„Miłość i nadzieja” – odcinek 317 – szczegółowe streszczenie
Na tle czerwonego dachu i surowych cegieł domu z numerem „3”, Feraye stoi przy otwartej bramie, z ramionami skrzyżowanymi, jakby próbowała ochronić się przed chłodem — nie tylko tym porannym, ale i tym, który bije od nowego sąsiada. Mężczyzna, ubrany niedbale, z nonszalancją w spojrzeniu, wzrusza ramionami, gdy Feraye po raz kolejny zwraca mu uwagę na nocne hałasy. Muzyka, która sączy się z jego wnętrza, nie pozwala jej spać, nie daje odpocząć myślom. Ale on tylko się uśmiecha złośliwie.
— Może to pani ma problem ze snem, nie z moją muzyką — rzuca, a w jego głosie pobrzmiewa pogarda.
Feraye cofa się o krok, zaskoczona bezczelnością. I właśnie wtedy, jakby wywołany przez napięcie, pojawia się Bulent. Jego sylwetka wyłania się zza żywopłotu, a twarz — napięta, zacięta — nie pozostawia złudzeń. Bez słowa podchodzi i gwałtownie popycha sąsiada, który potyka się o kamienny próg.
— Kim jesteś? Dlaczego się wtrącasz?! — krzyczy tamten, próbując odzyskać równowagę.
— Myślę, że niedawno się tu przeprowadziłeś — mówi Bulent spokojnie, ale z lodem w głosie. — Jestem mężem Feraye. Zanim następnym razem podniesiesz głos, zastanów się dwa razy. Bo mogę już nie być taki wyrozumiały. Znikaj natychmiast.
Sąsiad, choć jeszcze przed chwilą pyskaty, teraz milknie. Jego wzrok błądzi po twarzy Bulenta, po jego stanowczej postawie, po dłoniach zaciśniętych w pięści. Odchodzi bez słowa, jakby coś w tym mężczyźnie przypomniało mu, że nie warto igrać z ogniem.
Feraye stoi nieruchomo, z szeroko otwartymi oczami. Jej oddech przyspiesza, a dłonie drżą lekko.
— Feraye, wszystko w porządku? — pyta Bulent, podchodząc bliżej. Jego głos łagodnieje. — Nie zrobił ci krzywdy, prawda?
Obejmuje ją za ramiona, delikatnie, jakby bał się, że zniknie, jeśli dotknie zbyt mocno.
— Jesteś tutaj… — mówi kobieta, głosem tak cichym, że niemal ginie w szumie liści.
— Tak, Feraye. Jestem tu. Wróciłem. Do domu. Do ciebie.
Na moment ich spojrzenia splatają się w ciszy, która mówi więcej niż słowa. Ale Feraye nagle odsuwa się, jakby coś w niej pękło. Odwraca się i szybkim krokiem wraca do domu, zostawiając Bulenta w pół gestu. On nie waha się — rusza za nią, nie jako intruz, lecz jako ktoś, kto ma jeszcze coś do powiedzenia. Coś, co przez miesiące milczenia nie zdążyło wybrzmieć.
— Co się dzieje, Feraye? — pyta Bulent, stając naprzeciw niej w salonie, gdzie światło dnia rozlewa się po podłodze jak cichy świadek ich rozmowy.
— To ja powinnam zadać to pytanie. Dlaczego wróciłeś?
— Bo to jest mój dom.
— Oczywiście. Dom, z którego możesz wychodzić, kiedy tylko masz ochotę, i wracać, jakby nic się nie stało, prawda? Bulencie, przez miesiące nie odbierałeś telefonu. Nie mogliśmy się z tobą skontaktować.
— Feraye, mówiłem ci, miałem wypadek. Kiedy doszedłem do siebie, potrzebowałem oddechu. Pojechałem na rejs jachtem. — Odwraca się w stronę córki, która właśnie weszła do salonu z Egem. — Melis, kiedy urodzisz, pojedziemy całą rodziną. Będzie pięknie.
— To byłoby cudowne — odpowiada z entuzjazmem Melis, nieświadoma napięcia unoszącego się w powietrzu.
Feraye załamuje ręce i opada na kanapę, jakby ciężar ostatnich miesięcy właśnie ją przygniótł.
— Nie mogę w to uwierzyć. Ty już snujesz plany, jakby nic się nie wydarzyło. Czy w ogóle zdajesz sobie sprawę, przez co tu przeszliśmy? Wyjechałeś zaraz po ślubie naszej córki. Zniknąłeś.
Bulent siada obok niej, ostrożnie, jakby bał się, że każdy ruch może wywołać kolejną falę gniewu.
— Feraye, nie wyjechałem z własnej woli. Sama powiedziałaś, że powinniśmy się rozwieść. Kazałaś mi odejść. Wyrzuciłaś mnie z tego domu.
— Bulencie, wszyscy wiedzą, co zaszło między tobą a Gonul.
— Nie chcę do tego wracać. Nie popełniłem żadnego błędu. Nic się nie wydarzyło.
— Mamo, tato, możecie się uspokoić? — Melis przerywa. Tym razem to ona przywołuje rodziców do porządku. — Zobaczyliście się po tylu miesiącach. Dlaczego od razu się kłócicie? Czy nie tęskniliście za sobą? Mamo, widziałam, jak płakałaś, oglądając zdjęcia taty. A ty, tato? Twój głos drżał przez telefon, gdy pytałeś o mamę. Dlaczego teraz to wszystko niszczycie? Chcę, żeby moja córka dorastała z dziadkami. Czy możecie przestać?
— Córko, nie przyszedłem tu, żeby się kłócić — mówi Bulent łagodnie.
— Więc po co? — Feraye wstaje, a jej głos nabiera siły. — Zostawiłeś mnie z całą odpowiedzialnością. Rodzina, firma — wszystko spadło na moje barki. Ty wynająłeś jacht i odpłynąłeś. A teraz wracasz, bo nadeszła zima?
— Ta podróż była mi potrzebna. Morze pozwoliło mi wsłuchać się w siebie. Pomogło mi zmierzyć się z tym, kim jestem.
— Rozumiem. Czy teraz masz odwagę, by skonfrontować się z Zeynep?
Bulent spogląda na córkę, a potem, z wyraźnym niepokojem, zwraca się do żony ściszonym głosem:
— Feraye, proszę cię…
— Tato, nie musisz się bać — mówi Melis spokojnie, ale stanowczo. — Wiem, że Zeynep jest moją siostrą.
Bulent milknie. Jego oczy rozszerzają się w bezradnym zdumieniu, jakby właśnie runął mur, który ze wszystkich sił próbował utrzymać w tajemnicy.
— Jak się o tym dowiedziałaś? — pyta Bulent, gdy odzyskuje głos. — Feraye… dlaczego ja nic o tym nie wiem?
— Dzwoniłam do ciebie wielokrotnie. Czy twoja asystentka naprawdę cię o niczym nie poinformowała?
— Powiedziała, że próbowałaś się skontaktować… ale o tym nie wspomniała ani słowem.
— Oczywiście, że nie. Myślisz, że mogłabym powierzyć jej coś tak ważnego? Gdybyś tylko znalazł chwilę, żeby odebrać telefon…
— Feraye… to ty powiedziałaś Melis?
— Ja? Dlaczego od razu mnie oskarżasz? Czy naprawdę nie dopuszczasz myśli, że to Gonul mogła jej powiedzieć? — Jej głos drży, a w oczach pojawiają się łzy. — Spójrz w lustro, Bulencie. Zobacz swoje błędy, zanim zaczniesz oceniać innych!
— Nie chciałem cię oskarżać…
— A co chciałeś? Od początku ukrywałam prawdę. Robiłam wszystko, żeby chronić naszą rodzinę. Naszą córkę. Twoją córkę. A teraz? Teraz stoisz tu i przesłuchujesz mnie, jakbym była kimś obcym!
— Mamo, proszę… uspokój się — mówi cicho Melis, podchodząc do niej i ujmując jej dłoń. — Zrobiłaś, co mogłaś. Nie jestem na ciebie zła. Nie obwiniam cię. Od samego początku byłaś najbardziej niewinna w tej historii.
Feraye obejmuje córkę, przyciągając ją do siebie z wdzięcznością, jakby ten gest miał zatrzymać wszystko, co jeszcze się nie rozpadło.
***
Yildiz i Sila wchodzą do kuchni. Pokojówka sprawia wrażenie zdenerwowanej — jej ruchy są nerwowe, a spojrzenie niespokojne.
— Wreszcie jesteśmy same, panno Silo — mówi Yildiz, a w jej głosie słychać napięcie. — Ty i Kuzey od rana zachowujecie się dziwnie. Tracę już rozum! Co się dzieje?
— Wyjaśnię ci wszystko, ale obiecaj, że nikomu nie powiesz.
— Komu miałabym powiedzieć? Kuzey zanosi prezenty Bahar i mówi do niej: „moja ukochana żono”. A potem odwraca się i patrzy na ciebie z taką czułością, trzyma cię za ręce, całuje… Ale to jeszcze nie wszystko. Przytula Leventa i nazywa go szwagrem! Co tu się dzieje? Powiedz mi wszystko!
— Ciii… — ucisza ją Sila, pochylając się bliżej. — Kuzey i ja… jesteśmy razem.
— Dzięki Bogu! — wybucha Yildiz, a na jej twarzy pojawia się ulga. — W końcu wyznaliście sobie miłość!
— Nie, to nie tak… Kuzey jest żonaty z Bahar, a ja jestem zaręczona.
Na twarzy Yildiz maluje się rozczarowanie. Jej radość gaśnie w jednej chwili.
— Dlaczego więc mi to powiedziałaś?
Sila wzdycha głęboko.
— Yildiz… Bahar i Levent coś knują. Acelya też jest w to zamieszana.
— Brawo, wreszcie się obudziłaś… Mówiłam ci to, co Hulya powiedziała mi. Ostrzegałam cię o tej dziwnej umowie.
— Właśnie dlatego Kuzey i ja próbujemy rozwikłać tę sprawę. Chcemy dowiedzieć się, co łączy Leventa z Acelyą, i jaka jest w tym rola Bahar. Musimy działać ostrożnie, żeby nikt się nie zorientował. Dlatego próbujemy zdobyć ich zaufanie.
— Rozumiem. Teraz wszystko nabiera sensu — przyznaje Yildiz, kiwając głową.
— Jeśli to nie problem, przygotuj przekąski. Kuzey zajmie Leventa rozmową, a ja spróbuję zdobyć ten dokument, który ukrywa moja mama.
— Dobrze, nie martw się. Zajmę się tym. Idź już.
Sila uśmiecha się z wdzięcznością i wychodzi, zostawiając Yildiz w kuchni, która nagle wydaje się pełna sekretów.
***
Sili w łatwy sposób udaje się zdobyć dokument ze swetra matki. Natychmiast pokazuje go Kuzeyowi. Ten rozkłada kartkę i czyta krótki tekst, napisany odręcznym, pochyłym pismem:
Jeżeli Levent Dereli spędzi ze mną noc, zgodnie z obietnicą wycofam swoją skargę. Acelya Sevgor.
– Więc zamierza spędzić z nim noc – mówi Kuzey z namysłem. – No dobrze, ale po co? Pójdę za nimi i dowiem się wszystkiego.
***
Cihan wchodzi do pokoju z tacą, na której starannie ułożył dwa burgery, kilka warzyw, pojedynczą żółtą różę w szklanym wazonie i zapaloną świecę, której płomień drży lekko przy każdym jego kroku. Ubrany w ciemnozieloną koszulę, wygląda jak ktoś, kto długo przygotowywał ten moment — nie dla efektu, lecz z nadzieją, że choć przez chwilę rozjaśni czyjeś myśli.
Zeynep siedzi już na wersalce, w jasnoniebieskiej bluzce, z dłońmi splecionymi na kolanach. Jej spojrzenie błądzi po ścianach, po stole z kwiatem, po Cihanie — ale nie zatrzymuje się nigdzie na dłużej.
— Przepraszam — mówi cicho, gdy Cihan siada obok. — Spotkałam dziś mojego tatę. Nadal jestem wstrząśnięta.
— Więc wrócił? — Cihan próbuje ukryć zaskoczenie. — A ja myślałem, że jesteś zła, bo nie zrobiłem grilla…
Zeynep uśmiecha się, ale to uśmiech, który znika szybciej niż się pojawił. Jakby był tylko cieniem dawnej radości.
— Gdy już porozmawia z domownikami, na pewno przyjdzie pora na ciebie — mówi Cihan, próbując nadać sytuacji lekkości.
— Nie wiem, czy tego chcę — odpowiada Zeynep, patrząc w bok.
— Znasz to uczucie, kiedy wiesz, że egzamin poszedł ci źle, ale mimo wszystko chcesz poznać wynik? To właśnie taka sytuacja. Przygoda z poszukiwaniem ojca zakończyła się źle. Ale musisz się z tym zmierzyć, Zeynep. Inaczej to będzie cię ścigać.
— Dobrze, że jesteś, Cihan — mówi, a jej głos staje się cieplejszy.
Ich twarze zbliżają się do siebie. W pokoju panuje cisza, przerywana jedynie cichym trzaskiem świecy. Są bliscy pocałunku — tak bliscy, że wystarczyłby jeden oddech, jedno zawahanie mniej.
Ale Zeynep cofa się. Delikatnie, lecz stanowczo.
— To niemożliwe. Chcę, żebyś to wiedział.
Cihan milknie na moment, po czym uśmiecha się z melancholią.
— Oczywiście, że niemożliwe — przyznaje. — Jeśli mamy być parą, to musi się stać w eleganckiej restauracji. Z kelnerem, który przynosi wodę bez pytania.
Zeynep parska cicho, ale w jej oczach wciąż czai się niepokój.
Kamera przesuwa się w stronę okna. Za firanką, w półcieniu, stoi Ege. Jego twarz jest nieruchoma, oczy utkwione w scenie, której nie powinien oglądać. Widzi Cihana i Zeynep — ich bliskość, ich intymność, ich świat, do którego nie należy.
— Cieszę się, że u ciebie wszystko w porządku, Zeynep… — szepcze, niemal bezgłośnie. Potem odwraca się i odchodzi, zostawiając za sobą tylko cień obecności.
***
Salon domu Kuzeya tonie w miękkim świetle popołudnia, które wpada przez ciężkie beżowe zasłony. Na marmurowym blacie stoją ozdobne wazony, a w centrum pokoju — szklany stolik, wokół którego zgromadzili się domownicy. Yildiz, z wprawą gospodyni, podaje kawę w porcelanowych filiżankach i ciasto, którego zapach miesza się z aromatem świeżo palonych ziaren. Atmosfera jest pozornie spokojna, lecz napięcie wisi w powietrzu jak niewypowiedziane pytanie.
— Co to za ważna nowina, Levencie? — pyta Bahar, siedząc w kremowym fotelu, z filiżanką w dłoni. Jej głos jest uprzejmy, ale wyczekujący.
Levent, ubrany elegancko, lecz z lekkim niepokojem w spojrzeniu, kieruje wzrok na Silę. W jego oczach nie ma wahania — tylko decyzja, która już zapadła.
— Trochę cię pospieszę, ale wierzę, że dasz sobie radę — mówi, z uśmiechem, który próbuje złagodzić ciężar słów.
Sila prostuje się na błękitnym fotelu, jej dłonie spoczywają na kolanach, a twarz zdradza niepewność.
— Nie rozumiem — odpowiada, szukając wyjaśnienia.
— Mam na myśli datę ślubu — kontynuuje Levent. — Przyspieszyłem ją. Bierzemy ślub pojutrze. A zaraz po ceremonii wyjeżdżamy. Nowy szpital, nowa praca, nowe życie. Amsterdam czeka na nas, Silo.
W pokoju zapada cisza. Tylko łyżeczka stuknęła o porcelanę, jakby próbując przerwać zawieszenie chwili. Sila nie odpowiada. Jej wzrok mimowolnie wędruje ku Kuzeyowi, który siedzi nieco z tyłu, w cieniu. Jego twarz pozostaje nieruchoma, ale dłonie — zaciśnięte w pięści — zdradzają burzę, która właśnie się w nim rozpętała.
Sila nie podziela euforii narzeczonego. Jej oczy są pełne pytań, których nie wypowiada. W tej chwili nie ma Amsterdamu, nie ma ślubu — jest tylko spojrzenie Kuzeya, które mówi więcej niż słowa.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 242. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.












