„Miłość i nadzieja” – odcinek 250 – szczegółowe streszczenie
Cihan siedział przy stole w jadalni, pochylony nad laptopem, którego ekran rozświetlał mu twarz. W skupieniu przeglądał kolejne informacje o Zeynep, przesuwając palcami po touchpadzie. Nagle podeszła do niego jego siostra, niosąc talerz gorących gofrów. Zapach wanilii i cukru pudru unosił się w powietrzu.
— Zrobiłam ci gofry — oznajmiła, stawiając talerz przed nim i opierając biodro o blat stołu. Jej wzrok natychmiast padł na ekran laptopa. — Dowiedziałeś się czegoś o tej dziewczynie?
Cihan uniósł lekko brew, wciąż wpatrując się w dane na monitorze.
— Zajęła piąte miejsce w kraju. Dzięki temu dostała stypendium i dostała się na Wydział Prawa Uniwersytetu Ulus — odparł chłodno.
Seda skrzywiła się z wyraźną kpiną, mrucząc pod nosem:
— Niesamowite…
Cihan spojrzał na nią kątem oka i dodał z lodowatą nutą w głosie:
— Podczas gdy ty bawiłaś się za granicą, ona harowała na swoje wyniki.
Seda prychnęła.
— Cóż… wygląda jak typowa kujonka.
— A ty? Jak wyglądasz? — odpowiedział natychmiast, nie odrywając wzroku od ekranu.
Seda zacisnęła usta i odwróciła wzrok.
— Przepraszam, że nie zajęłam piątego miejsca w Turcji — rzuciła kąśliwie. — Ale ty zachwycasz się dziewczyną, której prawie w ogóle nie znasz.
Cihan spojrzał na nią wreszcie, jego spojrzenie było lodowate i twarde.
— Nie zachwycam się. Po prostu ją szanuję. Bo jeśli nie szanujesz swojego wroga, robisz głupie rzeczy. Takie jak wczoraj, kiedy wyciągnęłaś na nią nóż.
Seda zaczerwieniła się z irytacji.
— A co niby miałam zrobić?!
Cihan westchnął, odchylając się na krześle.
— Być rozważniejsza. Szacunek do wroga pozwala ci znaleźć odpowiedni moment, żeby go zniszczyć. Dobrze, że chociaż miałaś na sobie maskę.
Seda oparła ręce na blacie, patrząc mu prosto w oczy.
— Zostaw te swoje przemowy o szacunku. Zdaj sobie sprawę, że musimy odzyskać ten naszyjnik.
— Wiem. Wczoraj ona i Ege byli na komisariacie.
Seda zmrużyła oczy, w jej głosie pojawiła się nuta paniki:
— To znaczy, że już mnie szukają?
Cihan sięgnął po widelec i spokojnie odciął kawałek gofra, po czym spojrzał na nią z lodowatym spokojem.
— Gdyby cię szukali, już dawno przyszliby tu z nakazem. — Włożył widelec do ust i dodał sucho: — Poza tym… mamy w ich szeregach swojego człowieka.
Seda odetchnęła z ulgą, ale w jej oczach wciąż czaił się niepokój.
— I co teraz? — zapytała cicho.
Cihan odłożył widelec, zamknął laptopa i spojrzał na nią spokojnie.
— Powiadomiłem prawnika. On zajmie się formalnościami. A ja w tym czasie zajmę się… naszym wrogiem. — Na te słowa otworzył z powrotem laptopa i na ekranie pojawiło się zdjęcie Egego. Jego spojrzenie stwardniało. — Czas dowiedzieć się, kto naprawdę stoi po jej stronie.
***
Minuty mijają w ciszy. Cihan wciąż wpatruje się w ekran laptopa, a na talerzu przed nim stygną niedojedzone gofry.
— Dokończysz to w końcu, czy mam zabrać talerz? — odzywa się Seda, w jej głosie pobrzmiewa wyraźne oburzenie. — Widzę, że nie możesz oderwać oczu od tej dziewczyny!
Cihan nie reaguje na jej ton, tylko mówi spokojnie, jakby do siebie:
— Wiesz, co mnie w tym wszystkim zastanawia? — Zamyśla się, wpatrując w kolejne zdjęcia na ekranie. — Ege kocha ją tak bardzo, że wczoraj dosłownie ryzykował życie. Widziałem, jak wyskoczył przed nią, kiedy chciałaś dźgnąć ją nożem.
Seda prycha pogardliwie.
— I co z tego?
— To, że Ege jest żonaty — mówi Cihan, odrywając wzrok od ekranu i wbijając go w siostrę. — Z dziewczyną imieniem Melis.
— Żonaty? — Seda unosi brwi w niedowierzaniu. — Czyli… on i Zeynep nie są razem?
— Nie. Ale teraz mieszkają pod jednym dachem.
— Jak to w ogóle możliwe? — Seda wybucha śmiechem, w którym więcej jest złości niż rozbawienia. — On, jego żona i Zeynep… wszyscy w jednym domu?!
— Tak to wygląda. Właściwie Zeynep mieszka z matką na przedmieściach. Ale kiedy miałem się nią zająć… przyszedł Ege i zabrał ją do siebie. — Cihan mruży oczy. — Jestem niemal pewien, że coś ich kiedyś łączyło.
— Miłosna historia — cedzi Seda przez zęby.
Cihan prostuje się, patrzy na nią chłodno.
— Niedokończona miłosna historia — poprawia.
Seda macha ręką, zirytowana.
— Zostaw już te swoje romansidła i zastanów się lepiej, co zrobić z naszyjnikiem!
— Daj mi pomyśleć. — Cihan opiera się wygodnie na krześle, splatając ręce na piersi.
Seda nagle wstaje gwałtownie, aż krzesło zaskrzypiało na podłodze.
— Cihan, zrób wreszcie coś! — Krzyczy, jej głos drży ze złości i paniki. — W tym naszyjniku są moje włosy! Czy ty w ogóle rozumiesz, co to znaczy?! Zamiast gapić się na nią jak zaczarowany, zrób coś dla mnie!
Cihan podnosi na nią spokojne, lodowate spojrzenie.
— A co, według ciebie, mam zrobić? — pyta cicho, lecz groźnie. — Wpaść tam z bronią w ręku i kazać im oddać naszyjnik? Naucz się wreszcie cierpliwości, Sedo.
Seda patrzy na niego przez chwilę z wściekłością w oczach, aż w końcu chwyta talerz z zimnymi już goframi i odchodzi do kuchni, trzaskając drzwiami.
***
Wkrótce Cihan kończy rozmowę telefoniczną z prawnikiem. Odkłada telefon na stół i opiera łokcie o blat, gdy obok niego natychmiast zjawia się Seda, zaintrygowana i niecierpliwa.
— Co się dzieje, bracie? — pyta, nachylając się ku niemu.
Cihan wzdycha cicho i spogląda na siostrę chłodnym wzrokiem.
— Policja nie wszczęła żadnego śledztwa. Naszyjnik został im zwrócony.
Na twarzy Sedy pojawia się szeroki, pełen ulgi uśmiech.
— Cudownie! — woła niemal radośnie, a potem marszczy brwi. — Ale… nie powinni byli zrobić badań DNA?
— Powinni — potwierdza Cihan spokojnym tonem. — Ale uznali, że to zguba przypadkowej osoby, niezwiązana z wypadkiem. Nasz człowiek w komisariacie zadbał, żeby tak właśnie stwierdzili.
Seda wybucha nerwowym, pełnym ulgi chichotem.
— Więc… uciekłam spod topora! — mówi, przytulając się do brata z wdzięcznością. — Dziękuję ci, naprawdę.
Cihan jednak nie odwzajemnia uśmiechu.
— Gdyby jednak zbadali włosy w tym naszyjniku, znaleźliby twoje DNA — mówi surowo. — A potem przyszliby prosto tutaj, do tych drzwi.
Uśmiech znika z twarzy Sedy, a jej spojrzenie znowu staje się niespokojne.
— Ale… skoro policja już go nie ma, to… gdzie on jest? — pyta cicho.
— Albo u Zeynep… albo u Egego — odpowiada Cihan, wpatrując się w pusty punkt.
— Musimy go odzyskać — stwierdza po chwili Seda, a w jej głosie brzmi determinacja. — Albo powiedz Cenkowi, żeby po niego poszedł.
Cihan podnosi na nią zmęczony wzrok i cedzi powoli:
— Spokojnie, Sedo. Ile razy mam powtarzać? Musimy zachować spokój. Kiedy przyjdzie odpowiedni moment, wtedy odzyskamy naszyjnik.
Ale ona już przestępuje z nogi na nogę, złością niemal gotując się w środku.
— Bracie… jesteś za miękki dla tej dziewczyny! Ciągle jej żałujesz! Wiesz, że to mnie doprowadza do szału?
Cihan nagle wstaje od stołu, tak gwałtownie, że krzesło skrzypi i prawie się przewraca. Jego oczy błyszczą gniewnie.
— Chociaż ty przestań się na mnie złościć — mówi ostro. — I nie wtrącaj się w moje sprawy. Wystarczy, że kłócę się już ze wszystkimi.
Nie czekając na odpowiedź, odchodzi z pokoju, zostawiając siostrę samą.
Seda patrzy za nim z zaciśniętymi pięściami, w jej oczach widać wściekłość.
— Jeśli ty nie zamierzasz odzyskać tego naszyjnika, ja to zrobię — szepcze przez zęby, zdeterminowana.
Na ekranie laptopa nadal świeci zdjęcie Zeynep. Seda wbija w nie spojrzenie pełne nienawiści, jakby chciała spalić dziewczynę samym wzrokiem.
***
Naciye ściąga z twarzy maseczkę, patrząc na córkę z niedowierzaniem i oburzeniem.
— Na litość boską, co ty wygadujesz?! — pyta zdumiona, prostując się na łóżku. — Na pewno coś źle usłyszałaś. Nie ma mowy, żeby było coś między Kuzeyem a Bahar. Myślisz, że on w ogóle by na nią spojrzał?
Hulya siada ostrożnie na skraju łóżka, obok matki, i unosi brwi z przekąsem.
— Przypomnę ci tylko, że to ty sama zrobiłaś skandal, kiedy znalazłaś kolczyk Bahar w łóżku Kuzeya — mówi spokojnie, ale z cieniem satysfakcji w głosie.
— Dobrze, zrobiłam aferę — przyznaje Naciye z wyraźnym rozdrażnieniem. — Ale wtedy… wtedy jeszcze dzban się nie rozbił.
Hulya marszczy czoło.
— Co to znaczy?
Naciye odkłada maseczkę na stolik nocny i wzdycha teatralnie.
— Cavidan nigdy by na coś takiego nie pozwoliła. Sama mówiła, że przed ślubem takie rzeczy są niedopuszczalne. Że nie jest aż tak nowoczesna, żeby przymykać oko.
— Mamo… — Hulya pochyla się lekko i patrzy jej prosto w oczy. — Mówię ci, że słyszałam ich na własne uszy.
Naciye macha ręką, jakby chciała odgonić tę myśl.
— Zastanów się, moja córko. Jak Kuzey miałby spojrzeć na dziewczynę, która wczoraj przyjechała tu ze wsi?
— A ten kolczyk? — upiera się Hulya. — Jak wytłumaczysz, że znalazł się w jego łóżku?
— Cavidan już to wyjaśniła — odparowuje Naciye, podnosząc brodę. — Powiedziała, że wypadł Bahar, kiedy zmieniała pościel.
Hulya wzdycha ciężko i spuszcza wzrok.
— Może i tak… ale słyszałam wyraźnie, jak Kuzey powiedział do niej: „Nie żałuj tego”. Sama już nie wiem, co o tym myśleć…
Naciye na chwilę milknie, a potem wybucha gorzkim śmiechem.
— Córko… to, co ci się roi w głowie, jest niemożliwe. Gdyby naprawdę coś było na rzeczy, myślisz, że Cavidan siedziałaby tak spokojnie? — Jej głos staje się coraz bardziej dramatyczny. — Już dawno uderzyłaby w bęben, postawiła cały dom na nogi i zmusiła Kuzeya, żeby się z Bahar ożenił! Krzyczałaby tak, że nam głowy by pękły, a na końcu wyrzuciłaby nas obie za drzwi. Bo przecież Cavidan i Bahar zawsze dostają to, czego chcą.
Na te słowa w pokoju zapada pełna napięcia cisza, a Hulya jeszcze długo wpatruje się w podłogę, jakby wciąż próbując poskładać w całość to, co usłyszała.
***
Bahar, wchodząc do swojego pokoju, zauważa na poduszce coś, czego wcześniej tam nie było: delikatny bukiet kwiatów, eleganckie pudełeczko z pierścionkiem i małą karteczkę. Serce zaczyna jej bić szybciej, kiedy czyta napisane równym charakterem zdanie:
Jesteś najinteligentniejszą i najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałem.
Na jej twarzy pojawia się szeroki, szczęśliwy uśmiech. Oczy błyszczą, a głos niemal drży z ekscytacji.
— Kuzey… — szepcze, tuląc kartkę do piersi. — Kuzey zostawił to dla mnie…
Wstaje jak na skrzydłach, już chce biec do niego, kiedy nagle w drzwiach staje Cavidan.
— Mamo! — woła radośnie Bahar, odwracając się do niej. — Gdzie jest Kuzey? Zobacz tylko, zostawił to wszystko dla mnie! — Podnosi kwiaty i pierścionek, pokazując je z dumą. — Napisał nawet liścik… Chciał dziś rano ze mną porozmawiać, kiedy wychodziłam z łazienki, a ja… ja nic nie zrozumiałam. Jaka ja byłam głupia… — Bahar zaczyna się śmiać przez łzy, cała rozpromieniona. — On… on na pewno chce się ze mną ożenić!
Jej głos drży z uniesienia, a ona niemal unosi się nad ziemią, jakby już widziała siebie w białej sukni.
Cavidan jednak pozostaje niewzruszona. Jej spojrzenie jest chłodne, a ton spokojny, lecz stanowczy.
— To ja zostawiłam te kwiaty i pierścionek — mówi powoli.
Bahar znieruchomiała. Jej uśmiech znika, a w oczach pojawia się szok.
— Ty? — szepcze, jakby ktoś nagle podciął jej skrzydła.
— Tak — przytakuje Cavidan, krzyżując ręce na piersi. — I ja napisałam ten liścik. Chciałam ci pokazać, jak naprawdę się czujesz. Do tej pory tylko to podejrzewałam, a teraz wiem już na pewno.
Bahar opuszcza wzrok, cała w rumieńcach, i ledwie dostrzegalnie kiwa głową, przyznając się do swoich uczuć.
Cavidan podchodzi bliżej, chwyta córkę delikatnie za podbródek i unosi jej twarz, zmuszając, by spojrzała jej w oczy.
— Chcesz wyjść za Kuzeya, prawda?
Bahar przełyka ślinę i potakuje cicho, z mieszanką zawstydzenia i nadziei.
Na ustach Cavidan pojawia się chłodny, lecz pewny uśmiech.
— Jeśli tego naprawdę chcesz, to wyjdziesz za niego — mówi, tonem, który nie dopuszcza sprzeciwu. — Osiągniemy to. Powiemy Naciye wszystko, co zrobił jej syn. A nawet jeśli Kuzey będzie się opierał, jego matka go zmusi.
Jej oczy błyszczą determinacją, a w głosie słychać stal. Bahar patrzy na nią z mieszanką wdzięczności i niepokoju.
***
Zeynep wciąż nie może dojść do siebie po porannym odkryciu. Samo wspomnienie pluskiew ukrytych w szufladzie przyprawia ją o dreszcze i obrzydzenie.
— Już dobrze, moja dziewczyno… — Yildiz próbuje ją uspokoić, obejmując ramieniem.
W drzwiach pojawia się Ege, poważny i skupiony.
— Firma od dezynsekcji już jedzie. Za chwilę tu będą — mówi tonem, który ma dodać jej otuchy.
Zeynep jednak tylko kręci głową, wciąż roztrzęsiona.
— Nie rozumiem… Nigdy w życiu mi się to nie przydarzyło… — jej głos łamie się, jakby zaraz miała się rozpłakać.
— Sprzątałam tu przecież dwa dni temu! — dodaje Yildiz, wyraźnie poruszona. — Przysięgam, żadnych pluskiew wtedy nie było. — Przenosi spojrzenie na Egego, jakby coś w niej tliło się podejrzliwie. — Powiedz… myślisz, że Melis… mogła w tym maczać palce?
Ege prostuje się, ścinając wzrokiem jej sugestię.
— Nie. Zapytałem ją. Kategorycznie zaprzeczyła — odpowiada chłodno, a potem, jakby chciał zamknąć temat, dodaje ciszej: — I wierzę jej.
Yildiz wzdycha, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale milknie.
— Tak… oczywiście, że nie… — mówi tylko.
Ege odchodzi, a w pokoju zapada ciężka cisza. Zeynep siada na krześle, wpatrując się beznamiętnie w okno. W jej oczach widać ból i gniew, które dopiero w niej dojrzewają.
Po chwili Yildiz przerywa milczenie.
— Twoja mama… była tu wczoraj — mówi ostrożnie.
Zeynep odwraca się gwałtownie.
— Moja mama? — w jej głosie brzmi zdziwienie, ale i coś w rodzaju lęku.
— Nie wiedziałaś? Myślałam, że macie kontakt.
— Nie… Dlaczego przyszła?
Yildiz wyraźnie się peszy, jakby nie była pewna, czy powinna mówić dalej.
— Rozmawiała z panią Feraye… a potem… z Melis też zamieniła kilka słów…
Zeynep podnosi się z krzesła, staje w pół kroku, z rękami opartymi na biodrach. Jej spojrzenie wwierca się w Yildiz.
— O czym rozmawiały? Powiedz mi.
— Skąd miałabym wiedzieć? Myślisz, że podsłuchiwałam? — broni się słabo Yildiz, ale w jej głosie słychać, że wie więcej, niż mówi.
— Yildiz… — Zeynep zbliża się do niej, a jej głos staje się cichy, groźnie stanowczy. — Wiem, że coś wiesz. Mów. Teraz.
Yildiz spuszcza wzrok i milknie na moment, zanim w końcu odpowiada.
— Pani Feraye… dała twojej mamie czek.
— Czek? — Zeynep marszczy brwi, jakby jeszcze nie rozumiała, po czym jej głos podnosi się o ton. — Pieniądze? Dała jej pieniądze?!
— Tak — przytakuje niechętnie Yildiz. — Powiedziała jej, żeby wzięła te pieniądze, wyjechała i zaczęła gdzieś nowe, bezpieczne życie…
Na twarzy Zeynep pojawia się wyraz niedowierzania, który szybko ustępuje miejsca wściekłości. Wciąga gwałtownie powietrze, a jej oczy błyszczą gniewem. W tym momencie już wie, że ta rozmowa z Feraye była czymś więcej niż tylko uprzejmą pogawędką.
***
Kuzey zatrzymuje samochód przed domem Alpera. W dłoni trzyma bransoletkę, którą Sila zgubiła ostatnio na jego podwórku — postanowił jej ją oddać osobiście. Wysiada z auta, zamyka drzwi i podchodzi pod bramę.
Wtedy zamiera.
Na podwórku dostrzega Silę i Alpera. Wirują razem w rytm muzyki płynącej z głośnika, śmieją się, trzymają za ręce, jakby cały świat poza nimi nie istniał. Kuzey przez długą chwilę stoi w osłupieniu, zaciśnięte pięści drżą mu lekko. W końcu z wściekłością rzuca bransoletkę na ziemię, odwraca się na pięcie, wsiada do samochodu i odjeżdża z piskiem opon.
***
Cavidan już nie kryje determinacji — wchodzi do salonu, gdzie siedzi Naciye, gotowa wykrzyczeć jej w twarz całą prawdę o jej synu i Bahar.
Ale Bahar wyprzedza ją. Widząc błysk w oczach matki, nagle chwieje się i pada na podłogę, udając omdlenie.
Później, już w swoim pokoju, konfrontuje się z Cavidan.
— Dlaczego mi na to nie pozwoliłaś?! — Cavidan patrzy na córkę z gniewem, jakby była największym rozczarowaniem jej życia.
— Mamo… — Bahar ociera łzy. — Nie mogę mu tego zrobić. Obiecałam Kuzeyowi, że nikt się nie dowie. On nigdy by mi nie wybaczył, gdybyś postawiła go przed matką i siostrą w takiej sytuacji. Nie mogę go tak upokorzyć.
Cavidan unosi brew, a jej głos staje się lodowaty:
— W takim razie przechodzimy do planu B.
Podchodzi do szafki nocnej i wyciąga niewielką buteleczkę z tabletkami.
— Weźmiesz to. Ma wyglądać na próbę samobójczą.
Bahar szeroko otwiera oczy, blada jak ściana.
— Co…? Mamo, oszalałaś?!
— Dobrze mnie słyszałaś. Najpierw napiszesz list, w którym wyznasz, co się wydarzyło. Potem połkniesz tabletki.
— Ty w ogóle wiesz, co mówisz?!
Cavidan podchodzi bliżej, jej spojrzenie płonie chorą determinacją.
— Nie bój się. Zabiorą cię do szpitala na czas, zrobią ci płukanie żołądka, wyjdziesz z tego. A jak wyjdziesz… wyjdziesz za Kuzeya.
— Mamo… — Bahar unosi głos, już nie tylko przerażona, ale i wściekła. — Jak możesz tak ryzykować?! Jestem twoją córką!
— Nie umrzesz. Kuzey natychmiast cię zawiezie do szpitala, przecież wiesz, że nie zostawiłby cię samej. A po wszystkim… nie będzie już odwrotu. Wszyscy się dowiedzą i będzie musiał się z tobą ożenić.
— Nigdy! — Bahar cofa się o krok, jej oczy błyszczą od łez. — Nie zrobię tego! Nie zastawię na niego pułapki! Nikt się nie dowie, co się między nami stało! To… to się nie wydarzy. Rozumiesz?! On kocha Silę. I nic tego nie zmieni.
Drżąca, z głową uniesioną wysoko, opuszcza pokój, zatrzaskując za sobą drzwi.
Cavidan jednak nie wygląda na poruszoną. Wciąż stoi przy szafce, zadowolona z własnego sprytu, powoli obracając w palcach małą buteleczkę z tabletkami. Na jej ustach błąka się chłodny, złowieszczy uśmiech. W jej oczach widać, że to jeszcze nie koniec…
***
Bahar wchodzi do kuchni, nieśmiało rozglądając się po pomieszczeniu. Przy blacie stoi Kuzey, właśnie odstawia dzbanek z wodą.
Odwraca głowę i zatrzymuje na niej spojrzenie.
— Czujesz się już lepiej? — pyta spokojnie, ale w jego głosie pobrzmiewa troska. — Jeśli chcesz, mogę cię zawieźć do lekarza.
— Nie trzeba — odpowiada cicho Bahar, próbując się uśmiechnąć. — Już wszystko w porządku.
Kuzey unosi brew, jakby nie do końca mu się to podobało.
— To przeze mnie… przez to wszystko… nic nie jadłaś przez tyle dni?
Bahar pokręciła głową, spuszczając wzrok.
— Nie. To nie przez ciebie… Naprawdę, nie martw się. Teraz… teraz coś zjem.
Kuzey przez chwilę jeszcze patrzy na nią uważnie, jakby próbując odczytać, ile w tym prawdy. W końcu kiwa głową.
— No dobrze. Tylko nie zaniedbuj się, Bahar.
Na moment zatrzymał się w progu, odwrócił i dodał cicho, niemal jak wyznanie:
— Wiedz, że… jesteś najlepszą i najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałem.
Chwycił szklankę z wodą i wyszedł z kuchni, zostawiając ją samą — z drżącym sercem i błogim ciepłem rozchodzącym się po całym ciele.
***
Seda, w czarnej peruce à la Kleopatra i za plecami niczego nieświadomego Cihana, zakrada się pod dom Gonul. Jej serce bije mocniej, gdy zauważa, że drzwi wejściowe są uchylone — Gonul podlewa właśnie kwiaty na podwórku, zaaferowana, więc nawet nie spogląda w stronę ulicy.
„Idealnie” — myśli Seda, z gorzkim uśmiechem.
Z trudem powstrzymuje się od grymasu, gdy przekracza próg tego biednego, pachnącego wilgocią domu. W duchu przeklina jego skromność i tandetne meble, ale pragnienie odzyskania naszyjnika jest silniejsze od obrzydzenia. Szybko, niemal bezszelestnie, odnajduje pokój Zeynep i zaczyna gorączkowe poszukiwania. Otwiera szuflady, przetrząsa szkatułki, zagląda nawet pod poduszkę.
W tym czasie na podwórko wchodzi Zeynep, prostując się i rzucając matce spojrzenie pełne chłodnej determinacji.
— Przyszłam po czek, który dała ci ciocia Feraye — oznajmia ostro, bez cienia wahania.
Zaskoczona Gonul odstawia miskę dla kota i odwraca się w jej stronę.
— Córko… to na twoją edukację. Pani Feraye sama powiedziała, że to takie… stypendium.
— Mamo! — Zeynep wciąga głęboko powietrze, próbując zapanować nad emocjami. — Nie chcę jej pieniędzy. I nie zamierzam dawać Melis kolejnych powodów do szydzenia ze mnie. Całe lato ciężko pracowałam. Jak trzeba będzie, znajdę dodatkową pracę zimą. Poradzę sobie sama. Więc… daj mi ten czek.
— Dobrze, dobrze. Zadzwonię do Feraye i jej go oddam.
— Nie, mamo! — podnosi głos Zeynep. — To mój problem, ja to załatwię.
— Córko, już powiedziałam… ja się tym zajmę — upiera się Gonul, nerwowo ocierając dłonie o fartuch.
Coś w tonie matki sprawia, że Zeynep zamiera. Jej oczy mrużą się podejrzliwie. Czyżby… już zrealizowała czek i teraz próbuje ją zbyć?
— Gdzie jest czek, mamo? Tutaj? W domu? — pyta lodowatym głosem i rusza przed siebie, nie czekając na odpowiedź.
Gonul idzie za nią, niespokojna i bezradna.
Zeynep wpada do swojego pokoju i zaczyna rozglądać się wokół, gotowa przetrząsnąć każdy kąt. W tym czasie Seda, która w pośpiechu nie zdążyła uciec, z bijącym sercem w ostatniej chwili wciska się do szafy i zamyka za sobą drzwi. Jej oddech jest płytki, a palce drżą, gdy słyszy coraz bliższe kroki Zeynep.
W powietrzu wisi napięcie jak przed burzą.
***
Do domu Bulenta przyjeżdża dezynfektor. Po dokładnych oględzinach potwierdza Egemu, że pluskwy pojawiły się w sposób naturalny — nikt ich nie podrzucił ani celowo nie przyniósł.
— To się zdarza, proszę pana — tłumaczy spokojnie fachowiec. — Nie ma tu żadnych oznak sabotażu.
Ege przyjmuje jego wyjaśnienia, choć widać po nim ulgę zmieszaną z lekkim wstydem. Podchodzi później do Melis i spuszczając wzrok mówi cicho:
— Przepraszam. Nie powinienem cię o nic oskarżać.
Melis tylko unosi brew, kiwając głową z udawanym zrozumieniem, ale w jej oczach tli się chłodny błysk.
Kilka chwil później sama wchodzi do pokoju, gdzie dezynfektor właśnie kończy spryskiwać ostatnie kąty.
— Jak sytuacja? — pyta oschle, opierając się o framugę.
Mężczyzna prostuje się i ściszonym głosem odpowiada:
— Tak, jak uzgodniliśmy. Rozmawiałem z pani mężem, wszystko zgodnie z planem.
— Świetnie. — Melis wyciąga zwitek banknotów i wciska mu w dłoń. — Nie znamy się, nigdy mnie nie widziałeś. Jasne?
— Jak słońce, proszę pani — potwierdza bez wahania i wychodzi, znikając cicho za drzwiami.
Melis zostaje sama w pokoju. Jej wzrok pada na ramkę ze zdjęciem Gonul i Zeynep stojącą na półce. Powoli podnosi ją i przez chwilę wpatruje się w uśmiechnięte twarze, aż na jej ustach pojawia się złowrogi uśmiech.
— Od teraz wszystko się zmienia — mówi, a jej głos jest lodowaty, przeszywający. — Jeśli tu przyszłaś, zapłacisz swoją cenę. Melis, którą znałaś… już nie istnieje.
Odstawia zdjęcie z powrotem na miejsce, przesuwając palcem po szkle, jakby wyznaczała granicę między dawnym życiem a tym, co nadejdzie.
— Witaj w swoim nowym piekle, Zeynep — szepcze z triumfalnym uśmiechem.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 194. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.













