„Miłość i nadzieja” – odcinek 290 – szczegółowe streszczenie
Zeynep wciąż drżała, ale oddech powoli się uspokajał. Siedziała naprzeciwko Taylana na kanapie w salonie Feraye. Jej spojrzenie było twarde, choć w oczach kryła się łza, której nie pozwalała spłynąć.
– Dlaczego mama powiedziała, że umarłeś? – zapytała w końcu, jej głos był zimny, ale drżący. – Dlaczego kłamstwo było jedynym wyjściem?
Taylan spuścił wzrok, dłonie nerwowo ścisnął na kolanach.
– Popełniłem wiele błędów – przyznał cicho. – Zaryzykowałem wszystko, żeby szybko zarobić dużo pieniędzy.
W tym momencie drzwi otworzyły się gwałtownie. Feraye i Belkis weszły do środka, zatrzymując się jak wryte na widok mężczyzny.
– Zeynep? – odezwała się Feraye z drżeniem w głosie. – Co tu się dzieje?
– Taylan Unsal nie umarł – odpowiedziała dziewczyna z kamienną twarzą.
– Pan Taylan przyszedł porozmawiać z Zeynep – oznajmił Cihan stanowczo, jakby chciał zaznaczyć, że panuje nad sytuacją.
Feraye usiadła obok dziewczyny, otaczając ją ramieniem.
– Zeynep, nie zmuszaj się. Nie musisz go słuchać.
– Chcę go wysłuchać – odparła Zeynep, nie spuszczając oczu z mężczyzny.
– No to wysłuchajmy go razem – wtrąciła Belkis. Podeszła do Taylana, zadarła podbródek i utkwiła w nim spojrzenie pełne wyzwania. – Jestem jak wykrywacz kłamstw. Spróbuj skłamać, a natychmiast to zauważę. Mów prawdę.
Zeynep mocno ścisnęła dłoń Feraye, jakby szukała w niej oparcia. Taylan podniósł szklankę, wypił łyk wody i z ciężkim westchnieniem zaczął mówić:
– Kiedy skończyliśmy studia, wszyscy mieliśmy marzenia. Ale ja nie mogłem być jak Bulent, ambitny, uczciwy… – głos mu zadrżał. – Porzuciłem ideały. Zająłem się interesami złych ludzi, bo tam były szybkie pieniądze. Zarobiłem, ale to były brudne pieniądze. A co łatwo przychodzi, łatwo odchodzi. Zacząłem grać… hazard wciągnął mnie całkowicie.
Zatrzymał się, przełknął ślinę, a jego dłonie zaczęły drżeć.
– Hazard mnie zniszczył. Sprzedałem nawet nasze obrączki. Odbierałem twojej mamie każdą pensję. Ciągle obiecywałem, że tym razem wygram, że wszystko odrobię, a tonąłem coraz głębiej. – Zacisnął powieki, jakby widział przed oczami własne grzechy. – Ludzie, którym byłem winien, zaczęli przychodzić do domu. Grozili, krzyczeli, wybijali szyby. To byli potworni ludzie. Twoja mama zamykała cię w pokoju, żebyś ich nie widziała. Pewnego dnia próbowali spalić nasz dom. Twoja mama w ostatniej chwili wyciągnęła cię z płomieni.
W oczach Zeynep błysnęły łzy, ale jej twarz pozostała niewzruszona, jak maska.
– Nie odbierałem telefonów od twojej mamy – mówił dalej Taylan, a głos mu się łamał. – Zostawiałem ją samą z tym wszystkim. Nie mieliśmy nawet na twoje mleko. Byłaś głodna, a ja byłem tak zaślepiony grą, że… ukradłem mleko ze sklepu. Złapano mnie. W panice zraniłem człowieka nożem. Za to trafiłem do więzienia.
Opuścił głowę.
– Spędziłem tam dziesięć lat. W tym czasie twoja mama zmagała się z wierzycielami, potem uciekła, zmieniła adres… i powiedziała ci, że twój ojciec nie żyje. Bo w pewnym sensie miała rację. Ja już wtedy nie żyłem. Zniszczyłem wszystko. Została tylko hańba.
W salonie zapadła cisza tak gęsta, że słychać było tykanie zegara.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Do środka wpadła Gonul jak huragan. Jej oczy płonęły, a w głosie brzmiała czysta furia.
– Dlaczego tu przyszedłeś?! – wrzasnęła, a jej krzyk przeszył powietrze. – Dlaczego pojawiłeś się przed Zeynep?!
Podbiegła do Taylana i chwyciła go za kołnierz, szarpiąc z całej siły.
– Odszedłeś wiele lat temu! – wrzeszczała, a jej głos był pełen bólu. – Zniszczyłeś nas! To, co zrobiłeś, nie wystarczyło? Nadal ci mało?! Nadal chcesz ją krzywdzić?!
Rzucała się na niego jak lwica broniąca młodych. Feraye i Belkis z trudem odciągnęły ją od mężczyzny, Gonul jednak wciąż wyrywała się z ich rąk, gotowa rozszarpać go na strzępy.
Taylan siedział na kanapie, roztrzęsiony, a jego wzrok błądził między Zeynep a Gonul – jakby nagle zdał sobie sprawę, jak wielkie spustoszenie naprawdę pozostawił po sobie.
***
Zeynep gwałtownie podnosi się z kanapy, a jej twarz zalewa rumieniec gniewu. Wbija w matkę spojrzenie pełne rozpaczy i furii, które potrafiłoby roztrzaskać najtwardsze serce.
— Jakim człowiekiem trzeba być, żeby zrobić coś takiego?! — wybucha, a jej głos drży jak pękająca struna. — Powiedziałaś mi tak wiele kłamstw!
— Nie miałam innego wyjścia… — broni się Gonul, wyciągając ręce w stronę córki, jakby chciała ją zatrzymać przy sobie. — Co miałam ci powiedzieć? Że twój ojciec był… zwykłym łajdakiem?
— Może i był draniem, ale był moim ojcem! — Zeynep uderza pięścią w stół. — Przez całe lata wierzyłam, że nie żyje! Że nigdy go nie poznam! Żyłam w kłamstwie, które ty sama stworzyłaś! A on… on tu stoi, żywy!
— Moja córko, ja tylko… — głos Gonul łamie się i cichnie.
— Nie nazywaj mnie córką! — wrzeszczy Zeynep, a jej oczy zalewa fala łez. — Jak można tak okłamać własne dziecko?!
Zrozpaczona dziewczyna ucieka do ogrodu, zatrzaskując drzwi z takim impetem, że w całym domu rozlega się echo. Gonul, roztrzęsiona, rzuca się na Taylana. Jej ręce, pełne gniewu i bólu, lądują na jego twarzy. Uderza go raz, potem drugi, jakby każde uderzenie miało odpłacić za lata cierpienia.
W tej samej chwili do środka wchodzą Ege i Melis. Zaskoczeni zastają obraz chaosu: Gonul atakującą Taylana, Cihana próbującego ją odciągnąć i Feraye z Belkis, które patrzą przerażone.
— Co tu się dzieje?! — Melis marszczy brwi i wbija spojrzenie w Taylana. — Kim jest ten człowiek?!
— To Taylan Unsal — odpowiada poważnie Ege.
— Co?! — Melis otwiera szeroko oczy. — Ty… ty nie umarłeś?
— Nie umarł — odpowiada Cihan chłodnym tonem.
Melis parska gorzkim śmiechem i odwraca się w stronę Gonul.
— A więc i w tej sprawie skłamałaś? — Jej głos ocieka pogardą. — Naprawdę jesteś niesamowita. Ale swoje rodzinne tragedie rozwiązuj gdzie indziej! Nie chcę cię więcej w tym domu!
Do salonu wpadają Feraye i Belkis, próbując opanować sytuację. Tuż za nimi, chwiejnym krokiem, wchodzi Zeynep. Jej twarz jest blada, a spojrzenie puste.
— Melis ma rację — mówi słabym, urywanym głosem. — To jej dom. Nasze problemy jej nie dotyczą…
Unosi dłoń, jakby chciała jeszcze coś dodać, lecz nagle jej ciało bezwładnie osuwa się na ziemię. Upada na dywan z głuchym szelestem, a wokół niej rozlega się rozpaczliwy krzyk.
***
Gonul, Zeynep i Taylan wychodzą z domu Feraye. Wieczorne powietrze jest ciężkie, a ciszę przerywa tylko szelest liści i szybkie, urywane oddechy Zeynep. Dziewczyna chwieje się na nogach, jakby każdy krok był dla niej walką. W pewnym momencie potyka się, a Taylan instynktownie obejmuje ją ramionami, ratując przed upadkiem.
Widok ten rozdziera serce Gonul. Jej dłoń zaciska się w pięść, a w oczach pojawiają się łzy – mieszanina bólu, gniewu i bezradności.
— Nigdy więcej cię nie opuszczę, moja córko — szepcze Taylan z czułością, jakby każde słowo było przysięgą składną prosto z serca.
Na twarzy Zeynep maluje się rozpacz. Jej ręce, które bezwładnie opadły wzdłuż ciała, nagle drgają. Z całą siłą odpycha Taylana, jakby jego dotyk parzył ją żywym ogniem.
— Trzymaj się ode mnie z daleka! — krzyczy, a jej głos odbija się echem od ścian domu.
— Moja córko… — Gonul robi kilka kroków w jej stronę, wyciągając rękę błagalnie, jakby chciała ją zatrzymać, przytulić, ochronić.
Zeynep gwałtownie wyrzuca rękę w górę, jak tarczę, którą chce odeprzeć ich oboje.
— Oboje trzymajcie się ode mnie z daleka! — Jej głos drży, a w oczach błyszczą łzy, które nie spływają – zatrzymane przez gniew i dumę.
Wtedy z cienia podchodzi Cihan. Patrzy na nią z troską, ale nie zbliża się gwałtownie – jego obecność jest jak spokojna przystań w chaosie.
— Zeynep… — mówi miękko, lecz stanowczo. — Pozwól, że cię stąd zabiorę.
Dziewczyna odwraca się ku niemu. Jej spojrzenie jest pełne bólu, ale wreszcie odnajduje w nim oparcie.
— Proszę… zabierz mnie stąd — wyszeptuje, a jej głos łamie się jak szkło.
Cihan bez słowa wyciąga rękę. Zeynep chwyta ją mocno, jakby od tego uścisku zależało jej życie. Ich dłonie splatają się pewnie, stanowczo.
Bez oglądania się za siebie odchodzą ku samochodowi. Drzwi zatrzaskują się z głuchym trzaskiem, a silnik budzi się do życia. W chwilę później auto znika w ciemnościach drogi, zostawiając Gonul i Taylana stojących samotnie na podwórku – jak dwoje ludzi, którzy utracili wszystko, co najważniejsze.
***
Levent prowadzi Silę do eleganckiej restauracji. Światło świec odbija się w jej oczach, a miękka muzyka w tle tworzy romantyczną aurę. Kelner odprowadza ich do stolika przy oknie. Gdy tylko siadają, Levent wyciąga zza siebie pojedynczą, czerwoną różę i podaje ją dziewczynie z lekkim uśmiechem.
— Przepraszam, że tak długo zwlekałem — zaczyna powoli, z nutą drżenia w głosie. — Nie mogłem wcześniej z tobą porozmawiać, ale teraz… teraz chcę powiedzieć ci wszystko.
Sila patrzy na niego pytająco, ściskając w dłoni różę.
— Zawsze coś do ciebie czułem, Sila — kontynuuje Levent. — Ale brakowało mi odwagi, by się przyznać. Może nigdy bym się na to nie zdobył… gdyby nie ona.
Zamyka oczy na chwilę, przypominając sobie o Bahar i jej szantażu.
— Kto? — pyta ostrożnie Sila, ale on uśmiecha się wymijająco i spuszcza wzrok.
— To nieważne. Liczy się tylko to, że w końcu odważyłem się mówić wprost. — Pochyla się lekko ku niej. — Powiedziałaś, że chcesz, żebym cię uratował z tamtego domu. Wtedy poczułem, że nasze losy splatają się w coś więcej. Powiedz mi, Sila… dobrze to zrozumiałem? Ty też coś do mnie czujesz, prawda?
Dziewczyna zbiera się na odpowiedź.
— Levent, posłuchaj, ja… — zaczyna, lecz nagle jej słowa więzną w gardle. Jej wzrok kieruje się ku wejściu.
Do lokalu wchodzi Kuzey, a obok niego Bahar. Kuzey z zimną determinacją prowadzi ją wprost do stolika w pobliżu, celowo wybranego tak, by mieć Leventa i Silę w zasięgu wzroku.
Napięcie można kroić nożem. W spojrzeniu obu mężczyzn iskrzy cicha wojna, choć żaden nie wypowiada ani słowa. Levent jednak nie rezygnuje. Sięga do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciąga małe, czerwone pudełeczko.
— Sila… — jego głos drży, ale nie z wahania, tylko z emocji. — Pozwól mi kochać cię do końca życia. Pozwól, że będę cię chronił. — Otwiera pudełeczko i ukazuje lśniący pierścionek zaręczynowy. — Zostań moją żoną.
Czas jakby się zatrzymał. Sila szeroko otwiera oczy, a jej serce wali jak młot. Kuzey, obserwując tę scenę, czuje, jak ogień rozlewa się po jego żyłach. Jego ręka zaciska się na szklance z drinkiem. Wypija go duszkiem, a potem odkłada naczynie z taką siłą, że odgłos rozchodzi się po sali. Szklanka przewraca kieliszek Bahar, a zawartość spływa po jej sukience.
Bahar zrywa się gwałtownie, wściekła, ale bez słowa zabiera swoją torebkę i odchodzi, nie oglądając się za siebie. Kuzey podąża za nią, jakby uciekał przed samym sobą.
W tym samym czasie Sila wstaje od stolika. Spogląda na Leventa, który wciąż klęczy z pierścionkiem w dłoni.
— Idę do toalety — mówi chłodno, niemal szeptem, po czym odwraca się i odchodzi, zostawiając go w bezruchu.
Levent zostaje sam przy stoliku. Pierścionek w jego dłoni błyszczy w świetle świec, ale dla niego traci cały blask.
***
Kuzey zatrzymuje Bahar tuż przed drzwiami łazienki. Jego dłoń opiera się o framugę, uniemożliwiając jej wejście.
— Bahar, poczekaj… co się stało? Dlaczego płaczesz? — pyta cicho, z odrobiną niepokoju w głosie.
Dziewczyna odwraca się gwałtownie, jej oczy błyszczą od łez.
— Co się stało? — powtarza z goryczą. — Kuzey, zaprosiłeś mnie tutaj, dobrze wiedząc, że moja siostra i Levent będą w tej samej restauracji! To miała być kolacja tylko dla nas, a ty nawet nie potrafisz spojrzeć mi w oczy. Interesuje cię tylko ona! — Wskazuje ręką w kierunku sali. — Zrobiłeś ze mnie głupca.
Jej głos drży, ale każde słowo tnie jak ostrze.
— Myślałam, że naprawdę chcesz ze mną spędzić wieczór. Że… że kochasz mnie tak, jak powiedziałeś, kiedy zdecydowałeś się mnie poślubić. Kuzey, ja cię kocham całym sercem, a ty? Ty nie potrafisz nawet odpowiedzieć. — Jej twarz wykrzywia się z bólu. — Co jeszcze zamierzasz mi zrobić? Jak bardzo jeszcze mam cierpieć?!
Nie czekając na odpowiedź, Bahar z hukiem otwiera drzwi łazienki i znika w środku.
Kamera przesuwa się w górę, na schody prowadzące na antresolę. Tam stoi Sila. Z twarzą bladą i wzrokiem pełnym smutku, słyszała każde słowo. Jej serce kurczy się w piersi. Widok cierpienia Bahar jest dla niej nie do zniesienia. Dla Sili nie ma nic ważniejszego niż siostra — i nie może pozwolić, by ta miłość, ta obsesja, kiedykolwiek ją zraniła.
***
Chwilę później wszyscy wracają do głównej sali restauracji. Atmosfera jest ciężka jak przed burzą. Levent wciąż siedzi z pierścionkiem w dłoni, a jego spojrzenie błaga o odpowiedź.
Sila, ze ściśniętym gardłem, podejmuje decyzję. To nie jest wybór serca — to poświęcenie. Spogląda na swoją siostrę, a potem na Leventa.
— Tak — mówi wyraźnie, choć jej głos lekko drży. — Tak, zgadzam się.
Uśmiech rozjaśnia twarz Leventa. Z dumą wsuwa pierścionek na jej palec, a następnie odwraca się do wszystkich gości w lokalu.
— Spójrzcie! — woła głośno, nie kryjąc triumfu. — Kobieta mojego życia przyjęła moje oświadczyny! Bierzemy ślub!
Restauracja wybucha owacją. Kelnerzy, goście, nawet obcy ludzie biją brawo. Wszystko tonie w dźwięku radosnych gratulacji.
Tylko Kuzey siedzi nieruchomo. Jego dłonie leżą na stole, ale nie klaszczą. Jego spojrzenie wbija się w podłogę, a twarz wykrzywia grymas gniewu i bólu.
Bahar jednak nie dostrzega tego albo nie chce dostrzegać. Na jej ustach pojawia się uśmiech ulgi. Dla niej wszystko jest już przesądzone. Wie, że rozdział zatytułowany „Sila i Kuzey” został właśnie definitywnie zamknięty.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 223. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.











