Zbliżenie na wydrukowane zdjęcie Sili w makijażu.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 253 – szczegółowe streszczenie

Cavidan stoi przy łóżku Bahar, z rękami opartymi na biodrach, jej spojrzenie jest ostre jak nóż. W jej głosie słychać gniew i rozczarowanie, gdy syczy:

— Dlaczego nie powiedziałaś mu?! Kuzeyowi! Gdybyś tylko mu wyznała, że próbowałaś odebrać sobie życie, złamałabyś go. Wziąłby cię za żonę!

Bahar unosi głowę, jej oczy błyszczą od łez i wściekłości.

— Bo nie próbowałam się zabić! — wyrzuca z siebie. — Wiem, że to ty dosypałaś mi tabletki do soku!

Cavidan prycha, jakby jej słowa były dziecinną fanaberią.

— Zrobiłam to dla ciebie. Dla twojej przyszłości.

— Dla mojej przyszłości?! Mogłaś mnie zabić! — Bahar drży, cała w emocjach. — Jeśli tak dalej pójdzie, Naciye wyrzuci nas stąd na bruk!

Cavidan prostuje się jeszcze bardziej, w jej oczach pojawia się stalowy blask.

— Jej syn zniszczył honor mojej córki, a ona chce nas uciszyć? Nie dam się tak upokorzyć! Pociągnę ich wszystkich do odpowiedzialności!

Odwraca się nagle na pięcie i niemal biegiem schodzi po schodach. W salonie Naciye siedzi wygodnie na fotelu, a tuż obok Hulya. Cavidan wpada tam jak burza, a za nią truchtem podąża Bahar.

— Co ty sobie myślisz?! — wykrzykuje, jej głos drży od furii. Wskazuje na córkę. — Ta dziewczyna chciała się zabić przez to, co zrobił twój syn!

Naciye powoli unosi wzrok, mruży oczy i mówi zimno:
— Przestań na mnie krzyczeć.

— Dlaczego miałabym milczeć?! — odcina się Cavidan. — Bo Kuzey usłyszy?! Powinien był o tym pomyśleć, zanim zniszczył honor mojej córki! Moja Bahar to dobra, czysta dziewczyna! To, że macie pieniądze, nie daje wam prawa do tego, żeby nas upokarzać. Nie pozwolę wam na to!

Naciye wstaje powoli z fotela, zadzierając głowę i patrząc Cavidan w oczy.

— Groźby? To chcesz mi powiedzieć? Grozisz mnie i mojej rodzinie?

Hulya wstaje za matką, próbując załagodzić sytuację.
— Mamo, proszę… Cavidan, uważaj, co mówisz.

Cavidan śmieje się gorzko, a w jej głosie słychać pogardę i ból.

— Hulyo, gdybyś była matką, wiedziałabyś, co czuję. Wiem jedno: Kuzey nie zachowałby się tak, gdyby znał całą prawdę.

Naciye unosi brew, jej usta wykrzywia pogardliwy uśmiech.

— A jak niby by się zachował? — pyta z drwiną. — Poczekaj… Ty naprawdę myślisz, że mój syn ożeniłby się z twoją córką?

Wybucha śmiechem, głośnym i nieprzyjemnym.

— Nie słyszałam dawno nic bardziej absurdalnego! Mój Kuzey z Bahar?! — Jej palec wędruje w stronę dziewczyny, jej spojrzenie pełne jest pogardy. — Przestań sobie robić złudne nadzieje. On nigdy jej nie poślubi. Mój syn jest człowiekiem sukcesu, obraca się wśród najlepszych… a twoja córka? Kim ona niby jest?!

Siada z powrotem, nonszalancko zakłada nogę na nogę i z westchnieniem mówi, jakby cała rozmowa była już skończona:

— Cavidan, zrób mi kawę. — Jej wzrok przesuwa się na Bahar. — A ty… przygotuj nam coś do jedzenia. No już, do roboty.

W salonie zapada duszna cisza. Cavidan i Bahar stoją nieruchomo, czując, jak każde słowo Naciye wbija się w ich serca niczym nóż.

***

W domu Feraye rozlega się dzwonek do drzwi. Zeynep podchodzi i otwiera — jej oczy rozszerzają się w zaskoczeniu na widok stojącego na progu Cihana.

— Pani Belkis mnie zaprosiła — mówi spokojnie, przekraczając próg. W ręku trzyma elegancko zapakowaną baklavę. — Podobno chciała mi podziękować za wczoraj. Choć, szczerze mówiąc… nie zrobiłem nic aż tak wielkiego.

W przedpokoju pojawia się Ege, jego twarz natychmiast tężeje, gdy widzi gościa.

— Co się tutaj dzieje? — pyta lodowato, mierząc Cihana wzrokiem. — Nie za wcześnie na wizyty?

Cihan uśmiecha się lekko, niespeszony.

— Na baklavę nigdy nie jest za wcześnie.

— Przyszedłeś tu tylko po to, żeby zobaczyć się z Zeynep?

— Nie. — Cihan patrzy mu prosto w oczy. — Twoja mama mnie zaprosiła.

Zeynep przejmuje inicjatywę, widząc rosnące napięcie.

— Cihan, przejdź do salonu, proszę — mówi spokojnie, choć w jej głosie słychać stanowczość.

Cihan posyła jej krótki uśmiech i znika w salonie. W przedpokoju zostają tylko ona i Ege.

— Co ty właściwie próbujesz zrobić? — rzuca Zeynep z wyrzutem.

— Zeynep, ten facet… — zaczyna Ege, ale ona natychmiast mu przerywa.

— Wiem. Nie ufasz mu. Tak samo jak nie ufałeś Melis. A jednak to z nią się ożeniłeś.

— Więc co teraz? Zamierzasz wyjść za tego przygłupa?

Zeynep spogląda na niego z pogardą i wstrząsa głową.

— Co to w ogóle ma wspólnego?! Dlaczego miałabym za niego wychodzić? On pomógł twojej mamie. A ty, zamiast mu podziękować, od razu rzucasz w niego oskarżeniami. Dlaczego w ogóle próbuję ci to tłumaczyć? Boże…

Odwraca się na pięcie i odchodzi do salonu, zostawiając go w milczeniu.

Chwilę później na schodach pojawia się Melis. Jej wzrok natychmiast pada na Cihana. W jej oczach błyszczy cyniczny błysk — wyczuwa okazję, by pozbyć się Zeynep z życia Egego.

***

Później, gdy Melis i Cihan zostają sami w salonie, atmosfera między nimi robi się ciężka i elektryzująca.

— Nie oszukasz mnie — mówi Melis, opierając się nonszalancko o oparcie kanapy. — Widzę, jak ją rozśmieszasz, prawiąc komplementy. Twoje intencje są aż nazbyt jasne.

Cihan unosi brew i patrzy na nią z lekkim uśmiechem.

— A ty? — pyta cicho. — Próbujesz się jej pozbyć, prawda?

Melis odwzajemnia mu chłodny uśmiech.

— Masz rację. Chcę się jej pozbyć. — Podchodzi bliżej, jej głos jest pewny, bez cienia skruchy. — Więc pozwól, że ci pomogę was połączyć.

— To ty zasugerowałaś pani Belkis, żeby mnie zaprosiła? — rzuca Cihan, a jego ton jest ostrzejszy niż wcześniej.

— Brawo, bystry z ciebie chłopak — kpi Melis. — Jeśli naprawdę chcesz zdobyć Zeynep, pomogę ci.

Wyciąga do niego rękę na znak zawartego sojuszu. On jednak nie reaguje. Jej dłoń pozostaje zawieszona w powietrzu.

Melis mruży oczy, zirytowana.

— Co to ma znaczyć? Nie chcesz mojej pomocy? Dlaczego?

Cihan odpowiada jej spokojnym, ale chłodnym głosem:

— Bo w twojej duszy czai się czysta nienawiść.

Melis unosi brew, rozbawiona.

— Niesamowite. Zwykły kierowca, a mówi jak filozof.

— Powiedzmy, że to dzięki lekcjom, które dało mi życie.

— I czego cię nauczyły? Że trzeba odrzucać wyciągniętą dłoń?

Cihan patrzy jej prosto w oczy, jego spojrzenie jest przenikliwe i pełne pogardy.

— Nauczyłem się, że nigdy nie warto współpracować z kimś, kto nie potrafi zaakceptować innych takimi, jacy są. Bo wtedy wszystko przeradza się w nienawiść. A nienawiść jest jak trucizna. Zaraźliwa.

Melis opuszcza powoli rękę, a jej uśmiech blednie, ustępując miejsca wściekłości. Cihan odwraca się, zostawiając ją w milczeniu, z jej własnymi myślami i goryczą.

***

Ege i Kuzey stoją w ogrodzie, w chłodnym półmroku. W powietrzu unosi się zapach deszczu.

— Jestem pewien — zaczyna Ege cicho, patrząc gdzieś w dal — że ten, kto zabił Melodi, ma coś wspólnego z tym klubem.

Kuzey kiwa powoli głową, zamyślony.

— To możliwe — przyznaje. — To nie są zwyczajni ludzie. Gdyby byli, już dawno byś ich znalazł. Oni mają rozległe powiązania… bardzo rozległe. To może być nawet sam właściciel klubu.

Ege marszczy brwi i zaciska pięści.

— Ale potrąciła ją kobieta. Zeynep ją widziała.

— Nie ma na to żadnych dowodów. Ani jednego nagrania z kamer. Wszystko zniknęło. To bardzo dziwne… ale uwierz mi, odkryjemy prawdę. — Kuzey odwraca się do niego i dodaje ciszej: — Melodi była dla mnie jak siostra.

Ege wciąga głęboko powietrze, jakby walcząc ze wzruszeniem.

— Melodi zawsze panicznie bała się ciemności — mówi w końcu, z trudem dobierając słowa. — Pamiętam, jak byliśmy mali… Zostaliśmy kiedyś sami w domu. Nagle wysiadł prąd, a za oknem lunął deszcz, niebo rozdzierały pioruny. Było ciemno jak w grobie. Sam wtedy byłem dzieckiem i bałem się tak samo jak ona… ale nie pokazałem tego.

Zamyka oczy, a jego głos łamie się, gdy kontynuuje:

— Ona zaczęła płakać. Wziąłem ją w ramiona i powiedziałem: „Już nigdy nie pozwolę ci zostać w ciemności. A jeśli tak się stanie, zawsze będę obok”.

Przełyka z trudem ślinę i spuszcza głowę.

— Nie dotrzymałem tej obietnicy — szepcze, głos mu drży. — Zostawiłem ją samą. W grobie. W ciemności…

Kuzey ścisza oddech, wyraźnie poruszony. W milczeniu wyciąga półokrągły czerwony pakunek przewiązany kokardą i podaje go Egemu.

— To dla mojej bratanicy — mówi cicho.

Ege rozwiązuje kokardę i otwiera pudełko. W środku leży różowy, pluszowy królik. Wzrok Egego mięknie, a w oczach błyszczą łzy.

— Gdzie go znalazłeś? — pyta drżącym głosem. — Taki sam miała Melodi…

— Jakoś go znalazłem — odpowiada Kuzey z lekkim uśmiechem. — Melodi miała ogromne szczęście, mając takiego brata jak ty.

Podchodzi bliżej i obejmuje Egego mocno, bratersko, pozwalając mu oprzeć na sobie ciężar bólu.

Po chwili Kuzey odsuwa się, kładzie mu rękę na ramieniu i mówi z determinacją:

— Pójdę teraz do tego klubu. Jeśli dowiem się czegokolwiek więcej, dam ci znać. Czekaj na mój sygnał.

Ege kiwa tylko głową, wciąż tuląc do siebie pluszowego królika, jakby trzymał w ramionach cząstkę siostry.

***

Alper przyprowadza Silę do domu Kuzeya. Cavidan dostrzega ich, natychmiast podchodzi i staje im na drodze, krzyżując ramiona.

— Co wy tu robicie? — rzuca lodowato, wbijając wzrok w Alpera.

— Słuchaj, ciociu… — zaczyna on, zirytowany i zdyszany. — Dzwonię do ciebie, nie odbierasz. Proszę o pieniądze, udajesz głuchą. Mówię ci, że twoja córka kompletnie zwariowała, a ciebie to nic nie obchodzi. Spójrz na nią wreszcie!

Sila stoi obok niego, jej spojrzenie jest puste, a twarz pozbawiona wyrazu. Wygląda jak w transie, nieświadoma, gdzie się znajduje ani co się wokół niej dzieje.

Cavidan przesuwa po niej spojrzeniem, chłodnym, beznamiętnym.

— Tabletki zaczynają działać — stwierdza, jakby oceniała efekt kuracji, a nie stan własnego dziecka. — Jest coraz lepiej.

— Nie o tabletki tu chodzi! — unosi głos Alper, z jego tonu przebija się złość i lęk. — Ta dziewczyna oszalała. Dzisiaj oblała cały dom benzyną, próbowała nas wszystkich spalić żywcem! Rozumiesz? Chciała mnie zabić! Mam jej już serdecznie dość. Zabieraj ją i rób z nią, co chcesz.

Cavidan cofa się o krok, patrząc na niego z czymś na kształt zdumienia.

— Jak możesz tak mówić? — pyta powoli. — Przecież kochałeś ją do szaleństwa. Chciałeś się z nią ożenić.

Alper gorzko się uśmiecha.

— Ożenić się? Z tym… czymś? — Wskazuje ręką na Silę, która bezwładnie kiwa się na nogach. — Spójrz na nią. Jest jak zjawa. Nie chcę jej już. Słuchaj mnie uważnie, ciociu… albo dasz mi pieniądze, albo pójdę do Kuzeya i opowiem mu wszystko.

W oczach Cavidan błyska gniew.
— Nie mam już żadnych pieniędzy.

Alper parska pogardliwie.

— Nie masz? A te dwa miliony? Nie mówiłaś, że wpłaciłaś je do banku?

— Boże… — Cavidan przewraca oczami i przeciąga dłońmi po twarzy. — Wydałam wszystko na tabletki, którymi ją odurzałeś.

Jej wzrok nagle mięknie, gdy patrzy na córkę. Podchodzi do Sili, powoli przesuwa dłonią po jej włosach, jakby głaskała posłusznego psa. Jej głos jest teraz łagodny, niemal czuły, a zarazem złowieszczy.

— Jeśli naprawdę chcesz pieniędzy… prawdziwy skarb masz tu, przed sobą. — Jej dłoń zsuwa się z włosów Sili na jej ramię. — Młoda, piękna… rozumiesz, co mam na myśli. Dziewczyna jest twoja. Rób z nią, co tylko chcesz.

Sila stoi nieruchomo, zmartwiała, a w jej martwych oczach widać ledwie cień dawnej siebie. Alper wpatruje się w nią, a na jego twarzy powoli rozlewa się drapieżny uśmiech.

***

Alper, przyciśnięty do muru i rozpaczliwie potrzebujący pieniędzy, w końcu decyduje się zrobić to, co podsunęła mu Cavidan. Z obojętną miną prowadzi osowiałą Silę do klubu należącego do Cihana. Jej kroki są ciężkie, spojrzenie puste, jakby już dawno pogodziła się z losem.

Zostawia ją w ciemnym, zimnym korytarzu i sam wchodzi do gabinetu na końcu sali. W środku czeka na niego mężczyzna z obsługi — elegancki, z cynicznym uśmieszkiem.

— No więc? — zaczyna tamten, rzucając mu pobieżne spojrzenie. — To ta dziewczyna?

— Tak — potwierdza Alper, starając się brzmieć pewnie. — Młoda, piękna. Idealna do waszego klubu.

— Piękna, to fakt — przyznaje pracownik, przeglądając zdjęcia Sili. — Ale patrzy na świat, jakby go nie widziała. Co z nią jest nie tak?

Alper wzrusza ramionami, nerwowo poprawiając kołnierzyk.

— Jest po prostu trochę… nieśmiała — mówi wymijająco. — Mało mówi, czasami się uśmiechnie. Nie jest przyzwyczajona do takich miejsc, ale… potrafi być wdzięczna.

Pracownik patrzy na niego przenikliwie.
— A tańczyć umie?

— Oczywiście. Zna taniec Ankara, i to bardzo dobrze. Ale… — zawiesza głos i ucieka wzrokiem w bok — to miejsce chyba… nie do końca dla niej.

Tamten prycha cicho i odkłada zdjęcia na biurko.

— Nie dla niej? — powtarza z pogardą. — Każde miejsce jest dla każdej, jeśli tylko dobrze zapłacą. Zresztą nie będzie tańczyć na scenie. Trafi do pokoi VIP. Kameralnie, dyskretnie. Tam jest prawdziwy zarobek.

Alper przełyka ślinę, zmuszając się do uśmiechu.

— Rozumiem… A właściciel klubu? Cihan? Można z nim porozmawiać?

W odpowiedzi mężczyzna mruży oczy i nachyla się nad biurkiem.

— Cihan? — cedzi powoli. — Jeśli ci życie miłe, lepiej zapomnij o tym imieniu. To nie jest ktoś, z kim się rozmawia. Chyba że chcesz mieć do czynienia z aniołem śmierci… — urywa i unosi brew znacząco. — Rozumiesz.

— Yhym… — bąka Alper, wyraźnie zbity z tropu.

— Wyślę szefowi jej zdjęcia. — Pracownik wyciąga telefon i robi zdjęcia odbitek, które Alper przyniósł. — Masz coś w lepszym makijażu?

— Mam. — Alper podaje mu jeszcze kilka fotografii.

— Świetnie. Jak szef się zgodzi, zaczyna jutro. — Wysyła MMS-y i po chwili odkłada telefon.

Alper prostuje się i dodaje jeszcze tonem przekonania:

— Ta dziewczyna potrafi wszystko, jeśli chodzi o życie nocne. Gwarantuję.

W tym czasie na korytarzu Sila, znudzona i otępiała, powoli wstaje z krzesła i wychodzi na zewnątrz. Jej obojętne spojrzenie błądzi po uliczce, aż nagle na rogu zatrzymuje się czarny samochód.

To Kuzey.

***

Naciye spogląda na Cavidan z chłodnym spokojem, choć w jej oczach widać cień zniecierpliwienia. Jej głos jest stanowczy, lecz podszyty nutą fałszywej troski:

— Dam ci tyle pieniędzy, ile tylko zechcesz — mówi powoli, wyraźnie akcentując każde słowo. — Zabierz Bahar i wyjedźcie stąd. Niech ta biedna dziewczyna nie musi już patrzeć na Kuzeya i nie cierpi bardziej, niż już cierpi. Niech twoja córka skupi się na nauce, na swojej przyszłości. A ja… ja zadbam o wasze życie. Zawsze będę cię wspierać.

Wyciąga z torebki plik banknotów, układa go na stoliku i dodaje z wymuszonym uśmiechem:

— Dam ci więcej, niż potrzebujesz. No dalej, powiedz tylko, ile chcesz, a ja ci to dam. Tyle, ile zapragniesz.

Cavidan marszczy brwi, wpatrując się w pieniądze niczym w pułapkę. Oferta brzmi kusząco, bardziej niż kiedykolwiek przypuszczała… ale gdzieś głęboko wie, że jeśli Bahar zostałaby żoną Kuzeya, ich przyszłość byłaby pewniejsza, niż jakikolwiek czek. Jej spojrzenie twardnieje, a serce zaczyna walić mocniej.

***

Ege, przechodząc korytarzem obok gabinetu, zatrzymuje się nagle. Coś przykuwa jego uwagę — zza uchylonych drzwi dobiega znajomy, zduszony głos Yildiz.

Chłopak przystaje, przyciskając się do ściany, i nasłuchuje.

— Nie powiedziałam Zeynep, co się wydarzyło między tobą a panem Bulentem, Gonul — mówi kobieta do telefonu, jej ton jest napięty, pełen wyrzutów sumienia. — Ale nie mogę już dłużej tego ukrywać. Nie potrafię okłamywać osób, które są dla mnie ważne.

Na moment w gabinecie zapada cisza, jakby Yildiz musiała zebrać odwagę, zanim dokończy.

— Zrobiłam to już raz… i straciłam Elif — wyznaje w końcu, a jej głos łamie się lekko. — Jeśli teraz stracę także Zeynep… nie zniosę tego.

Ege wstrzymuje oddech, serce bije mu jak szalone.

— Czas powiedzieć Zeynep prawdę. Czas, żeby dowiedziała się, co naprawdę zaszło między tobą a Bulentem – postanawia Yildiz stanowczo.

Chłopak zamyka oczy, próbując przetrawić usłyszane słowa. Z jego twarzy znika wszelki cień uśmiechu.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 196. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy