„Miłość i nadzieja” – odcinek 359 – szczegółowe streszczenie
Sila staje przed domem Şükrü z bijącym sercem. Kiedy puka do drzwi, Bahar i Cavidan otwierają je jednocześnie — obie z miną, która mogłaby zatrzymać człowieka w pół kroku.
— Czego chcesz? Wynoś się stąd! — syczy Bahar, gotowa zatrzasnąć drzwi.
— Chcę z wami porozmawiać — Sila spuszcza wzrok, ale jej głos brzmi poważnie. — To ważne.
Cavidan już ma ją odepchnąć, lecz wstrzymuje ruch, gdy słyszy kolejne zdanie:
— Jestem gotowa rozstać się z Kuzeyem.
Obie kobiety zamarzają. Bahar wymienia szybkie spojrzenie z matką. W końcu odsuwa się na bok.
— Wchodź.
***
Sila siada na kanapie obok Bahar. Palce kurczowo zaciska na pasku torebki, jakby ta była jej ostatnim oparciem. Naprzeciw niej — Cavidan. Siedzi sztywno, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, patrząc na Silę z chłodnym, nieukrytym gniewem.
— Powiedz mi jedno — zaczyna ostro. — Nie wstyd ci było zabrać męża własnej siostrze? Ani trochę?
Sila prostuje się, ale jej głos drży.
— Przeprosiłam za to. I… naprawdę tego żałuję.
Bahar prycha pogardliwie.
— Żałujesz? — powtarza z przekąsem. — A może to kolejna twoja gierka? Co tym razem? Jaki macie plan? Ty i Kuzey? Zaplanowaliście to razem?
— Bahar, przestań. To nie jest żadna gra — odpowiada Sila z narastającym bólem. — Kuzey odszedł. Nawet do mnie się nie odezwał. Nie wiem, gdzie teraz jest. Ale jeśli wróci… pójdzie do więzienia. Ciocia Naciye obwinia mnie o wszystko. Wszyscy myślą, że jestem winna.
Bahar unosi głowę, jak królowa wydająca wyrok.
— Więc czego ode mnie chcesz?
Sila bierze wdech, po czym patrzy jej w oczy.
— Wycofaj skargę. A ja… zniknę z jego życia raz na zawsze. O to ci przecież chodziło.
W tej chwili telefon Bahar wibruje. Dziewczyna zerka na ekran. SMS od Leventa. Jej twarz twardnieje. Skina głową matce i zaczyna przechadzać się po salonie z założonymi rękami.
— Słyszałaś, mamo? — warczy. — Mówi, że odejdzie od Kuzeya. Ale jak mam jej zaufać? Już raz zagrała mi na nosie. Nie waż się mnie więcej okłamywać, Sila.
— To nie jest kłamstwo — Sila próbuje mówić spokojnie, choć oczy ma pełne bólu. — Pokłóciłam się z ciocią Naciye. Powiedziała mi rzeczy, których nie zapomnę nigdy. Nie mogę wrócić do tego domu. Bahar, proszę… Wycofaj skargę. Nie pozwól, by Kuzey poszedł do więzienia. A ja… odejdę. Na zawsze.
W tej samej chwili na korytarzu rozlega się huk — jakby ktoś uderzył w komodę albo przewrócił wieszak.
— Co to było? — mruczy Bahar, marszcząc brwi.
— Ja pójdę — mówi Cavidan i obie wychodzą z pokoju.
Sila kieruje wzrok na telefon Bahar, pozostawiony na kanapie. Nie zastanawiając się ani przez moment, podnosi urządzenie i odblokowuje ekran.
Jej wzrok zatrzymuje się na świeżo odebranym SMS-ie. Czyta na głos, szeptem, jakby nie wierzyła w słowa:
— „Bahar, nie otrzymałem pieniędzy. Mam nagranie. Przypomnij sobie, co zrobiłaś Hulyi. Wyślij mi pieniądze.”
Sila wstrzymuje oddech. Po chwili jej oczy rozświetla iskra nadziei.
— A więc nagranie istnieje… — szepcze z niedowierzaniem. — Mogę uratować Kuzeya.
Jej palce zaciskają się na telefonie jak na ostatniej desce ratunku. Serce zaczyna bić szybciej — tym razem z determinacją, a nie z lękiem.
***
Bahar i Cavidan otwierają drzwi niemal równocześnie. Na progu stoi Yildiz — zdyszana, z twarzą napiętą jak struna, jakby biegła tu całą drogę.
— Dlaczego tu przyszłaś? — warczy Cavidan, marszcząc brwi. — Czego chcesz tym razem?
Yildiz podnosi dłonie w uspokajającym geście.
— Czy Sila jest tutaj? — pyta, patrząc na nie błagalnie. — Pani Cavidan, Bahar… sprawa jest bardzo poważna.
Głos jej drży, ale nie z lęku — z troski.
— Pani Naciye i Sila strasznie się pokłóciły. — Yildiz wciąga powietrze, jakby wciąż słyszała echo tamtej awantury. — Padły słowa, których nie da się cofnąć. One… one nie mogły już na siebie patrzeć.
Kieruje błagalne spojrzenie do środka.
— Jeśli Sila tu jest, proszę… pozwólcie mi z nią porozmawiać. Choćby przez minutę.
Bahar i Cavidan wymieniają spojrzenia. Przez krótką chwilę napięcie między nimi jest niemal namacalne.
***
Sila stoi w salonie, pochylona nad telefonem Bahar. Palce drżą jej nie tyle ze strachu, co z adrenaliny. Wpisuje odpowiedź do Leventa, starając się naśladować chłodny, oschły styl swojej siostry.
„Odbierz swoje pieniądze w parku Portakal za godzinę. Ale jeśli nie oddasz nagrań, nie dostaniesz ani grosza.”
Odpowiedź przychodzi szybko, jak uderzenie bicza:
„To zależy, ile mi zapłacisz.”
Sila przełyka ślinę.
„Ile chcesz?”
Kilka sekund ciszy.
„Dwa miliony.”
Sila zaciska zęby, lecz odpisuje bez wahania:
„Zgoda. Przynieś nagrania, a pieniądze będą twoje.”
Po chwili wyświetla się kolejna wiadomość:
„Nie próbuj mnie oszukać, Bahar. Jeśli nie dostanę pieniędzy, dam nagranie Kuzeyowi.”
Sila wbija wzrok w ekran. Każde słowo uderza w nią jak młot — ale zaraz potem jej oczy błyszczą determinacją.
„Za pół godziny będą czekały w śmietniku przy wejściu do parku. W tym samym miejscu zostaw pendrive z nagraniem.”
Gdy wysyła wiadomość, serce wali jej jak szalone.
Nagle słyszy kroki na korytarzu. Szybko wciska telefon do kieszeni płaszcza i prostuje się, zanim ktokolwiek zdąży wejść.
Drzwi do salonu otwierają się gwałtownie. Wchodzi Yildiz, a tuż za nią Cavidan i Bahar, obie spięte i czujne.
— Sila! — Yildiz podbiega do niej niemal od razu. — Gdzie byłaś? Hulya i ja umierałyśmy ze strachu!
Sila spuszcza wzrok.
— Nie ma potrzeby, żeby ktokolwiek się o mnie martwił — mówi cicho, ale stanowczo. — To koniec. Odchodzę.
— Nie rób tego. — Yildiz łapie ją delikatnie za ramiona i przyciąga do siebie. — Wszyscy są bardzo smutni.
Głos jej się łamie.
Sila odwzajemnia uścisk, na moment wtulając się w nią jak dziecko szukające bezpieczeństwa. Potem, dyskretnie, niemal bez poruszenia ust, szepcze jej do ucha:
— Załatwione. Levent przyniesie nagranie.
***
Sila i Yildiz idą poboczem opustoszałej drogi. Gęsta, mleczna mgła pochłania świat dookoła, tłumiąc dźwięki ich kroków. Obok nich biegnie zbłąkany pies, raz po raz zerkając na nie, jakby wyczuwał ich niepokój.
— Sila… — Yildiz łamie ciszę tonem pełnym pretensji. — Zaczęłyśmy to razem. A teraz mówisz, że mam cię zostawić? To nie wchodzi w grę. To jest zbyt niebezpieczne. Nie puszczę cię samej.
Sila zatrzymuje się na moment. Opiera dłoń na ramieniu przyjaciółki.
— Wiem, Yildiz. Ale Levent nie może nas zobaczyć razem. Jeśli zauważy choćby cień podejrzeń, nie odda nagrania.
— Ten człowiek jest nieobliczalny! — wybucha Yildiz. — Jest szalony, agresywny… Nie pozwolę, żebyś poszła tam sama. Nigdy.
Sila bierze głęboki oddech, wypuszczając parę w chłodne powietrze.
— Nie mam innego wyjścia. Nagranie, które może uratować Kuzeya, jest tylko w jego rękach. Jeżeli go nie zdobędę… wszystko będzie stracone.
Yildiz marszczy brwi, próbując znaleźć lukę w tej decyzji.
— Levent myśli, że spotka się z Bahar, prawda? A pieniądze… skąd je weźmiesz?
Sila rusza dalej przed siebie, a mgła zamyka się za nią jak kurtyna.
— Niedaleko jest sklep papierniczy. Kupię zabawkowe banknoty. Nie zauważy od razu, że są fałszywe. A zanim zorientuje się, co się dzieje… mnie już tam nie będzie.
— Sila! — Yildiz łapie ją za rękę. — Nie możesz tego zrobić. Nie pozwalam ci. To nie jest plan, to szaleństwo!
Sila odwraca się powoli. W jej oczach widać determinację, której Yildiz nigdy wcześniej w niej nie widziała.
— Nie ma innego sposobu, żeby ocalić Kuzeya. Powiedziałam Bahar, że odejdę od niego, jeśli wycofa skargę, ale ona nawet przez sekundę mi nie uwierzyła. Widziałam to w jej oczach. — Unosi dłoń i wyciąga z kieszeni telefon. — Ale udało mi się zabrać jej telefon.
— Co?! Naprawdę?! — Yildiz otwiera szeroko oczy. — Sila, ty… ty jesteś niemożliwa.
— Teraz rozumiesz, dlaczego muszę działać szybko. — Sila ściska jej dłoń. — Idź do domu. Proszę. Czas ucieka, a ja muszę zdobyć to nagranie. Uratuję Kuzeya. Przysięgam.
Yildiz zagryza wargę, walcząc ze strachem.
— Dobrze, ale błagam, uważaj na siebie. Nie rób nic głupiego.
Sila uśmiecha się słabo — uśmiechem kogoś, kto już podjął decyzję.
— Postaram się.
Obie zatrzymują się na rozstaju. Mgła rozdziera się jak biała zasłona, pożerając ich sylwetki.
W końcu odchodzą w przeciwnych kierunkach, każda z ciężarem swoich własnych lęków.
***
Feraye stoi na werandzie, wpatrzona w przestrzeń. Jej palce mimowolnie wyginają się w różne strony, jakby próbowały uwolnić napięcie skumulowane w całym ciele. Myśli krążą tylko wokół jednej osoby — Sili. To ona nie daje jej spokoju. To jej obraz pojawia się pod powiekami za każdym razem, gdy zamyka oczy.
Do środka wchodzi Bulent, niosąc kubek parującej herbaty. Zapach mięty i cytryny wypełnia powietrze.
— Czujesz się lepiej? — pyta miękko, stawiając kubek na stoliku obok.
Feraye siada ciężko na sofie, jakby poddała się własnym emocjom.
— Nic mi fizycznie nie jest — odpowiada zmęczonym, przygaszonym głosem. — Tylko… nie wiem, dlaczego to wszystko tak mną wstrząsnęło.
Zanim Bulent zdąży powiedzieć cokolwiek, na werandzie pojawia się Naciye. Jej kroki są ostre, zdecydowane, a spojrzenie — zimne jak lód.
— Oszalałaś, Feraye? — rzuca bez powitania. — Kuzey przepadł jak kamień w wodę, nie wiemy, czy jest cały i zdrowy, a ty? Ty zajmujesz się Silą! Jakby poza nią nic na świecie nie istniało!
— Siostro, przesadzasz — syczy Bulent, próbując ją powstrzymać.
— Przesadzam? — Naciye unosi brwi. — Naprawdę? Nasz Kuzey ZAGINĄŁ, a Feraye tuli Silę, jakby była z porcelany!
Feraye unosi głowę. Jej oczy twardnieją.
— Powiedziałam jedynie, żebyś jej nie denerwowała — mówi chłodno. — Ta dziewczyna nie jest winna niczego, co się wydarzyło.
— Nie jest winna?! — Naciye parska z pogardą. — Jej jedyną winą jest to, że śmiała pokochać Kuzeya! Jest biedną dziewczyną bez wykształcenia, bez rodziny, bez rodowodu. Co ona robi wśród nas?!
Feraye gwałtownie wstaje, zaciskając dłonie w pięści.
— Proszę cię, nie zaczynaj znów! — wybucha.
— A czego mam nie zaczynać? — Naciye podchodzi bliżej, jakby gotowa do walki. — Nikt nie wie, skąd ona w ogóle się wzięła. Może nawet Cavidan nie jest jej matką. Bo czy matka nienawidziłaby własnego dziecka aż tak bardzo?
Bulent marszczy brwi.
— Więc kto, twoim zdaniem, jest jej matką?
— A skąd mam wiedzieć?! — rozkłada ręce. — Może jakaś łajdaczka! Każdego dnia kobiety porzucają swoje dzieci na ulicach!
Bulent wygląda na zdruzgotanego.
— Jaka matka oddaje swoje dziecko? — pyta cicho, nie wierząc w takie historie.
Feraye zamyka oczy, jakby każde kolejne słowo Naciye wbijało się w nią jak cierń. Już nie może tego słuchać.
— Bulencie… pójdę na chwilę na spacer — mówi ostro, ale w jej głosie słychać coś złamanego.
Wychodzi szybko, niemal uciekając. Drzwi werandy zatrzaskują się za nią z ostrym trzaskiem.
Naciye patrzy za nią z oburzeniem.
— Co takiego powiedziałam? — pyta brata z udawanym zdumieniem. — Ciągle reaguje jakbym była winna wszystkiego.
— Siostro… — Bulent wzdycha ciężko. — Ty ją po prostu ranisz. Każdym słowem.
— Ja? — oburza się. — Dlaczego wszystko, co mówię, denerwuje Feraye? Co, może sama urodziła dziecko i je porzuciła? Naprawdę nie rozumiem, o co jej chodzi!
***
Feraye siedzi już w samochodzie. W kabinie panuje cisza, której nie potrafi znieść. Otwiera schowek pasażera i wyciąga niewielkie metalowe pudełko zamykane na kluczyk. Jej dłonie drżą, gdy otwiera wieko.
W środku, na czerwonej, miękkiej wyściółce, leży fotografia sprzed lat. Taka sama jak ta, którą Bahar znalazła w rzeczach Cavidan.
Zdjęcie młodej dziewczyny, trzymającej w ramionach noworodka.
Feraye przesuwa opuszek palca po twarzy dziecka na fotografii. Jej oddech staje się ciężki, a w oczach błyszczą łzy, które próbowała ukrywać przez całe życie.
Łza spływa jej po policzku i kapie na zdjęcie.
W samochodzie zapada jeszcze głębsza cisza — cisza prawdy, której nie da się zagłuszyć.
***
W bocznym lusterku Feraye dostrzega sylwetkę poruszającą się wzdłuż drogi. Zamaskowaną od stóp do głów: czarna czapka naciągnięta na brwi, ciemne okulary zasłaniające pół twarzy, szalik podciągnięty aż pod nos. Ale mimo tego kamuflażu rozpoznaje go natychmiast.
Serce podskakuje jej do gardła. Otarłszy łzy w pośpiechu, wysiada z samochodu i biegnie w jego stronę.
— Kuzey… — szepcze.
On pochyla się do niej tylko na sekundę — tak jakby za długo trzymane spojrzenie mogło go zdradzić.
— Znalazłem adres Leventa — mówi krótko, głosem napiętym jak struna.
Razem ruszają do domu. W momencie gdy przekraczają próg, Kuzey zrywa z siebie maskujące części garderoby — jakby chciał wreszcie zrzucić ciężar bycia cieniem.
— Kuzey! — Naciye aż krzyczy z ulgi, biegnąc w jego kierunku jak matka, która odzyskała syna z wojny.
Jednak Kuzey niemal jej nie słyszy. Rozgląda się gorączkowo, niespokojnie, jakby czegoś brakowało mu do pełnego oddechu.
— Gdzie jest Sila? — pyta natychmiast, przenosząc spojrzenie z jednej osoby na drugą.
Naciye marszczy brwi, urażona.
— Ledwo wszedłeś do domu, a już pytasz o nią… — mruczy pod nosem, po czym wybucha: — Synu, ja tu stoję! Twoja mama!
Kuzey poprawia się. Podchodzi, przytula ją krótko, choć jego ręce są napięte.
— Wybacz, mamo. Naprawdę. Ale musiałem zapytać.
Naciye ociera nos, łapiąc go za policzki.
— Synu… powiedz, czy to już koniec twojej męki? Bahar wycofała skargę?
— To już koniec, szwagierko — wtrąca Feraye z ulgą na twarzy. — Jeśli Bóg pozwoli, ta sprawa się zakończy. Kuzey zdobył adres Leventa.
Kuzey prostuje się, jakby przygotowywał przemowę wojownika.
— Mam plan — mówi stanowczo. — Kiedy zapadnie noc, pojedziemy do Leventa. Odzyskam nagranie. A potem Bahar pójdzie tam, gdzie jej miejsce — do więzienia. Odpowie za to, co zrobiła Sili i Hulyi.
Feraye unosi rękę, próbując uciszyć jego zapalczywość.
— Kuzey, możemy to rozwiązać inaczej. Powiemy Bahar, że mamy nagranie i każdy dowód, jakiego potrzebujemy. Niech wycofa skargę. Nie róbmy tego w taki sposób.
Kuzey potrząsa głową, a jego oczy płoną.
— Ciociu, nie tym razem. Sprawiedliwość musi stać się faktem. Bahar nie wyjdzie z tego bezkarnie. Ona próbowała zabić moją siostrę. To morderstwo. Zapłaci za to.
W tym momencie w progu pojawia się Yildiz. Jej twarz jest blada, a głos — ostrożny, jakby bała się własnych słów.
— Kuzey… — zaczyna, przełykając ślinę. — Sila poszła spotkać się z Leventem.
Powietrze w pokoju zamiera.
— Co…? — Kuzey prostuje się jak rażony piorunem. — Co ty mówisz?
Jego oczy szeroko się otwierają, a w jednej sekundzie cała determinacja zmienia się w czysty strach.
***
Bahar siedzi na łóżku obok matki, ściskając w dłoniach fotografię sprzed lat. Na zdjęciu widać młodą, elegancką dziewczynę, trzymającą w ramionach noworodka. Wzrok Bahar wbija się w tę twarz z mieszaniną frustracji i czystej ciekawości.
— Mamo… kto ci przyniósł Silę? — pyta cicho, ale intensywnie. — Naprawdę nie wiesz?
Cavidan wzdycha ciężko, jakby wolała nigdy do tego nie wracać.
— Przysięgam, że nie wiem — odpowiada, unosząc ręce w obronnym geście. — Twój ojciec dostał od kogoś pieniądze. Dużo pieniędzy. Przyniósł ją i zostawił mi na głowie. Ja tylko zrobiłam to, co musiałam.
Bahar mruży oczy.
— Ale to dziwne… kto oddaje własne dziecko?
— Uwierz mi — prycha Cavidan. — Wiele matek to robi. Jej własna matka jej nie chciała, ja ją wychowałam, a ona i tak okazała się niewdzięczna. Przyszła tu dzisiaj, popatrzyła na mnie jak na obcą i zaraz wyszła. Po co? Dlaczego?
— Przecież powiedziała, że chce, żebym wycofała skargę — przypomina Bahar.
— Powiedziała tak, ale czy to prawda? — Cavidan wzrusza ramionami. — Ta dziewucha kłamie lepiej niż ty.
Bahar parska.
— Też tak myślę. To kolejna jej gra. Ale już wiem, co zrobię. Zadzwonię do niej i powiem, że ma jutro wylecieć do Afryki. A skargę wycofam dopiero wtedy, kiedy naprawdę wyjedzie.
Na twarzy Cavidan pojawia się szeroki, triumfujący uśmiech.
— To świetny pomysł, wyśmienity! — śmieje się, aż łzy stają jej w oczach. — No dalej, dzwoń, zanim zmieni zdanie!
Bahar zaczyna przeszukiwać kieszenie żakietu, potem kieszenie spódnicy. Nic. Jej twarz robi się coraz bledsza.
— Gdzie jest mój telefon? — warczy, patrząc na matkę.
— Skąd mam wiedzieć? — odbija Cavidan. — Sprawdź w salonie.
Bahar wpada do salonu jak burza. Przeszukuje stolik, kanapę, poszewki, nawet doniczki. Nic. Cavidan próbuje zadzwonić na numer córki — w słuchawce słyszy sygnał, ale w pomieszczeniu panuje absolutna cisza.
— Mamo! — Bahar nagle zastyga, po chwili uderzając dłonią w czoło. — Sila i Yildiz! One nie przyszły tu po to, żeby mnie przekonywać… One przyszły po mój telefon!
— Co ty opowiadasz? — prycha Cavidan. — Te dwie? One są za głupie, żeby…
— Za głupie?! — Bahar aż podskakuje z oburzenia. — Mamo, czy ta ciąża przypadkiem nie zablokowała ci mózgu?! Mówię ci, że te dwie żmije coś kombinują! Dlatego zabrały mi telefon!
— Ale co niby mogą planować? — dopytuje Cavidan, choć w jej głosie zaczyna brzmieć niepokój.
Bahar zatrzymuje się, jakby analizowała sytuację w błyskawicznym tempie. A potem otwiera oczy szeroko.
— Levent! Ona będzie próbowała się z nim skontaktować! Szybko, mamo, dzwoń do niego!
Cavidan drżącymi palcami przesuwa po ekranie, wybierając numer Leventa z kontaktów. W pokoju zapada cisza pełna narastającego strachu i wściekłości.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 272. Bölüm i Aşk ve Umut 273. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.















