Miłość i nadzieja odc. 352: Zeynep ratuje Melis przed Gokhanem!

Zeynep obejmuje Melis.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 352 – szczegółowe streszczenie

Cavidan szła szybkim krokiem, niemal potykając się na nierównej ścieżce. Dopiero kilka godzin po wyjściu z domu Feraye zdała sobie sprawę, że jej telefon zniknął z kieszeni płaszcza. Serce zabiło jej mocniej — nie mogła pozwolić, by ktoś go znalazł. Zawróciła natychmiast, tym razem z bijącą w skroniach paniką.

Gdy weszła na taras, ogarnęła ją fala ulgi. Pod sofą połyskiwał znajomy kształt. Schyliła się, sięgnęła po zgubę i otrzepała ją z kurzu. Już miała odwrócić się i odejść, kiedy nagle zastygła w bezruchu.

Na werandzie, kilka metrów dalej, stała Sila.

Trzymając telefon w dłoni, stała z delikatnym uśmiech na twarzy, swobodna, jakby była u siebie.

Cavidan poczuła, jak w jej wnętrzu coś się zatrzaskuje. Sila miała być na wsi. Daleko stąd. Zniknąć. Nie wracać.

A jednak tu jest.

— Oni oszukali Bahar… — wyszeptała drżącym głosem, czując, jak jej nogi robią się miękkie. — Zastawili na moją córkę pułapkę. Chcą ją popchnąć do rozwodu…

Z trudem powstrzymała gwałtowny oddech. Odwróciła się powoli, tak żeby Sila jej nie zauważyła. Dopiero gdy wyszła poza ogrodzenie, przyspieszyła kroku i chwyciła telefon obiema dłońmi.

Wcisnęła zieloną słuchawkę. Połączenie nieudane. Spróbowała jeszcze raz. I jeszcze.

— Dalej, Bahar, odbierz… odbierz ten telefon! — syczała, niemal biegnąc. Miała wrażenie, że każda stracona sekunda odbiera przyszłość jej córce. Wiedziała, że Bahar była w tej chwili u Feraye, gotowa podpisać dokumenty rozwodowe.

Gdy połączenie w końcu zostało odebrane, Cavidan prawie się rozpłakała z ulgi.

— Co się dzieje, mamo? — odezwała się Bahar, wyraźnie zaniepokojona.

— Moja córko, nie podpisuj niczego! Pod żadnym pozorem! — głos Cavidan był tak napięty, że niemal trzeszczał.

— Ale… nie rozumiem…

— Słuchaj mnie uważnie. Sila jest tutaj. W domu Feraye.

Zapadła cisza. Bahar wstrzymała oddech.

— Co masz na myśli, mamo?

— Ona i Kuzey wcale się nie rozstali! — wykrzyczała z rozpaczą. — To wszystko kłamstwo! Cała ta historia o ich rozstaniu była po to, żebyś zgodziła się na rozwód!

Kolejna chwila ciszy. Tym razem ciężka, długa, ołowiana.

W końcu Bahar odezwała się cicho, ale stanowczo:

— Dobrze. Nie podpiszę. Do zobaczenia.

Połączenie zostało przerwane.

A Cavidan, stojąc na środku pustej ulicy, w końcu pozwoliła sobie odetchnąć. Wiedziała jednak, że ta wojna dopiero się zaczyna.

***

Ulica była cicha i pusta, spowita bladym światłem pochmurnego dnia. Gokhan szedł powoli, z rękami wsuniętymi głęboko w kieszenie. Wzrok miał wbity w ziemię, jakby każdy krok prowadził go w stronę niepewności. Szukał domu Gonul, gdzie powinna przebywać Melis. Ale który był to numer?

Na rogu skrzyżowania wiatr szarpał nagie gałęzie drzew, a cienkie przewody nad głową świszczały jak struny. Gokhan minął zardzewiałą bramę, gdy nagle ktoś wpadł na niego z impetem.

– Patrz, jak chodzisz, sąsiedzie – rzucił mężczyzna, który trzymał w dłoni telefon.

Gokhan cofnął się o krok, unosząc wzrok. Wysoki, dobrze zbudowany, w długim, szarym płaszczu. Spojrzenie miał ostre, zimne.

– Przepraszam – odparł cicho. – Szukam kogoś.

– Kogo? – zapytał tamten bez cienia cierpliwości.

– Niską dziewczynę, o kręconych włosach.

Brwi mężczyzny uniosły się lekko.

– Melis?

Gokhan zawahał się, niepewny, jak odpowiedzieć.

– Tak… tak, Melis. Chciałem ją tylko o coś zapytać.

Na ustach rozmówcy pojawił się ironiczny uśmiech.

– O coś zapytać? Nie wyglądasz na kogoś, kto przyszedł tylko pogadać. Śledzisz ją, prawda?

– Nie! – zaprzeczył gwałtownie Gokhan. – Przysięgam, że nie…

– Wyjmij portfel – przerwał mu chłodno tamten. – Pokaż.

W powietrzu zrobiło się ciężko. Gokhan, czując, że sytuacja staje się niebezpieczna, posłusznie sięgnął do tylnej kieszeni spodni. Podał portfel bez słowa.

Mężczyzna otworzył go, wyjął dowód tożsamości i przyjrzał się uważnie zdjęciu. Potem wyjął telefon, zrobił szybkie zdjęcie dokumentowi i oddał wszystko z powrotem.

– Jeśli będziesz sprawiał kłopoty, znajdę cię – powiedział twardo. – Tak przy okazji… jestem Cihan, narzeczony Zeynep.

Uśmiechnął się chłodno i klepnął Gokhana lekko w policzek, jakby rozmawiał z dzieckiem.

– Wyglądasz na miłego chłopca. Nie psuj tego, dobrze?

Nie czekając na odpowiedź, Cihan odszedł powoli w przeciwną stronę, nie odwracając się ani razu.

Gokhan przez chwilę patrzył za nim, oszołomiony. Dopiero po chwili wypuścił powietrze z płuc i mruknął pod nosem:

– On jest szalony… prawdziwy szaleniec.

Poprawił kurtkę i ruszył dalej, w stronę domu Gonul, czując, że wpadł w coś, z czego nie będzie łatwo się wydostać.

***

Melis wyszła z domu Gonul jak burza, wciąż roztrzęsiona po rozmowie z Zeynep. Gdy tylko znalazła się na drodze, przystanęła jak sparaliżowana.

— Gokhan? — wyszeptała, jakby zobaczyła widmo. W gardle zaschło jej z przerażenia. — Co ty tu robisz?

Z chwilą, gdy wypowiedziała te słowa, drzwi domu ponownie się otworzyły. Zeynep wybiegła na podwórko z bransoletką Melis w dłoni, ale zatrzymała się, widząc scenę rozgrywającą się kilka metrów dalej. Ich głosy niosły się po całej ulicy.

— Gokhan, czy ty oszalałeś? Śledzisz mnie? — Melis niemal krzyknęła, podchodząc do niego z furią.

— Nie zostawiłaś mi wyboru — odpowiedział zimno. — Po drodze spotkałem Cihana.

— Nie mów mi o Cihanie! — ucięła ostro. — Powiedz konkretnie, czego chcesz.

Gokhan zrobił krok w jej stronę.

— Wiesz, czego chcę. Mojej córki.

Melis zbladła, ale wykonała twardy krok w tył.

— Gokhan, nie oddam ci tego dziecka. Nigdy. Zostaw mnie w spokoju!

Wtedy chwycił ją mocno za nadgarstek. Tak mocno, że aż syknęła. Nachylił się, a jego oczy pociemniały.

— To dziecko jest także moje. — mówił powoli, jakby każde słowo miało ją zaboleć. — I to nie ty zdecydujesz, z kim będzie mieszkać.

— Gokhan… zwariowałeś? — wycharczała, próbując się wyrwać.

— Nie ja. Ty nie rozumiesz powagi sytuacji.

— Jakiej, na Boga? Myślisz, że to gra? Jestem żoną Egego!

— Nie obchodzi mnie to. Idziesz ze mną. Teraz.

Pociągnął ją gwałtownie, zmuszając, by poszła za nim. Melis próbowała się opierać, ale jego dłoń zaciskała się na jej przegubie jak imadło.

Zeynep, obserwując z podwórka, nagle pobladła. Była za daleko, by usłyszeć słowa, ale widziała jedno: Melis szarpała się jak ktoś, kto błaga o pomoc.

Ruszyła biegiem na drogę. Jej serce waliło jak szalone.

— Melis! — krzyknęła, ale siostra jej nie słyszała.

Wtedy Zeynep zobaczyła na poboczu ciężkie polano. Bez chwili namysłu chwyciła je, podbiegła od tyłu i zamachnęła się.

Stuk. Głuchy odgłos uderzenia rozszedł się po cichej ulicy.

