„Miłość i nadzieja” – odcinek 324 – szczegółowe streszczenie
Melis nie potrafi znieść widoku Tahira siedzącego obok jej matki. Ich śmiech, swobodna rozmowa, sposób, w jaki na siebie patrzą — wszystko to działa jej na nerwy. Z każdym kolejnym żartem, z każdym spojrzeniem pełnym dawnej bliskości czuje, jak narasta w niej złość. W końcu zrywa się z miejsca i wraz z Egem wchodzi do gabinetu, zatrzaskując za sobą drzwi.
– Wariuję! – wybucha, chwytając się za głowę. – Walczę o to, żeby mój ojciec wrócił do domu, a w tym samym momencie pojawia się Tahir!
Ege opiera się o biurko, przyglądając jej spokojnie.
– Dlaczego właściwie chcesz, żeby twój tata wrócił? – pyta łagodnie. – Bo nie możesz znieść, że zatrzymał się u Zeynep, czy dlatego, że naprawdę zależy ci, by twoi rodzice znowu byli razem?
– Oczywiście, że mi zależy! – odpowiada bez wahania Melis. – Chcę, żeby moja rodzina znowu była rodziną.
Ege wzdycha, jakby chciał ją ostrzec przed czymś, co i tak już przeczuwa.
– Mam nadzieję, że mówisz to z serca. Bo Zeynep po latach wreszcie poznała swojego prawdziwego ojca.
Melis prostuje się gwałtownie, a jej oczy błyskają gniewem.
– Więc co? Sugerujesz, że powinnam zrezygnować z mojego ojca, bo ona go odnalazła?
– Czy ja coś takiego powiedziałem? – odpowiada spokojnie Ege, ale Melis już nie słucha.
– Może i Zeynep jest moją siostrą – mówi z naciskiem, unosząc palec w górę – ale miejsce mojego ojca jest tutaj. W tym domu. Nie w jej!
Ege milczy przez chwilę, po czym tylko potrząsa głową i wychodzi z pokoju. Drzwi cicho się zamykają, a Melis zostaje sama. Staje na środku gabinetu, wbija wzrok w pustkę i mówi półgłosem, z zimną determinacją:
– Przepraszam, Zeynep. Tak jak zabrałam ci Egego, tak teraz zabiorę ci mojego ojca.
***
Zeynep siedziała przy okrągłym stole w jasnym, przytulnym pokoju. Na różanym obrusie leżały otwarte książki i zeszyty, obok nich filiżanka z kawą, długopis i telefon. Widać było, że od dłuższego czasu pogrążona jest w nauce. Ciemne włosy spływały jej na ramiona, a twarz, oświetlona miękkim światłem, wyrażała skupienie i spokój.
Za jej plecami cicho uchyliły się drzwi. Wszedł Cihan, zatrzymał się w progu, przez chwilę przyglądając się jej sylwetce, po czym oparł dłoń o framugę.
— Czy mogę wejść, czy muszę najpierw uzyskać pozwolenie od twojego ojca? — zapytał z przekornym uśmiechem.
Zeynep westchnęła z lekkim rozbawieniem, nie odrywając wzroku od notatek.
— Nie żartuj sobie ze mnie…
Cihan podszedł bliżej, nachylił się nad jej ramieniem i zerknął na zapisane strony.
— Czego się uczysz?
— Prawa karnego — odparła, nie podnosząc głowy.
Usiadł obok niej, a jego palce lekko dotknęły krawędzi stołu.
— To znaczy prawa, które mówi, jak karać przestępców, tak?
Zeynep uniosła wzrok i uśmiechnęła się lekko.
— To nie jest takie proste — odparła, odrywając się na moment od tekstu. — Istnieje wiele kryteriów, według których można ukarać osobę winną. Przestępstwo może być popełnione umyślnie albo być wynikiem wypadku. Nawet pogoda — deszcz, mgła, pochmurne niebo — może mieć wpływ na przebieg procesu.
Cihan skinął głową, choć w jego oczach widać było lekkie zagubienie.
— Chciałbym powiedzieć, że rozumiem, ale nie rozumiem niczego.
Zeynep parsknęła cicho śmiechem.
— To nie szkodzi. Ja też nie rozumiem wielu rzeczy, które ty rozumiesz.
— Więc się uzupełniamy — stwierdził z uśmiechem.
— Można tak powiedzieć.
Zapadła chwila ciszy. Słychać było tylko tykanie zegara i ciche szuranie kartki, którą Zeynep odwracała. Cihan przyglądał się jej z uwagą, jakby próbował zapamiętać każdy szczegół — sposób, w jaki pochyla głowę, jak odgarnia kosmyk włosów, jak nieświadomie przygryza wargę.
— Nie jestem dobry w tego typu sprawach — powiedział nagle.
Zeynep spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem.
— W jakich sprawach?
— W formalnych. — Jego głos zabrzmiał poważniej, niż się spodziewała. — Chciałbym, żebyś poszła teraz do swojego pokoju i założyła tę prostą, kremową sukienkę. Ja w tym czasie ubiorę garnitur.
— Po co? — zapytała z niedowierzaniem.
Cihan uśmiechnął się, ale w jego oczach nie było żartu.
— Wsiądziemy do samochodu i pojedziemy do jubilera. Kupimy dwie obrączki.
Zeynep zmarszczyła brwi.
— Nie rozumiem…
Nachylił się ku niej, tak blisko, że poczuła zapach jego perfum i ciepło jego oddechu.
— Potem pojedziemy do urzędu stanu cywilnego i weźmiemy ślub — powiedział cicho, lecz z niezwykłą pewnością. — Wyjdziesz za mnie, Zeynep?
Jej dłoń, w której trzymała długopis, zadrżała i opadła bezwładnie na kolano. Oczy rozszerzyły się z zaskoczenia, a oddech na moment zamarł. W pokoju zapadła cisza — ta szczególna, która poprzedza wielkie decyzje. Wśród zapachu kawy, szelestu papieru i drżącego światła rodziło się coś, czego żadne z nich już nie mogło zatrzymać.
***
Kuzey, choć wciąż nie zakończył małżeństwa z Bahar, nie zamierzał dłużej czekać. W jego sercu nie było już miejsca na wahanie — postanowił oświadczyć się Sili, w miejscu, które miało być tak wyjątkowe, jak ona sama.
Wybrał zaciszne jezioro pośród wysokich sosen, gdzie cisza zdawała się oddychać wraz z wiatrem. Na brzegu, tam gdzie promienie słońca rozbłyskiwały na tafli wody niczym złote nici, przygotował romantyczną aranżację. Biała ścieżka z miękkiego materiału prowadziła przez tunel splecionych gałęzi i kwiatów do niewielkiej altany, nad którą delikatnie opadały przejrzyste zasłony.
Pod baldachimem, ozdobionym pastelowymi różami, piwoniami i lawendą, czekał stół nakryty lnianym obrusem. Na nim — porcelanowa filiżanka z herbatą jaśminową, ulubioną Sili. W powietrzu unosił się zapach żywicy i świeżych kwiatów, a w tle słychać było tylko szum drzew i cichy śpiew ptaków. Każdy detal był przemyślany: od koloru kwiatów po układ zasłon, jakby Kuzey chciał powiedzieć tym miejscem więcej niż słowami.
Gdy stanęli naprzeciw siebie, a wiatr poruszył lekkie firany altany, czas jakby przestał istnieć. To nie była tylko propozycja wspólnego życia — to było wyznanie, że mimo chaosu przeszłości, on chce budować przyszłość właśnie z nią.
— Wiedziałem, że przyjdziesz — powiedział z ciepłym uśmiechem. — Wiedziałem, że z nas nie zrezygnujesz. Długo czekałem na ten dzień. Część mnie wątpiła, ale jesteś tu. I jestem… szczęśliwy. Bardziej, niż potrafię to wyrazić.
— Kuzey… — wyszeptała, niepewnie patrząc mu w oczy.
— Wiedziałem, Sila. Wiedziałem, że pamiętasz, że kocham cię szaleńczo. I że ty też mnie kochasz. Nieważne, jak bardzo to ukrywałaś, jak daleko próbowałaś uciec — zawsze to czułem.
Delikatnie dotknął jej policzka, po którym spłynęła łza.
— Nie płacz, Sila. Nie zniosę, jeśli będziesz płakać.
— To wszystko… — urwała, rozglądając się wokół. Jej głos drżał z emocji. — Ta altana, kwiaty, świece… to wszystko jest takie piękne.
— Nic nie jest tak piękne jak ty — odpowiedział cicho.
Podniósł czerwone pudełeczko, otworzył je i ukazał pierścionek, w którego świetle odbiło się słońce.
— Sila… czy wyjdziesz za mnie? Czy chcesz być ze mną do końca życia?
Dziewczyna wstrzymała oddech. Łzy wzruszenia napłynęły jej do oczu, zakryła usta dłonią, jakby chciała stłumić krzyk radości. Ale nagle… wspomnienie wróciło z całą mocą.
„Mamo, zabiję się, jeśli on się ze mną rozwiedzie. Zabiję się bez mrugnięcia okiem, słyszysz?” — głos Bahar rozbrzmiał w jej głowie jak echo przekleństwa.
Sila przymknęła powieki, a łzy popłynęły obficiej. Teraz nie były to łzy szczęścia, lecz rozpaczy.
— Powiedz coś, Sila — poprosił Kuzey, z niepokojem w głosie. — Zgódź się. Niech wreszcie nasza miłość stanie się prawdziwa.
Z trudem wydobyła z siebie słowa:
— Nie mogę, Kuzeyu… — jej głos był ledwie szeptem, drżącym jak płomień świecy na wietrze. — Nie mogę…
***
Yildiz szła długim, jasnym korytarzem, niosąc w ramionach wiklinowy kosz pełen świeżego prania. Myślała tylko o tym, by szybko uporządkować rzeczy i wrócić do kuchni, gdy nagle zatrzymała się w pół kroku. Zza uchylonych drzwi sypialni Kuzeya i Bahar dobiegły do niej przytłumione głosy.
Zmarszczyła brwi. Odgłosy rozmowy były coraz wyraźniejsze. Pochyliła się lekko i, ostrożnie stawiając kroki, podeszła bliżej.
— Mamo, powiedziałam, że się zabiję tylko po to, żeby oszukać Silę — oznajmiła Bahar chłodnym, pewnym tonem. — Jak mogłaś pomyśleć, że naprawdę to zrobię?
Po chwili rozległ się spokojny, niemal zadowolony głos Cavidan.
— Naprawdę dobrze to zagrałaś, Bahar. Nawet ja się nabrałam. Sila nie miałaby dla ciebie ani odrobiny litości, gdyby znała prawdę.
Bahar parsknęła krótkim śmiechem.
— I o to chodzi. Zobaczymy, czy będzie potrafiła być z Kuzeyem, wiedząc, że w każdej chwili mogę zrobić sobie krzywdę.
Yildiz zamarła, czując, jak gniew wzbiera w niej z każdą sekundą. Serce zaczęło bić jej szybciej, a dłonie ścisnęły uchwyt kosza tak mocno, że aż zaskrzypiała wiklina.
„Bez wstydu, bez sumienia” — pomyślała. Bahar zawsze potrafiła grać ofiarę, a teraz, jak zwykle, używała kłamstw, żeby manipulować ludźmi wokół siebie.
Zacisnęła zęby i odwróciła się od drzwi, czując w gardle gorzki smak gniewu. Nikt nie działał jej tak na nerwy, jak Bahar — ze swoim fałszem, teatralnością i tą pewnością, że świat zawsze stanie po jej stronie.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 247. Bölüm i Aşk ve Umut 248. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.














