„Miłość i nadzieja” – odcinek 231 – szczegółowe streszczenie
Finał pierwszego sezonu.
Gönül zjawia się przed domem Bülenta. Drzwi otwierają się gwałtownie — mężczyzna stoi w progu z wyraźnym napięciem na twarzy. Bez słowa chwyta ją za ramię i odciąga od wejścia.
— Co ty tutaj robisz, Gönül? — pyta chłodno, spoglądając jej prosto w oczy.
— Musimy skończyć z tą grą, Bülencie — odpowiada stanowczo. — Przyszłam porozmawiać o Zeynep. Jeśli prawda wyjdzie na jaw, nie stanę więcej w tym progu. Jeśli powiesz Zeynep, że jesteś jej ojcem…
— To nie wchodzi w grę — przerywa jej ostro. — Powiem jej, kiedy uznam, że nadszedł odpowiedni moment.
— To również moja córka, nie zapominaj o tym! — Gönül podnosi głos, a jej oczy błyszczą gniewem i bólem.
— Straciłaś to prawo — mówi lodowato Bülent. — Od tej chwili wszystko jest pod moją kontrolą. Radzę ci nie wychodzić poza granice, które wyznaczam.
— Grozisz mi?
— Nie. Ostrzegam cię — jego ton staje się cichy, ale jeszcze bardziej niebezpieczny. — Powiem Zeynep prawdę, ale nie teraz. A teraz odejdź. Wkrótce ślub. Nie chcemy psuć nastroju.
***
Kamera przenosi się do wnętrza domu.
Feraye i Belkıs wstają od stołu w jadalni. Ich twarze zdradzają zmęczenie, ale też napięcie, które wisi w powietrzu.
— Zjadłyśmy jak na trzy dni — wzdycha Belkıs z lekkim uśmiechem. — Będziemy mieć siłę na dzisiejsze wesele.
Zatrzymuje się jednak, zauważając, że Feraye nagle spochmurniała.
— Hej… wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
Feraye przez chwilę milczy, jakby wahała się, czy powinna mówić.
— Wczoraj… widziałam Bülenta z Gönül — mówi w końcu cicho.
— Co takiego?! Gdzie?!
— Poszedł do niej. Do jej domu. — Głos Feraye drży. — Miałaś rację… Coś ich łączy. Widziałam, jak się całowali.
— Słucham?! — Belkıs aż cofa się z niedowierzania. Nagle jej wzrok pada na podwórko za przeszklonymi drzwiami. Dostrzega Bülenta i Gönül stojących razem. — Dość tego. Zniszczę ją!
Jak rażona gromem, Belkıs wypada na zewnątrz. Bez namysłu rzuca się na Gönül, szarpie ją za włosy i przewraca na ziemię.
— Ty niemoralna, bezwstydna kobieto! — wrzeszczy, zupełnie tracąc panowanie nad sobą. — Rozbijasz rodziny, bawisz się ludźmi jak pionkami! Chcesz się odegrać na byłym ukochanym, tak?! To wszystko gra, prawda?!
Feraye i Bülent z trudem odciągają ją od leżącej na ziemi kobiety.
— Belkıs, co ty wyprawiasz?! — woła Bülent, próbując ją opanować.
Belkıs patrzy Gönül prosto w oczy, jej głos jest nasycony pogardą:
— Inni mogą dać się zwieść, ale ja dobrze znam takie jak ty…
— To dzień ślubu, Belkıs. Opanuj się — mówi spokojnie Feraye, choć w jej oczach widać łzy.
— Ten ślub będzie też jej pogrzebem!
— Oszalałaś?! — krzyczy Bülent. — O czym ty mówisz?!
— Feraye wszystko widziała! — rzuca ostro. — Widziała, jak się całowaliście! Może teraz się wytłumaczysz?!
Bülent zamiera. Brakuje mu słów. Patrzy na Feraye, ale ta odwraca wzrok.
— Bardzo… bardzo mi przykro — mówi Gönül drżącym głosem i biegnie w stronę bramy.
— Przykro ci?! Idź do diabła! — krzyczy za nią Belkıs, ledwo powstrzymując się od dalszego ataku.
Feraye odciąga ją na bok i ścisza głos.
— Belkıs, proszę cię. Jeszcze chwilę. Ja milczę ze względu na moją córkę. Ty też zrób to dla swojego syna. Powiemy wszystko… ale po ślubie.
Belkıs kiwa głową, nadal roztrzęsiona.
— Nie mogłam się powstrzymać… Gdy ją zobaczyłam, coś we mnie pękło.
W tym momencie Bülent zbliża się do Feraye, zawstydzony, zgaszony.
— Feraye… Czy możemy porozmawiać? — pyta cicho.
Kobieta patrzy na niego z bólem, ale też siłą, którą właśnie w sobie odnalazła.
— Porozmawiamy — mówi chłodno. — Po ślubie. I uwierz mi… to będzie bardzo długa rozmowa.
***
Akcja przenosi się do kryjówki Alpera.
Sıla siedzi na kanapie, ubrana w ślubną suknię, która opada na podłogę niczym więzy, z których nie może się wyrwać. Obok niej — Alper, zapatrzony w nią jak w najdroższy skarb. Między nimi leży jego telefon. Cisza jest gęsta, pełna napięcia.
— Nie wracajmy do wioski — mówi Sıla łagodnym głosem, niemal szeptem, jakby słowa mogły go zranić. — Pojedźmy prosto do Izmiru. Podobno jest tam pięknie… Moglibyśmy zacząć nowe życie, tylko we dwoje.
Alper uśmiecha się szeroko, poruszony.
— Nie wierzę… Naprawdę mówisz o wspólnej przyszłości?
— A czy nie o to ci chodziło? — Dziewczyna przysuwa się bliżej, opuszczając spojrzenie, by ukryć fałszywą czułość. Delikatnym ruchem przysuwa telefon, zakrywając go suknią. — Porwałeś Bahar, bo kochasz mnie tak bardzo, że gotów jesteś na wszystko. Nie poddałeś się, nawet kiedy błagałam cię, żebyś mnie zostawił. Nikt inny nie potrafiłby tak kochać…
Jej uśmiech jest czarujący, ale w oczach kryje się rozpacz.
— Nie martw się. Mamy pieniądze. Będziemy żyć, gdzie zechcemy — mówi Alper z dumą. — Kupimy dom z widokiem na morze. Może nawet jacht.
— Ale zabierzemy ze sobą Bahar, prawda? — pyta z napięciem, uważnie obserwując jego twarz.
— Oczywiście. Cokolwiek powiesz, kochanie.
— Kupmy też… samochód — rzuca pozornie beztrosko.
Alper marszczy brwi.
— Samochód? Przecież ty nigdy nie interesowałaś się samochodami. — Jego ton się zmienia, staje się twardszy. — Kobieta, która jeszcze niedawno mówiła, że nie wyjdzie za mnie nawet po śmierci, teraz planuje wspólne życie? Myślisz, że uwierzę w tę nagłą przemianę?
Jego oczy zwężają się niebezpiecznie.
— Nie próbuj ze mną gierek, Sıla. Nie zostawię ci otwartych drzwi do ucieczki. Zapomnij o tym. Podpiszemy akt ślubu i dopiero wtedy… może ci zaufam. Dopóki nie uwierzę, zostajesz tutaj.
— Dobrze… oczywiście — mówi pospiesznie, kryjąc strach za uśmiechem.
Alper wychodzi z pomieszczenia.
Gdy tylko drzwi się zamykają, Sıla zrywa się, sięga pod suknię i chwyta jego telefon. Drżącymi palcami wybiera numer.
— Kuzey! Alper porwał Bahar! Proszę cię, ratuj ją! Błagam!
— Bahar? — pyta zdziwiony Kuzey. — Przecież Bahar jest w domu, Sıla. Nic jej nie jest. Gdzie ty jesteś? Szukamy cię wszędzie.
— Nie wiem! — łka Sıla. — Jakiś dom… On mnie porwał! Mówił, że Bahar jest u niego! Kuzey, proszę, znajdź mnie!
— Sıla, on cię okłamał. Skup się. Potrzebuję jakiejkolwiek wskazówki. Co widzisz? Co słyszysz?
Nagle… drzwi otwierają się z hukiem.
— Co zrobiłaś?! Do kogo zadzwoniłaś?! — ryczy Alper, rzucając się w stronę dziewczyny.
Z wściekłością wyrywa jej telefon. Jednak zanim zdąży się rozłączyć, Kuzey słyszy coś ważnego — znajomy głos muezina. Adhan. Muzułmański śpiew wzywający na modlitwę rozbrzmiewa z oddali.
Kuzey zamiera. Już wie. Sıla jest gdzieś blisko meczetu.
***
Alper wbija w Sılę spojrzenie przepełnione wściekłością. Jego twarz wykrzywia gniew.
— Zadzwoniłaś do Kuzeya, prawda?! — cedzi przez zaciśnięte zęby. — Jak tylko podpiszemy akt ślubu i staniesz się moją żoną… przysięgam, że go zabiję!
Sıla prostuje się, z oczu znika udawany strach. Teraz patrzy na niego z pogardą i siłą, której wcześniej w sobie nie znała.
— Nigdy za ciebie nie wyjdę, ty obrzydliwy kłamco! — rzuca z odrazą. — Moja mama… była w to zamieszana, prawda? Ale Bahar — ona jest bezpieczna. Jest w domu. I nic jej nie jest.
Alper unosi brew, krzywi się w cynicznym uśmiechu.
— Na razie jest w domu. Ale jeśli mnie odrzucisz… jeśli nie staniesz ze mną przed ołtarzem…
— Nic mi nie zrobisz! I jej też nie! — przerywa mu Sıla, głosem drżącym od emocji, ale pewnym. — Wierzę w Kuzeya. On mnie znajdzie. On mnie uratuje.
Twarz Alpera momentalnie tężeje. Sięga do kieszeni kurtki i wyciąga nóż. Metal błyska w słabym świetle.
— Wyjdziesz za mnie… rozumiesz?! — warczy.
Sıla nie cofa się. Zamiast tego — chwyta jego rękę, tę z nożem. Patrzy mu prosto w oczy. Jej głos staje się pewny, choć łzy napływają do oczu.
— No dalej. Zrób to. Wbij mi ten nóż, jeśli tego chcesz! — prowokuje go z pasją. — Wolę umrzeć tutaj, w tej przeklętej sukni, niż zostać twoją żoną!
Alper zastyga. Ręka mu drży.
— W tym życiu kochałam tylko jednego mężczyznę — mówi Sıla, wyraźnie, z dumą. — Kuzeya. I nawet śmierć tego nie zmieni.
— No dalej, Alper — dodaje cicho, lecz z wyzwaniem. — Zabij mnie, jeśli od tego zależy twoje chore poczucie miłości.
***
W ogrodzie domu Bülenta trwają gorączkowe przygotowania do ślubu. Goście zaczynają się schodzić, kelnerzy rozstawiają ostatnie tace z przystawkami. Nikt nie przeczuwa, że za chwilę atmosfera zmieni się nie do poznania.
Ege delikatnie odciąga Melis na bok. Oboje siadają na drewnianej ławce, nieco z boku, pod cieniem drzewa. Dziewczyna uśmiecha się niepewnie, ale chłopak nie odwzajemnia gestu. Zamiast tego, otwiera laptopa i bez słowa klika „play”.
Z głośników rozbrzmiewa chropowaty głos Ragıpa:
— Znów bym porwał Zeynep, ale wtedy zjawiłeś się ty. Melis odegrała niezłe przedstawienie, jakby została zaatakowana. Jest naprawdę świetną manipulatorką.
Melis momentalnie blednie. Jej usta się otwierają, ale żadne słowa nie chcą z nich wypłynąć.
— Ja… — zaczyna, trzęsąc się jak osika.
Ege patrzy na nią z mieszaniną bólu i gniewu.
— Tak, ty. — Jego głos jest chłodny jak lód. — Wiedziałaś, co ten potwór planował. Chciałaś, żeby Zeynep zginęła. Została ranna! Leżała nieprzytomna w szpitalu! To twoja wina!
— To nie tak, jak myślisz… Ragıp się do mnie przyczepił, a ta kobieta… Gönül…
— Zamknij się! — wybucha Ege. — Jesteś chora! Powinnaś być zamknięta w szpitalu psychiatrycznym, a nie ubierać się w białą suknię! Ragıp mógł ją porwać, skrzywdzić, zabić! A ty mu w tym pomagałaś!
Melis próbuje chwycić go za rękę.
— Ege, błagam cię… Proszę, nie rób tego. Mogę wszystko wyjaśnić…
— Co chcesz wyjaśniać?! — syczy chłopak, cofając dłoń. — Tego nie da się usprawiedliwić. Tego nie da się cofnąć!
Bez słowa ściąga z palca pierścionek zaręczynowy i kładzie go na jej drżącej dłoni.
W tym momencie na podwórku pojawia się Arda. Widząc ich razem, rusza w ich stronę. Nie zdąża nawet się odezwać — Ege podchodzi i z całej siły uderza go pięścią w twarz. Arda upada, a z jego wargi sączy się krew.
— Co ty wyprawiasz?! — burczy Arda, trzymając się za usta.
— Wiem już wszystko! Wszystko, co robiłeś z Ragıpem! Jesteś skończony! Nie jesteś moim bratem! Wynoś się z mojego życia! Z mojego domu!
Zszokowany Arda nie odpowiada. Odwraca się i odchodzi bez słowa.
Ege odwraca się do Melis. Jego spojrzenie jest twarde jak nigdy wcześniej.
— Dam ci jeszcze jedną szansę — mówi powoli. — Nie chcę, żeby twoi rodzice przeżywali to publiczne upokorzenie. Zaraz zbierzemy wszystkich gości w ogrodzie. Powiesz, że to za wcześnie na ślub. Że nie jesteś gotowa. Że to nasza wspólna decyzja. I wszystko na tym się skończy.
Zbliża się do niej na tyle, by spojrzeć jej głęboko w oczy.
— Ale jeśli się sprzeciwisz… Jeśli spróbujesz udawać niewinną… przysięgam, że opowiem im wszystko. I wtedy naprawdę pożałujesz.
Melis nie odpowiada. Jej oczy wypełniają się łzami. Ręka z pierścionkiem drży. Wie, że to koniec. Przegrała.
***
Bülent siedzi w swoim gabinecie. W dłoniach trzyma małe, czerwone pudełeczko, które delikatnie otwiera. W środku lśni złoty naszyjnik. Patrzy na niego przez dłuższą chwilę, jakby ważył nie tylko jego wartość, ale i znaczenie.
Drzwi otwierają się bez pukania. Do środka wchodzi Feraye. Jej twarz nie zdradza emocji, ale w oczach tli się gniew.
— Bülencie, Melis właśnie zbiera wszystkich w ogrodzie — mówi chłodno.
— Dobrze… Zaraz zejdę. — Podnosi wzrok. — Feraye… czy moglibyśmy porozmawiać?
Feraye zbliża się o kilka kroków, jej spojrzenie pada na pudełko z biżuterią. Po chwili milczenia pyta:
— Kupiłeś to dla Gönül?
Bülent marszczy brwi, zaskoczony.
— Co ty mówisz? Feraye, naprawdę uważasz, że byłbym do tego zdolny? To prezent dla Melis. Dla naszej córki. Proszę, pozwól mi to wyjaśnić…
— Wyjaśnić co, Bülencie? — Jej głos drży. — Że dostałeś wiadomość od Gönül z tekstem „Tęsknię za tobą”? Wiem o niej. Przeczytałam ją. I zaczęłam cię śledzić.
Bülent z trudem przełyka ślinę.
— To nie Gönül ją wysłała. To była jej przyjaciółka, Nimet. Chciała mnie sprowokować. Między mną a Gönül… naprawdę nic nie ma. Jeśli mi nie wierzysz, zadzwoń do niej. Porozmawiaj z nią. Przekonaj się sama.
Feraye spuszcza wzrok, ale po chwili unosi go z powrotem — ostry, pełen zawodu.
— Widziałam was. Widziałam, jak się całowaliście.
— Tak, widziałaś, jak ona mnie pocałowała. Ale to nie był mój pocałunek. Nie odwzajemniłem go. Feraye, błagam cię… Posłuchaj mnie. Nic między nami nie było. Kocham tylko ciebie. Nie pozwól, żeby jedno nieporozumienie zniszczyło wszystko.
Wyciąga w jej stronę telefon. Ona patrzy na niego przez ułamek sekundy, po czym z furią odwraca się i ciska telefonem o ścianę. Urządzenie rozpada się na części.
— Spójrz! Tak właśnie nas rozbiłeś! — krzyczy z rozpaczą. — Miesiącami ukrywałeś przed nami Zeynep. Miesiącami kłamałeś o Gönül! Gościłeś ją w naszym pierwszym domu, jakby nic się nie stało! Ja już ci nie wierzę, Bülencie!
— Feraye, proszę, wysłuchaj mnie choć raz…
— Zamknij się! — przerywa mu ostro. — Zrobisz to dla naszej córki. Ona dziś wychodzi za mąż, a ty… po ślubie opuścisz ten dom. Bo ja się z tobą rozwodzę!
Sięga po dokument z biurka. Unosi go do góry z chłodną determinacją.
— Proszę bardzo. Oto nasze papiery rozwodowe. Wszystko już gotowe. Podpisane. Przemyślane. To koniec, Bülencie. Zniszczyłeś nas. Teraz żyj z tym, jak chcesz.
Odwraca się na pięcie i wychodzi, nie oglądając się za siebie.
Bülent przez moment stoi nieruchomo, wstrzymując oddech. Potem z gniewem i bezsilnością chwyta dokumenty rozwodowe i rozrzuca je po całym gabinecie. Jeden z nich osiada obok pudełeczka z naszyjnikiem. Złoto w środku zdaje się świecić jak wyrzut sumienia.
***
Melis wychodzi do ogrodu.
Popołudniowe słońce powoli chyli się ku zachodowi, rzucając złote refleksy na białe obrusy, lampiony i girlandy kwiatów. Wszyscy goście zebrani są w jednym miejscu, czekając w niepewności. Zeynep, Feraye, Bülent, Naciye, Belkıs — każda twarz zwrócona w stronę narzeczonej, która właśnie przystaje na środku małego, drewnianego mostku.
Jej krok jest spokojny. Zbyt spokojny. W spojrzeniu nie ma ani łez, ani złości. Tylko zimna determinacja. Wie, że jeśli tego nie powie, Ege zniszczy ją publicznie.
— Muszę coś ujawnić, zanim sprawy się skomplikują — odzywa się wyraźnie, pewnym głosem. — Od dziecka kochałam się w Ege. Byliśmy razem niemal od zawsze. Ale miłość to nie tylko bajka. Pojawiły się zazdrość, lęk, obsesja. Popełniłam błędy. Były kłótnie, dramaty, a nawet chwile, gdy myślałam o odebraniu sobie życia, bo bałam się go stracić.
Cisza spada na ogród jak ciężka zasłona. Tylko ptaki w oddali ćwierkają, nieświadome napięcia.
— Ale dziś… chcę rozwiać wszystkie wasze wątpliwości. Pewnie wielu z was zastanawia się, dlaczego ten ślub miał się odbyć tak nagle. Czemu nikt nie miał czasu się przygotować. Czemu nie czekało nas długie narzeczeństwo, tylko nagła ceremonia.
Zebrani spoglądają po sobie z niepewnością. Naciye marszczy brwi, a potem mówi z lekkim uśmiechem:
— Tak, moja córko. To nas wszystkich zaskoczyło. Oboje się pospieszyliście. Dlaczego?
Melis spogląda na nią. W jej oczach pojawia się teatralna czułość. Prostuje palce i pokazuje je złączone — kciuk i palec wskazujący tworzą niewielką przerwę.
— Powód jest… słodki i malutki — mówi łagodnie.
Ege momentalnie sztywnieje. Jego serce zaczyna bić jak oszalałe. Wie, że Melis nie mówi tego, co ustalili. Wie, że kombinuje. I że właśnie rozpoczyna kolejny akt swojego przedstawienia.
— Ślub odbywa się w pośpiechu, ponieważ… — Melis delikatnie kładzie dłoń na brzuchu. — Jestem w ciąży.
W ogrodzie zapada całkowita cisza. Jakby nawet wiatr przestał poruszać liśćmi. Wszystkie spojrzenia kierują się teraz na nią.
Feraye robi krok do przodu. Jej twarz blednie.
— Co ty mówisz…? — pyta z niedowierzaniem. — Czy to prawda?
— Tak, mamusiu — odpowiada Melis z udawaną pokorą. — Dzisiaj odebrałam wyniki. Dlatego chcieliśmy ten ślub zorganizować jak najszybciej. Ze względu na dziecko.
Belkıs krzyczy z radości i rzuca się do Melis, ściskając ją mocno:
— O Boże! Będę babcią! Moja piękna, ukochana synowo! To najlepsza wiadomość w życiu!
Ege stoi jak sparaliżowany. Jego wzrok błądzi po zgromadzonych, jakby szukał wyjścia. Nie może złapać oddechu. Nie kocha Melis. Nienawidzi jej za wszystko, co zrobiła Zeynep, za każdą intrygę, każdą kpinę z uczuć. A jednak… jeśli mówi prawdę — jeśli naprawdę nosi jego dziecko…
Odwraca się i odchodzi kilka kroków na bok, próbując pozbierać myśli. Za nim podąża Melodi, przygryzając wargę.
— Co to ma znaczyć, bracie? — szepcze podejrzliwie. — Czy to nie jest kolejna z jej gier?
Ege milczy. Przed oczami staje mu noc w domu Kuzeya. Alkohol. Chaos. Melis. Pamięta urywki, nic więcej. Ale pamięta też, że zostali sami.
To możliwe. A to, co możliwe… zaczyna go przerażać.
***
Podczas gwałtownej szarpaniny z Alperem, nóż wymyka się spod kontroli. Sıla krzyczy z bólu — ostrze rani jej ramię. Krew natychmiast zaczyna sączyć się przez materiał sukni.
— Usiądź! — wrzeszczy Alper, popychając ją brutalnie na kanapę. — Zaraz zadzwonię po kogoś, kto zajmie się tą raną. A potem… uciekniemy stąd. Razem.
Sıla kurczy się z bólu, przyciskając dłoń do ramienia. Jej oddech przyspiesza, serce wali jak oszalałe — nie tylko z bólu, ale i nadziei. Bo nagle…
Rozlega się donośne, brutalne łomotanie do drzwi.
Jej serce zamiera. Kuzey. To musi być Kuzey. Przyszedł ją uratować!
Jednak gdy drzwi zostają wyważone z hukiem, zamiast ukochanego, w progu staje trzech postawnych mężczyzn ubranych na czarno. Ich twarze skrywają cienie, a spojrzenia są lodowate. Ten, który wydaje się dowódcą, ma krótką brodę i zimny jak stal wzrok.
Bez słowa rzuca się na Alpera. Chwyta go za gardło i ściska tak mocno, że ten upuszcza nóż i opada bezwładnie na ziemię.
— Zabierzcie go. — Głos mężczyzny brzmi jak rozkaz niepodlegający dyskusji.
Dwóch towarzyszy podnosi nieprzytomnego Alpera i wynosi go jak worek ziemniaków.
Przywódca podchodzi do Sıli, która zatacza się z bólu, przyciskając dłoń do krwawiącej rany. Jego obecność jest ciężka, przytłaczająca. Patrzy na nią jak na coś, co już do niego należy.
— Kim… kim jesteś? — szepcze Sıla, ledwo trzymając się na nogach. — Czy… przysłał cię Kuzey?
Mężczyzna przystaje blisko. Nachyla się powoli.
— Nazywam się Demir — mówi spokojnie, z niepokojącą nutą chłodu. — I już wkrótce dowiesz się, kim jestem. Dowiecie się wszyscy: ty, Kuzey… i pani Naciye.
Patrzy jej prosto w oczy.
— Wystarczy, że zapamiętasz jedno: nic już nie będzie takie, jak wcześniej.
Sıla osuwa się bezwładnie, mdlejąc z bólu i wycieńczenia. Demir łapie ją w ramiona, podnosi jak piórko i znika za drzwiami.
***
Pięć minut później.
Kuzey z piskiem opon zatrzymuje się przed domem. Wpada do środka — pusto. Żadnego śladu. Ani Sıli, ani Alpera.
— Nie… nie teraz… — szepcze z niedowierzaniem. Wychodzi z powrotem przed dom i wtedy ją widzi:
Na drodze poniżej czarny SUV rusza z piskiem opon. W jego tylnych drzwiach widać, jak postawny mężczyzna wciąga Sılę do środka.
Kuzey rzuca się do samochodu. Odpala silnik, wciska gaz do dechy.
Rozpoczyna się szaleńczy pościg.
Nagle — seria strzałów. Szyby pękają, maska auta zostaje przestrzelona. Kierownica wyrywa się z rąk. Samochód wypada z drogi.
Z impetem uderza w przydrożny rów.
Poduszki powietrzne wystrzeliwują. Głowa Kuzeya uderza w kierownicę. Z ust wypływa krew.
Z maski unosi się gęsty, biały dym.
Wszystko cichnie.
***
W ogrodzie domu Bülenta trwa ślub. Urzędnik wypowiada ostatnie słowa ceremonii. Melis i Ege podpisują akt małżeństwa. Ona uśmiecha się z triumfem. On — jak cień samego siebie.
Zeynep patrzy na to z niedowierzaniem, jakby sen zamienił się w koszmar. Łzy cisną się do oczu, ale nie płacze. Jeszcze nie. Została zdradzona, oszukana — ale nie złamana.
Melis i Ege całują się na oczach wszystkich. Goście biją brawo.
Zegar tyka. Wszystko się zmienia.
Kim jest tajemniczy Demir?
Dlaczego zabrał Sılę?
Czy Kuzey przeżyje wypadek?
Czy Melis naprawdę jest w ciąży… czy to kolejna z jej perfidnych intryg?
Wkrótce wszystko się wyjaśni…
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 180. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

















