„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 201: Streszczenie
Zeynep siedziała skulona na kanapie, wpatrując się bezwiednie w przestrzeń. Jej oczy były czerwone od płaczu, a dłonie drżały. Gdy wreszcie odezwała się do siostry, jej głos był niemal szeptem – cichy, złamany.
– Halil… – zaczęła, z trudem łapiąc oddech. – On… miał miłość z dzieciństwa. Odnalazł ją. I… nie potrafi przestać o niej myśleć.
Zawiesiła głos, jakby wspomnienie tych słów na nowo raniło ją w serce. Jej spojrzenie stało się puste, jakby nagle zgasło w niej całe światło.
– Chce jej to wyznać… – dodała po chwili z ledwością, nieświadoma, że mówi o samej sobie. – Więc jeśli jego serce bije dla kogoś innego… to dlaczego? Dlaczego patrzył na mnie w taki sposób? Jakby… jakbym naprawdę coś dla niego znaczyła? – W jej głosie słychać było narastające rozdarcie. – Najwyraźniej tylko sobie coś ubzdurałam. Wydawało mi się, że czuje coś do mnie… Myślałam, że ty też to widzisz. Że nie byłam w tym sama. Czy się myliłaś?
Selma westchnęła głęboko, zdezorientowana i bezsilna. Jej brwi ściągnęły się w trosce.
– Nie rozumiem tego, Zeynep – powiedziała cicho, rozkładając dłonie. – Może coś źle usłyszałaś? Jesteś tego całkiem pewna?
– Chciałabym, żeby tak było – odparła Zeynep z gorzkim uśmiechem. – Ale słyszałam go. Nie tylko jego słowa… W jego głosie było tyle czułości, tyle radości, kiedy o niej mówił. To nie był przypadek.
Selma nachyliła się i ujęła jej dłonie, ściskając je delikatnie, jakby chciała przekazać siostrze choć odrobinę siły.
– Siostro…
– Nie, Selmo – Zeynep odsunęła się gwałtownie i pokręciła głową. – Proszę… nie mów nic więcej. Nie chcę słyszeć żadnych pocieszeń. Nie dziś. Nie teraz.
Przez chwilę panowała cisza. Potem Selma bez słowa objęła siostrę, przyciągając ją do siebie. Czuła, jak ramiona Zeynep drżą.
– Przepraszam – wyszeptała ze ściśniętym gardłem. – To ja cię nakręciłam. To ja powiedziałam, że on coś do ciebie czuje. Chciałam, żebyś była z kimś, kto cię naprawdę kocha. Myślałam, że to właśnie on.
Zeynep odsunęła się lekko, próbując się uśmiechnąć, ale w jej oczach nie było już blasku.
– Zapomnijmy o tym, dobrze? – powiedziała słabo. – O ile da się w ogóle zapomnieć… Chciałabym przestać czuć ten ból. Ale nie umiem. To boli… bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Objęły się ponownie – mocno, bez słów. Tym razem nie próbowały się powstrzymać. Łzy spływały po ich policzkach, łącząc się w jednym, cichym cierpieniu.
***
Kamera powoli przesuwa się do wnętrza samochodu Alpera. W półmroku kabiny jego twarz oświetla słabe światło z latarni ulicznej. Mężczyzna siedzi nieruchomo, w dłoniach obraca dwa paszporty. Fałszywe. Pierwszy z nich należy do niego – nazwisko: Özcan Urcan. Drugi – ze zdjęciem Zeynep – opatrzony jest danymi: Asu Özdemir.
Delikatnie przesuwa palcem po okładce dokumentu Zeynep, niemal pieszczotliwie. Na jego ustach pojawia się zadowolony, zimny uśmiech.
– Kosztowało mnie to sporo – szepcze do siebie, smakując każde słowo niczym triumfator. – Ale rozwiązałem problem. Uciekniemy razem. Nikt nas nie znajdzie. Będziesz moja… na zawsze.
Odkłada paszporty z niemal nabożnym namaszczeniem, jakby miał przed sobą klucz do nowego życia. Otwiera drzwi auta i wysiada, zerkając jeszcze przez ramię, jakby upewniał się, że nikt go nie widzi. Rusza w stronę domu.
Przy wejściu niespodziewanie pojawia się Gulhan, promienna i roześmiana.
– Alper! Chodź, napijmy się kawy. Mam dla ciebie dobre wieści!
Zatrzymuje się na moment. Jego uśmiech, wymuszony i nieco spięty, kryje niechęć. Ale nie daje po sobie nic poznać. Wchodzi za nią do środka.
Chwilę później oboje siedzą w salonie. Porcelanowe filiżanki z kawą parują między nimi. Alper spogląda na Gulhan z pozornym zainteresowaniem.
– Co to za dobre wieści? – pyta, unosząc filiżankę do ust.
Gulhan niemal rozpromienia się jeszcze bardziej.
– W życiu Halila dzieją się teraz piękne rzeczy – oznajmia z ekscytacją. – Mój brat… w końcu odnalazł swoją miłość. Zamierza jej to powiedzieć. Naprawdę wierzy, że to ta jedyna.
Filiżanka zatrzymuje się w powietrzu. Twarz Alpera blednie, choć próbuje zachować pozory. Przez jego umysł przetacza się jedno imię: Zeynep. Serce ściska się w nagłym, lodowatym uścisku. Odkłada filiżankę na spodek, odwracając wzrok.
– Nie wyglądasz na szczęśliwego – zauważa Gulhan z lekkim zaniepokojeniem.
Alper natychmiast przywdziewa maskę obojętności. Jego głos jest spokojny, lekki – aż nazbyt.
– Ależ jestem. Oczywiście, że tak – odpowiada. – To świetna wiadomość. Halil zasługuje na szczęście.
– Jest teraz w pracowni, jeśli chcesz z nim porozmawiać – dodaje Gulhan z uśmiechem.
Alper kiwnął głową i wstał.
– Najpierw pójdę do siebie, potem do niego zajrzę.
Już miał wychodzić, gdy Gulhan nachyliła się ku niemu, mówiąc konspiracyjnym tonem:
– I proszę… nie mów nikomu. Zwłaszcza Halilowi, że już ci o tym wspomniałam. Wiem, że nie jesteś plotkarzem, ale… lepiej, żeby sam zdecydował, komu i kiedy powie.
Alper posyła jej uspokajający uśmiech – niemal czuły, choć w jego oczach nie ma ciepła.
– Możesz być spokojna – zapewnia łagodnym głosem. – Nikt się nie dowie.
A w myślach, z chłodną determinacją, dodaje:
Zwłaszcza Zeynep. Nim Halil zdąży cokolwiek powiedzieć… ona już będzie ze mną. Daleko stąd. I nikt jej nie odnajdzie.
***
Alper stoi w cieniu, ukryty wśród drzew, obserwując Halila i Zeynep siedzących w altanie. Zeynep pochyla się nad Halilem, delikatnie dotykając jego ramienia, pomagając mu dojść do siebie po tym, jak się zakrztusił. Ale z perspektywy Alpera wygląda to zupełnie inaczej – jak intymna chwila między dwojgiem ludzi, których łączy coś więcej niż przyjaźń.
Jego twarz kamienieje. Oczy zwężają się, a na dnie spojrzenia pojawia się błysk niebezpiecznego gniewu. Pochyla się lekko do przodu, jak drapieżnik tuż przed skokiem, i szepcze do siebie z mrocznym uśmiechem:
– Już niedługo, Zeynep… Bardzo niedługo. Jeszcze chwila i uwolnisz się od swojej fałszywej miłości do Halila. W końcu zrozumiesz, do kogo naprawdę należysz. Będę twoim przewodnikiem. Jedynym.
***
Kilka minut później. Halil zostaje sam. Siedzi w altanie zamyślony, z lekko zmarszczonym czołem, jakby próbował poukładać własne emocje. Nagle do jego przestrzeni wkracza Alper, udając beztroskę. Jego krok jest swobodny, uśmiech lekki – zbyt lekki, zbyt wymuszony.
– Wyglądasz dziś całkiem nieźle, przyjacielu – rzuca z pozorną życzliwością.
Halil odwraca głowę i mierzy go uważnym spojrzeniem. W jego oczach nie ma ani zaskoczenia, ani serdeczności.
– Bo czuję się dobrze – odpowiada krótko.
Alper siada naprzeciwko, krzyżując ręce na piersi.
– Miło to słyszeć – mówi, po czym przechyla głowę. – Powróciłeś z martwych i w dwa dni stoisz jak nowonarodzony. Ludzie po takich przeżyciach… zwykle chcą czegoś więcej od życia. Masz jakiś wielki plan?
Halil uśmiecha się lekko, ale jego oczy pozostają poważne.
– Mam. I jest prostszy, niż myślisz. – Robi krótką pauzę. – Zrozumiałem, jak cenne jest życie. I że nie chcę go przeżyć, udając, że żyję. Są ludzie, których nie można zignorować. Rzeczy, których nie można odkładać. Dlatego nie będę. Od teraz – tylko dziś, tylko prawda.
Alper kiwa głową z udawanym uznaniem.
– Piękne słowa, Halilu – mówi z cieniem kpiny w głosie. – Obyś miał okazję je spełnić.
Wstaje, jakby nie chciał już więcej ciągnąć tej rozmowy.
– No nic, zostawię cię z twoimi „ważnymi sprawami”. Muszę lecieć.
Odwraca się do odejścia, ale Halil zatrzymuje go jednym słowem:
– Zaczekaj.
Alper zatrzymuje się powoli. Gdy odwraca głowę, spotyka przenikliwe, ostre spojrzenie Halila.
– Jest coś, co chciałeś mi powiedzieć? – pyta Halil cicho, niemal spokojnie, ale jego ton skrywa ostrze.
Alper unosi brwi w udawanym zdziwieniu.
– Coś konkretnego masz na myśli?
Halil pochyla się lekko w jego stronę.
– Na przykład… dlaczego wyrobiłeś sobie fałszywy paszport.
Alper blednie. Przez ułamek sekundy wygląda, jakby ktoś uderzył go w splot słoneczny. Przestaje oddychać.
– Skąd… skąd to wiesz?
Halil uśmiecha się kątem ust – to nie uśmiech przyjaciela, ale człowieka, który wie więcej, niż powinien.
– Znasz mnie, Alperze. Nigdy nie byłem naiwny. Sprzedałeś niedawno zakupione grunty. Pozbyłeś się nieruchomości w Stambule. Co kombinujesz? W co się wpakowałeś?
Alper prostuje się i patrzy na niego z chłodnym opanowaniem.
– To nie twoja sprawa – mówi ostro. – Nie ma żadnych katastrof, żadnych oszustw. Dlaczego mnie śledzisz? Nie masz do tego prawa.
Halil pozostaje niewzruszony.
– Mam prawo. Twój ojciec poprosił mnie, żebym cię miał na oku. Obiecałem mu to. Jeśli próbujesz splamić jego nazwisko…
– Nie ma żadnego brudu! – Alper wybucha. – Zajmij się swoim życiem!
Halil nagle uderza pięścią w drewniany filar altany, tuż obok Alpera. Dźwięk jest głuchy, pełen gniewu, ale jego głos pozostaje opanowany.
– Dobrze. Nie będę się wtrącał. Ale wiedz jedno…
Robi krok w tył, jego oczy błyszczą chłodnym ogniem.
– Jeśli w jakikolwiek sposób skrzywdzisz moją rodzinę, Zeynep… kogokolwiek z moich bliskich – nie będę już taki spokojny.
Zawiesza spojrzenie na twarzy Alpera jeszcze przez chwilę, po czym odwraca się i odchodzi, zostawiając po sobie ciężką ciszę.
Alper stoi bez ruchu. Szczęki zaciśnięte, oczy mroczne. W głowie huczy tylko jedna myśl:
Nie mogę teraz wyjechać. Ten drań wie o wszystkim. Śledzi każdy mój ruch…
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Rüzgarlı Tepe. Inspiracją do jego stworzenia był film Rüzgarlı Tepe 120. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.