Gokhan osunął się na ziemię jak marionetka z przeciętymi sznurkami.

Zeynep odrzuciła polano i rzuciła się do Melis.

— Kim on jest?! — zapytała, obejmując ją za ramiona. — On chciał cię porwać! Jesteś cała? Oddychasz?

Ale wdzięczności w głosie Melis nie było ani grama. Spojrzała na Zeynep, oszołomiona, roztrzęsiona… i wściekła.

— Ty… co ty zrobiłaś?! — syknęła. — On mnie nie porwał. To Gokhan!

***

Melis i Zeynep z trudem wciągnęły nieprzytomnego Gokhana do domu. Ułożyły go na wersalce w salonie, gdzie leżał już od dobrych kilku minut — blady, nieruchomy, z głową odchyloną w bok. Atmosfera w pokoju była gęsta jak mgła.

— Dlaczego on wciąż się nie obudził? — Melis zaczęła chodzić tam i z powrotem, nerwowo splatając palce. — Boże, może on… może on umarł?

Zeynep spojrzała na nią z niedowierzaniem.

— Umarł? Melis, proszę cię… To był tylko jeden cios. I to niezbyt mocny. Nie przesadzaj.

— Skąd mam wiedzieć? — syknęła Melis. — Leży jak trup. Nawet powieką nie drgnie!

Zeynep przykucnęła obok wersalki i z wahaniem dotknęła jego dłoni.

— Jest puls — powiedziała z ulgą, wyraźnie uspokojona.

— Rozbiłaś mu głowę. Przez ciebie mamy problem!

— Nie ma nawet kropli krwi. — Zeynep przewróciła oczami. — Uderzenie było kontrolowane. Jestem pewna, że zaraz się ocknie.

Melis zmrużyła oczy.

— Posłuchaj, to nie jest moja wina. Nie mówiłam ci, żebyś go uderzała. Sama to zrobiłaś. Pierwsze, co powiem policji, to właśnie to.

— Najpierw powiedz mi jedno. — Zeynep uniosła brwi. — Dlaczego Gokhan cię śledził?

Melis wzruszyła ramionami z przesadzoną obojętnością.

— Z powodu jogi ciążowej. Wczoraj robiliśmy razem ćwiczenia oddechowe.

Zeynep parsknęła śmiechem.

— Jasne. A ja jestem Matką Teresą. Dobra, idę po lód.

Kiedy Zeynep zniknęła w kuchni, Melis przykucnęła przy wersalce i potrząsnęła Gokhanem delikatnie, ale stanowczo.

— Gokhan? Słyszysz mnie?

Mężczyzna z jękiem otworzył oczy. Zmarszczył brwi i złapał się za tył głowy.

— Gdzie… gdzie ja jestem?

— W domu Zeynep. — Melis pochyliła się nad nim. Jej twarz wyrażała napięcie. — Wszystko przez to, że mnie śledziłeś. Co jej teraz powiemy?

Gokhan wstał, wciąż masując potylicę.

— Co się wydarzyło? Kto mnie uderzył?

— Zeynep cię uderzyła. — Melis westchnęła. — Twierdzi, że chciała mnie chronić.

Gokhan rozejrzał się, nadal półprzytomny.

— Ma naprawdę ciężką rękę… — mruknął. — Nie chciałbym być jej narzeczonym.

Melis uniosła podbródek.

— Jej narzeczony jest silniejszy, niż myślisz. I nie takie rzeczy zniesie. Ale ja już mam dość. — Złapała się za brzuch. — Ten stres szkodzi mojemu dziecku. Czy ty to rozumiesz?

Gokhan spojrzał na nią znacznie poważniej.

— Właśnie dlatego musimy to zakończyć. Jak najszybciej.

— A jak ty to sobie wyobrażasz? — Melis wyszeptała nerwowo. — Jak chcesz rozwiązać tę całą sytuację?

Wtedy Gokhan ujął jej dłonie i podniósł je na wysokość swojej klatki piersiowej. Ich twarze dzieliło kilka centymetrów.

Melis wstrzymała oddech.

— Czego ode mnie chcesz? — zapytała szeptem, niemal drżąc.

— Chcę, żebyś rozwiodła się z Egem.

W tym momencie z kuchni wróciła Zeynep z woreczkiem lodu. Gdy tylko zobaczyła, jak Gokhan trzyma ręce Melis, a ich spojrzenia są zbyt bliskie, zamarła.

— Co tu się dzieje? — zapytała, oszołomiona.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 267. Bölüm i Aşk ve Umut 268. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy