Kuzey przyciska Alpera do ściany, patrząc na niego gniewnie. Alper odkręca głowę, spoglądając na stojącą obok Hulyę, jakby szukał u niej ratunku. Jego wzrok błaga o pomoc.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 222 – szczegółowe streszczenie

Klatka schodowa.

Kuzey wciąż nie puszcza Alpera. Przyciska go do ściany z taką siłą, jakby chciał wycisnąć z niego prawdę. Gniew maluje się na jego twarzy, a oczy błyszczą dzikim ogniem.

– Jak możesz być takim żałosnym nędznikiem, chłopcze?! – warczy przez zaciśnięte zęby.
– Kuzey, zostaw go! – krzyczy Hulya. – Jeśli nie przestaniesz, wezwę policję!

– Nie wygaduj bzdur!
– Nie wygaduję! Naprawdę to zrobię, nie zmuszaj mnie!

– Ty go bronisz? Przede mną? Tego typa, którego ledwie znasz?!

– Tak! Bronię go! Bo to, co robisz, to przemoc! Może nie jestem prawniczką, ale wiem, że to przestępstwo! A teraz mnie posłuchaj – cokolwiek się wydarzy, wyjdę za niego za mąż! Nikt nie ma prawa mi tego zabronić!

Kuzey w końcu cofa ręce. Z kieszeni marynarki wyciąga złożony dokument i podaje go siostrze z drapieżnym uśmiechem.

– Nie ma prawa, tak? To spójrz, jak bardzo się mylisz. To wyciąg z banku. Twój „książę z bajki” wczoraj imprezował w klubach nocnych – na twój koszt. A potem stawiał zakłady na nielegalnych stronach. Masz tu wszystko czarno na białym.

Hulya blednie.

– Arif… to prawda? – pyta cicho, jakby już znała odpowiedź, ale jeszcze nie chciała w nią uwierzyć.

– Nic takiego nie zrobiłem – odpowiada Alper, starając się brzmieć przekonująco.
– A kto to zrobił? – rzuca Kuzey. – Może ja?

– Zgubiłem kartę. Ktoś ją musiał znaleźć i użyć… – broni się Alper z coraz większym niepokojem w głosie.

– Nie kłam, ty parszywy oszuście!
– Dlaczego miałbym kłamać? Mówię prawdę!

Kamera przesuwa się w głąb salonu. Na stoliku leży karta Hulyi – dowód zdrady, który nie powinien tu być. Sila, obserwując wszystko z ukrycia, patrzy na nią w osłupieniu. Choć zna już Alpera jako manipulatora, wciąż jest zaskoczona bezczelnością jego kłamstw.

– Wszystko w twoim życiu to kłamstwo – syczy przez zęby. – Zgubiłeś kartę? Jesteś zwykłym nędznikiem!

Jej telefon zaczyna wibrować. Odbiera szeptem.

– Dzwonię od rana, czemu nie odpowiadasz?! – panikuje Bahar.

– Mów, po co dzwonisz.

– Mama wysłała Kuzeya do tego mieszkania. Ma cię nakryć z Alperem i się was pozbyć. Uciekaj, zanim cię zobaczy. Nie pozwól jej wygrać.

Sila rozłącza się. W milczeniu podchodzi do przedpokoju i kładzie kartę na stoliku przy drzwiach – dokładnie tam, gdzie Hulya na pewno ją zobaczy. Nagle przypadkowo trąca drzwi salonu. Te odbijają się od ściany z głuchym dźwiękiem.

– Co to było? – pyta podejrzliwie Kuzey.

– Przeciąg… okno otwarte – odpowiada nerwowo Alper.

– Kłamiesz! – syczy Kuzey i wchodzi do mieszkania.

Zatrzymuje się nagle. Jego wzrok pada na kartę. Podnosi ją, unosi na wysokość twarzy Alpera i czyta: „Hulya Bozbey”.

– Zgubiłeś ją, tak? To ciekawe. Leży sobie tutaj. Co to ma być?! Z kogo ty sobie robisz żarty?!

– Arif?! – głos Hulyi załamuje się. – Powiedz, że to nieprawda…

Alper milczy. Brak słów zdradza go szybciej niż jakiekolwiek przyznanie się do winy. Kuzey rzuca się na niego. Pięść trafia w twarz. Alper pada na ziemię, oszołomiony.

– Proszę… nie bij mnie… – jęczy, skulony.

Ale to dopiero początek. Kuzey nie przestaje. Kopnięcia, uderzenia – każde przesiąknięte frustracją.

– To nie tak, Hulyo… – jęczy Alper przez krew. – Chciałem ci to wszystko wyjaśnić. Proszę… zaufaj mi…

– Co chcesz jeszcze wyjaśniać?! – wrzeszczy Kuzey. – Nie wierz temu draniowi, Hulyo. Już wcześniej dałaś mu trzysta tysięcy! Nawet pierścionek ci za to kupił! Oszust żałosny!

– DOŚĆ! – krzyczy Hulya, powstrzymując brata przed kolejnymi ciosami. – Dałam mu kartę z własnej woli!

– Genialnie! – syczy Kuzey. – Czyli sam cię kupił – za twoje pieniądze! Czy ty siebie słyszysz?!

Alper próbuje się podnieść.

– Miałem długi… mówiłem ci o tym, kiedy mnie zatrudniałeś – sapie. – Zablokowali mnie na ulicy, zabrali kartę siłą… Nie chciałem cię martwić, Hulyo. Przysięgam, wszystko ci oddam…

– Milcz, kłamco! – krzyczy Kuzey. – Nadal kłamiesz, ty podły tchórzu!

Kolejne kopnięcie. Alper znowu ląduje na podłodze, z krwią na ustach.

– Chodź, Hulya. Idziemy. A z tobą – wskazuje palcem Alpera – jeszcze się policzę. I to prędzej, niż myślisz.

***

Kuzey wychodzi, trzaskając drzwiami. Echo jego gniewu wciąż unosi się w powietrzu. Hulya zostaje. Klęczy przy Alperze, który z trudem podnosi się z podłogi, obolały, ale niepokonany w swojej grze.

– Przysięgam, mówię prawdę… – wychrypuje. Jego głos drży, ale oczy szukają jej spojrzenia z desperacką nadzieją. – Wierzysz mi?

Hulya milczy przez dłuższą chwilę. Potem odpowiada cicho:
– Nie wiem…

Alper marszczy brwi, zaskoczony.
– Jak możesz nie wiedzieć?

– Przyszłam do twoich drzwi, a ty nawet nie spojrzałeś w moją stronę. Nie jak ktoś, kto czekał… kto kocha.

– Źle mnie zrozumiałaś, moja droga – odpowiada miękko. – Byłem zdenerwowany, zdezorientowany. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Ale to nie znaczy, że mi nie zależy.

– Już sama nie wiem, co myśleć – szepcze Hulya, spuszczając wzrok.

Alper próbuje się podnieść i zbliża się do niej, z dłonią przy sercu.

– Proszę, uwierz mi. Te pieniądze… to nie ja je wydałem. To tamci ludzie. Zabrali kartę. Zagrozili mi. Bałem się, rozumiesz? Nie mogłem nic powiedzieć. Gdybym kłamał… niech umrę w tej chwili!

– Nie mów tak – przerywa mu z przestrachem. – Proszę, nie mów takich rzeczy.

– Chcę tylko, żebyś mi wierzyła. Nic więcej. Wtedy dam radę ze wszystkim. Dobrze?

Widzi, jak mięknie. Jej spojrzenie znowu staje się ciepłe, ufne. I wie, że znowu ją odzyskał.

– W porządku – mówi Hulya, cicho. – Wierzę ci.

Uśmiecha się z wdzięcznością, zacierając granicę między skruchą a manipulacją.

– Pójdę jutro do urzędu. Ustalimy datę ślubu. Zróbmy to. Daj mi te zdjęcia, kochanie.

Hulya sięga do torebki i podaje mu przygotowane fotografie potrzebne do wniosku ślubnego.

– Dziękuję ci. Dziękuję, że mi wierzysz. Nie okłamałem cię, Hulyo. I nigdy nie okłamię. Przysięgam.

Hulya kiwa głową, ledwo zauważalnie, ale wystarczająco, by utwierdzić go w przekonaniu, że wygrał. Wstaje, prostuje się i rusza w stronę drzwi.

Nagle coś przykuwa jej wzrok.

Na podłodze, tuż przy progu, leży cienki złoty łańcuszek. Schyla się powoli i podnosi go, przyglądając się mu z rosnącym zaskoczeniem. Dłoń zaciska się nieco mocniej, gdy rozpoznaje, do kogo należy. Do Sili.

Przez ułamek sekundy jej twarz zdradza szok. Ale tylko przez moment. W mgnieniu oka zakłada maskę obojętności. Chowa łańcuszek do kieszeni płaszcza i wychodzi z mieszkania bez słowa.

Za drzwiami jej twarz traci resztki pewności. Czuje, jak w jej sercu kiełkuje niepokój.

***

Wnętrze domu Bulenta. Atmosfera gęsta od napięcia. Gonul stoi naprzeciwko Feraye i Bulenta, ledwo powstrzymując złość.

– Jak Melis mogła zrobić coś takiego? – pyta z niedowierzaniem Gonul, kierując wzrok na małżeństwo. – Jak mogła próbować zabić Zeynep?

– Gonul, uwierz mi, my sami nie znamy jeszcze wszystkich szczegółów – tłumaczy z napięciem Bulent.

– Jak to możliwe? Nie rozmawialiście z nią?! – rzuca z oburzeniem Gonul. – Naprawdę nie padło ani jedno pytanie?

– Jeszcze nie. Staramy się podjąć właściwą decyzję.

– Właściwą decyzję?! – wybucha. – Ragip ledwie dwa dni temu próbował porwać moją córkę, a wy się zastanawiacie?! Nad czym? Nad tym, jak zamieść to pod dywan?!

– Dość, Gonul! – przerywa jej gwałtownie Feraye. – Nie zapominaj, że to ty sprowadziłaś tego człowieka do naszego życia! Bulent próbował cię chronić, zrobił wszystko, co mógł. A ty teraz rzucasz mu oskarżenia?!

– A twoja córka?! – odbija piłeczkę Gonul. – Wiesz, co zrobiła? Naraziła Zeynep na śmierć! Melis chciała zabić swoją siostrę. Czy ty w ogóle rozumiesz, co to znaczy?!

Feraye zamiera. Przenosi wzrok na Bulenta. Milczy, jakby w ciszy oddawała mu pałeczkę. „Tłumacz się”, mówią jej oczy.

Gonul odwraca się, przeciera twarz dłońmi i podchodzi do drzwi prowadzących na taras. Czuje mdłości od tej całej obłudy.

– Gonul… – Bulent rusza za nią, jego głos łagodnieje. – Zeynep to moja córka. Myślisz, że pozwoliłbym, żeby coś jej się stało?

– A Melis tego właśnie chce! – odpowiada z rozpaczą. – Zapytałam ją wprost, czy miała z tym coś wspólnego. I co zrobiła? Zaczęła opowiadać brednie. Kłamała mi prosto w twarz. Nawet nie zadrżała.

– Spokojnie – wtrąca się Feraye. – Zrobimy wszystko, żeby ustalić, co się naprawdę wydarzyło. Prawda? – Znowu spogląda na męża, szukając w nim wsparcia.

– A jak niby zamierzacie to zrobić? – pyta z goryczą Gonul. – Zatkacie Ragipowi usta? Przecież macie znajomości, pieniądze, wpływy… potraficie zatuszować każdą sprawę.

– Co ty wygadujesz? – oburza się Bulent. – Naprawdę wierzysz, że jesteśmy zdolni do czegoś takiego?

– Widziałam już wystarczająco dużo, żeby nie być niczego pewna – mówi Gonul zimno. – Melis próbowała zabić Zeynep. A wy to bagatelizujecie.

– Przesadzasz – mówi surowo Feraye. – Ragip wypytywał Melis o ciebie. Był natarczywy, agresywny. Dziewczyna się przestraszyła i powiedziała mu tylko, że Zeynep to twoja córka. Tylko tyle.

– Tylko tyle?! – powtarza Gonul z niedowierzaniem. – Dla ciebie to „tylko”? Ragip mógł ją zabić, Feraye! Czy ty to rozumiesz?!

– Uspokójmy się – mówi pojednawczo Bulent. – Zeynep nic się nie stało. A Melis poniesie konsekwencje. Obiecuję.

Siada na kanapie, jakby chciał zakończyć rozmowę. Feraye wpatruje się w niego z gniewem. Widzi, że się poddaje. Że godzi się z tym, by ich córka poszła do więzienia.

– Nie martw się – mówi cicho Bulent, spoglądając na Gonul. – Dziś pójdziemy z Melis na policję.

– My? – unosi brwi Feraye. – Bulencie, nie przypominam sobie, żebym podjęła taką decyzję.

– Feraye, proszę cię…

– Nie poślę własnego dziecka za kratki, żeby czegoś się nauczyło! – jej głos drży z emocji. – Czego ma się nauczyć wśród przestępców? Jak stać się jednym z nich?

– Nie martw się, nie będzie czuła się obco – cedzi Gonul chłodno. – Zeynep prawie zginęła przez twoją córkę.

– Kiedy Zeynep nagle stała się dla ciebie taka ważna?! – wybucha Feraye. – Nie mogłaś jej spojrzeć w oczy przez cały ten bałagan, który stworzyłaś!

– Skoro grzebiemy w przeszłości, może warto przyjrzeć się też innym rozdziałom.

– Owszem, są i inne – przyznaje Feraye z ironią. – Na przykład ten, w którym Naciye rozdzieliła cię z Bulentem. Belkis mi powiedziała. Uwierz mi, twoje dramaty były tu analizowane z każdej strony.

– Opuściłam Bulenta, bo Naciye mi groziła – odpowiada chłodno Gonul. – Nie dlatego, że go nie kochałam.

– Serio? Taka była twoja wielka miłość, że wystarczyła jedna groźba?

– Nie miałam wyboru!

– Nie miałaś odwagi! Ukrywałaś swoją córkę przez lata. Nie powiedziałaś mu o niej ani słowa!

– Bo musiałam!

– Wiesz co? Nie interesuje mnie już, co się wydarzyło między tobą a Bulentem. Ani co się jeszcze wydarzy. Teraz liczy się tylko jedno: moja córka. I ona nie pójdzie dziś na policję. Nie mówię ci tego jako żona Bulenta. Mówię to jako matka.

– Feraye…

– Zamknij się, Bulencie! – krzyczy. – Jeśli doszło do tego, to tylko przez ciebie! Nie zrobiłeś nic, żeby zbudować relację między swoimi córkami. A teraz, kiedy nienawidzą się nawzajem, to twoje dzieło.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 173. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy