„Miłość i nadzieja” – odcinek 239 – szczegółowe streszczenie
Gdy wszyscy już odeszli, a nad grobem Melodi zapadła cisza, tylko Ege pozostał – nieruchomy, wpatrzony w świeżą mogiłę. Po chwili cicho podchodzi do niego Zeynep. Zatrzymuje się na moment, po czym zniża głos i mówi łagodnie:
– Przyjmij moje kondolencje, Ege.
Chłopak nie odpowiada. Tylko lekko drga mu szczęka.
– Wiesz… – kontynuuje Zeynep, stając obok. – To nie sama śmierć boli najbardziej. Najgorsza jest ta pustka po niej. Utracone marzenia, niewypowiedziane słowa, miłość, której nie zdążyło się dać… Melodi miała tyle powodów, by żyć.
– A my zostaliśmy z niedokończonym snem – odzywa się w końcu Ege, z głosem jakby obcym. – Wszystko urwało się w połowie zdania. Tak jak my…
Kuca przy grobie, jego dłonie drżą. Zeynep siada obok, dotyka delikatnie jego ramienia.
– Przez cały ten czas nie uroniłeś ani jednej łzy. Nie musisz być silny. Jeśli będziesz to wszystko w sobie tłumił, ten ból zatruje ci duszę. Boję się o ciebie, naprawdę.
Ege wpatruje się w ziemię.
– Nie obchodzi mnie to. Niech się dzieje, co chce. Straciłem moją siostrę… Rozumiesz? Melodi była dla mnie całym światem. Kiedy się śmiała, wszystko inne przestawało mieć znaczenie. Była moim światłem.
– Każda śmierć przychodzi za wcześnie – mówi cicho Zeynep. – I zawsze zostawia tych, którzy zostali, z raną, której nie da się do końca zagoić.
– Ale ona nie zasłużyła na taką śmierć! – wybucha Ege, a jego głos drży od gniewu. – Osoba, która ją potrąciła, chodzi po ulicy jak gdyby nigdy nic. Żyje, oddycha, śmieje się! A ja… ja właśnie pochowałem swoją siostrę.
Zaciska pięści, ale po chwili stara się opanować.
– Zeynep… – mówi już spokojniej, ale z napięciem w głosie. – Ty byłaś tamtej nocy w pobliżu. Powiedz… cokolwiek. Co to był za samochód?
Zeynep milczy przez chwilę, jakby próbując wydobyć z pamięci zakopane obrazy.
– Był biały. Tyle pamiętam. I… – mruży oczy – dwie ostatnie cyfry rejestracji. Chyba 82. Ale nie jestem pewna.
– Coś jeszcze?
Zamyka oczy, szuka w myślach.
– Nie. Przepraszam, Ege. Byłam zbyt daleko. Nie widziałam twarzy kierowcy. Wszystko wydarzyło się tak szybko…
Ege tylko kiwa głową. W jego oczach znów pojawia się ten znajomy cień – cień bólu, który już nigdy całkiem nie zniknie.
***
Cihan wpada do salonu jak burza. Jego twarz jest napięta, oczy płoną gniewem i niepokojem. Seda siedzi beztrosko na kanapie, zapatrzona w ekran telefonu. Podnosi wzrok, zaskoczona jego nagłym wejściem.
– Co się stało, bracie? – pyta z niepokojem. – Wszystko w porządku?
– Nie, nic nie jest w porządku – odpowiada lodowato Cihan, zatrzymując się naprzeciwko niej. – Powiedz mi natychmiast, gdzie jest ten samochód.
– Jaki samochód…? – mruczy niepewnie, zdezorientowana. – Przecież mówiłam, że nie pamiętam…
– Musisz sobie przypomnieć! – podnosi głos Cihan. – Tamtej nocy wyszłaś z klubu. Potrąciłaś dziewczynę. Co się potem stało? Gdzie pojechałaś?!
Seda gwałtownie wstaje, jej twarz blednie.
– Powiedziałam, że nie pamiętam! – wybucha, ale jej głos drży. – Nie wiem!
– To spróbuj sobie przypomnieć! – krzyczy Cihan, niemal trzęsąc się z napięcia. – Musisz to zrobić, bo ta dziewczyna… zmarła.
