Zeynep jest wzruszona.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 217 – szczegółowe streszczenie

Zrozpaczona Feraye staje naprzeciwko Naciye. Jej oczy pełne są łez, głos drży od napięcia. Bulent i Belkis przyglądają się tej scenie w ciszy – każde z nich zamyślone, jakby wstrzymali oddech.

– Kiedy serce Bulenta krwawiło – zaczyna Feraye, ledwo panując nad emocjami – chciałaś, żebym była dla niego tylko opatrunkiem. Tylko plastrem na ranę po Gonul. Wykorzystałaś mnie. Jak mogłaś? Jak mogłaś tak po prostu zniszczyć jego miłość?

Naciye spuszcza wzrok. Jej głos jest cichy, przechodzi prawie w szept:

– Przepraszam…
– Przepraszasz?! – Feraye patrzy na nią z niedowierzaniem.

– Tak. Ale nie za to, co zrobiłam – odpowiada Naciye, unosząc głowę. W jej oczach pojawia się błysk determinacji. – Przepraszam, że ci o tym nie powiedziałam. Ale samego czynu nie żałuję. Zrobiłabym to jeszcze raz.

W jej głosie nie ma już zawahania.

– Zrobiłabym wszystko, by wyrwać mojego brata z rąk tej kobiety. Gonul była trucizną! Już dawno temu widziałam, kim naprawdę jest. Gdybym pozwoliła jej zostać jego żoną, dziś Bulent byłby cieniem człowieka – na dnie, bez nadziei. Ocaliłam go!

– Siostro, co ty opowiadasz? – Bulent w końcu się odzywa, zmieszany. – Jaka przepaść? O czym ty mówisz? Przecież ty nawet tak naprawdę jej nie znałaś.

– Nadal ją bronisz?! – Belkis nie wytrzymuje. – Bulencie, twoja żona stoi przed tobą i płacze! Czy w ogóle to dostrzegasz?

– Tak, dostrzegam – odpowiada stanowczo. – Feraye to kobieta, która ma w sobie tyle odwagi, że nie boi się stanąć w obronie prawdy, nawet jeśli ta jest bolesna.

Feraye odwraca wzrok, zrezygnowana.

– Już sama nie wiem, co jest prawdą – szepcze. – Gonul przez lata mieszkała w sercu mężczyzny, którego ja pokochałam całą sobą…

Bulent siada obok niej. Mówi spokojnie, ale z ciężarem w głosie:

– Posłuchaj, ja też dopiero niedawno poznałem prawdę. Odeszła nagle. Nie zostawiła żadnego śladu. A ja… nie miałem odwagi, żeby jej szukać. Okazało się, że moja siostra zapłaciła jej, żeby mnie zostawiła.

– Mówi prawdę – przyznaje Naciye. – Dlatego tak mnie znienawidził.

– I dlatego cię tu nie było przez tyle miesięcy – zauważa Feraye, powoli łącząc fakty. – Wyrzucił cię z tego domu, gdy się dowiedział, że ich rozdzieliłaś.

– Tak – przyznaje cicho Bulent. – Wściekłem się.
– Skoro się wściekłeś, to znaczy, że żałujesz – rzuca Belkis z wyczuwalną satysfakcją. – Gonul nadal żyje w twoim sercu, prawda?

Bulent gwałtownie wstaje, jego twarz wykrzywia frustracja.

– Belkis, błagam cię! Co ty wygadujesz?! Gonul? W moim sercu?! Nie widzisz, że wszystko się rozpada?!

Feraye także podnosi się. Jej głos już nie drży – jest pełen bólu, ale też godności:

– Myślisz, że jeszcze jest jakiś ogień, do którego można dolać oliwy? Nie widzisz? Tu nie ma już płomieni. Tylko popiół. Popiół z naszego małżeństwa…

***

Naciye delikatnie dotyka ramienia Feraye. W jej gestach nie ma już chłodu ani wyniosłości – jest tylko szczerość i smutek.

– Usiądź, proszę – mówi cicho, wskazując miejsce obok siebie na kanapie.

Kiedy obie siadają, Naciye zaczyna mówić spokojnym, łagodnym głosem, jakby każde słowo ważyło więcej, niż zdoła unieść:

– Tej nocy uratowałaś życie mojemu bratu, Feraye. Ale nie znasz całej historii… Nie wiesz, co wydarzyło się dzień wcześniej.

Zawiesza głos na moment, jakby musiała nabrać sił.

– To ja ich rozdzieliłam. To przeze mnie Gonul odeszła. Ale to, co stało się potem, zniszczyło Bulenta. Zastałam go w jego pokoju… kompletnie pijanego. Bełkotał jej imię raz po raz. Ledwo stał na nogach. Nigdy wcześniej go takim nie widziałam. I wiesz, co powiedział? Że ją znajdzie. Że musi ją odnaleźć.

Zaciska dłonie na kolanach.

– Błagałam, żeby nigdzie nie jechał. Krzyczałam, że jeśli wsiądzie do samochodu w tym stanie, zginie! Ale nie słuchał. Wybiegł. I odjechał.

– Boże… – szepcze Feraye, z trudem łapiąc oddech.

– Była noc. Droga pusta. Ciemność taka, że nie widziałam nawet własnych dłoni. Nikt nie przejeżdżał, nikt nie przeszedł. Do świtu nie wiedziałam, co się z nim dzieje. Aż w końcu wrócił… Obolały, zakrwawiony, z poszarpanym czołem. Dowiedziałam się później, że miał połamane żebra. I wiesz, co wtedy mówił, jęcząc z bólu?

Feraye patrzy na nią z przerażeniem.

– Szeptał: „Gonul… Gonul…”. Wtedy dotarło do mnie, co zrobiłam. Jaką cenę zapłacił za moją decyzję. Ale było już za późno, nie mogłam tego cofnąć.

– Dlaczego? – pyta cicho Feraye.
– Bo Gonul przyjęła pieniądze, które jej zaoferowałam w zamian za odejście od mojego brata.

– To nie Gonul je wzięła! – wtrąca Bulent z pasją. – To jej brat! To on odebrał te pieniądze!

Naciye przymyka oczy, jakby każda sylaba wbijała się w nią jak nóż.

– Może i tak. Ale konsekwencje spadły na wszystkich. Kiedy zabrałam Bulenta na pogotowie, czułam, że muszę coś zrobić. Coś więcej niż tylko powiedzieć zwykłe „przepraszam”. Pamiętałam, że miał przyjaciela… Fehmiego. Szukałam jego numeru w starej książce telefonicznej. I wtedy… zobaczyłam twoje imię.

Feraye unosi brwi, zaskoczona.

– Twoje imię, zapisane ołówkiem w rogu jednej z kartek… A obok – czerwone serduszko. Narysowane drżącą ręką.
– Serduszko? – powtarza zdumiona Feraye.

– Tak. Małe, niepozorne. Ale dla mnie to był znak. Zadzwoniłam do ciebie. A ty przyszłaś. I ocaliłaś mojego brata, kiedy ja tylko potrafiłam go ranić. Może i rozdzieliłam go z Gonul, ale los, Bóg… ktoś postawił ciebie na jego drodze. I wiem, że twoja miłość jest silniejsza od wszystkiego – silniejsza niż ja, silniejsza niż tamta przeszłość.

Głos Naciye łamie się. Pochyla głowę, wstaje powoli i sięga po torebkę.

– Przepraszam, Feraye… Z całego serca. Bardzo mi przykro za wszystko, co ci zrobiłam.

Nie czekając na odpowiedź, z cichym szlochem opuszcza dom brata. A w salonie pozostaje tylko ciężka, przejmująca cisza.

***

Sila wchodzi do pokoju, trzymając w dłoni małe pudełeczko, które znalazła pod drzwiami. Jej twarz zdradza napięcie. Siada na łóżku i powoli je otwiera. W środku — lśniący pierścionek zaręczynowy oraz niewielka, złożona karteczka. Drżącymi palcami rozwija ją i czyta:

Ucieknijmy. Zostawmy wszystko za sobą. Nikt nie będzie cierpiał. Moje pytanie do ciebie brzmi: „Czy wyjdziesz za mnie?”

Sila zamiera. Jej oczy zwężają się, twarz napina, a potem wypowiada słowa przez zaciśnięte zęby:

– Wiedziałam! Wiedziałam, że zrobisz coś tak podłego! – syczy, rzucając pudełeczko na łóżko. – Do diabła z tobą, Alper!

W tym momencie do pokoju wchodzą Bahar i Cavidan. Zatrzymują się na widok wzburzonej Sili. Bahar szybko dostrzega pudełko i podnosi je z łóżka.

– Siostro, co to jest? – pyta ostrożnie. Widząc, że Sila nie reaguje, otwiera je z ciekawości. – O Boże… to pierścionek! – Wyjmuje kartkę, szybko przebiega wzrokiem po słowach. – Chce się z tobą ożenić! To od Alpera, prawda?

Sila splata ramiona na piersi, wbijając wzrok w podłogę.

– Oczywiście, że od niego. W podwórzu ostrzegłam go, żeby trzymał się z dala od Hulyi. A on tylko się uśmiechnął i powiedział, że ma do mnie pytanie. Że jeśli się zgodzę, zostawi ją w spokoju.

– I co zamierzasz teraz zrobić? – pyta zaniepokojona Bahar.
– Co może zrobić? – wtrąca się Cavidan z zimnym spokojem. – Musi to zaakceptować. To jedyna szansa, żeby ocalić Hulyę.

– Nie, siostro! – protestuje Bahar, podchodząc bliżej. – Nie możesz tego zrobić! Nie możesz poświęcić siebie, żeby ratować nas wszystkich!

– A co, jeśli nie zrobię nic? – mówi cicho Sila, ale w jej głosie czuć determinację. – Wiesz dobrze, że Alper nie żartuje. Jeśli go odrzucę, zemści się. A najbardziej ucierpi Hulya.

Cavidan kiwa głową.

– Dokładnie. Ty jeszcze nie wiesz, do czego ten człowiek jest zdolny. Z nim nie ma negocjacji. Ucieknij z nim. Weź ten pierścionek i go załóż. Chroń Hulyę, póki możesz.

Sila wstaje nagle, z nowym blaskiem w oczach. Jej głos staje się mocny, pewny siebie:

– Nie, nie będę uciekać. I nie dam się zastraszyć. Zrobię coś lepszego.

Bahar i Cavidan patrzą na nią zaskoczone.

– Pójdę do Kuzeya – oświadcza Sila. – Opowiem mu wszystko. Prawda musi w końcu wyjść na jaw.

***

Cavidan wraca do pokoju zaraz po rozmowie telefonicznej z Alperem. Wchodzi powoli, jakby niosła ciężar, którego nie chce ujawnić zbyt szybko.

– Sama stworzyłaś swoje marzenia – mówi cicho, lecz stanowczo.

Sila marszczy brwi, zdezorientowana.
– Nie rozumiem…

– Nie ma tu nic trudnego do zrozumienia – ucina Cavidan. – Ten pierścionek nie był dla ciebie, Silo. On był dla Hulyi.

– Co? – Sila wpatruje się w matkę, zszokowana. – Ale przecież na pudełku było moje imię!

– To tylko zmyłka – odpowiada chłodno Cavidan. – Alper napisał twoje imię, żeby Kuzey niczego nie podejrzewał. Nie chciał wzbudzić podejrzeń. A ty nie rób z tego dramatu. Wszyscy widzą, że Alper naprawdę kocha Hulyę. Zostaw ich w spokoju, zanim coś zniszczysz.

Sila patrzy na matkę, a potem na pierścionek leżący na komodzie. Chce coś powiedzieć, ale w końcu milknie. Decyzja zapada w jej sercu – rezygnuje z rozmowy z Kuzeyem.

***

Cavidan czuwa przy planie, który wymyśliła razem z Alperem. Musi upewnić się, że wszystko pójdzie zgodnie z zamierzeniem.

– Panie Kuzeyu – mówi z pozorną beztroską – zajrzysz do naszego pokoju? Na suficie przy łóżku jest jakaś plama, pewnie przeciek. Lepiej, żebyś to sprawdził.

Kuzey bez podejrzeń wchodzi do pokoju. Jego wzrok natychmiast pada na małe pudełeczko leżące na szafce nocnej. Podchodzi, otwiera je… i natrafia na pierścionek oraz liścik. Gdy czyta słowa „Ucieknijmy. Zostawmy wszystko za sobą…”, jego twarz napina się w gniewnym grymasie.

– Teraz intencje Sili są jasne – mówi, przypominając sobie, jak Sila otwarcie sprzeciwiała się związkowi Hulyi z Alperem.

Z korytarza Cavidan dyskretnie obserwuje, jak na twarzy prawnika narasta złość. Telefon w jej dłoni wibruje. Odbiera szybko.

– Tak, znalazł pudełko – szepcze do słuchawki. – I notatkę. Co teraz?

– Przekształcę ten kryzys w szansę – odpowiada pewnym tonem Alper. – Wynająłem dom. Ma wszystko, czego potrzeba – ciepłe grzejniki, zasłony, spokój. Sila zamieszka w nim ze mną. Już wkrótce.

***

Ege zjawia się w ostatnim momencie. Zauważa Ragipa, który próbuje wywieźć nieprzytomną Zeynep na noszach. Bez chwili wahania rzuca się na gangstera, powala go na ziemię i przytrzymuje, zanim ten zdąży sięgnąć po broń.

Zeynep odzyskuje przytomność, oszołomiona i przerażona, ale bezpieczna.

Chwilę później do szpitala wpada inspektor Cansu i aresztuje Ragipa.

Kajdanki zatrzaskują się na nadgarstkach bandyty. Sprawiedliwość zaczyna działać. Mimo to na twarzy Ragipa wciąż błąka się pewny siebie uśmiech – złowieszczy, jakby wiedział coś, czego inni jeszcze nie wiedzą. Wygląda na to, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa…

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 169. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy