„Miłość i nadzieja” – odcinek 325 – szczegółowe streszczenie
Yildiz stoi przy uchylonych drzwiach sypialni, przystawiwszy ucho do szczeliny, nie chcąc, by umknęło jej choćby słowo. W ramionach ściska wiklinowy kosz, ale wszystkie myśli skupiają się na rozmowie dochodzącej ze środka — słowa Bahar i jej matki docierają do niej wyraźnie jak ciosy.
— Wpłynęłam na Silę — mówi Bahar, opierając ramiona o biodra. — Zobaczymy, czy teraz pójdzie do Kuzeya. Jest tak naiwna, że oddałaby za mnie życie.
Cavidan odpowiada spokojniej, ale w jej tonie słychać chłodne oskarżenie.
— Nie bądź taka pewna. Ty też przesadziłaś. Pocałowałaś Leventa, moja córko.
Bahar gwałtownie wyrzuca ręce przed siebie, jakby siłą gestu chciała odepchnąć słowa matki.
— Mamo, mówiłam ci: to nie ja go pocałowałam, tylko on mnie! — oburza się, a w jej głosie pobrzmiewa złość zmieszana z niepokojem. — Przynajmniej inni tak myślą…
Cavidan nachyla się nieznacznie, ściszając głos do tonu konspiracyjnego, jakby wypowiadała sekret, który mógłby wywrócić wszystko do góry nogami.
— To tylko jedna z rzeczy, które ukrywałaś — mówi powoli. — Ciesz się, że nie wyszedł na jaw twój największy sekret…
— Mamo, dość! — przerywa jej Bahar. — Przyszłaś tu, żeby mnie zrugać? — Robi krok w stronę drzwi — Sprawdzę, czy nikt nie podsłuchuje.
Yildiz, słysząc zbliżające się kroki, odskakuje od drzwi i niemal bezszelestnie znika w korytarzu. Bahar wygląda w pustą przestrzeń, po czym zamyka drzwi i wraca do matki.
— W porządku, nikogo nie ma. — Jej głos znów nabiera ostrości. — Zamiast mnie strofować, pomyśl lepiej, co zrobimy. Słuchaj: jeśli ja stracę Kuzeya, ty też stracisz wszystko. Wygody tego domu, karty kredytowe, które nosisz w portfelu… Wszystko, rozumiesz?
Cavidan milczy przez chwilę, jakby ważyła konsekwencje. Potem odpowiada, ostrożnie, lecz stanowczo:
— Rozumiem. Ale milczenie Sili nie wystarczy, by nas uratować. Musimy przemyśleć plan — dodaje — zastanowić się, jak przekonać Kuzeya, żeby został z tobą.
***
Melis sprowadza ojca do domu, z wyraźną determinacją i cieniem nadziei w oczach. Bulent, przekraczając próg, prostuje się gwałtownie, gdy dostrzega siedzącego na kanapie Tahira. Na jego twarzy pojawia się grymas niechęci, a ton, którym się odzywa, jest chłodny i twardy jak stal.
— Co ty tu robisz?! — rzuca ostro, mierząc Tahira surowym spojrzeniem.
Feraye natychmiast reaguje, unosząc dłoń w geście sprzeciwu.
— Bulencie, nie masz prawa tak mówić — upomina go stanowczo, choć w jej głosie pobrzmiewa zmęczenie. — Czy to wciąż twój dom, że zachowujesz się tu jak pan i władca? Gdzie się podziały zasady dobrego wychowania?
— Z prawnego punktu widzenia — odpowiada z przekąsem Bulent, nie spuszczając wzroku z Tahira — to nadal mój dom, Feraye. Skoro nie jesteśmy rozwiedzeni, mam pełne prawo zapytać, co ten człowiek tu robi.
Tahir prostuje się spokojnie, choć w jego oczach pojawia się cień irytacji.
— Kiedyś byłeś prawnikiem mojej żony — zauważa z chłodnym spokojem.
Bulent uśmiecha się bez śladu sympatii.
— Więc dlatego tu przyszedłeś? Nie martw się, Tahirze, Feraye nie potrzebuje adwokata.
— Wystarczy, Bulencie! — przerywa mu gwałtownie Feraye. — Tahir nie po to tu przyszedł.
W powietrzu unosi się napięcie, które można by ciąć nożem. I właśnie wtedy w drzwiach pojawia się Zeynep. Staje w progu, zaskoczona widokiem Tahira, który również spogląda na nią w zdumieniu.
— Zeynep? — pyta mężczyzna, mrużąc oczy, jakby nie dowierzał własnym oczom.
— Profesor Tahir? — Zeynep odzywa się z niedowierzaniem, krocząc kilka kroków w głąb salonu.
— Co… co ty tu robisz?
Bulent, coraz bardziej zdezorientowany, przenosi wzrok z jednego na drugiego.
— Chwileczkę… — mówi, marszcząc brwi. — Tahir był twoim profesorem? To znaczy, że on i Feraye pracowali w tym samym miejscu?
— Panie Tahirze, ja… — zaczyna Zeynep niepewnie, lecz Bulent wchodzi jej w słowo, obejmując ją ramieniem.
— Zeynep jest moją córką — oświadcza dumnie. — To naturalne, że przychodzi do tego domu.
Tahir cofa się o krok, z wyraźnym zaskoczeniem na twarzy. Po chwili jednak jego usta wyginają się w ironicznym uśmiechu.
— Teraz rozumiem… — mówi powoli. — To dlatego ty i Feraye się rozwodzicie.
— Zajmij się swoimi sprawami! — warczy Bulent, wstając gwałtownie.
— Bulencie, dosyć! — Feraye staje między nimi, próbując powstrzymać eskalację. — Tahir jest naszym gościem!
— Gościem?! — Bulent prycha pogardliwie. — To nie gość, tylko zwykły bezwstydnik!
Słowa spadają jak uderzenia. W salonie zapada ciężka cisza, a Melis, stojąca w kącie, patrzy na to wszystko z rosnącym niepokojem.
***
Akcja przenosi się nad jezioro — w miejsce, gdzie Kuzey oświadczył się Sili. Powietrze jest przejrzyste i spokojne, tafla wody odbija ostatnie promienie słońca, a wokół panuje cisza, w której słychać jedynie delikatny szelest trzcin i bicie serc dwojga ludzi.
Sila wpatruje się w pudełeczko trzymane w dłoniach Kuzeya.
– To najpiękniejszy pierścionek, jaki kiedykolwiek widziałam – szepcze z drżeniem w głosie, jakby bała się, że wypowiadając te słowa, czar chwili może prysnąć.
– Włóż go, proszę – mówi Kuzey cicho, z nadzieją, która rozjaśnia jego spojrzenie.
Sila cofa dłoń.
– Nie mogę, Kuzeyu. Bahar… ona by tego nie przeżyła.
– Czy tak będzie zawsze? – pyta z goryczą. – Czy całe życie zamierzasz poświęcić dla Bahar?
Telefon Sili odzywa się po raz kolejny. Dźwięk melodii brutalnie rozdziera tę ciszę. Kobieta sięga do kieszeni i zerka na ekran, na którym wyświetla się imię Yildiz.
– Odbierz – mówi Kuzey łagodnie. – Może to coś ważnego.
Sila kręci głową i jednym ruchem odrzuca połączenie.
– Nie mogę. Bo jeśli odbiorę, Yildiz znowu powie mi, żebym posłuchała swojego serca. – Jej głos łamie się. – Ale ja… muszę je uciszyć, Kuzeyu. Nie mogę go teraz słuchać.
Mężczyzna odgarnia kosmyk włosów z jej twarzy i opuszkami palców muska policzek.
– Sila, nie płacz. – Jego głos drży. – Nie zniosę tego widoku.
– Chciałabym, żeby wszystko było inaczej – odpowiada przez łzy. – Ale nie mogę być z tobą, wiedząc, że Bahar może zrobić sobie krzywdę. Nie zniosłabym tej myśli…
Kuzey spogląda na nią długo, w milczeniu. Potem wyjmuje pierścionek z pudełeczka i kładzie go delikatnie na jej dłoni.
– Zachowaj go – mówi cicho. – Ukryj dla mnie. Będę czekać, aż pewnego dnia włożysz go na swój palec. I przysięgam, że do tego czasu usunę wszystko, co stoi między nami. Wiesz… jeśli na drodze, którą podążamy, nie ma przeszkód, to nie ma też szczęścia na jej końcu.
Obejmuje jej twarz obiema dłońmi, jakby chciał zapamiętać każdą łzę i każdy szczegół jej spojrzenia.
– Pójdziemy tą drogą razem, Silo. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by nam się udało. Będę żył dla dnia, w którym zobaczę ten pierścionek na twoim palcu. Będę czekać.
Na twarzy Sili pojawia się uśmiech — delikatny, nieśmiały, jak promień słońca przebijający się przez chmury. W jej oczach wciąż migoczą łzy, ale pomiędzy nimi tli się nadzieja. Wiara, że dla niej i Kuzeya nie istnieją granice, których miłość nie potrafiłaby przekroczyć.
***
Yildiz stała w sercu kuchni, pochłonięta swoimi myślami. Mieszała powoli łyżką zawartość bulgoczącej w garnku zupy, podczas gdy drugą ręką nerwowo trzymała telefon przy uchu. Jej wzrok był utkwiony w powierzchni garnka, lecz wyraz twarzy zdradzał wewnętrzne napięcie, jakby siłą woli próbowała wymusić połączenie.
— Proszę cię, Sila, odbierz — szepnęła do słuchawki, a jej głos był zaledwie westchnieniem, pełnym napięcia i nadziei. — Nie odrzucaj tej propozycji od Kuzeya. To może być twoja jedyna szansa.
W tym samym momencie, z hukiem i bez ostrzeżenia, w otwartym przejściu do kuchni pojawiły się Bahar i jej matka. Aura Bahar była niemal namacalna – pełna nienawiści i niepokoju.
— Z kim rozmawiasz? Pokaż mi natychmiast ten telefon! — rozkazała Bahar ostrym, władczym tonem, wyciągając rękę w stronę Yildiz jak szpon. Jej palce drżały z irytacji.
Yildiz zareagowała instynktownie, chowając rękę z urządzeniem za plecami. Jej postawa stała się sztywna, defensywna.
— A kim ty jesteś, by zabierać mi moją własność? — zapytała Yildiz, a w jej głosie zabrzmiało głębokie oburzenie.
Bahar uniosła dumnie głowę, wzmacniając swój autorytet.
— Kim? Jestem prawowitą panią tego domu! — odpowiedziała z hardą pewnością. — Doskonale widzę, jak się zachowujesz, jakbyś już liczyła na nasz rychły rozwód. Daruj sobie te naiwne nadzieje! Ani nie rozwiodę się z Kuzeyem, ani nie opuszczę tego miejsca! Ale ciebie, Yildiz… — Wbiła palec wskazujący w jej pierś. — Ciebie wyrzucę stąd raz na zawsze!
Yildiz nie straciła zimnej krwi. Zamiast się cofnąć, spojrzała Bahar prosto w oczy. Jej głos, choć niski, był niepokojąco pewny.
— Jesteś tak przerażona i zdesperowana, że nawet nie wiesz, z czym naprawdę powinnaś się zmierzyć.
— Jak śmiesz odzywać się do mnie w ten sposób?! — Bahar krzyknęła, a jej twarz wykrzywiła się ze wściekłości.
— Pomyśl logicznie, Bahar. Kuzey postanowił się z tobą rozwieść, widząc jedynie nagranie z tobą i Leventem. To był tylko wierzchołek góry lodowej. Kto wie, co zrobi, gdy dowie się wszystkiego… całej prawdy o twoich występkach?
Bahar zamarła. W jej oczach zagościło zmieszanie, które próbowała zatuszować agresywnym zaprzeczeniem.
— Co to za absurdalne bzdury?! O jakiej prawdzie mówisz? Czego niby miałby się dowiedzieć?! Cóż takiego zrobiłam?!
Yildiz uśmiechnęła się z wyższością. Jej spojrzenie stało się mroczne i prorocze.
— Poczekaj cierpliwie, aż siostra Hulya w końcu odzyska przytomność i zacznie mówić. Wtedy zobaczysz, co się wydarzy. Zapamiętaj: sprawiedliwość zawsze dosięga niegodziwców. Ty też wkrótce się o tym przekonasz.
W oczach Bahar, głęboko pod warstwą gniewu, zaczął lśnić wyraźny, paraliżujący strach, którego nie była już w stanie w żaden sposób ukryć. Jej poza zadrżała.
***
Cihan przekracza próg domu Feraye, rozglądając się ostrożnie po wnętrzu. W chwili, gdy w salonie dostrzega Tahira, jego twarz momentalnie sztywnieje. Odwraca się na pięcie i niemal bezszelestnie kieruje do kuchni, pociągając za sobą zdezorientowaną Sedę.
– Skąd on się tu wziął?! – syczy przez zęby, wyraźnie poruszony. – Dlaczego nie dałaś mi znać, dziewczyno?
Seda marszczy brwi, próbując zrozumieć, o co mu chodzi.
– Znasz tego mężczyznę?
– Znam aż za dobrze – odpowiada po krótkiej pauzie, głosem twardym jak stal. – To on wsadził mnie do więzienia.
– Co? Bracie, ale skąd miałam go znać? – wykrzykuje zaskoczona. – Nie było mnie wtedy nawet w kraju! Byłam na wakacjach w Grecji!
Cihan nie słucha. Patrzy w stronę salonu, jakby spodziewał się, że Tahir zaraz stanie w progu. Następnie błyskawicznie wymyka się tylnym wyjściem, nie chcąc, by ten go zobaczył.
Na zewnątrz zatrzymuje się tuż za bramą. Nerwowo przegląda się w szybie zaparkowanego samochodu i poprawia fryzurę – bardziej z odruchu niż z potrzeby. Nie widzi jednak, że w tym samym momencie Tahir wyszedł na podwórze.
Tahir mruży oczy, jakby próbował upewnić się, czy naprawdę widzi tego, o kim myśli.
– To… on? – mruczy do siebie, po czym głośno woła: – Cihan?!
Brat Sedy odwraca się gwałtownie. Na jego twarzy maluje się złość i bezsilność.
– Niech to szlag… – cedzi pod nosem.
Tahir zbliża się powoli, z wyraźnym spokojem, który bardziej przypomina drwinę niż uprzejmość.
– Proszę, proszę… A więc jesteś na wolności. Kiedy cię wypuścili?
Cihan uśmiecha się krzywo.
– A co w tym dziwnego? Myślałeś, że będę gnił w celi do końca życia?
– Jeśli dobrze pamiętam, nie siedziałeś tam za kradzież. Zabiłeś człowieka. A mimo to… tylko trzy lata?
– Nie trzy lata – poprawia spokojnie Cihan. – Dwa lata, jedenaście miesięcy i jeden dzień.
Tahir unosi brew.
– Widzę, że wszystko dokładnie policzyłeś.
– W więzieniu człowiek liczy wszystko – odpowiada z chłodną szczerością. – Dni, godziny, oddechy.
– A rodzice mężczyzny, którego zabiłeś, też liczą – mówi Tahir cicho, lecz z wyraźnym wyrzutem. – Każdy dzień, który spędzają przy jego grobie. Powiedz, Cihan, jak to możliwe, że wyszedłeś tak szybko? Co zrobiłeś?
– Nic – odcina się tamten. – Wyrok zapadł, kara się skończyła, a ja odzyskałem wolność.
Tahir śmieje się krótko, ale w jego śmiechu nie ma rozbawienia.
– Oczywiście. Z pewnością wszystko było zgodne z prawem…
– Wiem, że chciałbyś, żebym został tam na zawsze – mówi Cihan, tonem niemal spokojnym, lecz w jego oczach czai się gniew. – Ale nie było mi to pisane. Los miał inne plany.
W tej samej chwili na końcu ulicy pojawia się Zeynep. Machinalnie uśmiecha się do Tahira, wymienia z nim kilka uprzejmych słów i bez wahania wsiada do samochodu Cihana. Silnik warczy, a auto odjeżdża, zostawiając za sobą tylko zapach spalin i niewypowiedziane napięcie.
Tahir stoi nieruchomo przez kilka sekund, po czym odwraca się i wraca na podwórko. Tam spotyka Egego, który odprowadził Zeynep do bramy.
– Znasz Cihana? – pyta ze zdziwieniem Ege.
– Tak – odpowiada Tahir powoli. – Znamy się.
– Skąd? Gdzie się poznaliście?
– Na sali sądowej.
– Jak to? Reprezentowałeś go w jakiejś sprawie?
Tahir wsuwa dłonie do kieszeni i spogląda przed siebie z chłodnym spokojem.
– Nie. Byłem prawnikiem rodziców Timura Sakliego.
– A kim jest ten Timur Sakli?
Tahir spogląda na niego z lodowatym wyrazem twarzy.
– Mężczyzną, którego zabił Cihan.
***
Kuzey i Sila stoją na wzgórzu, trzymając w dłoniach dwa kolorowe balony z helem. W ich oczach odbija się popołudniowe słońce, a w sercach — ta sama, cicha prośba: by wszystkie przeszkody, które stanęły między nimi, wreszcie zniknęły.
Wypuszczają balony jednocześnie. Patrzą, jak wznoszą się coraz wyżej, aż znikają w niebie. Na chwilę zapominają o wszystkim — o bólu, o kłamstwach, o rozstaniach.
Gdy wracają do domu, robią to osobno. Każde z nich wybiera inną drogę, by nikt nie domyślił się, że choć przez moment byli razem.
Bahar, kierując się radą matki, mówi Kuzeyowi, że zgadza się na rozwód. Cavidan przekonała córkę, że w ten sposób mężczyzna dostrzeże jej prawdziwą wartość i sam zrezygnuje z rozwodu.
***
Sila w tym czasie udaje się do pokoju Hulyi. Przy łóżku sparaliżowanej kobiety siedzi Yildiz. Na widok Sili unosi głowę i uśmiecha się lekko.
– Dobrze, że przyszłaś – mówi. – Musisz usłyszeć coś bardzo ważnego.
Sila siada obok, czując niepokój, który ściska jej żołądek.
– Bahar cię oszukuje – zaczyna Yildiz poważnym tonem. – Słyszałam, jak rozmawiała z matką. Powiedziała jej, że jeśli Kuzey ją zostawi, to odbierze sobie życie. Mówiła to na tyle głośno, żebyś ty to usłyszała. To był teatr, Sila.
– Co takiego? – głos Sili drży, twarz tężeje z niedowierzania, a serce ściska się boleśnie. Po raz kolejny jej siostra, jej młodsza siostrzyczka, którą, wbrew rozsądkowi, nadal kochała całym sercem, okazała się zimną, złą do szpiku kości osobą.
– Chciała, żebyś uwierzyła i nie przyjęła oświadczyn Kuzeya – kontynuuje Yildiz. – Wszystko zaplanowała.
Sila wstaje gwałtownie, jakby coś w niej pękło.
– To niemożliwe… Bahar nie mogłaby…
– A jednak – przerywa jej Yildiz, również podnosząc się z krzesła. – Dobrze, to twoja siostra, ale prawda jest taka, że całe jej życie to jedno wielkie kłamstwo. Nawet się z ciebie śmiała. Powiedziała: „Ta głupia Sila uwierzy we wszystko, co jej powiem.”
Sila zaciska pięści. Jej oczy błyszczą łzami, ale głos staje się pewny.
– Nie odrzuciłam Kuzeya, bo jestem głupia – mówi z mocą. – Zrobiłam to, bo mam sumienie. Bo wierzyłam, że tak trzeba.
– Sumienie? – Yildiz potrząsa głową. – Bahar właśnie powiedziała Kuzeyowi, że zgadza się na rozwód. Że podpisze papiery, gdy tylko je przyniesie. Ona się nie poświęca, Sila. Ona tylko gra, jak zawsze.
Dziewczyna zaczyna drżeć. Łzy spływają jej po policzkach.
– Nie wiem, co robić… – szepcze. – Ona nadal go kocha…
– A ty? – Yildiz spogląda jej prosto w oczy. – Ty pokochałaś go pierwsza. Bahar wiedziała o tym i mimo to ci go zabrała. To nie siostra, Sila. To potwór, który myśli tylko o sobie!
Z dołu dobiega wołanie Naciye:
– Yildiz! Spójrz na jedzenie, przypali się!
Pokojówka wzdycha, odwraca się i wychodzi, zostawiając Silę samą w pokoju. Dziewczyna opiera się o szafkę, z trudem łapiąc oddech. Świat jakby na moment zatrzymał się w miejscu.
Nagle rozlega się cichy, chrapliwy głos:
– Sila…
Sila zamarza. Obraca się gwałtownie. Hulya poruszyła ustami.
– Siostro Hulyo? – Sila rzuca się do niej, a łzy spływają jej po policzkach. – Słyszysz mnie?
– Nie… opuszczaj… Kuzeya… – wyszeptuje Hulya, z trudem, ale wyraźnie.
Sila nie wierzy własnym uszom. Obejmuje jej dłoń i całuje ją ze wzruszeniem.
– Dzięki Bogu! Przemówiłaś!
W tej samej chwili za drzwiami pojawia się Bahar. Zatrzymuje się w pół kroku, przysłuchując się uważnie. Słyszy każde słowo.
Na jej twarzy pojawia się panika.
– Niech to szlag… – syczy. – Hulya się obudziła. Powie jej wszystko…
Odwraca się i pędzi w dół po schodach, jakby uciekała przed własnym końcem. Jej obcasy stukają po drewnie jak odliczanie — do katastrofy, której już nie da się powstrzymać.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 248. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.




















