Miłość i nadzieja odc. 320: Levent porywa Silę!

Sila szarpie Leventa za ramię, zmuszając go do zatrzymania samochodu.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 320 – szczegółowe streszczenie

W parku, gdzie słońce przesączało się przez korony drzew, a wiatr poruszał suche igliwie pod stopami, Levent i Acelya stali naprzeciwko siebie. Ich sylwetki rysowały się ostro na tle wysokich sosen, jak dwie figury z zupełnie różnych opowieści. Levent, w ciemnym płaszczu, trzymał za plecami pistolet — chłodny, ciężki, gotowy. Acelya, ubrana w długi czarny płaszcz, nieświadoma zagrożenia, uśmiechała się lekko, jakby czas cofnął się do dni, które już dawno powinny zniknąć.

— Jaka piękna pogoda, prawda? — powiedziała, zerkając na niebo. — Pamiętasz? To właśnie o tej porze, w taką pogodę, pocałowałeś mnie po raz pierwszy.

Levent milczał przez chwilę, a potem skinął głową.

— Tak, pamiętam.

— Wiem, że pamiętasz. Nie mogłeś zapomnieć. — Jej głos zmiękł. — Słuchaj, Levencie… Okej, ożeń się z Silą, jeśli musisz. Ale mnie nie zostawiaj samej. W przeciwnym razie nie będę trzymać języka za zębami. Zniszczę ciebie i Bahar.

Levent wypuścił powietrze przez zaciśnięte zęby. W jego oczach pojawił się cień decyzji.

— Przepraszam, Acelyo. Sama tego chciałaś. Nie mogę stracić Sili.

W jednej chwili wyciągnął rękę zza pleców. Metal błysnął w słońcu. Pistolet był wymierzony prosto w Acelyę.

— Co ty robisz? — zapytała, blednąc. Cofnęła się o dwa kroki, a jej oddech przyspieszył.

Levent mocniej docisnął palec do spustu. W jego oczach nie było już wahania — tylko desperacja. Ale zanim padł strzał, zza jego pleców wyłonił się Kuzey. Chwycił rękę Leventa, odciągając ją w bok. Broń wystrzeliła, a kula uderzyła w ziemię, wzbijając chmurę pyłu.

— Co tu robisz?! — warknął Levent, obejmując Kuzeya jedną ręką, a drugą przykładając pistolet do jego skroni.

— Poszedłem za tobą.

— Jak to poszedłeś? Gdzie jest twój samochód?

— Spokojnie, mistrzu. Przyjechałem twoim.

Levent przypomniał sobie, jak wcześniej musiał gwałtownie zahamować, gdy ktoś wyskoczył mu na drogę. Teraz rozumiał — Kuzey właśnie wtedy wślizgnął się do środka.

— Ty… Zaplanowałeś to? — parsknął śmiechem, który brzmiał jak obłęd.

— Brawo. Nie jesteś aż tak głupi, jak myślałem. Chciałem zobaczyć na własne oczy wszystkie obrzydliwe rzeczy, które robisz. Doszedłeś do końca drogi, panie Levencie. Zapomnij o Sili.

— Kocham ją! Nigdy o niej nie zapomnę!

— Powiem jej wszystko. Że Acelya jest twoją dziewczyną. Że zabiłeś swoją żonę. Że próbowałeś zabić Acelyę. Opowiem jej wszystkie twoje kłamstwa. Od czego mam zacząć? Może od kradzieży pieniędzy?

— Nie możesz tego zrobić!

— Zrobię to. Nie zawaham się.

Kuzey wykonał nagły obrót, odpychając Leventa i wyrywając mu broń. Teraz to on trzymał pistolet, a Levent stał nieruchomo, z twarzą napiętą jak struna.

— Stój spokojnie. Dotarłeś do końca drogi. Teraz opowiesz mi wszystko, co zaplanowałeś z Bahar. Dalej! Co Acelya miała jej powiedzieć?

— Nie ma jej nic do powiedzenia. Nie mam nic wspólnego z Bahar.

— Nie masz? Słyszałem wszystko w samochodzie. Co ukrywacie?

Levent nie odpowiedział. Zamiast tego, niespodziewanym kopnięciem z półobrotu wytrącił broń z ręki Kuzeya. W jednej chwili chwycił polano leżące obok i uderzył go w kark. Kuzey osunął się na ziemię, a Levent wskoczył do samochodu i odjechał z piskiem opon, znikając między drzewami.

Kuzey próbował się podnieść. Jego palce drżały, ale ciało odmawiało posłuszeństwa. Po chwili opadł z sił i stracił przytomność. W parku znów zapanowała cisza — ale nie była już spokojna. Była ciężka, jak zapowiedź tego, co dopiero nadejdzie.

***

Światło dzienne wlewało się przez szerokie okna salonu, rozlewając się po podłodze jak ciepły welon. Mimo jasności, która zwykle ożywiała to pomieszczenie, atmosfera była ciężka — jakby powietrze nasycone było niewypowiedzianymi słowami i zgaszonymi emocjami. Promienie słońca nie rozpraszały napięcia, lecz tylko je uwidaczniały, rzucając cienie na twarze Feraye i Bulenta.

— Chwileczkę… nie rozumiem — powiedział Bulent, rozglądając się wokół. — Co się stało z naszym pokojem?

Feraye, siedząca na skraju kanapy, uniosła wzrok znad dłoni splecionych nerwowo.

— Nasz pokój? — powtórzyła z niedowierzaniem. — Nasze życie legło w gruzach, a ty pytasz o pokój? Oddałam go dzieciom.

— Co? — Bulent cofnął się o krok, jakby właśnie otrzymał cios.

— A co sobie myślałeś, Bulencie? Że po tylu miesiącach wrócisz i położysz się w swoim łóżku, jakby nic się nie stało? Że wszystko będzie jak dawniej?

— Powinnaś to ze mną skonsultować, Feraye — odparł, próbując zachować spokój.

— Przepraszam, drogi Bulencie, nie chciałam ci przeszkadzać na twojej łódce, między jednym zachodem słońca a drugim…

— Co się tu dzieje? Pokój Zeynep też jest pusty. Została wyrzucona?

Feraye wstała, a jej głos nabrał ostrości.

— Nikt jej nie wyrzucił. Kiedy Ege i Melis się pobrali, Zeynep sama odmówiła pozostania. I miała rację. Ty też nie masz tu pokoju, bo mnie zdradziłeś.

— Ile razy mam ci powtarzać, że to Gonul mnie pocałowała? To była jej decyzja, nie moja!

— Nawet jeśli powtórzysz to sto tysięcy razy, nie zrozumiem! — krzyknęła, a jej głos odbił się echem od ścian.

— Dobrze. Nie ma problemu. Pójdę do innego pokoju. To, gdzie będę spał, jest najmniej istotne.

— A co jest istotne? — zapytała, z ironią w głosie.

— Zeynep. — Bulent zamilkł na chwilę, jakby zbierał siły. — Stworzyła życie z obcym mężczyzną. Mieszka z nim. Odwróciła się ode mnie plecami.

Feraye spojrzała na niego długo, bez słowa. Potem odwróciła się i ruszyła w stronę schodów. Jej kroki były ciche, ale stanowcze. Nie obejrzała się ani razu.

Bulent został sam w salonie, wśród wspomnień, które już nie należały do niego.

***

Drzwi się otworzyły. Melis weszła do środka z Egem tuż za sobą. Jej krok był lekki, ale zatrzymała się, gdy zobaczyła ojca. Uśmiechnęła się niepewnie i ruszyła w jego stronę, lecz zanim zdążyła się przywitać, z góry rozległ się tupot kroków.

Feraye zbiegła po schodach z torbą w rękach. Jej twarz była napięta, a oczy błyszczały gniewem. Bez słowa rzuciła torbę pod nogi Bulenta — z impetem, który nie pozostawiał miejsca na wątpliwości.

— Co się dzieje, mamo? — zapytała Melis, zatrzymując się w pół kroku.

— Przyniosłam rzeczy twojego ojca — powiedziała Feraye, nie odrywając wzroku od mężczyzny. — A teraz wynoś się z tego domu!

Zaraz za nią pojawiła się Belkis, próbując złagodzić sytuację.

— Feros, uspokój się, kochana…

— Nie mogę się uspokoić! Mam dość! — wybuchła Feraye.

— Feraye, czy zechcesz mnie wysłuchać? — odezwał się Bulent, wstając z kanapy.

— Nie zamierzam cię słuchać! — krzyknęła, a jej głos przeszył pokój jak nóż. — Bulencie, nie wróciłeś tu, żeby naprawić relacje ze mną i Melis. Wróciłeś dla Gonul i Zeynep! Czy my nie jesteśmy twoją rodziną?!

— Czy coś takiego jest możliwe, Feraye? — zapytał cicho. — Jesteś dla mnie najważniejsza.

— W ogóle tego nie pokazujesz! — odparła z goryczą. — Nie chcę nawet widzieć, jak śpisz w tym domu! Teraz wynoś się! — Pchnęła go w stronę drzwi. — Masz tam inną rodzinę! Idź i żyj z nimi szczęśliwie! No dalej!

Bulent próbował coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mu w gardle. Feraye otworzyła drzwi, wypchnęła go na zewnątrz i z hukiem je zamknęła. Przez chwilę stała nieruchomo, oparta o skrzydło drzwi, jakby walczyła z własnym ciałem. Potem osunęła się na podłogę. Jej ramiona zadrżały, a z ust wyrwał się cichy, bolesny szloch.

Melis patrzyła na matkę, nie wiedząc, czy podejść, czy zostać w miejscu. Ege milczał, trzymając ją za rękę. Belkis, stojąc z boku, spuściła wzrok, jakby znała ten ból aż nazbyt dobrze.

***

Słońce łagodnie opadało na trawę, a lekki wiatr poruszał liśćmi drzew, niosąc ze sobą zapach wilgotnej ziemi i kwitnących róż. Sila stała w ogrodzie, otoczona ciszą, która nie była spokojna — była napięta, jakby natura sama wstrzymała oddech. W dłoniach trzymała telefon Leventa. Po wielu próbach, w końcu — klik. Hasło zostało odgadnięte.

Jej palce drżały, gdy otwierała folder z nagraniami. Jedno z nich przyciągnęło jej uwagę: spotkanie Leventa z Bahar w jego gabinecie. Włączyła je. Obraz był wyraźny, dźwięk czysty. Rozmowa, gesty, spojrzenia… a potem pocałunek — wszystko mówiło więcej niż słowa.

Zszokowana, sięgnęła po swój telefon i wybrała numer Kuzeya. Sygnał. Cisza. Kolejny sygnał. Brak odpowiedzi.

W tym momencie zza rogu domu wyłonił się Levent. Jego krok był spokojny, ale spojrzenie czujne. Zauważył swój telefon w dłoniach Sili. Przez ułamek sekundy ich spojrzenia się spotkały — ona z kamienną twarzą, on z lekkim uniesieniem brwi.

Levent zabrał swój telefon. Ujął jej ramię i poprowadził ją w stronę podjazdu, gdzie czekał czarny bus.

— Levencie, co to za niespodzianka? Co chcesz mi pokazać? — zapytała, próbując nadać głosowi lekkość.

— Mówiłem ci, kochanie, to niespodzianka — odparł, z uśmiechem, który nie sięgał oczu.

Gdy tylko zbliżyli się do pojazdu, telefon Sili zaczął dzwonić. Ekran rozświetlił się imieniem: Kuzey.

— Kto to? — zapytał Levent, a jego ton był już wyraźnie podejrzliwy.

— Kuzey… — odpowiedziała Sila, ale zanim zdążyła odebrać, Levent wyrwał jej telefon i schował do własnej kieszeni.

— Levencie, proszę cię. Powiedz mi tutaj, co chcesz mi pokazać. — Jej głos stwardniał. — W domu mam dużo pracy do wykonania.

— Kochanie, to niespodzianka. Zaufaj mi.

— Dokąd jedziemy? Możesz mi powiedzieć?

— To niespodzianka. No dalej.

Levent otworzył boczne drzwi busa. Sila cofnęła się o krok, ale mężczyzna delikatnie, choć stanowczo, popchnął ją do środka. Drzwi zasunęły się z głuchym trzaskiem. Telefon w jego kieszeni wciąż dzwonił. Levent wyciągnął go, wyłączył i pochylił się nad Silą.

— Bardzo daleko od Kuzeya — szepnął, a jego głos był lodowaty.

Sila spojrzała na niego, próbując odczytać intencje. W jej oczach pojawił się cień strachu, ale nie dała mu się całkowicie pochłonąć. Wiedziała, że musi zachować zimną krew.

***

Następnego dnia salon wypełniał się napięciem, które można było niemal kroić nożem. Cavidan chodziła nerwowo tam i z powrotem, jej obcasy uderzały o podłogę jak metronom gniewu. Bahar siedziała w fotelu, wyprostowana, z zaciśniętymi ustami. Naciye, blada i wyraźnie osłabiona, spoczywała na kanapie, a Yildiz przysiadła na jej oparciu, próbując zachować spokój.

— Było jasne, że tak będzie! Jasne jak słońce! — wybuchła Cavidan, zatrzymując się nagle. — Oni uciekli! A ty ich do tego zachęcałaś! — Jej wzrok przeszył Naciye jak ostrze.

— Wystarczy — wtrąciła Yildiz, spokojnie, ale stanowczo. — Pani Naciye źle się czuje.

— Niech się czuje! — syknęła Cavidan. — Mam myśleć o jej samopoczuciu czy o mojej córce? Sila z pewnością omamiła Kuzeya. Kategorycznie!

Bahar poderwała się z fotela. Jej oczy błyszczały determinacją.

— Kuzey nie może mnie zostawić! — zawołała. — Jeśli to zrobi, odbiorę mu wszystko! Ten dom, każdy grosz!

— Bahar, opamiętaj się — powiedziała Yildiz, z troską w głosie. — Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co mówisz?

— Ty mnie będziesz pouczać, Yildiz? — prychnęła Bahar. — Jesteś tylko służącą!

— Bahar! — upomniała ją Naciye, z trudem podnosząc głos.

— Co Bahar?! — warknęła Cavidan. — Kuzeya nie ma, Sili nie ma, a ty złościsz się na moją córkę? Pomyśl tylko… Co by się stało, gdyby Levent zastrzelił Kuzeya?

— Dobry Boże… — jęknęła Naciye, chwytając się za pierś.

— Mówię prawdę! Kuzey zabrał narzeczoną Leventa i uciekli razem! A może to Sila porwała Kuzeya? Tak czy inaczej — efekt jest ten sam! Kuzey zostawił swoją piękną żonę i uciekł z Silą! Czy to jest normalne?!

— Cavidan, przestań krzyczeć — błagała Naciye. — Sąsiedzi jeszcze usłyszą…

— Niech słyszą! — wrzasnęła Cavidan, z twarzą czerwoną od gniewu. — Niech wszyscy się dowiedzą! Bezwstydna, zdradziecka Sila porwała męża mojej córki!

— Zamknij się! — rozległ się nagle męski głos, mocny i pełen gniewu.

Wszystkie kobiety odwróciły głowy. W wejściu do salonu stał Kuzey. Jego spojrzenie było twarde, pełne nagany, skierowane prosto w Cavidan.

— Dalej, powiedz mi to prosto w twarz — rzucił. — Kto jest zdradziecki i bezwstydny?

Naciye zerwała się z kanapy i podeszła do syna, obejmując go z ulgą.

— Jak dobrze, że przyszedłeś — szepnęła. — Cavidan oskarżyła cię, że uciekłeś z Silą.

— Czy Bahar też coś powiedziała? — zapytał Kuzey, nie spuszczając wzroku z żony.

— Tak, Kuzeyu — potwierdziła Yildiz. — Powiedziała dokładnie to samo, co jej matka. Że porzuciłeś ją i uciekłeś z Silą.

— To kłamstwo! — wybuchła Bahar. — Nic takiego nie powiedziałam! Powiedziałam, że moja siostra i Kuzey nigdy nie zrobiliby czegoś takiego! Dlaczego kłamiesz, Yildiz?!

— To prawda — odezwał się Kuzey. — Gdybym chciał trzymać czyjąś dłoń, zrobiłbym to dumnie. Bez gierek. Rozumiecie?

— Chcesz powiedzieć, że w twoich myślach jest tylko Sila? — zapytała Cavidan, z pogardą.

— Tak! — odpowiedział bez wahania. — Myślę tylko o niej! Zależy mi tylko na Sili!

Cavidan ruszyła gwałtownie w stronę drzwi, krzycząc:

— Powyrywam jej wszystkie kudły!

Kuzey chwycił ją za ramię, zatrzymując.

— Zostaw mnie! — wrzasnęła. — To ona podsuwa ci te pomysły! Wszystko to zaplanowała!

— Dość! — grzmotnął Kuzey. — Sila została porwana!

W salonie zapadła cisza. Wszyscy zamarli.

— Ten drań Levent ją porwał. Szukałem ich całą noc.

— Kuzeyu… gdzie oni teraz są? — zapytała przerażona Yildiz.

— Nie wiem. Straciłem ich z oczu. Wiem tylko, że życie Sili jest w niebezpieczeństwie. Ten człowiek to przestępca.

— Co? Jaki przestępca? — zapytała Naciye, z niedowierzaniem.

— Mamo, to oszust. W tym domu wydarzyło się wiele rzeczy. Zastawiał na nas pułapki.

— Kto ci to powiedział? — zapytała Bahar, głosem cichym, jakby już znała odpowiedź.

— Acelya — odpowiedział Kuzey, krótko i stanowczo.

Bahar pobladła. Jej nogi ugięły się, a ciało osunęło się na fotel. W salonie znów zapanowała cisza — tym razem pełna lęku.

***

Sila drzemała na tylnym siedzeniu busa. Jej głowa opierała się o szybę, a spokojny oddech kontrastował z napięciem, które sprawiało, że jej ciało było napięte jak struna. Levent prowadził pojazd, jedną ręką trzymając kierownicę, drugą telefon przy uchu. Droga przed nim była pusta, ale jego myśli — pełne chaosu.

— Musimy uciekać natychmiast. Przygotuj paszporty — mówił do słuchawki, zerkając we wsteczne lusterko. — Tak, śpi. Jakoś ją przekonam, nie martw się. Jeśli nie zabiorę Sili, albo umrę, albo zostanę zabity. Nie próbuj mnie zatrzymać, mamo.

Rozłączył się. W tej samej chwili Sila otworzyła oczy. Jej spojrzenie było zamglone, ale szybko nabrało ostrości. Rozejrzała się, zdezorientowana.

— Levent? — zapytała cicho. — Gdzie ja jestem? Co się dzieje?

Levent spojrzał na nią przez lusterko, a na jego twarzy pojawił się szeroki, niepokojący uśmiech.

— Wyjeżdżamy. Daleko stąd.

Sila poderwała się, doskoczyła do fotela kierowcy i zaczęła szarpać go za ramię.

— Zatrzymaj się! Wypuść mnie! — krzyknęła, głosem pełnym paniki. — Nigdzie z tobą nie pojadę!

Levent zacisnął zęby. Wiedział, że nie ma wyboru — musiał zatrzymać samochód, zanim dojdzie do tragedii. Zahamował gwałtownie. Sila natychmiast otworzyła drzwi i wybiegła, pędząc przed siebie, ile sił w nogach. Ale Levent był tuż za nią.

— Zostaw mnie! — krzyknęła, próbując się wyrwać.

— Sila, przecież mieliśmy wziąć ślub. Nie mogę cię zostawić. Będziesz moją żoną, rozumiesz?

— Nie chcę ciebie ani twoich kłamstw!

Levent zatrzymał się, zaskoczony jej stanowczością.

— Kłamstw? — powtórzył, a jego głos zadrżał. — Czy Kuzey ci coś powiedział?

— Dość! — wykrzyknęła, odpychając go z całych sił. — Widziałam nagranie, Levent. Widziałam, jak całujesz Bahar. Teraz wiem wszystko!

Levent zamarł. Jego twarz straciła kolor, a oczy rozszerzyły się w bezradnym zdumieniu. Sila stała przed nim, już nie przestraszona — lecz silna, świadoma, gotowa walczyć.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 244. Bölüm i Aşk ve Umut 245. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy