Miłość i nadzieja odc. 305: Sila oskarża Bahar o wypadek Hulyi!

Sila rzuca siostrze przenikliwe spojrzenie, czekając na jej odpowiedź.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 305 – szczegółowe streszczenie

Yildiz i Sila wyszły z domu Kuzeya, jakby nagle zabrakło im tam powietrza. Chłodne powietrze owiało ich twarze, lecz napięcie nie opadło ani na chwilę.

— Musimy mieć pewność, co się dzieje — odezwała się Sila szeptem, jakby ktoś mógł ich podsłuchać. Jej oczy błyszczały determinacją, ale w głosie drżała nutka lęku. — Jeśli to, co powiedziałaś, okaże się prawdą… Jeśli Hulya naprawdę nie spadła sama z balkonu… — urwała, zaciskając dłonie w pięści. — Nie chcę o tym myśleć, ale przysięgam, że nie spocznę, dopóki nie poznam prawdy.

— Sila, ja też się nie poddam — zapewniła Yildiz, kładąc jej dłoń na ramieniu.

— Dobrze… ale jak mamy to zrobić? — Sila spojrzała na nią z desperacją, jakby szukała ratunku w jej oczach.

Yildiz rozejrzała się ostrożnie, a potem pochyliła ku niej, mówiąc niemal konspiracyjnie:

— Pamiętasz Mahira? Tego chłopca z sąsiedztwa?

— No tak, a co z nim?

— Widziałam go ostatnio, jak latał nad naszym podwórkiem… takim samolocikiem.

— Samolocikiem? — Sila zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc. — Masz na myśli drona?

— Tak! — Yildiz ożywiła się, a w jej oczach pojawił się błysk nadziei. — Dron cały czas nagrywa, Sila. Cały czas! A jeśli wtedy też był w powietrzu, mógł zarejestrować moment wypadku Hulyi.

Sila zamarła, wpatrując się w nią szeroko otwartymi oczami.

— Chcesz powiedzieć, że możemy zobaczyć, czy naprawdę spadła sama… czy ktoś ją zepchnął?

— Właśnie tak. — Głos Yildiz stwardniał, jakby wypowiadała wyrok. — Jeśli nagranie istnieje, dowiemy się prawdy. Odkryjemy też tajemnicę Bahar i Leventa.

Sila poczuła dreszcz na plecach. Wzięła głęboki oddech i skinęła głową.

— Dobrze. Zróbmy to.

Yildiz złapała ją za rękę, jakby chciała dodać jej odwagi.

— Dalej, chodźmy. Nie możemy zmarnować ani chwili.

Razem ruszyły przed siebie, a ich kroki rozbrzmiewały po pustej drodze jak echo rodzącej się prawdy.

***

Wkrótce odnajdują Mahira przed szkołą. Chłopiec nie ma jednak dla nich dobrych wieści. Pożyczył drona koledze i doszło do wypadku. Statek spadł, a karta pamięci z nagraniami uległa nieodwracalnemu uszkodzeniu.

— Co?! — Yildiz nie kryje zdumienia. W jej oczach błyska niedowierzanie, a twarz blednie. — Nie… To niemożliwe!

Podchodzi o krok bliżej. Jej głos staje się ostrzejszy:

— Posłuchaj mnie, Mahir. Nie kłamiesz? Nie próbujesz nas zwodzić, żeby wyciągnąć od nas pieniądze?

Chłopiec podnosi wzrok, w jego oczach pojawia się duma i urażona godność.

— Nie kłamię! — odpowiada stanowczo, niemal obrażony. — Poza tym… — odwraca się do Sili — jak powiedziałaś, istnieje coś takiego jak człowieczeństwo. Mówię wam prawdę. Nagrania zostały zniszczone i nie da się ich odzyskać.

Yildiz przygryza wargę, czując, jak rozpacz ściska jej gardło. Sila kładzie jej dłoń na ramieniu, by ją powstrzymać, ale sama również wygląda na przybitą. Ostatnia nadzieja, jaką miały, właśnie legła w gruzach.

***

Kamera powoli przesuwa się i zatrzymuje na białym samochodzie zaparkowanym kilka ulic dalej. W środku siedzi Levent, oparty o kierownicę, z zimnym uśmiechem na twarzy. W dłoni trzyma telefon, a jego głos brzmi spokojnie i pewnie.

— Już po wszystkim, Bahar — mówi do słuchawki. — Gdybyś mnie nie ostrzegła, byłoby po nas.

Po drugiej stronie rozlega się kobiecy głos, nerwowy, ale przepełniony ciekawością:

— Jak to rozwiązałeś?

Levent unosi brew i opowiada powoli, z satysfakcją w głosie:

— Ruszyłem samochodem prosto w kierunku chłopca. Zdziwił się, przeraził… Dron, którym sterował, runął na ziemię. Podniosłem go, sprawdziłem, co się stało, i… zniszczyłem pamięć. Teraz jesteśmy bezpieczni.

Jego słowa przerywa krótka cisza, a potem cichy, triumfalny śmiech Bahar. Kamera przenosi się na jej twarz — dziewczyna stoi przy oknie swojego pokoju, wciąż trzymając w dłoni telefon. W oczach ma błysk zwycięstwa.

Okazuje się, że podsłuchała rozmowę Yildiz i Sili, gdy szeptem planowały sprawdzić nagrania. Gdy tylko padło słowo „dron”, Bahar nie zawahała się ani chwili — natychmiast zadzwoniła do Leventa.

Teraz szeroko się uśmiecha, jakby los znów stanął po jej stronie.

***

Kuzey jedzie za Yildiz i Silą, uważnie obserwując każdy ich ruch. Nagle na drogę, tuż przed maskę jego samochodu, wpada młoda kobieta, dwudziestokilkuletnia szatynka. Hamuje gwałtownie, opony piszczą, a serce podskakuje mu do gardła. Było o włos od tragedii.

Natychmiast wysiada i podbiega do dziewczyny, która chwieje się na nogach.

— Nic ci nie jest? — pyta zdyszany, gotowy w każdej chwili udzielić pomocy.

Jej twarz jest blada, oddech krótki i urywany. Kuzey szybko orientuje się, że nie chodzi o zwykłe potknięcie.

— Mam… alergię… — wyszeptuje, chwytając się za gardło. — Orzeszki ziemne… w jedzeniu…

Dopiero teraz mężczyzna dostrzega w jej oczach panikę. Dziewczyna drży, z trudem łapie powietrze. Kuzey nie traci zimnej krwi — zauważa, że szuka czegoś w torebce.

— Strzykawka… adrenalina… — wydusza z siebie.

Błyskawicznie wyciąga ją z jej rzeczy, nabiera lek i podaje zastrzyk. Przez chwilę wszystko dzieje się w zawrotnym tempie: przyspieszone bicie serca, ciężki oddech, cisza, a potem powolny powrót do normalności.

Dziewczyna siada na krawężniku, łapie głębiej powietrze, a kolory zaczynają wracać jej na twarz.

— Dziękuję… — mówi słabym, ale już spokojniejszym głosem. — Jestem Acelya.

***

Melis wchodzi do parku z bijącym sercem. Jeszcze zanim dostrzega Taylana, czuje jego obecność — stoi pod rozłożystym drzewem, ręce ma wsunięte głęboko w kieszenie, twarz zastygłą w napięciu. Dziewczyna przystaje na moment, zaciska palce na pasku torebki, po czym rusza powoli w jego stronę.

— Czy ktoś cię śledził? — pyta Taylan niskim głosem, gdy tylko podchodzi bliżej. Jego oczy nerwowo lustrują okolice.

— Nie — odpowiada Melis, unosząc lekko podbródek. — Kto miałby mnie śledzić?

— Gdzie masz pieniądze? — jego ton staje się bardziej stanowczy.

— W torebce — mówi dziewczyna, a mężczyzna od razu wyciąga po nią rękę. Melis cofa się o krok, a w jej głosie pojawia się ostrość. — Powoli! Najpierw powiesz mi prawdę.

Taylan uśmiecha się krzywo, jakby bawiła go jej odwaga. — Dobrze, ale radzę ci usiąść.

— Dlaczego miałabym usiąść? — pyta podejrzliwie.

— Bo to, co zaraz usłyszysz, może zwalić cię z nóg. A ty… jesteś w ciąży. Martwię się o ciebie, Melis. — Jego głos mięknie, ale spojrzenie pozostaje zimne. — Nie jestem prawdziwym ojcem Zeynep.

Melis prycha, siada na ławce obok niego, nie spuszczając wzroku z jego twarzy.

— To już wiem. Przestań owijać w bawełnę. Powiedz mi wprost, jaka prawda mogłaby „zwalić mnie z nóg”?

Taylan nachyla się lekko, ale zanim odpowiada, wskazuje dłonią na jej torebkę.

— Najpierw pokaż pieniądze.

Melis z wahaniem sięga do środka i wyciąga papierową torbę wypchaną gotówką. Jej dłonie drżą. W tym samym momencie coś wypada na ziemię. Metaliczny dźwięk rozcina ciszę parku. To nóż kuchenny, który dziewczyna zabrała ze sobą, gdyby sprawy poszły nie tak.

Na twarzy Taylana pojawia się cień zdumienia, który szybko zamienia się w pogardliwy uśmiech. Pochyla się, podnosi nóż i obraca go w dłoni, jakby testował jego ciężar. Potem bez słowa wsadza go do wewnętrznej kieszeni swojej kurtki.

— Ostrożna z ciebie dziewczyna… — mówi cicho, a w jego oczach błyska coś, co przyprawia Melis o dreszcze.

***

Zeynep chodzi po pokoju jak tykająca bomba. Jej oczy błyszczą od determinacji, głos drży, ale nie ze strachu, tylko ze złości i odwagi.

— Nie mogę już dłużej patrzeć Melis w oczy i udawać, że nic nas nie łączy! — mówi nagle, zatrzymując się naprzeciwko Feraye i Egego. — To wszystko stało się chore! Każdy z nas żyje we własnym kłamstwie, wszyscy milczą… Ale ja nie będę!

Podchodzi bliżej, a jej słowa uderzają w nich jak cios:

— Melis i Yigit są moim rodzeństwem. — wbija spojrzenie w Egego, zimne i pełne wyrzutu. — A ty… jesteś mężem mojej siostry. Mam dość ukrywania prawdy, dość tego udawania! — z frustracją opada na kanapę, zakrywając twarz dłonią. — Wystarczy!

Feraye podchodzi do niej powoli i siada obok, dotykając delikatnie jej ramienia.

— Zeynep… rozumiem cię — mówi łagodnym tonem.

Zeynep odsuwa jej dłoń.

— Jeśli naprawdę mnie rozumiesz, to zrób coś, albo przestań stawać mi na drodze.

Ege marszczy brwi. Jego głos jest spokojny, ale napięty:

— Zeynep, proszę cię… spróbuj się uspokoić.

Dziewczyna podrywa głowę. Jej spojrzenie płonie gniewem.

— Zawsze mi to powtarzasz! Zawsze tylko: „uspokój się, Zeynep”!

— A co powinienem powiedzieć? — odpowiada ostrożnie Ege, czując, że grunt usuwa mu się spod nóg.

— Powinieneś powiedzieć: „Nie milcz! Mów prawdę!”. — Jej głos załamuje się, ale w oczach pojawia się upór. — Ty milczałeś, kiedy dowiedziałeś się, że wujek Bulent jest moim ojcem.

Ege spuszcza wzrok.
— Wyjaśniłem ci… miałem powód.

— Nieważne, jaki miałeś powód! — przerywa mu Zeynep. — Powinieneś mi powiedzieć! Ja nie będę tego dłużej ukrywać. Zadzwońmy do wujka Bulenta. Niech ta męka wreszcie się skończy.

Feraye próbuje załagodzić sytuację, ale jej głos drży.

— Zeynep, to nie tak… Nie okłamaliśmy cię.

— Ukrywanie prawdy jest tym samym co kłamstwo! — odcina się dziewczyna.

Ege wybucha bezradnie:

— A więc co? Cihan nagle stał się bohaterem, bo nie ukrył przed tobą prawdy?

Zeynep mruży oczy.

— Co to ma wspólnego z Cihanem?

Nagle w pomieszczeniu rozlega się dźwięk telefonu. Wszyscy zamierają. Ege wyciąga komórkę, odbiera i wsłuchuje się w głos po drugiej stronie. Z każdą sekundą jego twarz blednie, a rysy twardnieją.

W końcu odkłada słuchawkę i spogląda na Feraye i Zeynep.

— Melis… — mówi niskim, napiętym głosem — Melis dziś wypłaciła dwieście tysięcy z księgowości.

Feraye zakrywa usta dłonią. W oczach ma panikę.

— Boże… Ege, ona na pewno poszła na spotkanie z tym człowiekiem!

Ege uderza pięścią w stół.

— Już rozumiem! Dlatego zniknął mój telefon… Jak mogłem być taki ślepy?!

Zeynep rozgląda się zdezorientowana.

— Z jakim człowiekiem? O co chodzi?!

Feraye patrzy na nią, próbując mówić spokojnie, choć jej głos się łamie: — Ktoś skontaktował się z Egem. Powiedział, że zna pewne sekrety o Cihanie. Zażądał dwustu tysięcy w zamian za informacje.

— A Melis… — dokańcza za nią Zeynep, której serce bije jak oszalałe.

Feraye kiwa głową z rozpaczą.

— Musiała przeczytać te wiadomości i pojechała tam sama…

***

Sila i Bahar wychodzą do ogrodu. Popołudniowe powietrze pachnie świeżo skoszoną trawą, a ciszę przerywa jedynie śpiew świerszczy. Sila zatrzymuje się, odwraca do siostry i patrzy na nią z powagą.

— Siostro, muszę z tobą porozmawiać — zaczyna Bahar, próbując brzmieć spokojnie, ale jej głos lekko drży. — O czym chcesz rozmawiać?

Sila nie owija w bawełnę.

— Powiedz mi prawdę, Bahar. Co się dzieje między tobą a Leventem?

Bahar marszczy brwi, udając zdziwienie.

— Co ma się dziać? O czym ty mówisz?

— Nie udawaj. — Sila wbija w nią przenikliwe spojrzenie. — Czy masz coś wspólnego z upadkiem Hulyi z balkonu?

Bahar otwiera szeroko oczy, jakby usłyszała największe bluźnierstwo.

— Siostro, co ty mówisz?! Czy zdajesz sobie sprawę, o co mnie właśnie oskarżasz? Jak możesz rzucać we mnie takie słowa?

— Yildiz wszystko mi powiedziała — odpowiada Sila stanowczo. — Słyszała cię, zanim Hulya spadła z balkonu. Wiem, że jest między tobą a Leventem jakaś tajemnica. Jeśli to wyjdzie na jaw, Kuzey odejdzie od ciebie. Wyjaśnij mi to, Bahar.

Krzyżuje ramiona na piersi, czekając na odpowiedź. Bahar spuszcza wzrok, błądzi oczami po ogrodzie, jakby nagle wszystkie drzewa i kwiaty były bardziej interesujące niż rozmowa. Zwykle bez trudu znajdowała wymówki, ale tym razem w głowie ma pustkę.

W tej napiętej chwili do ogrodu wchodzi Levent. W rękach trzyma bukiet kwiatów, ale jego uśmiech gaśnie, gdy widzi chłód na twarzy Sili.

— Kochanie… — mówi cicho, próbując złagodzić atmosferę.

Sila odwraca się gwałtownie, jej spojrzenie przeszywa go na wskroś.

— Levencie! Powiedz mi wprost: co się dzieje między tobą a Bahar? Co ukrywacie?!

Levent zamiera na chwilę, po czym wzdycha ciężko, jakby wiedział, że nie ma już odwrotu.

— Wiesz, co ukrywamy… — odpowiada, zerkając ukradkiem na Bahar. — Bahar widziała cię w klinice. Jeszcze zanim zobaczył cię Kuzey.

— A potem? — dopytuje Sila, nie odrywając od niego wzroku.

— Potem… — zaczyna powoli. — Jeszcze przed jej ślubem z Kuzeyem, zadzwoniono z kliniki. Bahar odebrała telefon. Dowiedziała się, że byłaś hospitalizowana. Ukryła to przed nim. To właśnie jest nasz sekret.

W ogrodzie zapada gęsta cisza.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 233. Bölüm i Aşk ve Umut 234. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy