Bahar stoi przy uchylonych drzwiach.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 248 – szczegółowe streszczenie

Ege już kolejny raz próbuje dodzwonić się do Zeynep, ale w słuchawce wciąż rozbrzmiewa głucha cisza. Z coraz większym niepokojem odsuwa telefon od ucha i rozgląda się nerwowo po ogrodzie. Wtedy zauważa przechodzącą Yildiz. Bez chwili wahania podbiega do niej.

— Wiesz, dokąd poszła Zeynep? — pyta, a w jego głosie słychać napięcie.

Yildiz zatrzymuje się, lekko zaskoczona, i kręci głową.
— Nie, nie wiem — odpowiada ostrożnie.

Ege zaciska palce na telefonie, jakby chciał w ten sposób opanować rosnące zdenerwowanie.
— Boję się, że coś jej się stało — mówi cicho, bardziej do siebie niż do niej.

Yildiz wzdycha, spuszczając wzrok.
— Szczerze mówiąc… ja też się boję, Ege — przyznaje.

Chłopak prostuje się, patrzy jej w oczy, jakby próbując wyczytać z nich jakąkolwiek wskazówkę.
— Ale… może coś wiesz? Ktoś do niej dzwonił? Ktoś jej groził? — docieka, a jego głos staje się coraz bardziej nerwowy.

Yildiz szybko potrząsa głową.
— Nie, nic takiego. To nie to. — Robi krok w jego stronę i ścisza głos. — Zeynep dziś rano… przypomniała sobie coś z dnia wypadku. I poszła to sprawdzić.

Ege zamiera, zdezorientowany i zraniony jednocześnie.
— Dlaczego mi o tym nie powiedziała? — pyta z wyrzutem, a jego spojrzenie staje się twardsze.

Yildiz tylko wzrusza ramionami, jakby sama nie do końca rozumiała.
— Bo… bo widzisz, jak jest tu traktowana. Ona po prostu chce jak najszybciej znaleźć sprawcę i zamknąć ten rozdział.

Ege robi krok w bok, jakby chciał już biec, ale zatrzymuje się na moment i patrzy na nią z napięciem.
— Co dokładnie sobie przypomniała? — pyta ponaglająco.

— Nie wiem wszystkiego. — Yildiz rozkłada bezradnie ręce. — Powiedziała tylko, że zobaczyła wtedy coś błyszczącego. Uparła się, że to naszyjnik… że ta kobieta musiała go wtedy zgubić, na miejscu wypadku.

Te słowa wystarczają. Ege nie czeka już ani sekundy dłużej. W jego oczach pojawia się determinacja. Obraca się na pięcie i biegiem rusza do samochodu, wsiada za kierownicę i odpala silnik. Miejsce, do którego zmierza, jest dla niego oczywiste.

***

Sila bez słowa poddaje się woli Alpera. Wsiada z nim do samochodu, jakby każdy opór stracił dla niej sens, i pozwala zawieźć się do jego domu. Kiedy siada w salonie, patrzy na niego pustym wzrokiem, a potem powoli wyciąga w jego stronę rękę — niemal błagalnie.

— Zrób to… — szepcze, a w jej głosie pobrzmiewa rezygnacja i zmęczenie. — Byle tylko ten ból wreszcie się skończył…

Alper patrzy na nią przez chwilę, jakby chciał coś powiedzieć, ale milczy. Podaje jej narkotyk, a ona bez oporu bierze to, co jej daje, i odchyla głowę na oparcie kanapy. Siada ciężko, jak ktoś, kto już dawno przestał walczyć, z beznamiętnym wyrazem twarzy opiera łokieć na podłokietniku.

Alper tylko na nią spogląda przez moment, po czym wychodzi do sąsiedniego pokoju. Sięga po telefon, wybiera numer i przykłada aparat do ucha.

— Nie rozumiem, ciociu… — mówi cicho do słuchawki, z nutą niedowierzania w głosie. — Przygotowałem dla niej „lekarstwo”, a ona po prostu wyciągnęła rękę. Nawet nie próbowała uciec.

Po drugiej stronie zapada cisza, w końcu odzywa się głos Cavidan, powolny i zamyślony:

— To dziwne… — mówi, jakby bardziej do siebie niż do niego. — Wróciła do domu, była gotowa powiedzieć wszystko Kuzeyowi. Doszła aż do jego pokoju… a potem nagle zmieniła zdanie. — Milknie na moment. — Nie rozumiem, co tak nagle ją złamało.

Alper słucha w ciszy, jego spojrzenie błądzi gdzieś w głąb mieszkania, gdzie na kanapie siedzi Sila — nieruchoma, ze wzrokiem wbitym w pustkę.

***

Po skończonej rozmowie Cavidan niemal natychmiast staje twarzą w twarz z młodszą córką. Jej spojrzenie jest ostre, pełne podejrzeń.

— Powiedz mi, Bahar — zaczyna lodowatym tonem. — Co takiego wydarzyło się między tobą a Kuzeyem wczoraj wieczorem?

Dziewczyna odwraca wzrok, spuszcza głowę.

— Dziewczyno, mówię do ciebie! — głos Cavidan staje się twardszy. — Widziałaś Silę? Czy przyszła i coś powiedziała Kuzeyowi?

— Nie… — odpowiada Bahar cicho, niemal wstydliwie.

— Nie kłam. — Cavidan podchodzi bliżej i chwyta ją mocno za przegub. — Spójrz mi w oczy! Co się wczoraj stało? — Jej głos z każdą chwilą staje się bardziej natarczywy, aż niemal krzyczy: — Co ty i Kuzey zrobiliście?! Mów!

— Już dobrze! — wyrywa się Bahar, a w jej oczach pojawiają się łzy. — Puść mnie, mamo! Nic się nie stało!

— Nic? — Cavidan mruży oczy. — Myślisz, że uwierzę w takie słówka? Ja, Cavidan? Powiedz prawdę!

Bahar oddycha ciężko, wyrzuca z siebie wreszcie, niemal krzycząc:

— I tak odchodzę! Nie zostanę tutaj ani dnia dłużej!

— Dokąd? — Cavidan prostuje się, wyraźnie zaskoczona.

— Na wieś. — Bahar ociera łzy. — Nie idę na żadne studia, nie zostaję w tym domu. To koniec!

Pakuje swoje rzeczy w pośpiechu i wyciąga walizkę z pokoju. W głowie wciąż pulsuje jej jedna myśl: oddała się Kuzeyowi, a on… wciąż myśli tylko o Sili. Wstyd i upokorzenie ściskają ją za gardło, każąc uciekać jak najdalej. Nawet jeśli oznacza to zostawić za sobą wszystko.

***

Kuzey dogania Bahar na drodze i staje przed nią, zatrzymując ją zdecydowanym gestem.

— Nie odchodź — mówi cicho, lecz stanowczo.

Bahar zatrzymuje się, ale nawet na niego nie patrzy. W jej oczach szkli się wstyd i ból.

— Muszę… — odpowiada drżącym głosem. — Tak strasznie wstydzę się tego, co się stało…

Kuzey robi krok bliżej, próbując ją uspokoić.

— Nie zrobiłaś nic złego. — Jego głos łagodnieje. — Jeśli ktoś tutaj zawinił, to tylko ja.

Bahar unosi na niego spojrzenie, w którym miesza się żal i determinacja.

— Tak… to był błąd… ale to ja go popełniłam. — Jej głos staje się mocniejszy, a serce wali jak młot. — Zakochałam się w tobie, Kuzeyu. Wbrew mojej siostrze, wbrew wszystkiemu i wszystkim… tak bardzo cię kocham. — Robi głęboki oddech, a łzy napływają jej do oczu. — Dlatego w nocy… oddałam ci się.

Na moment zapada między nimi ciężka cisza. Bahar zbiera w sobie resztki sił i mówi dalej:

— Wiem, że mnie nie kochasz. Wiem, że między nami nie ma żadnych szans. Dlatego nie mogę tu zostać. Muszę odejść, zanim to mnie całkowicie zniszczy.

Kuzey chwyta ją za rękę i potrząsa głową.

— Bahar, nie zgadzam się na to. Nie pozwolę ci odejść w takim stanie. — Jego głos jest głęboki, pełen goryczy. — Jeśli ktoś popełnił błąd, biorę za niego całą odpowiedzialność. To moja wina. Ale… spróbuję to naprawić. Obiecuję.

Dziewczyna patrzy na niego z niedowierzaniem, a wtedy on dodaje cicho, niemal ze smutnym uśmiechem:

— Kocham cię… ale tylko jak kogoś z rodziny. Nie jestem w tobie zakochany, Bahar. Nie mogę…

Bahar cofa się o krok, jakby te słowa uderzyły ją z całą siłą.
— Jak możesz być tego taki pewien? — pyta, głos jej się łamie.

Kuzey milknie na chwilę, a potem powoli kładzie dłoń na swojej piersi, tuż nad sercem.

— Bo tutaj… już dawno nic nie ma. — Jego wzrok błądzi gdzieś w dal, jakby mówił bardziej do siebie niż do niej. — Nie mam serca, Bahar. Nie potrafię już kochać… nikogo.

I po tych słowach między nimi zapada cisza. Pełna żalu, niedopowiedzeń i pustki.

***

Cihan stoi oparty o samochód, uważnie przyglądając się, jak Zeynep z zaciętością przeszukuje każdy centymetr drogi. Jej dłonie są już brudne od kurzu, pot spływa po skroniach, ale ona ani na moment się nie zatrzymuje.

— Minęło już tyle dni… — odzywa się w końcu, próbując ostudzić jej zapał. — Nie znajdziesz go. Pewnie dawno ktoś go zabrał. Poza tym… w taki upał można się rozchorować.

Zeynep nawet na niego nie spojrzała. Jej głos jest twardy, pełen determinacji:
— Nawet jeśli słońce będzie mnie paliło żywcem, nie odejdę stąd, dopóki go nie znajdę.

— A jeśli ktoś był tu przed tobą? Jeśli już dawno go zgarnął? — dopytuje ostrożnie.

Zeynep wreszcie podnosi wzrok, a w jej oczach błyszczy upór graniczący z obsesją.

— To możliwe. Ale dopóki nie upewnię się sama… nie poddam się.

W tej samej chwili w oddali zatrzymuje się kolejny samochód. Z jego wnętrza wysiada kobieta w czapce z daszkiem, peruce i maseczce zasłaniającej pół twarzy. Stara się iść bokiem, ukradkiem rozglądając się wokół.

Cihan natychmiast ją zauważa. Jego szczęka napina się, oczy mrużą w wściekłości. Bez słowa odchodzi od Zeynep i podchodzi prosto do tajemniczej postaci. Chwyta ją za ramię i odwraca w swoją stronę.

— Myślałaś, że cię nie rozpoznam, Seda?! — syczy przez zęby, jego głos ocieka pogardą. — Przyszłaś szukać naszyjnika, prawda? Zgubiłaś go!

Seda cofa się o krok, przygniatana jego spojrzeniem.

— Chyba… tak — przyznaje niepewnie, niemal szeptem. — Skoro nie było go w samochodzie… musiał wypaść tutaj. — Jej głos łamie się, gdy dodaje: — Zawiera… moje włosy. Z dzieciństwa.

Cihan prycha i zaciska pięści.

— Brawo, Seda. Brawo! Własnoręcznie zostawiłaś tu swoje DNA. Mogłaś równie dobrze napisać list z podpisem. Odejdź stąd. Ja się tym zajmę.

Seda spogląda ukradkiem w stronę Zeynep, która wciąż klęczy nad poboczem, starannie przeczesując teren.

— A… kto to jest? — pyta drżącym głosem.

— To nie twoja sprawa. I lepiej, żebyś nie zadawała pytań. Porozmawiamy w domu. Potrąciłaś kogoś samochodem, a teraz wracasz tu jak amator, żeby szukać dowodów? Znikaj stąd, zanim ktoś jeszcze cię zdemaskuje.

Seda spuszcza głowę i wycofuje się, jej sylwetka niknie w oddali.

Tymczasem Zeynep nagle zatrzymuje się i wstrzymuje oddech. W szparze między krawężnikiem a asfaltem miga coś błyszczącego. Okrągła zawieszka tkwi zaklinowana między kamieniami.

Z jej ust wymyka się szept:
— Mam cię…

W tej samej chwili na drodze staje auto Egego. Chłopak wyskakuje z samochodu i biegnie do niej, zaniepokojony.

— Dlaczego nie poczekałaś?! — woła zdenerwowany. — Yildiz powiedziała mi, że tu jesteś.

Zeynep odwraca się w jego stronę, a w jej oczach tańczy triumf i nadzieja.

— Nie mogłam czekać. To na pewno naszyjnik tej kobiety! — wyciąga dłoń i wskazuje błyskotkę. — Pomóż mi go wyciągnąć!

Ege klęka obok niej, a ich palce razem sięgają po przedmiot, który może w końcu ujawnić prawdę.

***

Gonul pojawia się w domu Bulenta, zdeterminowana, by zobaczyć córkę. Już w przedpokoju zjawia się Feraye, której lodowaty wzrok zdradza, że ta wizyta nie jest mile widziana.

— Wejdź — mówi sztywno, gestem zapraszając do salonu.

Obie siadają na kanapie. Atmosfera od pierwszej chwili jest gęsta od napięcia.

— Co ci powiedziałam? — zaczyna Feraye z wyrzutem, patrząc na nią spod przymrużonych powiek. — Dlaczego mnie nie słuchasz?

— To Ege nie słucha, nie ja — odpowiada Gonul, próbując zachować spokój.

— Dałam ci pieniądze. Wiesz po co? Żebyś zabrała swoją córkę stąd. Żebyś wyjechała daleko i zostawiła nas w spokoju. A ty co zrobiłaś? Sprowadziłaś ją tu z powrotem! — głos Feraye drży od gniewu.

— To nie moja decyzja. Zeynep jest tu przez Egego, nie przeze mnie — tłumaczy cicho Gonul.

— Zamknij się! — wybucha Feraye i wstaje nagle. — Nie chcę słuchać tych bredni! — Jej oczy błyszczą wściekłością. — Masz zabrać swoją córkę z tego domu, raz na zawsze!

Rzuca rywalce piorunujące, twarde spojrzenie, które nie pozostawia złudzeń, że to ostrzeżenie.

W tej chwili w salonie pojawia się Melis. Jej obecność jeszcze bardziej zagęszcza powietrze.

— Och, któż nas zaszczycił… — mówi z jadowitym uśmiechem. — Pani Gonul… Stęskniła się pani za swoją córeczką? To zabierz ją i pozwól nam wreszcie odetchnąć spokojnie!

— Melis, czy mogłabyś nas zostawić? — prosi Feraye, nie patrząc na nią. — Rozmawiamy.

— Ale ja też chcę z nią porozmawiać, mamo — oznajmia Melis lodowato.

Podchodzi do Gonul, chwyta ją mocno za rękę i przyciska do swojego brzucha.

— To dziecko… — syczy, patrząc Gonul prosto w oczy — należy do Egego. Do mojego męża. Tego, z którym twoja córka najwyraźniej nie potrafi się rozstać. Czujesz? — Jej głos jest lodowaty, a spojrzenie pełne pogardy. — Jeśli przez twoją córkę stanie się coś mojemu dziecku, będziesz żałować, że kiedykolwiek przyjechałaś do Stambułu.

Melis odwraca się na pięcie, rzucając jeszcze jedno gniewne spojrzenie, i wychodzi z pokoju.

W salonie zapada cisza. Gonul wpatruje się w Feraye z niedowierzaniem i bólem w oczach.

— Usłyszałam od niej tyle upokarzających słów, a ty nawet jej nie upomniałaś — mówi w końcu złamanym głosem.

Feraye unosi głowę i patrzy na nią chłodno.

— Wybacz, ale nie zamierzam stawać w obronie kobiety, która całowała mojego męża w usta — ripostuje ostro. — Nie oczekuj ode mnie współczucia. To, co dzieje się w tym domu, jest wyłącznie twoją winą.

Gonul spuszcza wzrok, czując, jak upokorzenie dławi ją bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

***

Cavidan wbiega na górę, zwabiona podniesionymi głosami dobiegającymi z pokoju Kuzeya. W progu dostrzega wzburzone Naciye i Hulyę, stojące przy łóżku.

— Co kolczyk Bahar robił w łóżku mojego syna?! — syczy Naciye, rzucając w jej stronę gniewne spojrzenie i wskazując na poduszkę, na której połyskuje złota zawieszka i kilka długich, czarnych włosów.

Cavidan podchodzi wolno, bierze kolczyk do ręki, obraca go w palcach i przyznaje spokojnie:
— Tak… to rzeczywiście jej kolczyk. Ten, który dostała od babci.

— No właśnie! — unosi głos Naciye. — Co on tu robi?! Czyżbyś w końcu dopięła swego? Czy tak wygląda twój „plan”?

— Mamo, uspokój się, proszę — wtrąca się niepewnie Hulya, próbując załagodzić napięcie.

— Nie, Hulyo! — Naciye odwraca się gwałtownie, wściekłość maluje się na jej twarzy. — Nie zamierzam się uspokoić! To od początku było jej zamiarem! Chciałaś zeswatać swoją córkę z moim synem, prawda? Ale to się nie stanie! Ani chwili dłużej! Zabieraj swoją córkę i wynoście się z tego domu natychmiast!

— Mamo… co ty opowiadasz? — Hulya patrzy na nią z niedowierzaniem.

— Co opowiadam? — prycha Naciye i wskazuje na łóżko. — Kolczyk w łóżku mojego syna, czarne włosy na poduszce, a na dole kieliszki z alkoholem!

— Pani Naciye, proszę się opanować! — odpowiada Cavidan, głos ma twardszy niż zwykle, ale i tak słychać w nim drżenie.

— Twoja córka rzuciła oko na mojego syna! — wybucha Naciye jeszcze głośniej. — Dzwoniłam do niego wczoraj, kto odebrał telefon? Ona! A dziś rano wyszła z domu i Kuzey natychmiast za nią pobiegł. Chcesz mi wmówić, że to przypadek?!

Cavidan unosi brodę, patrząc na nią z oburzeniem.
— To, co mówisz, jest podłe. Nie pozwolę ci tak mówić o mojej córce. To dziewczyna z dobrego domu, nie znalazłam jej na ulicy.

— Doprawdy? — Naciye odpowiada lodowato. — Ja też nie znalazłam swojego syna na ulicy.

— Kuzey jest przystojny, inteligentny, bogaty — przyznaje Cavidan, jej głos łamie się od emocji. — Ale nie wysłałabym mojej córki do jego łóżka. Nigdy nie pozwoliłabym jej robić takich rzeczy poza małżeństwem.

— To skąd w takim razie wzięły się tu jej kolczyk i włosy? — atakuje dalej Naciye.

Cavidan zaciska dłonie w pięści, zbierając się w sobie.

— To ty dziś rano kazałaś mi zmienić pościel. Nie zdążyłam, więc wysłałam Bahar. Wtedy musiała to upuścić. Tak, jesteś panią tego domu, ale ja też mam swoją godność. Wystarczy! Kiedy tylko Kuzey wróci, powiem mu o wszystkim, w jakiej sytuacji mnie postawiłaś. I zabiorę córkę. Odejmiemy ci kłopotu i wyniesiemy się stąd raz na zawsze!

Jej głos wreszcie brzmi stanowczo. Cavidan ściska w dłoni kolczyk córki i odwraca się w stronę drzwi, z podniesioną głową i przebiegłością w oczach.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 192. Bölüm i Aşk ve Umut 193. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy