brwi, zaintrygowany.
— Jaka różnica?

— Mecnun szukał schronienia na pustyni… Ty natomiast szukasz go w morzu.

Ege pochyla się nieco bliżej, jego głos staje się miękki jak szept.
— Kto wie… Może jeszcze kiedyś będę miał okazję znów cię z niego wyciągnąć.

Ich spojrzenia spotykają się i zatrzymują na dłużej. Czas jakby się zatrzymał, a cisza między nimi mówi więcej niż jakiekolwiek słowa.

***

Feraye spędziła bezsenną noc. Wczesnym rankiem, z oczami pełnymi niepokoju, po raz setny wybiera numer do Melis. Telefon milczy. Kobieta chodzi po domu jak w transie, a jej myśli wirują wokół najgorszych scenariuszy. Aż nagle… słyszy cichy trzask drzwi. Wbiega po schodach i z zaskoczeniem zastaje córkę w jej pokoju.

Melis pochyla się nad walizką, wrzucając do niej nerwowo ubrania, biżuterię, dokumenty.

— Gdzie ty byłaś?! — wybucha Feraye, nie panując nad emocjami. — Nie odbierasz telefonu! Przeszukałam pół miasta! Dzwoniłam do wszystkich twoich znajomych, nikt nie miał pojęcia, gdzie jesteś!

— Spałam w pensjonacie. Tam nikt mnie nie znalazł — odpowiada Melis chłodno, nie odrywając wzroku od walizki.

— Melis, moje dziecko… — głos Feraye załamuje się. — Chcesz mnie wpędzić do grobu?
— Sama chciałaś, żeby mnie zamknęli! Ale skoro nie ma tu policji, to znaczy, że mnie nie wydałaś.

— Oczywiście, że nie! Nigdy bym cię nie zdradziła…

Melis zatrzymuje się na moment i patrzy matce prosto w oczy.
— Dziękuję, że mnie chronisz. Ale teraz… zachowuj się tak, jakby mnie tu w ogóle nie było.

— Co ty wygadujesz? — Feraye podchodzi bliżej, widząc błysk metalu wśród ubrań. — Po co ci te kosztowności?

— Potrzebuję pieniędzy, mamo. Muszę zniknąć. Nie mam wyboru. Jeśli ten bydlak Ragip zdechnie… nie pójdę za niego siedzieć!

— Nie wiem, co się z nim dzieje. Gdy przyjechała karetka, odeszłam. Nie mogłam tam zostać… — szepcze Feraye, ledwo powstrzymując łzy.

Melis zamyka torbę i staje wyprostowana, jakby już podjęła decyzję.

— Posłuchaj mnie, ucieczka ci nic nie da — mówi Feraye, chwytając ją za rękę. — Tak się nie rozwiązuje problemów.

— Więc co mam zrobić?! — Melis wyrywa się z uścisku. — Mam iść na policję i sama się poddać?

— Musisz spojrzeć prawdzie w oczy. Przestań uciekać.

— To nie moja wina, że to wszystko się wydarzyło! To Zeynep i jej matka sprowadziły na nas tę burzę! To przez nie wszystko się posypało! Dlaczego ja mam płacić za ich grzechy?! To ja jestem twoją córką, mamo! To mnie powinnaś chronić, nie je!

Z jej oczu lecą łzy, ale twarz pozostaje zimna i zdeterminowana. Z walizką w dłoni Melis rusza do drzwi. Feraye podąża za nią, ale nie zdąża jej powstrzymać.

Na dole czeka Yildiz.

— Dokąd się wybierasz, Melis? — pyta twardo, stając jej na drodze.

Po chwili pojawia się także Bulent.

Melis zamiera. Nie ma już gdzie się ukryć. Czy Ragip przeżył?

Kiedy i gdzie zostanie wyemitowany odcinek 210. „Miłości i nadziei”?

Odcinek 210. serialu „Miłość i nadzieja” (oryg. Aşk ve Umut) zadebiutuje na antenie TVP2 w poniedziałek, 9 czerwca, o godzinie 17:20. Aby zobaczyć więcej streszczeń tego serialu, kliknij tutaj: Miłość i nadzieja streszczenia.

Podobne wpisy