Słowa te spadają na Sedę jak grom z jasnego nieba. Nogi się pod nią uginają – osuwa się z powrotem na kanapę, jakby ktoś wyssał z niej całą siłę.
– Umarła…? – szepcze z przerażeniem, niemal bezgłośnie. Jej oczy szeroko się otwierają, jakby dopiero teraz zrozumiała powagę sytuacji. – Boże… ja ją zabiłam?
– Jeśli nie znajdziemy samochodu i nie pozbędziemy się wszystkich śladów, nie będzie odwrotu – mówi twardo Cihan. – Będziesz miała ogromne kłopoty, Seda. Nie tylko ty, ale i ja. To nie jest zabawa.
Seda wpada w panikę, zaczyna szybko oddychać, łzy napływają jej do oczu.
– Nic nie pamiętam! Wszystko mi się miesza! To wszystko moja wina… Naprawdę… naprawdę ją zabiłam? – szlocha, wtulając twarz w dłonie. – Jak mogłam…
Cihan siada obok niej, obejmuje ją ramieniem. Choć sam jest roztrzęsiony, stara się mówić spokojnie.
– Słuchaj mnie uważnie. Policja już szuka winnego. Mamy bardzo mało czasu. Jedyne, co możesz teraz zrobić, to przypomnieć sobie, gdzie zostawiłaś samochód. Musimy go znaleźć, zanim zrobi to ktoś inny. Seda… proszę.
Dziewczyna zaciska powieki, zmuszając się do koncentracji. Jej ciało drży, ale próbuje przebić się przez mgłę wspomnień.
– Ziya… – wypowiada nagle cicho. – Tak chyba nazywał się ten parking…
– Pojechałaś tam po tym, jak potrąciłaś dziewczynę? – dopytuje natychmiast Cihan.
– Myślę, że tak. Wiem tylko, że była impreza… że piłam… dużo piłam… – kręci głową z rozpaczą. – Później… nic nie pamiętam.
Cihan sięga po telefon i natychmiast wybiera numer Cenka.
– Sprawdź parking Ziya. Wszystko, co się da. Monitoring, wjazdy, rejestracje. Już.
Seda znów wpada w histerię.
– Zabiłam ją, bracie! Ja ją zabiłam! – krzyczy, rozrywając ciszę w salonie, po czym ponownie zalewa się łzami.
Cihan przyciąga ją mocniej do siebie, z twarzą pełną napięcia, ale głosem już spokojnym i stanowczym.
– Ciii… Nie płacz. Nie teraz. Poradzimy sobie. Znajdziemy samochód, rozłożymy go na części, pozbędziemy się każdego śladu. Nie zostanie nic. Obiecuję ci to.
Seda drży w jego objęciach, a Cihan patrzy w dal – jego twarz nie zdradza emocji, ale oczy mówią wszystko. Wie, że stawką jest nie tylko wolność jego siostry…
***
Sila wychodzi na zewnątrz, szukając chwili wytchnienia. Jej wzrok zatrzymuje się na begoniach rosnących w ogrodzie. Patrzy na nie z zadumą, jakby coś w ich kształcie lub kolorze poruszyło głęboko skryte wspomnienie.
– Dziwne… – szepcze sama do siebie. – Kojarzą mi się z Kuzeyem…
Nagle jej ciało ogarnia zawrót głowy. Chwieje się, ale zanim upada, Alper błyskawicznie ją podtrzymuje.
– Uważaj, kochanie. Wszystko w porządku? – pyta łagodnym tonem, choć w jego oczach czai się czujność.
Sila nie odpowiada od razu. Wciąż wpatruje się w kwiaty.
– Pamiętam… – mówi cicho. – Sadziłam kiedyś taką samą begonię. Kuzey też tam był… pomagał mi.
Alper, widząc jej zamyślenie, pochyla się i sięga po kwiat.
– One nigdy ci się nie podobały – stwierdza, próbując wyrwać roślinę z ziemi.
– Co ty robisz?! – Sila cofa się, oburzona. – Zostaw ją! To tylko kwiat, niczemu nie zawinił!
Alper prostuje się i ujmuje ją za ramiona z pozorną troską.
– Moja droga żono… Kuzey wyrządził ci wiele krzywd. Musisz o nim zapomnieć – mówi miękko. – On miał obsesję. Chciał nas rozdzielić. Próbował cię porwać, odebrać mi ciebie. Czy może być coś gorszego?
Sila marszczy brwi, jej spojrzenie staje się niepewne.
– Porwać mnie…? – powtarza powoli, jakby układała w głowie jakiś rozsypany obraz.
– Tak – przytakuje z powagą. – Dokładnie w dniu naszego ślubu. Kuzey porwał cię, żeby zemścić się na twoim ojcu. Chciał cię skrzywdzić, może nawet zabić.
– Gdzie w takim razie jest mój tata? – pyta nagle, z wyczuwalną determinacją w głosie. – Chcę się z nim zobaczyć. Natychmiast.
Alper zawahał się tylko przez chwilę.
– Twój ojciec jest w więzieniu, Sila. Tego też nie pamiętasz?
– A mama? – pyta coraz bardziej niespokojna. – Gdzie jest moja mama?
W tym momencie przed bramą zatrzymuje się samochód. Alper kątem oka dostrzega sylwetkę Cavidan.
– Może dziś się pojawi – mówi szybko, starając się przekierować jej uwagę. – Idź wziąć prysznic, dobrze? W końcu chcesz wyglądać pięknie, gdy się zobaczycie, prawda? Aha, weź też te leki. – Podaje jej szklankę z wodą i tabletki.
– Ale przecież niedawno je brałam… – zauważa zdezorientowana Sila.
– To inne. Uspokajające – uśmiecha się blado.
Sila z wahaniem przyjmuje leki i wchodzi do środka. Gdy znika z pola widzenia, Alper szybko zamyka drzwi na klucz i podchodzi do czekającej przy drodze Cavidan.
– Na pewno dobrze zamknąłeś? – pyta kobieta, niecierpliwie zerkając w stronę domu.
– Tak. Jest w łazience, nie wyjdzie stamtąd szybko. – Alper spogląda na nią z wyrzutem. – Kiedy dostanę swoją część, ciociu? Przywłaszczyłaś sobie dwa miliony i nie dostałem z tego nawet liry.
– Strasznie ci się spieszy – rzuca z irytacją Cavidan. – Powiedziałam, że ci zapłacę. Pieniądze są w banku.
– To ja biorę na siebie całą robotę – syczy Alper. – Ty nawet nie musisz sobie rąk brudzić.
– Jak to nie? – oburza się Cavidan. – Chciałeś, żebym przyszła – jestem. Sila jest pod twoją kontrolą. Co jeszcze mam zrobić?
– Zaczyna odzyskiwać pamięć – mówi ponuro Alper. – Już kilka razy wspomniała Kuzeya. Boję się, że to kwestia dni… może godzin.
– Spokojnie. Mam na to sposób – Cavidan uśmiecha się lodowato. – Pamiętasz moją teściową?
– Jak mógłbym zapomnieć? Przez ciebie bardzo cierpiała.
– Przeze mnie?! – kobieta aż się zapowietrza. – Kiedy mój mąż trafił do więzienia, nie pozwoliła mi nawet wyjść z domu!
– Może dlatego, że całe osiedle gadało, że kręcisz z rzeźnikiem Hüsnü…
– Zamknij się! – warczy Cavidan.
– Dobrze, dobrze… – Alper unosi ręce w geście kapitulacji. – Powiedz tylko, co planujesz wobec Sili?
– Dałam mojej teściowej lek… po którym zapomniała wszystko. Jej przeszłość przestała istnieć. Nigdy już jej nie odzyskała. Teraz zrobimy to samo z Silą. Weźmiesz to lekarstwo od Nurettina. Gdy tylko je zażyje, jej pamięć zniknie. Na zawsze.
Rozmawiając coraz szybciej i bardziej zaciekle, nie zauważają, że drzwi domu powoli się uchylają. Sila, z twarzą bladą, ale zdecydowaną, wymyka się po cichu przez furtkę. Udało jej się otworzyć zamek przy pomocy spinki do włosów. Jej serce bije jak oszalałe, a w głowie kłębią się powracające wspomnienia – urywki twarzy Kuzeya, zapach begonii, czyjś krzyk…
Wie już jedno – to miejsce nie jest bezpieczne. Musi uciekać. Znika za rogiem ulicy, nie oglądając się za siebie.
***
W domu Bulenta rozlega się dźwięk dzwonka. Yildiz podchodzi do drzwi i otwiera je z wahaniem. Na progu stoi Zeynep. Przez chwilę patrzą sobie w oczy w ciszy, po czym Yildiz uchyla drzwi szerzej i wpuszcza ją do środka.
Rzuca szybkie spojrzenie w stronę salonu, gdzie pogrążona w żałobie Belkis siedzi bez ruchu, otulona ciszą, jakby oddychała nią zamiast powietrzem. Tym jednym spojrzeniem Yildiz daje do zrozumienia, że to nie jest dobry moment. Ale Zeynep już podjęła decyzję.
– Przyszłam złożyć kondolencje – mówi cicho, niemal szeptem. – Muszę to zrobić.
Nie czekając na odpowiedź, rusza powoli w stronę salonu. Naciye natychmiast podnosi się z kanapy i staje jej na drodze jak strażnik.
– Co ty tutaj robisz? – syczy z wrogością, zagradzając jej drogę.
Zeynep nie spuszcza wzroku. Jej spojrzenie wędruje ponad ramieniem kobiety, zatrzymując się na skulonej postaci Belkis.
– Składam kondolencje – odpowiada spokojnie.
W tej samej chwili w salonie zjawia się Melis. Jej twarz momentalnie nabiera wyrazu wściekłości.
– Jakim prawem tu przyszłaś?! – krzyczy, podchodząc gwałtownie. – Czy jeszcze nie wpakowałaś nas w wystarczająco dużo problemów? Kiedy w końcu znikniesz z naszego życia, Zeynep? Kiedy, do diabła, zostawisz nas w spokoju?!
– Nie przyszłam tu po kłótnię – odpowiada Zeynep z trudem opanowując emocje. – Tylko po to, by pożegnać się z Melodi.
Przechodzi obok Naciye, zbliża się do Belkis i staje przed nią. Kobieta nie podnosi wzroku – siedzi z rękami splecionymi w dłoniach, w milczeniu, jakby jej dusza zgasła.
– Ciociu Belkis… – zaczyna Zeynep drżącym głosem. – Mówią, że Bóg nikogo nie powinien doświadczać bólem, jakim jest utrata dziecka. Nie wiem, czy to prawda. Nie potrafię sobie tego wyobrazić, ale czuję, jak ogromna jest twoja strata. Wiem, że tęsknota będzie rosła z każdym dniem. Bardzo kochałam Melodi. Bywało, że byłam dla niej jak starsza siostra, innym razem to ona mnie wspierała i słuchała. Dzielę z tobą ten ból. Moje najszczersze kondolencje.
Belkis unosi powoli głowę. Jej spojrzenie jest puste, zamglone łzami, ale mieści się w nim coś jeszcze – gniew, rozżalenie… i cierpienie bez dna. Nagle wstaje, robi krok naprzód i wymierza Zeynep siarczysty policzek.
Głośny odgłos uderzenia rozdziera powietrze jak wystrzał. Zeynep cofa się, zszokowana, z dłonią na rozpalonym policzku. Oczy zachodzą jej łzami, ale nie płacze.
W kącie salonu Melis staje nieruchomo. Na jej twarzy pojawia się cień satysfakcji. Kąciki ust unoszą się lekko w triumfalnym, niemal niewidocznym uśmiechu.
***
Cenk przekracza bramę opuszczonego parkingu, rozglądając się uważnie. W oczy natychmiast rzuca mu się znajomy kształt — biały Citroën. Samochód Sedy. Podchodzi bliżej. Mimo że doszło do silnego uderzenia, karoseria wydaje się niemal nietknięta. Jedynie delikatne wgniecenie i pęknięcie szyby zdradzają, że coś się wydarzyło.
Cenk sięga po telefon i wybiera numer Cihana.
– Znalazłem go. Auto stoi na parkingu Ziya. Prawie bez śladów uszkodzeń, ale to na pewno ten.
Rozłącza się i szybko wyciąga chusteczki. Starannie wyciera klamkę i kierownicę — wszystkie miejsca, które Seda mogła dotykać. Każdy ślad, każda smuga, wszystko musi zniknąć. Sprawdza jeszcze raz wnętrze, po czym rusza w stronę kontenera na śmieci, gdzie zamierza pozbyć się resztek dowodów.
W tym samym czasie na parking wchodzi Ege. Jego spojrzenie natychmiast przyciąga biały Citroën. Zatrzymuje się jak rażony piorunem. Przez kilka sekund tylko patrzy, jakby nie mógł uwierzyć.
– Zgadza się… Tak jak mówiła Zeynep – szepcze. – Ostatnie dwie cyfry to 82.
Podchodzi bliżej. Przygląda się uważnie pęknięciu na przedniej szybie. W słońcu widać zastygłe smugi krwi. Ege czuje, jak serce podchodzi mu do gardła.
– To jej krew… Melodi…
Zza pobliskiego kampera słychać nagły szmer. Cichy, ale wystarczający, by Ege odwrócił się gwałtownie. Cenk, cofając się, przypadkowo przewraca wiadro z mopem. Metaliczny hałas rozbrzmiewa po pustym placu.
– Kto tam jest?! – woła Ege, mrużąc oczy i ruszając w tamtą stronę.
Cenk nie czeka. W panice rzuca się do ucieczki, przeskakując przez niski murek. Ege próbuje za nim ruszyć, ale mężczyzna znika między zaparkowanymi pojazdami. Po chwili zostaje tylko echo jego kroków.
Ege opada na kolana przy samochodzie, ciężko oddychając. Nagle zauważa coś leżącego na ziemi. Podnosi zmięty kawałek papieru — ulotka klubu nocnego.
Patrzy na nią chwilę, po czym wyciąga telefon i wybiera numer alarmowy.
– Chciałbym zgłosić przestępstwo. Znalazłem samochód, który potrącił moją siostrę, Melodi Sancar.
***
W ostatniej scenie odcinka Ege przychodzi na grób siostry. Cisza cmentarza otula go jak ciężki koc. Klęka przed nagrobkiem, delikatnie kładzie na nim dłoń, a drugą sięga po garść ziemi. Przesypuje ją między palcami, jakby chciał dotknąć czegoś, co już bezpowrotnie utracił.
– Gdy mama powiedziała mi, że będę miał rodzeństwo, marzyłem o bracie – zaczyna cicho, głosem drżącym od wspomnień. – Kiedy urodziłaś się ty, Melodi… byłem rozczarowany. Miałem sześć lat i nie potrafiłem tego zrozumieć. Przez wiele miesięcy byłem zły. Ale pewnego dnia usłyszałem twój płacz. Podszedłem do łóżeczka i zobaczyłem, że twój mały paluszek zaklinował się między szczebelkami. Był cały siny… i wtedy… coś we mnie pękło.
Zaciska palce na ziemi, jakby chciał zatrzymać łzy.
– Wyciągnęłaś ten palec i dotknęłaś mojej twarzy. Tak po prostu. A ja, mały chłopiec, który nie chciał siostry… w jednej chwili pokochałem cię całym sercem. Wtedy złożyłem sobie przysięgę. Że już nigdy nie pozwolę ci płakać. Że zawsze będę cię chronił.
Milknie na moment. Głos więźnie mu w gardle.
– Ale zawiodłem cię, Melodi. Nie dotrzymałem tej obietnicy. Dlatego teraz składam ci nową przysięgę. Znajdę tych, którzy cię skrzywdzili. Każdego z nich. Sprawię, że zapłacą za każdą łzę, którą przez nich przelałaś. Za każdy oddech, którego już nie zaczerpniesz. Za całe życie, które ci odebrali.
Kładzie dłoń na nagrobku z czułością, jakby chciał ostatni raz pogładzić jej włosy.
– Śpij spokojnie, siostrzyczko. Twój brat cię nie zawiedzie. Nie tym razem.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 186. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.





