„Miłość i nadzieja” – odcinek 285 – szczegółowe streszczenie
Ege i Cihan siedzieli naprzeciwko siebie na wersalkach, niczym przeciwnicy na sali sądowej. Zeynep zajmowała miejsce przy stoliku, nerwowo pocierając kącik ust. W powietrzu wisiała gęsta, duszna cisza.
Cihan uniósł prowokacyjnie szklankę herbaty, jakby wznosił toast, i rzucił z udawaną nonszalancją:
— Martwisz się o Zeynep bez powodu. Jestem tutaj. Nic jej się nie stanie, możesz spać spokojnie.
Ege uśmiechnął się krzywo, w jego oczach pojawił się błysk gniewu.
— I właśnie to mnie niepokoi najbardziej. Dlaczego wciąż zakłócasz jej spokój? Czy Zeynep nie dała ci już wystarczająco jasnej odpowiedzi?
— Ege, proszę… — Zeynep odezwała się cicho, próbując powstrzymać ich od kłótni.
Cihan wzruszył ramionami.
— Tak, zaproponowałem Zeynep chodzenie, ale odrzuciła mnie. I dobrze. Za to nasza przyjaźń jest wieczna. Zobacz, kto stoi przy niej naprawdę.
Zeynep nagle podniosła się, nie chcąc słuchać dalej.
— Wystarczy. Idę do szkoły. Ege, proszę… wróć do domu.
— Tak, wracaj. Twoja żona pewnie czeka — dorzucił złośliwie Cihan.
Dziewczyna wyszła, trzaskając lekko drzwiami. Cihan natychmiast zajął jej miejsce przy stoliku, cały czas bawiąc się szklanką z herbatą.
— No dalej, mów — spojrzał wyzywająco na Egego. — Zeynep już odeszła. Powiedz głośno, że mnie nienawidzisz.
— Doskonale wiesz, jakim jesteś człowiekiem — odpowiedział Ege, mrużąc oczy.
Cihan kpiąco się uśmiechnął.
— Pokażę ci, jakim jestem, nie martw się.
— Słuchaj mnie uważnie! — Ege uniósł ostrzegawczo palec. — Jeśli coś się stanie Zeynep…
— Nic złego jej nie spotka z mojego powodu. Ale przez ciebie? Będzie miała całe morze problemów. Nie prowokuj ich więcej. Trzymaj się od niej z daleka.
Ege wstał, jego głos stwardniał.
— Jeśli choć trochę ją zranisz, zrobię z tobą to samo, co z mordercą mojej siostry.
Cihan również się podniósł, lecz w jego ruchach nie było gniewu — tylko lodowaty spokój i szyderczy uśmiech.
— Co zrobisz, prawniku? Sam staniesz się sędzią i katem?
— Zobaczysz, gdy ten dzień nadejdzie.
Ege przeszył go zimnym spojrzeniem i odwrócił się na pięcie. Wyszedł, zostawiając za sobą ciężką ciszę. Cihan usiadł ponownie przy stoliku i jednym haustem dopił herbatę. Jego spokój był tylko maską. W chwili, gdy szkło stuknęło o blat, maska pękła, a na jego twarzy pojawił się grymas, który zwiastował nadchodzący sztorm.
***
Sila spaceruje z Leventem po ogrodzie rezydencji Kuzeya. Ciepły wiatr porusza gałęziami drzew, ale atmosfera między nimi jest ciężka.
– Nie wysłałam ci wczoraj żadnej wiadomości – mówi zdezorientowana, marszcząc brwi. – To chyba jakaś pomyłka.
Levent kiwa głową, jakby spodziewał się tej odpowiedzi.
– Właśnie to podejrzewałem. Na początku myślałem, że to ty… ale później nabrałem wątpliwości.
– Co było w tej wiadomości? – pyta Sila, ściszając głos.
– Pytałaś, czy powinnaś powiedzieć rodzinie, że odzyskałaś pamięć.
Dziewczyna drapie się nerwowo po szyi, a jej spojrzenie ucieka w bok.
– Ale… ja naprawdę nic takiego nie wysłałam.
Levent spogląda na nią uważnie.
– W takim razie ktoś próbuje sprawdzić, czy twoja amnezja jest prawdziwa.
– I co odpisałeś?
– Nic. Domyśliłem się, że to nie ty.
– Ale jeśli nie ja… to kto? – w jej głosie pojawia się lęk.
W tym momencie do ogrodu wchodzą Cavidan i Bahar. Obie witają się przesadnie uprzejmie z Leventem. Na twarzy Sili maluje się nagłe zrozumienie – odpowiedź na jej pytanie sama nasuwa się na myśl.
– Mamo… – rzuca lodowatym tonem, a jej oczy płoną gniewem. – To ty wysłałaś tę wiadomość? Powiedz mi prawdę!
– Jaka wiadomość? – Cavidan unosi brwi w teatralnym zdziwieniu.
– Ktoś napisał z mojego telefonu do doktora Leventa – wyjaśnia Sila, z trudem panując nad sobą.
– Wiadomość była jasna – dodaje Levent, lustrując spojrzeniem obie kobiety. – Ktoś chciał wiedzieć, czy Sila odzyskała pamięć. Czy to pani zrobiła, pani Cavidan?
– Czy ty zdajesz sobie sprawę, o co mnie oskarżasz?! – Cavidan aż odgrywa wzburzenie, ale w jej głosie pobrzmiewa fałsz.
– Tak, mamo. Doskonale wiem – wybucha Sila. – Powiedz mi wprost: to ty?!
– Córko, opanuj się! – ton Cavidan staje się słodko-przymilny. – To nie ja. Nigdy bym tego nie zrobiła.
W tym momencie z domu wychodzi Kuzey.
– Co tu się dzieje? Czemu te krzyki?
– Ktoś wysłał wiadomość z telefonu Sili – odpowiada rzeczowo Levent.
– Jaką wiadomość?
– Taką, która miała ujawnić, czy odzyskała pamięć – tłumaczy lekarz.
– Mamo, odpowiedz mi! – Sila krzyczy z desperacją. – Zrobiłaś to czy nie?!
– Ile razy mam powtarzać? – Cavidan podnosi głos. – Nie zrobiłam tego!
Kuzey patrzy na nią surowo.
– Ostrzegałem cię, żebyś w tym domu nie robiła nic za moimi plecami.
– Kuzeyu, niczego nie zrobiłam… – odpowiada słodko, ale jej ton brzmi zbyt niewinnie.
Wtedy mężczyzna zauważa kształt telefonu w jej kieszeni.
– Naprawdę? – wskazuje ręką. – To co masz w kieszeni? Wyjmij to i pokaż!
Cavidan blednie. Drżącą ręką wyciąga telefon.
– Sila, to twój? – pyta Kuzey.
Dziewczyna przytakuje.
– Co to ma znaczyć?! – głos Kuzeya staje się lodowaty. – Usunęłaś też nagranie Alpera, prawda? Zniszczyłaś dowody jej niewinności!
– Nie! – nagle krzyczy Bahar. Wszyscy spoglądają na nią zaskoczeni, nawet Cavidan. – To ja! To ja wysłałam tę wiadomość! Mama jest niewinna!
– Bahar, co ty mówisz? – Kuzey wpatruje się w nią z powagą.
– Ja to zrobiłam – powtarza. Jej głos drży, a w oczach zbierają się łzy. – Pomyślałam, że Sila odzyskała pamięć, ale ukrywa to dla mnie. Chciałam się upewnić. Zrobiłam to dla niej. Mama nie ma z tym nic wspólnego.
– Bahar… – Levent wstrzymuje oddech, ale nie wierzy w jej słowa.
– Zrobiłam to dla mojej siostry! – Bahar niemal krzyczy, po czym zakrywa twarz dłońmi i ucieka w stronę domu.
Sila rzuca się za nią, całkowicie ślepa na manipulację. Jej miłość do siostry nie pozwala jej dostrzec, że Bahar po raz kolejny wykorzystuje jej dobroć.
Kuzey patrzy za nimi ciężkim, zmęczonym spojrzeniem, a Levent w milczeniu obserwuje triumfalny błysk w oczach Cavidan.
***
Kuzey również wszedł do środka domu, zostawiając w ogrodzie tylko Leventa i Cavidan.
Doktor milczał przez chwilę, obserwując kobietę. W jego oczach malowała się pewność – przez lata pracy z pacjentami nauczył się czytać w ludziach jak w otwartej księdze. A teraz nie miał wątpliwości, kto stoi za całą intrygą.
– Niech pani nie próbuje więcej denerwować Sili – odezwał się w końcu, spokojnym, ale twardym tonem. – Jeśli jej pani zaszkodzi, będzie miała pani do czynienia ze mną.
Cavidan zmrużyła oczy, mierząc go wyzywającym spojrzeniem.
– O co ci chodzi, doktorze? – spytała z chłodnym uśmiechem.
– Wiem, że to pani wysłała tamtą wiadomość – powiedział bez wahania. – Nie wiem, czego pani naprawdę chce od Sili, ale proszę zapamiętać jedno: ja tego tak nie zostawię.
– Doktorze Levencie – prychnęła, unosząc podbródek – czy zdajesz sobie sprawę, że Sila jest moją córką? A ty… kim ty w ogóle jesteś, żeby wtrącać się w nasze sprawy?
Levent odparł stanowczo, patrząc jej prosto w oczy:
– Sila jest dla mnie bardzo ważna. Bardziej, niż może się pani wydawać.
Cavidan uniosła brew, a na jej ustach pojawił się kpiący uśmiech.
– Zakochałeś się w niej, prawda? Kochasz moją córkę! – zaśmiała się cicho. – Widziałam, jak na nią patrzysz. Twoje spojrzenie jest pełne miłości. Powinieneś jej wyznać uczucia.
Levent drgnął, ale zachował kamienną twarz.
– Nie wiem, o czym pani mówi.
– Och, dobrze wiesz – naciskała. – Sila też nie jest wobec ciebie obojętna. Wczoraj rozmawiałyśmy… i wyrwało jej się coś, co wiele zdradzało.
– Nie wierzę pani – uciął chłodno.
– A dlaczego miałabym kłamać? – odparła niewinnie. – Posłuchaj mnie, doktorze. Zabierz Silę z tego domu, a oboje będziecie szczęśliwi.
Levent zacisnął usta. Jego głos stał się ostrzejszy, a spojrzenie nabrało groźnego blasku.
– To moje ostatnie ostrzeżenie, pani Cavidan. Jeśli jeszcze raz spróbuje pani zranić Silę… konsekwencje będą poważne.
Odwrócił się i ruszył w stronę bramy. Cavidan patrzyła za nim, a w jej oczach pojawił się błysk wyrachowania.
– Może rzeczywiście dobrze by było, gdyby ją stąd zabrał – mruknęła do siebie. – Uwolniłybyśmy się od kłopotu raz na zawsze.
***
Godzinę później Sila przebywała w swoim pokoju. Z czułością podlewała kwiaty stojące na parapecie, jakby pielęgnując w nich własne myśli i sekrety. Ciszę przerwał nagle dźwięk telefonu.
– Tak, panie Levencie… – odebrała spokojnym głosem.
Nie wiedziała jednak, że za drzwiami jej pokoju zatrzymała się Bahar. Dziewczyna pochyliła się, nadstawiając uszu, by nie uronić ani słowa.
– Na razie nie przychodź tu – mówiła dalej Sila, tonem pełnym troski. – Bahar będzie nieszczęśliwa, jeśli będziesz tak postępował.
Zamilkła na chwilę, jakby zbierała się w sobie, a potem dodała półgłosem, lecz z wyraźną determinacją:
– Levencie, Bahar nie może wiedzieć, że odzyskałam pamięć. Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Ona i Kuzey są małżeństwem, wyglądają na szczęśliwych. A ja… ja pogrzebię przeszłość głęboko w sercu.
Kamera zatrzymuje się na twarzy Bahar. Jej oczy rozszerzają się z przerażenia, a usta drżą.
– Moja siostra… ona wszystko pamięta… – szepcze. – Mama miała rację…
***
W gabinecie doktora Leventa rozległo się zdecydowane pukanie.
– Proszę – odezwał się, nie odrywając wzroku od notatek.
Drzwi uchyliły się, a gdy zobaczył, kto wchodzi, jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
– Pani Bahar?
Dziewczyna weszła powoli, z trudem skrywając emocje. Usiadła na krześle naprzeciwko niego. Jej oczy były czerwone, jakby od długiego płaczu.
– Panie Levencie… – wyszeptała, z trudem wydobywając głos. – Czuję się bardzo źle. Proszę, pomóż mi…
Na pierwszy rzut oka wyglądała jak zagubiona, niewinna istota – krucha jak płatek śniegu. Lecz w jej myślach buzowało coś zupełnie innego.
„Czas dokończyć zadanie. Między Silą a Kuzeyem nie będzie nic!”
Przez moment mogło się wydawać, że Bahar naprawdę cierpi, że w jej sercu narodziło się poczucie winy. Jednak złudzenie prysło szybko. W jej oczach, ukrytych pod zasłoną łez, czaił się chłód i bezwzględność.
Bahar była gotowa na wszystko. Gotowa, by zatrzymać Kuzeya przy sobie. Gotowa, by posiąść nie tylko jego miłość, ale i wszystkie dobra, które do niego należały. Nikt nie stanie jej na drodze do tego celu. Nawet własna siostra.
***
Gonul stała na drabinie, zamaszyście wycierając szybę. Promienie słońca odbijały się w szkle, gdy nagle na podwórku pojawił się ktoś, kogo się nie spodziewała. Bezdomny mężczyzna, którego widziała ostatnio w dramatycznym stanie, teraz wyglądał niemal nie do poznania. Włosy miał starannie uczesane, ubrania czyste, a brodę elegancko przystrzyżoną. Sprawiał wrażenie człowieka, który wrócił z dalekiej podróży, odmieniony.
– Gonul… – odezwał się cicho, a jej serce zamarło.
Ten głos. Ten ton, którego nie słyszała od tylu lat. Powoli odwróciła głowę, a kiedy jej spojrzenie napotkało jego twarz, zbladła jak papier. Na moment poczuła się, jakby świat stanął w miejscu.
– Taylan…? – wyszeptała, z niedowierzaniem, jakby bała się, że obraz przed jej oczami to jedynie złudzenie.
Mężczyzna podszedł bliżej, a w jego oczach widać było wzruszenie.
– Jestem tutaj, Gonul – powiedział, wyciągając dłoń w jej stronę.
– Dlaczego przyszedłeś? Skąd się wziąłeś po tylu latach? – jej głos drżał, a dłonie, wciąż trzymające ścierkę, były lodowate.
– Przyszedłem prosić cię o wybaczenie – odpowiedział spokojnie. – Przyszedłem po ciebie… i po moją córkę.
– Taylan… – powtórzyła, jakby chciała się upewnić, że nie śni koszmaru na jawie.
– Trochę się postarzałem, prawda? – uśmiechnął się gorzko. – Ile minęło lat?
– Dwadzieścia… całe dwadzieścia – odparła, a w jej głosie pobrzmiewał ból.
– Aż tyle? – szepnął, jakby sam nie wierzył.
– Skąd przychodzisz? Jak mnie znalazłeś?! – w jej głosie narastała histeria.
Taylan przeszedł obok niej, lustrując spojrzeniem dom.
– To tutaj mieszkasz? – zapytał, jakby próbował na nowo ułożyć obraz jej życia.
– Jak mnie znalazłeś, Taylan?! – powtórzyła ostrzej, tym razem nie kryjąc gniewu. Jej spojrzenie było lodowate, jakby chciała przeciąć nim powietrze.
Mężczyzna sięgnął do kieszonki koszuli i wyjął wycinek z gazety.
– Zobaczyłem artykuł… o Zeynep. – Uniósł drżącą dłonią papier, na którym widniało zdjęcie ich córki oraz nagłówek: „Zajęła piąte miejsce w kraju”. – Poszedłem na uczelnię i zapytałem o jej adres. Podali mi go bez wahania.
Gonul wytrzeszczyła oczy, a jej twarz stężała.
– Po co to zrobiłeś? Czego ty ode mnie chcesz?!
– Gonul… – spojrzał na nią błagalnie. – Nie traktuj mnie, jakbym był chory na dżumę.
Jej oczy zapłonęły gniewem.
– Umarłeś, Taylan! – krzyknęła z rozpaczą. – Umarłeś dla mnie i dla niej! Wynoś się stąd! – wyciągnęła rękę w stronę drogi, wskazując mu wyjście. Jej twarz stała się twarda jak kamień, a spojrzenie przeszywało go na wskroś.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 219. Bölüm i Aşk ve Umut 220. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.











