Miłość i nadzieja odc. 289: Zeynep staje z ojcem twarzą w twarz!

Zeynep spogląda z napięciem na twarzy.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 289 – szczegółowe streszczenie

Feraye i Belkis stoją naprzeciwko Taylana, który rozsiadł się na wysłużonej wersalce, jakby wcale nie zamierzał odejść. Gonul stoi obok nich, spięta, nerwowo splatając dłonie. Jej wzrok błądzi od jednej osoby do drugiej – czuje, że sytuacja wymyka się spod kontroli.

– Więc to ty jesteś Taylan? – pyta chłodno Belkis, unosząc brodę.

– Tak, szwagierko – odpowiada mężczyzna z cieniem uśmiechu.

– „Szwagierko”? – Belkis przewraca oczami. – Takie odzywki wcale do ciebie nie pasują. Wyglądasz na człowieka kulturalnego i wykształconego, a zachowujesz się jak ulicznik.

– Przepraszam… – Taylan wzdycha, zerkając na swoje dłonie. – Po latach w więzieniu człowiek nabiera innego języka. Ale spokojnie, nadal pamiętam, jak mówi się „pani”.

Na twarzach Feraye i Belkis maluje się konsternacja. Spojrzenia wymieniają się szybko, pełne zdziwienia i lęku – żadna z nich nie wiedziała, że mężczyzna ma kryminalną przeszłość.

– W każdym razie, on już wychodzi – mówi twardo Gonul, patrząc na Taylana z wymownym błyskiem w oczach. Ale mężczyzna ani drgnie, siedzi z uporem, jakby wrósł w wersalkę.

– Pozwól, że o coś zapytam – odzywa się Feraye, robiąc krok do przodu. – Dlaczego pojawiłeś się nagle, po tylu latach?

– Tak jak powiedziałem… – Taylan unosi spojrzenie. – Byłem w więzieniu. Czekałem cierpliwie na dzień, w którym znów zobaczę swoją córkę. I wreszcie to się stało.

– On naprawdę nazywa ją swoją córką… – szepcze Belkis do Feraye, jakby nie wierząc własnym uszom.

– Przepraszam, teraz moja kolej – Taylan przechyla głowę. – Pani Feraye, prawda? Żona Bulenta?

– Tak – odpowiada kobieta z widoczną rezerwą.

– Jak się miewa Bulent? – pyta Taylan z udawaną serdecznością. – Czy wszystko u niego w porządku? To mój stary przyjaciel. Bardzo za nim tęsknię… Chcę mu podziękować, jemu i tobie, że pomogliście Gonul i mojej córce.

– Dość tego! – wybucha Gonul, chwyta mężczyznę za ramię i szarpie nim. – Wstawaj, Taylan! Wynoś się stąd! – niemal wypycha go z pokoju.

Kilka chwil później wraca, próbując uspokoić oddech.

– Co to miało znaczyć? – pyta Belkis, unosząc brwi. – Złapałaś faceta za fraki i wyrzuciłaś go jak śmiecia.

– Nic się nie dzieje… – rzuca Gonul, starając się brzmieć pewnie.

– Nic?! – Feraye podchodzi bliżej, a jej głos drży ze wzburzenia. – Ten człowiek wrócił po latach, jakby wstał z grobu, i rości sobie prawa do Zeynep!

– Zniknie tak samo, jak przyszedł, nie martwcie się – odpowiada Gonul z udawaną stanowczością. – Tylko błagam… nic nie mówcie Zeynep.

– A czego on się właściwie spodziewał? – Belkis mruży oczy. – Twierdzi, że Zeynep to jego córka. Powiedz, Gonul, czy to prawda? Miałaś dziecko z Bulentem i wmówiłaś innemu, że jest ojcem?

– Nie gadaj bzdur! – protestuje Gonul, ale w jej głosie brakuje siły.

– Więc skąd ta jego pewność?! – dopytuje Feraye ostro.

Gonul chwyta się za głowę, jej dłonie drżą.

– Proszę… przestańcie zadawać te pytania. Obiecuję, że to wszystko naprawię.

– Naprawisz? – prycha Belkis. – Za każdym razem, kiedy próbujesz coś naprawić, tylko jeszcze bardziej wszystko plączesz. Nikt już ci nie wierzy, Gonul.

– Chodźmy, Feraye – dodaje chłodno. – Nie ma sensu tu dłużej siedzieć.

Obie kobiety wychodzą, zostawiając Gonul samą. Gdy drzwi się zamykają, kobieta osuwa się ciężko na wersalkę, skulona, jakby nagle cała przeszłość runęła na jej barki.

***

Akcja przenosi się do parku. Wzdłuż alejki spacerują Naciye i Hulya, gdy nagle dostrzegają Leventa i Bahar stojących razem w cieniu drzew. Wyglądają, jakby prowadzili poważną, potajemną rozmowę.

– Co tu się dzieje? – pyta ostro Hulya, wbijając w Bahar podejrzliwe spojrzenie. – Dlaczego spotykacie się tutaj, z dala od wszystkich?

Levent nerwowo poprawia mankiet koszuli, lecz zanim odpowie, Bahar przejmuje inicjatywę.

– Sila… nie przyszła z wami, prawda? – dopytuje szybko, jakby to właśnie była jej największa obawa. – Nie ma jej tutaj?

– Nie – odpowiada zaskoczona Naciye. – A dlaczego pytasz?

Bahar odetchnęła z ulgą, teatralnie przykładając rękę do serca.

– Och, kamień spadł mi z serca. Przez chwilę myślałam, że przyszła z wami i się przestraszyłam. Ale skoro jej tu nie ma, mogę wam coś powiedzieć. Tylko błagam – nie możecie zdradzić tego Sili. Ona absolutnie nie może o tym wiedzieć.

– Ale czego dokładnie nie może usłyszeć? – dopytuje Naciye, coraz bardziej zaintrygowana.

Bahar rozciąga usta w szerokim, sztucznie radosnym uśmiechu.

– Pan Levent… – zaczyna przeciągle i nagle wypala z entuzjazmem: – myśli o tym, żeby poprosić moją siostrę o rękę!

– Co?! – krzyczą jednocześnie Hulya i jej matka.

– No właśnie! – Bahar klaszcze w dłonie, jakby chciała rozproszyć ich wątpliwości. – Jak się domyślacie, Levent chce jej zrobić niespodziankę. Spotkaliśmy się tutaj, żeby ustalić szczegóły. Właśnie szukam odpowiedniego pierścionka – dodaje, wyciągając z torebki telefon. – Pomyślałam też, że moglibyśmy zarezerwować stolik w tej nowej, eleganckiej restauracji w centrum. Wyobrażacie to sobie? To będzie niezapomniana chwila!

– To rzeczywiście brzmi pięknie – mówi urzeczona Naciye. – Jestem pewna, że Sila byłaby zachwycona.

– Ale pamiętajcie… ani słowa mojej siostrze. Jeżeli się dowie, cała niespodzianka straci sens – ostrzega Bahar, unosząc palec ostrzegawczo.

– Oczywiście, że nic jej nie powiemy – przytakuje Naciye, zerkając na córkę. – Prawda, Hulya?

– Tak, nie powiemy… – odpowiada Hulya powoli, lecz w jej głosie słychać sceptycyzm.

Podczas gdy Naciye chłonie każde słowo Bahar z błyskiem ekscytacji w oczach, Hulya obserwuje uważnie Leventa. Widzi, jak jego szczęka napina się nerwowo, a spojrzenie ucieka w bok. Milczenie mężczyzny i napięcie malujące się na jego twarzy tylko utwierdzają ją w przekonaniu: ta cała opowieść o zaręczynach to kłamstwo. Bahar z pewnością spotkała się z Leventem w zupełnie innym celu.

***

Kuzey wpada do salonu niczym burza. Podchodzi gwałtownie do stołu, przy którym siedzi Sila, i uderza dłonią w blat tak, że szklanki podskakują.

– Co to za historia z małżeństwem?! – krzyczy, a jego oczy płoną gniewem. – Nie pozwalam na to. Nigdy!

Sila wstaje powoli, jej twarz blednie, ale w spojrzeniu błyszczy upór. Staje naprzeciwko niego, tak blisko, że dzieli ich ledwie oddech.

– O czym ty w ogóle mówisz? – pyta, rozszerzając oczy. – Skąd ci się to wzięło?

– Nie udawaj! – syczy Kuzey. – Słyszałem, co mówiła twoja matka. Levent chce cię poślubić. To skandal!

– Skandal? – powtarza z drżeniem w głosie, a potem wbija mu spojrzenie prosto w serce. – Ty mówisz mi o skandalu?

– Uważasz, że większym skandalem jest to, że ożeniłem się z Bahar? – odbija zarzut, unosząc głos.

– Tego nie powiedziałam!

– Ale to masz na myśli! – oskarża z pasją. – Największym skandalem jest to, że wszystko pamiętasz, Sila… wszystko, co było między nami… a mimo to udajesz, że nic się nie wydarzyło. Dlatego nie pozwolę ci wyjść za tego mężczyznę!

– Kim ty jesteś, żeby mi czegokolwiek zabraniać?! – jej głos drży, lecz staje się coraz mocniejszy. – Jakim prawem?

– Powiedziałem, że to niemożliwe! – grzmi. – On był twoim lekarzem. To, co robi, jest nieetyczne i chore!

– Był moim lekarzem – podkreśla Sila. – Ale już nim nie jest. To przeszłość.

– On zna wszystkie twoje słabości i teraz je wykorzystuje! – parska Kuzey. – Co ci powiedział? „Kuzey się ożenił, więc ty też powinnaś”? Sila, czy ty naprawdę chcesz, żebym umierał z zazdrości?! Bo jeśli tak – roztrzaskam temu facetowi twarz, przysięgam!

W tej chwili do salonu wchodzą Bahar i Levent. Atmosfera jest tak gęsta, że można by ją kroić nożem.

– Co ty tu robisz?! – rzuca Kuzey w stronę lekarza, a jego głos brzmi jak ryk. – Może mam ci jeszcze dać zapasowy klucz, żebyś wchodził bez pukania?! A może od razu zamieszkaj u nas na piętrze, co? Pokój wolny czeka!

– Kuzey, przestań… – próbuje go uspokoić Bahar, kładąc dłoń na jego ramieniu.

– Nie przestanę! – odtrąca jej rękę. – Zostaw moją siostrę w spokoju!

– Opanuj się wreszcie! – odzywa się stanowczo Levent. Jego głos jest chłodny, wyważony.

– A jeśli się nie opanuję, co mi zrobisz?! – wybucha Kuzey. – Ona była twoją pacjentką! Wykorzystujesz jej stan, jej ból, żeby się do niej zbliżyć! Nigdy na to nie pozwolę!

Levent spogląda mu w oczy, nie mrugając ani razu.

– To ty przekraczasz granice, Kuzey – mówi lodowato. – Tak, myślę o Sili. Tak, jest dla mnie ważna.

– Tylko tyle? – parska Kuzey, podchodząc bliżej. – Powiedz prawdę. Powiedz, że ją kochasz!

Levent unosi podbródek.
– Załóżmy, że tak jest. Co wtedy? Masz coś przeciwko?

Kuzey napina szczęki, zbliżając się do niego tak, że dzieli ich tylko kilka centymetrów.

– Zostaw ją. Nigdy nie pozwolę, żeby była z tobą. Nigdy!

– Kuzey, dość! – wtrąca się nagle Sila. Jej głos drży, ale jest stanowczy. – Nikt nie prosi cię o zgodę!

Podchodzi do Leventa, kładzie mu dłoń na ramieniu.

– Levent, chodźmy.

– Nigdzie nie pójdziesz! – ryczy Kuzey, chwytając rywala za rękaw marynarki. – Najpierw odpowiedz na pytanie, doktorku. Kochasz ją? Przyznaj się! Czy to tylko manipulacja? Brak ci odwagi? Powiedz to!

Levent wyrywa się z jego uścisku.

– Dość! – jego głos wibruje w powietrzu. – Jeżeli kocham Silę, powiem jej o tym, a nie tobie. Ale skoro chcesz wiedzieć – dobrze, powiem. Tak, przyszedłem zaprosić ją na kolację.

– Nie pozwalam! – wrzeszczy Kuzey. – Jasne? Nie pozwalam!

– Kuzey, przestań! – krzyczy Sila, a jej oczy błyszczą łzami. Bierze głęboki wdech i mówi powoli, ostro: – Akceptuję twoją propozycję, Levencie. Jedźmy, dokąd chcesz.

Odwraca się do Kuzeya, jej spojrzenie jest chłodne jak lód.

– Nikt, rozumiesz, nikt nie będzie wtrącał się w moje życie.

***

Cihan stał oparty o bok samochodu zaparkowanego przy drodze prowadzącej do domu Feraye. W dłoni trzymał papierosa, którego żar pulsował w ciemności niczym niespokojne serce. Kiedy usłyszał kroki, powoli podniósł wzrok. Nadchodził Taylan, jego twarz była spięta, a w spojrzeniu czaił się niepokój.

– Dlaczego mnie tu wezwałeś? – spytał chłodno, zatrzymując się obok niego.

– Plany uległy zmianie – odpowiedział Cihan, zaciągając się głęboko.

– Nie wiem, co się stało, ale spotkałem Feraye i jej przyjaciółkę Belkis w domu Gonul – odparł Taylan, marszcząc brwi.

– Wiem o tym – Cihan wyrzucił niedopałek i przydeptał go butem. – Ege powiedział mi, że planuje wyznać Zeynep prawdę. Że Bulent jest jej ojcem.

– I co ja mam z tym wspólnego? – Taylan wzruszył ramionami, choć w jego głosie pobrzmiewała nerwowość.

– Masz zainterweniować – Cihan zmrużył oczy. – Im dłużej Ege będzie zwlekał z tym wyznaniem, tym gorzej dla niego. Gdy prawda wyjdzie na jaw, Zeynep znienawidzi go za to, że milczał. A to będzie twój moment, Taylanie. Twój moment, żeby stanąć przed córką.

– Teraz? – spytał z niedowierzaniem.

– Tak, teraz. – Cihan wskazał dom. – Spójrz. Ona jest tam. Idź i zrób, co powinieneś zrobić już dawno temu.

Taylan zawahał się, ale ruszył. Serce waliło mu jak młot. Zatrzymał się przed drzwiami, uniósł rękę i zapukał. Po chwili w progu stanęła Zeynep. Jej twarz była nieufna, a spojrzenie czujne.

– Kogo pan szuka? – zapytała, przyglądając się mu uważnie.

Taylan poczuł, jak ściska mu gardło.

– Przyszedłem po ciebie, moja córko – wyszeptał z drżeniem. – Przyszedłem prosić o wybaczenie. – Wyciągnął ku niej rękę. – Proszę…

Zeynep cofnęła się gwałtownie, jakby chciał ją skrzywdzić.

– Nie dotykaj mnie! – krzyknęła. Jej głos załamał się od strachu i gniewu. – Odejdź! Wynoś się stąd! – Wskazała bramę drżącą dłonią.

– Zeynep, błagam, wysłuchaj mnie…

– Powiedziałam, odejdź! – wrzasnęła jeszcze głośniej, aż echo odbiło się od ścian domu.

Zrobiła krok w tył, ale Taylan ruszył za nią, przekraczając próg. W tym momencie w przedpokoju pojawiła się Seda.

– Kim pan jest?! – rzuciła ostro, stając przed Zeynep jak tarcza.

– Jestem jej ojcem – odparł Taylan, a jego głos zadrżał. – Ojcem Zeynep. Proszę, pozwólcie mi z nią porozmawiać.

– Nie chcę cię słuchać! – krzyczała Zeynep, a jej pięści zaciskały się w bezradnej furii. – Wynoś się, nie masz prawa tu być!

Seda odepchnęła intruza ku drzwiom, gotowa zadzwonić na policję. Zeynep osunęła się na schody, wtulając twarz w dłonie. Jej ciało trzęsło się jak liść na wietrze, a łzy spływały niepowstrzymanie.

Taylan jednak nie odszedł. Wciąż stał na podwórku, waląc pięścią w drzwi.

– Zeynep! – wołał z rozpaczą. – Zeynep, to ja, twój ojciec!

Nagle zza drzwi rozległ się spokojniejszy głos:

– Zeynep, to ja. Otwórz. – To był Cihan.

Seda niepewnie uchyliła drzwi. Wszedł do środka, prowadząc za sobą Taylana, którego trzymał mocno za ramię.

– Zeynep, zadzwoń na policję – polecił chłodno Cihan. – Ten człowiek to oszust.

– Nie, nie jestem oszustem! – Taylan wyrwał się z jego uchwytu. – Nazywam się Taylan Unsal. Jestem twoim ojcem! – Wyciągnął portfel i drżącymi dłońmi podał dowód osobisty. – Sprawdź, jeśli nie wierzysz!

Cihan przejął dokument i podał go Zeynep. Dziewczyna spojrzała na nazwisko, a jej twarz pobladła. Cofnęła się, jakby świat nagle się pod nią zawalił.

– To niemożliwe… – wyszeptała. – Tata…?

Taylan upadł na kolana, jak złamany człowiek.

– Moja córko… – łkał, chwytając się jej dłoni, które jednak natychmiast się cofnęły. – Błagam, wybacz mi! Przyjechałem tu, żebyśmy znów byli rodziną!

Zeynep spojrzała na niego przez łzy. Jej głos był pełen bólu i gniewu:

– Gdzie byłeś przez te wszystkie lata?! Dwadzieścia lat! Dlaczego nas zostawiłeś? Dlaczego mama mówiła, że nie żyjesz?! Jak mogłeś?! – wrzasnęła. – Odejdź! Nie chcę cię znać!

Taylan padł twarzą do podłogi, a jego łkanie rozbrzmiało w całym domu.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 222. Bölüm i Aşk ve Umut 223. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy