Miłość i nadzieja odc. 321: Bahar spada ze schodów!

Bahar leży nieruchomo na schodach.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 321 – szczegółowe streszczenie

Na krętej drodze wijącej się między zielonymi wzgórzami zatrzymuje się czarny samochód. W powietrzu unosi się zapach mokrej ziemi i sosnowych igieł, a wiatr przemyka przez gałęzie jak niespokojna myśl. Drzwi pojazdu trzaskają i Sila wyskakuje na zewnątrz, jakby uciekała przed czymś więcej niż tylko rozmową — przed zdradą, przed rozczarowaniem, przed samą sobą. Jej płaszcz unosi się w powietrzu jak skrzydła ptaka, który zapomniał, dokąd leci.

— Sila! — woła Levent, wybiegając za nią. — Poczekaj, proszę!

Nie reaguje. Jej kroki uderzają o asfalt, każde mocniejsze od poprzedniego, jakby chciała zostawić za sobą nie tylko jego, lecz cały świat, w który przestała wierzyć. Dogania ją dopiero wtedy, gdy kamień spod jej stopy toczy się po zboczu i ginie w trawie.

Levent zatrzymuje się przed nią, a potem nagle klęka — bez zastanowienia, bez godności, z desperacją człowieka, który nie ma już nic do stracenia.

— Sila… — jego głos łamie się jak cienki lód. — Przysięgam, to Bahar mnie pocałowała. Ja… ja nawet jej nie dotknąłem. Kocham tylko ciebie. Tylko ciebie, rozumiesz?

Sila stoi nieruchomo. Wiatr rozwiewa jej włosy, a na policzku drży łza, która jeszcze nie zdążyła spaść.

— Nie wierzę ci. — Jej głos brzmi jak pęknięcie.

— Proszę cię… uwierz. Jestem niewinny.

— Nie wierzę! — odwraca się nagle. Jej spojrzenie tnie powietrze jak ostrze. — Moja siostra nigdy by tego nie zrobiła! Jest żoną Kuzeya! Dlaczego miałaby cię pocałować?!

Levent powoli wstaje. W jego spojrzeniu znika błaganie — zostaje tylko szczerość, gorzka i ciężka jak kamień.

— Bo chciała się ciebie pozbyć.

Sila marszczy brwi i robi krok w tył.

— Co ty mówisz…?

— Bahar nagrała to z ukrycia. Bez mojej wiedzy. Przyszła do mojego gabinetu, wiedziała, że będziemy sami. Zastawiła pułapkę. Potem zagroziła, że pokaże nagranie dyrekcji, jeśli nie zrobię tego, czego chce.

Sila blednie. Jej dłoń wędruje do ust, jakby chciała zatrzymać słowa, które cisną się z gardła, ale ich nie wypowiada. W jej oczach walczą dwie siły — miłość i niedowierzanie.

— Nie… Bahar nie jest taka. — Głos jej drży, a z każdym słowem tonie coraz głębiej w chaosie, który rodzi się w środku.

Levent podchodzi bliżej, krok po kroku, aż dzieli ich tylko kilka oddechów.

— Zrobiła to, żeby cię odepchnąć. — Mówi cicho, ale pewnie. — Chciała, żebym cię zabrał stąd, ożenił się z tobą i trzymał z dala od Kuzeya. Wtedy mogłaby wreszcie żyć spokojnie — bez ciebie.

Sila patrzy na niego długo, jakby szukała kłamstwa w jego oczach, lecz widzi tylko zmęczenie i prawdę, której nie potrafi przyjąć. Jej oddech staje się ciężki, dłonie zaciskają się w pięści.

W tej chwili świat wokół niej zdaje się rozpadać — liście wirują w powietrzu, wiatr zrywa się nagle, a odległy szum drzew brzmi jak echo dawnych wspomnień.

Nie wie już, komu ufać: jemu, który przysięga z miłością w oczach, czy jedynej siostrze, która przez całe życie była jej wsparciem i powierniczką, dzieląc trudności losu.

***

Drzwi do sypialni otwierają się z impetem. Bahar wkracza jak burza, z twarzą wykrzywioną strachem, rozczochranymi włosami i drżącymi dłońmi. Tuż za nią wchodzi Cavidan, zaniepokojona, ale starająca się zachować pozory opanowania.

Pokój tonie w pastelowych barwach — kwiecista narzuta na łóżku, turkusowy pled, miękkie światło lamp odbijające się w lustrzanych drzwiach szafy. Ale w tej chwili wszystko wydaje się blade, jakby przygaszone przez ciężar emocji.

— Mamo, jeśli Kuzey go znajdzie, Levent mu wszystko wyśpiewa! — wyrzuca z siebie Bahar, głosem pełnym paniki. — Ostrzegał mnie tyle razy… Jeśli Acelya zacznie mówić, jeśli straci Silę… mnie też uczyni nieszczęśliwą!

Cavidan podchodzi do córki i delikatnie ujmuje jej ramiona, próbując ją zatrzymać w miejscu, choć Bahar wciąż drży.

— Poczekaj chwilę, uspokój się. Może Kuzey ich nie znajdzie…

— Mamo, mówimy o Kuzeyu! — Bahar wybucha. — Gdy czegoś chce, osiąga to. Zwłaszcza jeśli chodzi o Silę. Stracę go. Stracę go na zawsze…

Z ciężkim westchnieniem osuwa się na łóżko, jakby nagle zabrakło jej sił. Jej głos łamie się, gdy mówi dalej:

— Mamo, jestem skończona. Levent powie Sili wszystko. Że mu groziłam… że go pocałowałam… — Jej oczy rozszerzają się w przerażeniu. — Powie jej też, że to ja zepchnęłam Hulyę z balkonu!

Wstaje gwałtownie, zaczyna krążyć po pokoju, chwytając się za głowę jakby chciała wyrwać z niej myśli.

— Stracę Kuzeya… Pójdę do więzienia, mamo! Zrób coś! Uratuj mnie!

Cavidan, widząc, że córka traci kontrolę, chwyta ją stanowczo za przeguby.

— Przestań krzyczeć! Jeszcze ktoś nas usłyszy!

— Mamo, zrób coś, bo… bo odbiorę sobie życie! — krzyczy Bahar, a jej głos drży od rozpaczy.

Cavidan nie waha się. Policzkuje ją, mocno, ale nie brutalnie — wystarczająco, by wyrwać ją z histerii.

— Opamiętaj się! — mówi stanowczo, patrząc jej prosto w oczy.

Bahar zastyga, a potem wybucha płaczem. Osuwa się w ramiona matki, jak dziecko, które nie ma już siły walczyć.

— Zrób coś, proszę… Pomóż mi… Błagam cię, mamo…

Cavidan obejmuje ją mocno. Wie, że musi działać. Wie, że od tej chwili nie chodzi już tylko o Bahar — chodzi o przetrwanie ich obu.

***

Feraye i Ege wychodzą z domu w ciepłe, bezwietrzne popołudnie. Powietrze pachnie wilgocią i jaśminem, a z trawnika dobiega ciche brzęczenie cykad. Idą powoli w stronę oczka wodnego, którego powierzchnia lśni w promieniach słońca. Gdy stają przy brzegu, Ege przerywa ciszę spokojnym, lecz stanowczym tonem:

— Rozumiem cię, ciociu Feraye, naprawdę. — Spogląda na nią z troską. — Ale wiesz, jak Melis kocha swojego ojca. Dla niej to wszystko jest trudne.

Feraye wzdycha głęboko i przez chwilę wpatruje się w taflę wody, w której odbija się jej twarz — zmęczona, z cieniem dawnych uczuć.

— Wiesz, co wydarzyło się wczoraj, Ege. — Jej głos drży lekko. — Gdyby Melis była choć trochę bardziej wyrozumiała… — Przerywa na moment, a potem mówi ciszej, z nutą goryczy: — Poślubiłam Bulenta z miłości. Wierzyłam, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Jego rodzina stała się moją rodziną, jego dom — moim domem. A potem pojawiła się Zeynep… i wszystko runęło. Myślałam, że Bulent naprawdę mnie kochał, ale on… cały ten czas myślał o Gonul. Nawet wtedy, gdy był moim mężem.

Ege milczy przez chwilę, jakby szukał właściwych słów. W końcu mówi spokojnie, ale z głębi serca:

— Ludzie popełniają błędy, ciociu. — Odwraca wzrok w stronę ogrodu, gdzie liście poruszają się leniwie na wietrze. — Ty zawsze mówiłaś, że mężczyźni są słabsi od kobiet, że łatwiej się gubimy. I masz rację. Kiedy nie potrafimy stawić czoła problemom, uciekamy. Ale potem… potem wracamy. Zawsze wracamy.

Feraye odwraca się do niego z lekkim niedowierzaniem.

— Chcesz powiedzieć, że Bulent wrócił, bo zrozumiał swój błąd?

— Tak. — Ege przytakuje. — Zrozumiał, że to, co miał, było prawdziwe. I że tylko ty możesz mu to wybaczyć.

— Ege… ja naprawdę nie wiem, co robić. — Jej głos staje się miękki, przechodzi prawie w szept. — Tyle razy próbowałam zapomnieć. Tyle razy mówiłam sobie, że już po wszystkim.

— Nie musisz robić niczego. — Ege uśmiecha się łagodnie. — Po prostu mu pozwól.

Feraye marszczy brwi, zdezorientowana.

— Pozwolić? Na co?

— Na to, by naprawił swój błąd. — odpowiada chłopak. — Niech spróbuje. W końcu albo mu wybaczysz, albo on się podda.

***

Drewniane schody jęczą pod ciężarem kroków Naciye. Każdy jej ruch jest powolny, ale pełen wewnętrznej siły — jakby z każdym stopniem wspinała się nie tylko wyżej, lecz także ponad własną dumę. Za nią, niemal depcząc po piętach, podąża Bahar — rozpalona gniewem, z oczami błyszczącymi jak płomień, który w każdej chwili może wymknąć się spod kontroli.

— Co powiedziałaś?! — wybucha, a jej głos rozbrzmiewa w pustym korytarzu niczym trzask bicza. — Powtórz to, jeśli masz odwagę!

Na końcu schodów pojawia się Yildiz. Z twarzą napiętą od niepokoju wchodzi za nimi i stanowczym tonem upomina rozjuszoną dziewczynę:

— Bahar, opanuj się. Pani Naciye jest starsza od ciebie, należy jej się szacunek.

— To niech zachowuje się stosownie do swojego wieku! — syczy Bahar, obracając się w stronę teściowej. — Co miałaś na myśli, mówiąc, że jeśli śnieg jest biały, to nie boi się błota? Chcesz mi powiedzieć, że nie jestem niewinna?

Naciye zatrzymuje się na półpiętrze. Odwraca głowę z chłodnym spokojem, który boli bardziej niż najostrzejsze słowa.

— Zejdź mi z oczu, Bahar. Nie mam zamiaru z tobą dyskutować.

— Co ci zrobiłam?! — Bahar nie ustępuje. Jej głos drży od napięcia i zranionej dumy. — W jaki sposób cię uraziłam? Czym zawiniłam?

— Wystarczy, że każdego dnia krzyczysz w tym domu — odpowiada Naciye twardo, bez emocji, ale z ciężarem prawdy w każdym słowie.

— Będę krzyczeć, jeśli trzeba! — rzuca Bahar, podchodząc bliżej. — Bo próbujesz zniszczyć moje małżeństwo! Wiesz, co jest twoim problemem? Nie możesz znieść myśli, że twój syn pokochał mnie, a nie kogoś, kogo byś sama wybrała!

— Oczywiście, że myślę o moim synu — mówi Naciye chłodno. — Trudno, żeby był szczęśliwy z kimś takim jak ty.

Bahar chwyta teściową za ramię, zbyt mocno, zbyt impulsywnie.

— A z kim miałoby mu być łatwiej? Z Silą, tak? Nie masz wstydu! Chcesz mnie wypędzić, żeby to ona zajęła moje miejsce?!

— Ja nie mam wstydu? — Naciye unosi brodę z godnością. — To ty powinnaś się wstydzić! Upiłaś mojego syna i zaciągnęłaś go do łóżka, a potem wymusiłaś ślub!

— To nie było tak! — krzyczy Bahar z rozpaczą. — On sam chciał mnie poślubić! Bo mnie kocha!

— Oczywiście, powiedz to głośniej, żeby cały dom usłyszał, jaką jesteś kłamczuchą! — głos Naciye staje się ostry jak nóż. — Ty i twoja matka spadłyście na nas jak koszmar!

— Koszmar? — Bahar śmieje się przez łzy. — Ja ci zaraz pokażę koszmar!

Bahar rzuca się na teściową, szarpie ją za rękaw. Ich ciała zderzają się w ciasnej przestrzeni schodów. Bahar stoi na skraju stopnia, jej obcas ześlizguje się po wypolerowanym drewnie.

Krótki, urwany krzyk — i cisza.

Ciało Bahar zsuwa się po schodach, uderzając o nie z głuchym odgłosem. Zatrzymuje się w połowie drogi, bezwładne, nieruchome. Jej twarz blednie, a usta rozchylają się w bezgłośnym oddechu.

Yildiz i Naciye zastygają w miejscu. W oczach obydwu miesza się strach i niedowierzanie. W domu, w którym jeszcze przed chwilą odbijały się krzyki, teraz słychać tylko ich własny, przerażony oddech.

***

Kuzey znalazł porzucony samochód Leventa na poboczu drogi — czarne nadwozie błyszczało w mokrym świetle, a drzwi stały uchylone jak niezamknięte pytanie. Wnętrze było puste; jedynie na siedzeniu pasażera leżał zegarek — ten sam, z dyskretnym nadajnikiem GPS, który Kuzey niedawno ofiarował doktorowi. Metal odbijał chmurę nieba jak zimne spojrzenie.

— Sila! Sila! — krzyknął bez zastanowienia. Jego głos rozszedł się po łące i zniknął w zieleni lasu za drogą. Słowa wychodziły z niego jak rozkaz, jak modlitwa.

Odpowiedzią były najpierw liście szeleszczące na wietrze, potem — coraz bliżej — rozpaczliwe, przerywane krzyki kobiety:

— Zostaw mnie w spokoju, Levent! Zostaw mnie!

Serce Kuzeya zabiło gwałtownie. Nie myślał — biegł. Buty tłukły o wilgotny asfalt, potem po miękkim mchu ścieżki; z każdym krokiem ziemia pod stopami traciła bezpieczeństwo, a las zdawał się pochłaniać światło.

Scena zmienia się: kamera wślizguje się między drzewa. Widzimy Leventa i Silę. On prowadzi ją za ramię, a ona szarpie się jak ptak uwięziony w sieci. Warkot liści miesza się z oddechami.

— Sila, posłuchaj mnie — mówi Levent natarczywie. — Bardzo cię kocham. Z czasem ty też pokochasz mnie, zobaczysz.

Sila odtrąca go z całą siłą rozpaczy.

— Zostaw mnie! — wybucha. — Co z ciebie za człowiek? Niech przeklęty będzie dzień, kiedy cię poznałam!

Levent robi krok bliżej. Jego twarz jest rozpalona, a oczy błyszczą jak u kogoś, kto stracił resztki rozsądku.

— Uciekniemy — powtarza, jakby mogło to zmienić nastawienie Sili. — Kuzey nas nie znajdzie. Nigdy nas nie znajdzie.

Wtedy z leśnej gęstwiny wyłania się postać. Kuzey staje przed nimi jak wyrzeźbiony z kamienia, emanując gniewem i determinacją. Jego głos brzmi zimno i nieprzejednanie.

— Co się tu dzieje? — pyta, stając twarzą w twarz z Leventem. — Dokąd się wybierasz? Chyba w ogóle mnie nie poznałeś. Nawet jeśli zabierzesz Silę na koniec świata, i tak ją odnajdę.

Ptaki ucichły, podobnie jak cały las. W powietrzu zostały tylko trzy oddechy: szybki oddech Sili, ciężki oddech Leventa i równy, twardy oddech Kuzeya. Każde słowo, każdy ruch ważyły teraz jak wyrok.

***

Melis była wściekła. Ojciec zignorował jej zaproszenie i nie pojawił się na śniadaniu, które miało być początkiem pojednania rodziców. Cały plan legł w gruzach, zanim w ogóle zdążył się rozpocząć. W jej przekonaniu winę mogła ponosić tylko jedna osoba – Zeynep. A może i jej matka. Przepełniona złością i rozczarowaniem, Melis ruszyła wraz z Egem do domu Gonul.

– Zobacz! – zawołała gwałtownie, kiedy samochód jej ojca wyłonił się zza zakrętu. – Samochód taty jest tutaj! Wiedziałam! Zeynep na pewno coś wymyśliła. Zatrzymała go, żeby nie przyszedł na śniadanie.

– Nie przesadzaj, Melis – próbował ją uspokoić Ege. – Co niby Zeynep mogła zrobić? Przecież nadal nie potrafi wybaczyć wujkowi Bulentowi.

– Nie bądź naiwny! – syknęła. – Zeynep potrafi zrobić teatr z niczego. Pewnie udawała, że źle się czuje, albo że coś jej się stało. Zawsze ma sposób, żeby postawić na swoim.

Kiedy przechodziła obok auta ojca, coś przykuło jej uwagę. Na ziemi, tuż przy kołach, leżał telefon. Podniosła go z niedowierzaniem.

– To telefon taty… – szepnęła, a zaraz potem poderwała się i pobiegła w stronę domu Gonul.

Dobiegła do okna i zamarła. Za szybą dostrzegła trzy postacie – ojca, Cihana i Zeynep. Siedzieli razem przy stole, rozmawiali, śmiali się. W tej chwili wyglądali jak rodzina. Prawdziwa, bliska, szczęśliwa. Widok ten uderzył ją mocniej niż jakiekolwiek słowa.

– Tacie nic się nie stało… – wyszeptała z drżeniem w głosie, a w jej oczach pojawiły się łzy. – On po prostu został z Zeynep.

Zacisnęła usta, czując, jak gniew rozlewa się w niej jak gorąca lawa. Imię siostry wyrwało się z jej ust z jadem i bólem – jak klątwa, jak słowo, które miało przynieść odwet.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 245. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy