Halil przytula Zeynep na wzgórzu.

„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 222: Streszczenie

Pierwszy odcinek drugiego sezonu otwiera poruszająca scena. Zeynep biegnie w strugach deszczu przez mroczny las, biała suknia lepi się do jej ciała, błyskając niczym duch pośród czerni nocy. W pewnym momencie potyka się, pada na kolana i wybucha rozpaczliwym płaczem. Trudno powiedzieć, co bardziej spływa po jej policzkach — łzy czy krople deszczu.

— Co za koszmar… — wyszeptuje zdruzgotana, jej głos drży od emocji. — Nie… to nie może być prawda…

W oczach staje jej wspomnienie. Tamten wieczór na plaży — jego oczy, jego słowa, pierścionek lśniący w świetle zachodzącego słońca.

— Nie… to nie był koszmar. To wszystko… naprawdę się wydarzyło — mówi do siebie z gorzkim śmiechem. — Jaka byłam naiwna… Tak bardzo mu zaufałam… I co mi z tego zostało? Jak mogłeś mi to zrobić, Halilu? Jak mogłeś złamać mi serce? Kochałam cię… tak bardzo, bezgranicznie. Otworzyłam przed tobą całe moje serce… Dlaczego? Dlaczego mi to zrobiłeś?!

Nagle rozbrzmiewa wołanie.

— Zeynep! Gdzie jesteś?! — głos Halila rozcina ciszę lasu, groźny i błagalny zarazem.

Zeynep zrywa się na nogi i biegnie dalej, jakby uciekała przed śmiercią. Gałęzie smagają jej twarz, ciężki oddech rwie się w piersi. W końcu, skrajnie wyczerpana, osuwa się na ziemię i kryje w gęstych zaroślach.

Halil nie przestaje jej szukać. Choć jej nie widzi, wyczuwa jej obecność, jakby serce prowadziło go wprost do niej.

— Wiem, że tu jesteś, Zeynep! — woła coraz głośniej. — Dlaczego uciekasz?! Dlaczego jesteś zła?! Wyjdź i mi to powiedz! Mam prawo wiedzieć! Posłuchaj mnie, nie ma problemu, którego nie moglibyśmy razem rozwiązać! Nasza miłość była silniejsza niż wszystko! Razem przetrwaliśmy tyle… Poradzimy sobie i z tym, obiecuję ci!

Zeynep przyciska dłonie do ust, by stłumić szloch.

— Nie tym razem… — szepcze przez łzy, tak cicho, że nawet las jej nie słyszy.

— Zaufaj mi, Zeynep! Zaufaj naszej miłości! Wyjdź i porozmawiaj ze mną!

Ale w gęstwinie nikt nie odpowiada. Tylko wiatr, tylko deszcz. Tylko cisza.

***

Nazajutrz deszcz ustaje. Przez splątane korony drzew przebijają się pierwsze promienie porannego słońca, barwiąc las złotem i cieniem. Zeynep wciąż wędruje, biała suknia podarta na krawędziach, bose stopy ranią ostre kamienie i gałęzie.

— Proszę… nie idź za mną — szepcze sama do siebie, głos łamie jej się od zmęczenia i żalu. — Zostaw mnie w spokoju. Nie mam już serca, które mogłabym ci dać…

Nagle jej wzrok przyciąga sylwetka konia — gniady ogier o czarnej, lśniącej grzywie stoi między drzewami niczym zjawa ze snu. Zeynep podchodzi powoli, kładzie drżącą dłoń na jego szyi i jednym ruchem wsiada na grzbiet. Kierując się na wąską, krętą ścieżkę, pędzi naprzód, nie oglądając się za siebie. Mija Halila, który stoi nieruchomo wśród drzew.

On patrzy na nią z odległości kilku kroków, a w jego oczach odbija się cień rozpaczy. Chwilę później odwraca się i wraca do swojego samochodu. Zamyka drzwi, pochyla się nad kierownicą, a jego głos brzmi jak przyrzeczenie, gorzkie i nieodwołalne:

— Jesteś zła. Jesteś smutna. Masz złamane serce… Ale oboje wiemy, dokąd zmierzasz. Czekaj na mnie, Zeynep… nadchodzę.

***

Na wichrowym wzgórzu wiatr smaga jej włosy i szarpie suknię. Zeynep zatrzymuje konia pod samotnym drzewem, tym samym, pod którym kiedyś — dawno, gdy byli jeszcze dziećmi — spotkała Halila po raz pierwszy. Zeskakuje z grzbietu, przywiązuje wodze do wbitego w ziemię pala i powoli podchodzi do pnia.

Opiera się o szorstką korę, a potem osuwa się na kolana, jakby nagle straciła siły.

— Jak mam dalej żyć? — wyszeptuje, drżącymi dłońmi ściskając trawę. — To boli tak bardzo… Wiem, że wszystko można naprawić… Ale jak wyrwać z siebie ten ból, który rozdziera serce na kawałki?

Podnosi wzrok ku niebu, a w jej oczach połyskują łzy i bezsilność.

— Wszechmogący… proszę, pomóż mi… Zabierz ode mnie ten ból…

Wspomina słowa ojca, które kiedyś wydawały się jej przesadne, a dziś brzmią jak wyrok: „Największą słabością człowieka jest zaufanie. Przyjdzie dzień, kiedy ktoś, komu zaufałeś, cię zrani. Uważaj, córko…”

Zeynep zamyka oczy, a łzy spływają po jej policzkach.

— To boli najbardziej — szepcze. — To pierwszy raz, kiedy go nie posłuchałam. Zaufałam Halilowi… i to był mój największy błąd. Jak… jak mógł patrzeć mi w oczy i kłamać przez cały ten czas?

Jej głos cichnie, ginie w szumie wiatru. A z wzgórza rozciąga się widok na las, z którego już ktoś nadjeżdża.

***

Następuje retrospekcja. Akcja cofa się do poprzedniego dnia, tuż po ich ślubie. Zeynep została sama w hotelowym pokoju, gdy Halil wyszedł na chwilę po kwiaty. W ciszy, wciąż ubrana w ślubną suknię, rozluźniła dłonie i sięgnęła do swojej torebki. Wśród chusteczek i szminki znalazła złożoną na czworo kartkę. Jej serce przyspieszyło, gdy rozpoznała obcy charakter pisma.

Z wahaniem rozprostowała papier i zaczęła czytać.

Wiele lat temu w twoim domu pracował ogrodnik. Nazywał się Ihsan Firat. Byłaś wtedy małą dziewczynką, ale musisz to pamiętać. Został oskarżony o kradzież i trafił do więzienia. Tam zmarł, okryty hańbą.

Jej palce zadrżały.

— Ihsan Firat… Firat… — powtórzyła półgłosem, a w jej głowie błyskawicznie pojawiło się skojarzenie. To samo nazwisko, które nosi Halil.

Syn tego człowieka nigdy nie uwierzył, że jego ojciec był złodziejem. Ukrywał przed wszystkimi, kim naprawdę jest, i wrócił do Yesilpinar, by pociągnąć winnych do odpowiedzialności. Twoją rodzinę. Ciebie. Halil Firat wrócił, żeby się zemścić. Choć nie ponosisz winy za przeszłość, zabrał ci wszystko — serce, dumę, dobre imię.

Powiedz mi, Zeynep Aslanli… czy można ufać człowiekowi, który zniszczył twoją rodzinę, patrząc ci prosto w oczy? Teraz, gdy już wszystko wiesz — czy nadal go kochasz?

Powietrze nagle stało się ciężkie, jakby zabrakło w nim tlenu. Zeynep upuściła kartkę na kolana, a dłoń uniosła do ust w niemym geście niedowierzania. Powoli przysiadła na skraju łóżka, wpatrzona w przestrzeń.

Po kilku długich sekundach zerwała się nagle i chwyciła akt ślubu. Wzrokiem przebiegła rubryki, aż zatrzymała się na jednej linijce. Imię ojca: Ihsan Firat.

Jej oczy rozszerzyły się, a serce przeszył zimny dreszcz.

Zerknęła w lustro, w swoje odbicie — w obraz kobiety w bieli, której usta drżały, a oczy zaszły łzami.

— Bawił się mną… — wyszeptała z goryczą. — Cały czas mnie okłamywał… To dlatego tak nalegał na ten ślub…

Drżącymi palcami zdjęła z głowy wianek, a po policzkach popłynęły łzy — gorące, ciężkie, pełne gniewu.

— Sprawię, że będziesz cierpiał, Halilu Firacie — mówiła przez zaciśnięte zęby, ściskając wianek tak mocno, że kwiaty zaczęły się kruszyć. — Mówisz, że nie potrafisz beze mnie żyć? Dobrze… życie ze mną stanie się twoim przekleństwem.

Z wściekłością rozerwała wianek na strzępy i cisnęła go w kąt pokoju. Jej oddech rwał się w klatce piersiowej, a spojrzenie błyszczało mieszanką bólu i żądzy zemsty.

***

Akcja wraca do teraźniejszości. Zeynep ociera łzy, jej oczy błyszczą od gniewu i rozpaczy.

— Twoja miłość… — wyszeptała przez zaciśnięte zęby — okazała się trucizną, która zatruła moją duszę. Wyrwę cię z mojego serca, Halilu Firacie. Raz na zawsze.

W tym momencie na szczycie wzgórza pojawia się Halil. Kroki stawiane w pośpiechu, wzrok wbity tylko w nią. Zeynep cofa się instynktownie, gotowa znowu uciec, ale jego dłoń zaciska się na jej ramieniu i zatrzymuje ją w miejscu. Stoją twarzą w twarz. Patrzą na siebie — ona z błyskiem w oczach, on z oddechem rwącym się w piersi.

— W końcu cię znalazłem — mówi Halil głosem chropowatym od emocji. W jednej chwili obejmuje ją i przyciąga do siebie z desperacją. Jej głowa opada na jego pierś, przez moment jest cicho, jakby serca próbowały odnaleźć wspólny rytm. Jej dłoń mimowolnie sięga do jego talii… po czym zaciska się w pięść.

Zeynep odpycha go gwałtownie, aż cofa się o krok.
— Nie dotykaj mnie!

— Zeynep… co się z tobą dzieje?!

— Nie wymawiaj nawet mojego imienia! — jej głos przesiąknięty jest lodem i ogniem jednocześnie. — Nie chcę cię widzieć! Nie chcę pamiętać, że kiedykolwiek istniałeś!

— Zeynep, nie mów słów, których będziesz żałować…
— Już zrobiłam coś, czego żałuję! — przerywa mu ostro.

Halil kręci głową, zraniony, zagubiony.

— Dobrze. Ukarałaś mnie… ale jaka jest moja wina? Powiedz!

— Wiesz dobrze, Halilu! — jej głos łamie się, ale oczy pozostają twarde.

— Poczekaj! — obejmuje jej ramiona, jakby siłą chciał zatrzymać ją przy sobie. — Powiedz mi… co takiego zrobiłem?

— Wiesz wszystko! — krzyczy mu w twarz.

Jego ręce powoli opadają. Milczy. W jego oczach pojawia się cień zrozumienia, jakby nagle poskładał wszystko w całość.

— Wszystko, co przede mną ukrywałeś! — dodaje Zeynep z wyrzutem. — Wszystko, o czym milczałeś! Teraz już wiem!

Zaczyna uderzać go pięściami w pierś, raz za razem. On stoi nieruchomo, niczym posąg, pozwalając jej się wyładować.

— Jesteś podłym kłamcą, Halilu Firacie! — wykrzykuje, głos jej drży od łez. — Zabawiałeś się mną, żeby pomścić swojego ojca! Jesteś żałosnym, nic niewartym łajdakiem! Dałam ci moje serce… a ty je podeptałeś!

Halil zamyka oczy, jakby każdy jej cios wbijał mu się głęboko w duszę.

— Jak… jak się dowiedziałaś? — pyta w końcu, głosem cichym i drżącym.
— Jakie to ma znaczenie?!

Jego spojrzenie staje się nagle ostre, płonące gniewem i bólem.

— To ważne, Zeynep! — wyrzuca z siebie. — Osądzasz mnie, chociaż nic nie wiesz! Jesteś gotowa uwierzyć we wszystko, co usłyszałaś?!

— Gdybyś tylko… powiedział mi prawdę…
— Miałem taki zamiar.

— Kiedy, Halilu?! — jej głos podnosi się do krzyku. — Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć? Gdy już dostaniesz to, czego tak bardzo pragnąłeś? Prawda?!

— Próbowałem… wiele razy. W dniu naszego ślubu chciałem ci to wyznać..

— I co cię powstrzymało?!
— Ty… — jego głos łamie się — ty mnie uciszyłaś.

— A więc znowu to wszystko moja wina?! — Zeynep zaśmiewa się gorzko, choć w jej oczach błyszczą łzy. — Czy dla ciebie miłość jest aż tak bezwartościowa?

Robi krok w jego stronę i mówi spokojnie, ale każde słowo tnie jak nóż:

— Moja miłość nie jest taka. Prawdziwa miłość nie ma celu ani ukrytych intencji. Bo kochać… to znaczy kochać. Do samego końca, aż po śmierć… aż nic nas nie rozłączy. Jeśli kryje się za nią inny cel… to już nie jest miłość.

Halil patrzy na nią w ciszy. Jego oczy błyszczą od tłumionych łez, usta drżą, ale nie mówi nic. Bo nie ma już słów, które mógłby jej dać.

Zeynep odwraca głowę w stronę starego drzewa, które góruje nad wzgórzem niczym niemy świadek ich historii.

— Spójrz… — mówi cicho, jej głos drży, lecz w spojrzeniu tli się ogień. — To tutaj wszystko się zaczęło. — Robi krótką pauzę, a potem wbija wzrok prosto w oczy Halila, twardo i bezlitośnie: — I tutaj wszystko się skończy.

Chce odejść. Uciec od niego jak najdalej, na zawsze. Serce wali jej jak młotem, a nogi rwą się do biegu… ale Halil stoi przed nią niewzruszony. Jego spojrzenie jest jak stal, a głos łamie ciszę z siłą burzy:

— Kocham cię, Zeynep! — wyrzuca z siebie, niemal krzycząc, jakby chciał, żeby usłyszał go cały świat. — Cały świat jest mi świadkiem! Nic innego się dla mnie nie liczy!

— To kłamstwo! — Zeynep syczy przez łzy, a w jej oczach czai się rozpacz. — Wielkie kłamstwo, które wmówiłeś mi od samego początku!

— Zeynep, spójrz na mnie! — Halil chwyta ją za ramiona, zmuszając, by stanęła naprzeciw niego. — Moje uczucia do ciebie nie mają nic wspólnego z zemstą! Nigdy!

— Z czym więc mają?! — jej głos łamie się, pęka jak szkło. — Dlaczego nie powiedziałeś mi prawdy od początku?! Bo wiedziałeś, że tak boli bardziej, prawda?!

Robi krok w tył, jej słowa są jak ciosy:

— Oto, co powiem ci na koniec… Udało ci się. Udało ci się mnie złamać. Jesteś człowiekiem bez serca! Nigdy nie znałam cię naprawdę!

Halil przyciąga jej dłoń do swojej piersi, mocno, by poczuła, jak jego serce bije, jakby miało rozerwać mu klatkę piersiową.

— Czujesz?! — jego głos jest surowy, pełen bólu. — To bije dla ciebie! Od zawsze dla ciebie!

Delikatnie unosi jej podbródek, zmuszając, by spojrzała mu w oczy.

— Spójrz na mnie, Zeynep. Znasz mnie lepiej niż ktokolwiek. Jestem Halilem. Spójrz na to drzewo… — wskazuje za siebie. — Jestem tym chłopcem, któremu kiedyś dałaś swoją wstążkę. Tutaj.

Ale Zeynep wyrywa rękę z jego uścisku i cofa się o krok, jej głos staje się lodowaty.

— Nie jesteś nim! — pluje mu w twarz słowami, które ranią bardziej niż ciosy. — Chłopiec, którego spotkałam wtedy… był najodważniejszym człowiekiem, jakiego znałam. Był młody, ale umiał powiedzieć prawdę. A ty? Ty jesteś jego przeciwieństwem! Spojrzałeś mi w oczy i kłamałeś… bo się bałeś! Ten chłopak był moim bohaterem, a ty jesteś dla mnie traumą!

Halil chwyta się za pierś i krzyczy:

— Dobrze! To moja wina! — jego głos jest jak skowyt wilka. — Popełniłem ogromny błąd! Przyznaję się przed tobą! Ale prawda jest taka, że…

Chce odgarnąć jej włosy z twarzy, ale ona z wściekłością odtrąca jego rękę.

— Nie ma żadnej innej prawdy! — jej oczy błyszczą od łez i gniewu. — Oprócz twojej chorej zemsty! Twoja miłość… twoje uczucia… to wszystko było kłamstwo! Nigdy mnie nie kochałeś!

Halil nagle przestaje mówić. Patrzy na nią chwilę, a potem… nagle, niespodziewanie, podnosi ją, jakby była lekka jak piórko. Zeynep zaczyna się szarpać, uderza go pięściami w plecy, krzyczy:

— Puść mnie! Natychmiast mnie puść!

On jednak jest jak skała. Przerzuca ją przez ramię i schodzi ze wzgórza, ignorując jej głośne protesty i przekleństwa.

Przy samochodzie sadza ją na przednim siedzeniu, zapina pas i z trzaskiem zamyka drzwi. Rygluje je jednym ruchem. Patrzy na nią, a jego spojrzenie jest ciemne, pełne bólu i wściekłości.

— Teraz już mi nie uciekniesz.

Silnik ryczy, a koła szorują po żwirze, kiedy rusza w dół wzgórza, wioząc ją w nieznane.

***

Halil wiezie Zeynep w milczeniu. Jej oczy są utkwione w szybę, ale w sercu kłębi się burza. Samochód skręca w ciasne, zaniedbane uliczki dzielnicy, w której kiedyś padły strzały, gdzie życie Gulhan zawisło na włosku. Zeynep rozpoznaje to miejsce, a jej serce ściska lodowaty strach.

W końcu zatrzymują się przed skromnym domem o spękanych murach i zardzewiałym ogrodzeniu. Halil wysiada pierwszy, potem otwiera drzwi po jej stronie. Nie patrząc mu w oczy, wysiada z samochodu, czując w piersi ucisk narastającej niepewności.

Wnętrze domu tonie w półmroku, powietrze pachnie kurzem i wspomnieniami. Jest cicho, nikogo nie ma, jakby to miejsce od dawna zostało opuszczone. I wtedy jej wzrok przyciąga coś, co sprawia, że na moment przestaje oddychać.

Na ścianie wisi zdjęcie.

Rodzinne zdjęcie: Halil, jego siostra i rodzice. Uchwyceni w krótkiej chwili szczęścia, zanim wszystko się rozpadło. Chłopiec o ciemnych włosach i nieśmiałym uśmiechu. Chłopiec ze wzgórza. Ten sam, który kiedyś patrzył na nią tak czysto i ufnie.

Zeynep podchodzi powoli, jak w transie, i dotyka fotografii palcami, jakby chciała upewnić się, że to nie złudzenie.

— To właśnie jego… — odzywa się nagle Halil, jego głos brzmi głębiej niż zwykle, przesycony smutkiem i nostalgią. — Tego chłopca chciałem ci przedstawić. Halila. Chłopca, który zakochał się w tej dziewczynie od pierwszego wejrzenia.

Zeynep zaciska powieki, a łzy spływają po jej policzkach, choć próbuje je szybko otrzeć. Odwraca się do niego i patrzy mu w oczy — oczy, które kiedyś były dla niej całym światem.

Jej głos jest cichy, lecz stanowczy, przepełniony bólem i goryczą:

— Ale my… — robi krótką pauzę, walcząc z rosnącym szlochem — my już nie jesteśmy tacy sami.

Milczy przez chwilę, a potem dodaje:

— Ty… już nie jesteś tamtym Halilem. I ja… już nie jestem tamtą Zeynep.

Ich spojrzenia spotykają się, pełne niewypowiedzianych słów. Między nimi wisi cisza, ciężka jak grzechy przeszłości. Halil stoi w miejscu, jakby te słowa odebrały mu resztkę sił, jakby nagle zrozumiał, że najtrudniej odzyskać nie czyjeś serce… tylko samego siebie.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Rüzgarlı Tepe. Inspiracją do jego stworzenia był film Rüzgarlı Tepe 131. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy