Miłość i nadzieja odc. 339: Bahar jest w ciąży!

Na twarzy Bahar pojawia się subtelny, lecz pełen przebiegłości uśmieszek.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 339 – szczegółowe streszczenie

Zeynep nie chce go słuchać. W jej oczach wciąż tli się gniew, a w każdym ruchu widać napięcie. Cihan jednak nie ustępuje. Podchodzi bliżej, spokojnie, choć w jego głosie pobrzmiewa desperacja.

— Dziewczyna, którą widziałaś ze mną w parku… — zaczyna powoli. — To była narzeczona mężczyzny, którego zabiłem.

Zeynep zamiera. Jej oddech przyspiesza, a dłonie zaciskają się w pięści.

— Co ty powiedziałeś? — pyta cicho, niemal szeptem.

— Widziałem ich razem tamtego dnia — kontynuuje Cihan, nie spuszczając z niej wzroku. — On ją bił, Zeynep. Na ulicy, przy ludziach. Wszyscy patrzyli, nikt nie reagował. Ale ja nie potrafiłem przejść obojętnie.

Głos mu lekko drży, lecz mówi dalej, jakby każde słowo było ciężarem, którego musi się pozbyć.

— Stanąłem w jej obronie. Doszło do szarpaniny… Miał przy sobie nóż. W pewnym momencie ostrze się obróciło i… — urywa, na chwilę spuszczając głowę. — Wbiło się w niego. To był wypadek.

Zeynep przez moment milczy. Patrzy na niego uważnie, jakby chciała odczytać z jego twarzy prawdę.

— I to wszystko? — pyta chłodno. — Tak po prostu? Wypadek? A może to kolejne kłamstwo, które wymyśliłeś, żeby się usprawiedliwić?

— To nie kłamstwo, Zeynep — odpowiada stanowczo. — Pisano o tym wtedy w gazetach, ale minęły lata…

— I te artykuły, jak na złość, już nie istnieją, prawda? — przerywa mu z ironią.

Cihan wzdycha ciężko.

— Tak, są niedostępne. Ale to, co mówię, to prawda. Od kilku dni próbowałem znaleźć Ozlem, żeby cię z nią zapoznać. Chciałem, żebyś usłyszała wszystko z jej ust.

— Naprawdę? — Zeynep uśmiecha się krzywo. — Bo jakoś jej tu nie widzę.

Cihan milczy. Nie ma już żadnych słów, które mogłyby ją zatrzymać.

Zeynep odwraca się powoli, jakby decyzja zapadła w niej ostatecznie. Rusza przed siebie, a jej kroki odbijają się od chodnika pustym, chłodnym echem. Cihan zostaje w miejscu — z opuszczonymi ramionami, z ciężarem przeszłości, która wciąż nie pozwala mu ruszyć dalej.

***

Zeynep przychodzi do domu Feraye z ciężkim sercem. Gdy przekracza próg, w salonie panuje cisza. Ktoś siedzi na kanapie — młoda kobieta o miękkich rysach twarzy i brązowych włosach opadających na ramiona. Zeynep zamiera. To ta sama szatynka, którą widziała wcześniej z Cihanem w parku.

Z wahaniem robi kilka kroków w jej stronę.

— Ozlem? — pyta cicho.

Kobieta wstaje i skinieniem głowy potwierdza. W jej spojrzeniu widać ciepło, ale też cień dawnego bólu.

Obie wychodzą na zewnątrz, by porozmawiać na osobności. W ogrodzie jest spokojnie — wiatr porusza liśćmi drzew, a powietrze pachnie jaśminem. Siadają naprzeciw siebie na drewnianej ławce.

— Czy to znaczy, że Cihan mówił prawdę? — Zeynep przerywa ciszę. Jej głos jest niepewny, niemal drżący.

Ozlem przez chwilę milczy, jakby musiała zebrać siły, by odpowiedzieć.

— Gdyby nie Cihan, nie byłoby mnie tu dzisiaj — mówi w końcu. — Tamten człowiek… był moim narzeczonym. Bił mnie, upokarzał. Tego dnia, gdy wszystko się wydarzyło… wszyscy tylko patrzyli. Tylko Cihan stanął między nami. Gdyby nie on, pewnie już bym nie żyła.

Zeynep wpatruje się w nią szeroko otwartymi oczami.

— Co stało się potem?

— Przeszłam terapię, długo uczyłam się znowu ufać ludziom. Minęły dwa lata, zanim zaczęłam oddychać bez lęku. Ale to wszystko zostawiło ślad.

— Dlaczego uciekłaś dziś z parku? — pyta Zeynep. — Przecież mogłaś po prostu podejść i z nami porozmawiać.

— To miejsce… — odpowiada Ozlem cicho. — Tam się to wszystko wydarzyło. Każdy krzyk, każdy cios, każdy oddech bólu wrócił w jednej chwili. Nie byłam w stanie tam zostać.

Zeynep spuszcza głowę. W jej oczach pojawia się cień wstydu.

— Byłam wobec Cihana niesprawiedliwa — przyznaje, a jej głos łamie się lekko. — Osądziłam go, zanim wysłuchałam. Powiedziałam mu rzeczy, których teraz żałuję. Myślałam, że coś was łączy…

Ozlem uśmiecha się smutno.

— Cihan spędził prawie trzy lata w więzieniu, bo stanął w mojej obronie — mówi łagodnie. — A ja… nawet go nie odwiedziłam. Nie potrafiłam. Wciąż czułam wstyd, strach, wdzięczność — wszystko naraz. On zapłacił za moje życie cenę, której nigdy nie będę w stanie mu zwrócić.

Zeynep wpatruje się w nią w milczeniu. W środku odczuwa głęboki żal, wiedząc, że zamiast wiarą, obdarzyła Cihana niesprawiedliwym osądem.

***

Zeynep wraca do domu matki późnym popołudniem. Wchodzi powoli, jakby każdy krok ważył więcej, niż jest w stanie unieść. W sercu miesza się wstyd, żal i ulga, że wreszcie zdobyła się na odwagę, by stanąć przed Cihanem.

W salonie zastaje go przy oknie. Stoi nieruchomo, z rękami w kieszeniach, zapatrzony gdzieś w dal. Kiedy słyszy jej kroki, odwraca się. Ich spojrzenia spotykają się po raz pierwszy od dni, które wydawały się wiecznością.

Zeynep robi kilka niepewnych kroków w jego stronę. Głos jej drży, gdy mówi:

— Przepraszam, Cihan. Rozmawiałam z Ozlem… Teraz wiem, że mówiłeś prawdę. Nie wierzyłam ci, a powinnam. Obwiniłam cię za coś, czego nie zrobiłeś. — W jej oczach pojawiają się łzy. — Czy możesz mi wybaczyć?

Cihan milczy przez chwilę. Jego spojrzenie jest poważne, ale widać w nim cień wzruszenia. Podchodzi bliżej, stając naprzeciw niej.

— Spróbuję — mówi spokojnie. — Ale tym razem potrzebuję twojej pomocy.

— Mojej pomocy? — powtarza zaskoczona. — Powiedz tylko, jak mogę ci pomóc.

Cihan nie odpowiada od razu. Patrzy na nią tak, jakby chciał zapamiętać każdą linię jej twarzy, każdy błysk w jej oczach. A potem powoli przyciąga ją do siebie.

Zeynep nie stawia oporu. Czuje, jak jego dłonie obejmują jej twarz, jak ciepło jego oddechu miesza się z jej własnym. Ich spojrzenia spotykają się jeszcze raz — tuż przed tym, jak Cihan pochyla się i całuje ją.

To nie jest pocałunek przypadkowy ani niepewny. Jest pełen tęsknoty, żalu, miłości i ulgi — wszystkiego, co w nich narosło przez ten czas. Świat wokół na moment znika, zostaje tylko to jedno uczucie, które oboje starali się tak długo zagłuszyć.

***

Bahar i Cavidan pędzą na komisariat, z trudem łapiąc oddech. Wiedzą, że jeśli Naciye przyzna się do zabójstwa Alpera, cała misternie utkana sieć kłamstw runie jak domek z kart. A wraz z nią — małżeństwo Bahar z Kuzeyem, jej największe marzenie i jedyny sposób na utrzymanie aktualnego poziomu życia.

Na parkingu przed budynkiem dostrzegają Naciye. Kobieta idzie powoli, jakby każdy krok był dla niej walką z własnym sumieniem. Cavidan dopada ją pierwsza.

— Naciye, po co tu przyszłaś? — pyta z udawaną troską.

— Dość tego! — wybucha matka Kuzeya, a w jej głosie słychać rozpacz i ulgę zarazem. — Nie mogę już żyć z tym ciężarem w sercu!

— Posłuchaj, po prostu o tym zapomnij — mówi szybko Cavidan, jakby chciała zagłuszyć jej sumienie.

— Jak można zapomnieć o czymś takim? — Naciye potrząsa głową. — A jednak… czasem mi się udaje. Wtedy słyszę głos w sobie, który powtarza, że on żyje. Że nie jestem morderczynią. Tylko wtedy mogę oddychać.

Cavidan uśmiecha się chłodno.

— Więc widzisz? Da się. Wystarczy pozwolić przeszłości umrzeć.

— A czy ty mi na to pozwalasz? — odcina się Naciye. — Przecież ciągle mi o tym przypominasz! Grozisz mi na każdym kroku!

— Wstydź się, Naciye — syczy Cavidan, siląc się na łagodność. — Czy naprawdę uważasz, że mogłabym ci grozić? Źle mnie zrozumiałaś.

Naciye odwraca się ku Bahar. Jej spojrzenie staje się ostre jak brzytwa.

— A ty? — pyta lodowato. — Czy ty też mnie nie zastraszasz? Kto wysyłał te wiadomości? Myślicie, że będę milczeć? Nie, tym razem powiem wszystko policji. I uwolnię się od was obu!

Odwraca się w stronę wejścia, ale Bahar dopada ją z desperacją, chwytając za ramię.

— Mamo Naciye, błagam cię, wysłuchaj mnie! — mówi drżącym głosem. — Wszystko zrobiłam z miłości do Kuzeya! Czasem sama nie wiem, co robię, nie rozumiem, jak do tego doszło… Wróćmy do domu, porozmawiajmy. Proszę cię!

Naciye jednak nie słucha. W jej oczach widać determinację i gniew, który dojrzewał przez ostatnie miesiące. Szarpie się, próbując wyrwać z uścisku Bahar. Wtedy dziewczyna traci równowagę — potyka się o krawężnik, przewraca i z impetem uderza głową o bruk.

Na moment wszystko zastyga w ciszy. Potem Cavidan krzyczy przerażonym głosem:

— Boże, moja córko! Bahar! — Rzuca się ku niej, klęka obok i obejmuje jej bezwładne ciało. — Pomocy! Wezwijcie pomoc!

Dwóch funkcjonariuszy, którzy właśnie wychodzili z komisariatu, natychmiast podbiega. Jeden z nich sięga po radio.

— Karetka! Szybko, na parking! — krzyczy.

Cavidan trzyma głowę Bahar na kolanach, a łzy spływają jej po twarzy. W powietrzu unosi się echo jej krzyku — przerażonego, rozpaczliwego i pełnego winy.

***

Akcja przenosi się do domu Feraye. W cichym wnętrzu słychać tylko szmer wody kapiącej z kranu w łazience. Po chwili z pomieszczenia wychodzi Sila — blada, zgaszona, jakby ktoś w jednej chwili zgasił w niej cały blask. Cała magia zaręczyn, jeszcze przed chwilą unosząca się w powietrzu, nagle zniknęła bez śladu.

Kuzey podchodzi do niej z niepokojem w oczach.

— Co się stało, kochanie? — pyta łagodnie, chwytając ją za dłonie. — Przecież jeszcze przed chwilą śmiałaś się, byłaś szczęśliwa… A teraz płaczesz. Co się stało, Silo?

Sila patrzy gdzieś w bok, jakby bała się jego spojrzenia. W jej oczach lśnią łzy, które z trudem powstrzymuje.

— Kuzey… — zaczyna cicho. — Przez chwilę postawiłam panią Feraye na miejscu mojej mamy. Myślałam, że to ona… że to naprawdę moja mama. Ale potem zrozumiałam, że nigdy jej nie miałam.

Jej głos drży, a każde słowo staje się coraz cięższe.

— Słyszałeś, co powiedziała. To było prawdziwe przemówienie matki. Mówiła, że jeśli kiedykolwiek mnie skrzywdzisz, nic nie zdoła tego naprawić. Prosiła cię tylko o jedno — żebyś mnie kochał i był przy mnie.

Sila mówi dalej, nie zauważając, że w korytarzu, tuż za rogiem, stoi Feraye. Kobieta zatrzymała się w pół kroku i słucha, nie mogąc oderwać wzroku od dziewczyny.

— Część mnie naprawdę pragnęła, żeby pani Feraye była moją matką — wyznaje Sila z trudem. — Żeby to wszystko było prawdą. Ale inna część… przypomniała mi, że nigdy nie miałam matki. Że jestem sierotą od dnia, w którym przyszłam na świat.

Słowa łamią się w płaczu.

— Nigdy nie miałam matki, która kochałaby mnie w ten sposób, Kuzeyu… Moja matka… nigdy mnie nie kochała. — Jej głos zamienia się w szept. — Jak ktoś mógłby pokochać dziewczynę, której nie kochała nawet własna matka?

Kuzey delikatnie ujmuje jej twarz w dłonie i patrzy jej prosto w oczy.

— Nie mów tak — odpowiada z przejęciem. — Ja cię kocham, Silo. Kocham cię jak mężczyzna, który traci grunt pod nogami, gdy widzi łzy w oczach ukochanej. Kocham cię tak bardzo, że sam nie potrafię tego opisać.

Przytula ją mocno, a ona wtula głowę w jego ramię, jakby chciała schować się przed całym światem.

Kamera przesuwa się w stronę Feraye, stojącej w progu. W jej oczach również błyszczą łzy. Obok niej pojawia się Bulent. Delikatnie kładzie dłoń na jej ramieniu.

— Co się dzieje, Feraye? — pyta cicho. — Czy ty… płaczesz?

Feraye odwraca się do niego. Jej głos jest pełen wzruszenia.

— Bulencie… chciałabym być matką Sili — mówi drżąco. — Tak bardzo bym tego chciała…

On obejmuje ją ramieniem, a ona wtula się w jego pierś. W ciszy, która zapada, słychać jedynie ich cichy oddech — i niewypowiedziane słowa, które zawisły w powietrzu niczym echo niespełnionego marzenia.

Marzenia, które jest jednak bardziej realne, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.

***

Akcja przenosi się do szpitala. Bahar leży na łóżku, blada, z rękami oplecionymi wokół brzucha, jakby podświadomie chciała chronić coś kruchego i cennego. W pomieszczeniu panuje cisza, przerywana jedynie miarowym dźwiękiem aparatury. Przy jej łóżku stoją Naciye i Cavidan. Choć Bahar jest przytomna, obie kobiety wyglądają na przygnębione i niespokojne.

Drzwi otwierają się i do sali wchodzi lekarz w białym kitlu. W dłoniach trzyma kartę pacjentki, a jego twarz jest spokojna, choć skupiona.

— Co z moją córką, panie doktorze? — pyta Cavidan z napięciem w głosie.

— Proszę się nie martwić — odpowiada spokojnie lekarz. — Nie ma żadnych trwałych obrażeń. Zostawimy ją na obserwacji przez kilka dni, ale jej życiu nie zagraża żadne niebezpieczeństwo.

— Dzięki Bogu… — Naciye wzdycha z wyraźną ulgą, przykładając dłoń do serca.

— Chce pan powiedzieć, że wszystko jest w porządku? — dopytuje Cavidan, nie do końca ufając dobrym wieściom.

Lekarz uśmiecha się lekko.

— Tak, proszę pani. Oboje mają się dobrze.

Naciye marszczy brwi, niepewna, czy dobrze usłyszała.

— Oboje?

— Tak — potwierdza lekarz z powagą. — Pani Bahar i jej dziecko.

Na sali zapada cisza. Cavidan zamarza, a Naciye odwraca się w stronę lekarza z szeroko otwartymi oczami.

— Co pan powiedział? Bahar… jest w ciąży?

— Tak, w trzecim miesiącu — odpowiada lekarz rzeczowo. — Nie wiedziała pani?

— Nie… nie wiedziałam… — głos Naciye drży, a spojrzenie błądzi po twarzy Bahar. — Cavidan, ty o tym wiedziałaś?

— Ja też dopiero się dowiedziałam — odpowiada matka dziewczyny z wyraźnym wstrząsem. — Jestem… zaskoczona.

Wszystkie spojrzenia kierują się ku Bahar, która w milczeniu odwraca wzrok, a na jej ustach pojawia się delikatny, nieodgadniony uśmiech.

***

Ege odkrywa, że w znalezionym na miejscu zbrodni wisiorku znajdują się włosy. Ma nadzieję, że dzięki temu uda się ustalić tożsamość zabójcy jego siostry. Nie tracąc ani chwili, natychmiast kontaktuje się z laboratorium zajmującym się badaniami DNA.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia był film Aşk ve Umut 258. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy