Halil zatrzymuje Zeynep przy drzwiach, nie pozwalając jej opuścić pokoju.

„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 223: Streszczenie

Akcja odcinka rozpoczyna się w dawnym domu rodzinnym Halila. Mężczyzna otwiera ciężkie drzwi i wprowadza Zeynep do jednego z pokoi.

— To mój pokój — mówi cicho, niemal ze wzruszeniem. — Dzieliłem go z moją siostrą. Nieraz siedziałem tutaj do białego rana, ucząc się w blasku jednej świecy. Tutaj nigdy nie było ogrzewania, zimą oddechy zamieniały się w mgłę. Ale mnie nigdy nie było zimno. — Robi pauzę, jego głos drży. — Ogrzewała mnie miłość. Miłość mojej matki.

Po chwili wraca do głównego pokoju. Staje na środku i zapatruje się w podłogę, jakby widział obrazy przeszłości, które wciąż tam tkwią. W jego myślach ożywa wspomnienie sprzed lat: cała rodzina, zgromadzona na dywanie wokół niewielkiego, podłogowego stołu — sofry. Śmiechy, zapach chleba, ciepło.

— Kiedy mama wołała nas na obiad, wszyscy biegliśmy, żeby zająć swoje miejsca — opowiada, patrząc w pustkę. — Śmialiśmy się wtedy tak głośno… Mój ojciec… — głos mu się łamie, a w oczach błyszczą łzy — był człowiekiem, który zjadając suchy chleb i popijając wodą, powtarzał, że jest pełny. Dla niego najważniejsze było jedno: zachować honor i godność. Całe życie próbowałem być taki jak on.

Jego usta drżą, gdy kontynuuje:

— Często chodziliśmy głodni. Byliśmy biedni, ale szczęśliwi. Bo mieliśmy siebie. Byliśmy blisko. Wtedy wiedziałem, co znaczy mieć rodzinę. Myślałem, że tak będzie zawsze… — zamyka oczy i ciężko oddycha. — Ale… nie było.

Zeynep stoi obok niego w milczeniu, a jej serce ściska się od bólu.

— Zrozumiałem to dużo później — dodaje Halil, a jego głos łamie się coraz bardziej. — Że tego dnia przytuliłem ojca po raz ostatni. Ostatni raz poczułem jego zapach, jego dłonie na mojej głowie… — łzy spływają mu po policzkach. — Tej nocy przyszli żandarmi. Zabrali go. Za coś, czego nie zrobił.

Halil patrzy w bok, jakby znów widział tamte drzwi, zamykające się za jego ojcem.

— Mój ojciec, na którego zawsze czekałem… nigdy już nie wrócił.

W pokoju zalega cisza. Nawet oddechy wydają się zbyt głośne.

— I wtedy… — jego szept rozdziera tę ciszę jak nóż — po raz pierwszy poczułem, jak zimno może być w tym domu. Jak zimne stało się całe miasto, cały świat… W jednej chwili wszystko pogrążyło się w ciemności. Ten dom przestał być schronieniem. Stał się piekłem.

Odwraca się nagle w stronę Zeynep i staje tuż przed nią, twarzą w twarz. W jego oczach płonie mieszanka bólu, tęsknoty i uporu.

— Od tamtej nocy trzymałem się tylko jednego — mówi, a jego głos staje się miękki. — Tych dwojga dzieci na wzgórzu. Ich marzenia… ich nadziei…

Zeynep zaciska powieki. Jej serce boli tak, jakby każde jego słowo wbijało się w nią niczym kolec. W myślach szepcze tylko:

— Ach, Halil… tak bardzo bym chciała, żeby nic z tego się nie wydarzyło… żebyśmy na zawsze pozostali tymi dziećmi.

Ich spojrzenia się spotykają — a w ich oczach odbija się wszystko, czego nie zdążyli powiedzieć.

Halil ujmuje jej dłoń i przykłada ją do swojej piersi.

— Moje serce było kawałkiem lodu, dopóki cię nie odnalazłem — mówi drżącym głosem. — Ogrzałaś je swoim ciepłem. Zapomniałem już, co znaczy żyć… dopóki nie stałaś się moim oddechem. Uleczyłaś moje rany i dzięki tobie znów stałem się Halilem. Nawet kiedy myślałem, że mnie zostawiłaś… nie poddałem się. Nawet kiedy chciałem wszystko spalić, zniszczyć do cna… nie umiałem powstrzymać się przed tą miłością. Bo mój gniew został pokonany przez twoją niewinność.

Zamyka jej palce wokół czerwonej wstążki — tej samej, którą wiele lat temu podarowała mu na Wichrowym Wzgórzu. Jej oczy podnoszą się na niego, zimne, pełne żalu. Jej głos jest twardy jak kamień:

— Spóźniłeś się, Halilu Firacie. Gdybyś powiedział mi prawdę wcześniej… dziś płakalibyśmy razem. Lecząc swoje rany, moglibyśmy ocalić siebie nawzajem. Ale się spóźniłeś.

W jego oczach błyska ból, głos mu się łamie.

— Zrozumiałem to za późno, Zeynep. Z jednej strony — twój ojciec, którego tak kochałaś. Z drugiej — mój ojciec, którego mi odebrano.

Jej spojrzenie staje się jeszcze ostrzejsze.

— Nie masz prawa mówić o moim ojcu, którego nie znałeś. Tak samo jak ja nie mam prawa osądzać twojego, którego nigdy nie znałam. Ale milczałeś… wtedy, gdy powinieneś mówić.

— Kiedy poznałem prawdę… przestraszyłem się — przyznaje, spuszczając wzrok. — Bałem się, że cię stracę.

— I właśnie mnie tracisz! — jej słowa są jak policzek.

— Zeynep, nie… — jego głos drży, a on sam ledwie stoi.

— Nie waż się prosić mnie o wybaczenie — przerywa mu ostro, a w jej oczach błyszczą łzy gniewu i rozpaczy. — Lepiej idź prosić o wybaczenie tamtej dwójki dzieci z Wichrowego Wzgórza. Bo to oni odnaleźli się na tym świecie, gdy byli sami. To im złamałeś serce. Idź i proś o przebaczenie Zeynep i Halila, bo to ich marzenie zniszczyłeś.

Zdruzgotana, odwraca się, by odejść. Ale Halil w ostatniej chwili chwyta jej rękę i zatrzymuje ją przy sobie.

— Zostaw mnie! — krzyczy, szarpiąc się. — Chcę iść do domu!

W jego oczach pojawia się upór.

— Teraz… ja jestem twoim domem — mówi cicho, ale stanowczo.

Jej twarz blednie, a głos jest ledwie szeptem:
— Ty… nie jesteś dla mnie już niczym…

I nagle opada w jego ramiona, tracąc przytomność.

Halil ostrożnie unosi ją i kładzie na sofie. Przykuca przy niej, głaszcze jej włosy i szepcze łamiącym się głosem:

— Tych dwoje dzieci na wzgórzu… to wciąż my, Zeynep. Nic się nie zmieniło. Wciąż jestem z tobą.

Pochyla się, składa czuły pocałunek na jej czole i dodaje z cichą determinacją:

— Znowu będziemy szczęśliwi. Obiecuję ci to.

***

Na opustoszałym wybrzeżu, w cieniu chmur zwiastujących deszcz, Songul czeka niecierpliwie. W końcu z mroku wyłania się Fikret — mężczyzna, którego niejednokrotnie wynajmowała do swoich brudnych spraw.

— Gdzie, do diabła, byłeś?! — rzuca ostro, gdy tylko podchodzi bliżej. — Już myślałam, że zwiałeś z naszyjnikiem!

Fikret patrzy na nią chłodno, bez cienia emocji.

— Powiedziałem, że przyjdę… i dotrzymałem słowa — odpowiada spokojnie, wyciągając z kieszeni czerwony aksamitny woreczek.

Songul niemal wyrywa go z jego dłoni i zagląda do środka. W jej oczach błyszczy zadowolenie, gdy dostrzega perłową kolię — tę samą, którą przed laty ukradła rodzinie Aslanli.

— Dobra robota, Fikret — uśmiecha się złowieszczo, chowając naszyjnik do torebki. Po chwili jednak pochmurnieje. — Nawiasem mówiąc… Halil wczoraj się nie pojawił. Zeynep też przepadła jak kamień w wodę. Powiedz mi, jesteś pewien, że wykonałeś drugie zadanie?

Fikret zaciska szczękę, ale jego głos wciąż brzmi pewnie:
— Jeśli mówię, że coś zrobię, to znaczy, że tak będzie. Podrzuciłem list do jej torebki.

Songul mruży oczy, podejrzliwie.
— W takim razie dlaczego Zeynep nie wpadła jak burza i nie zrobiła awantury? Dlaczego wciąż jest… cicho?

Fikret wzrusza ramionami.
— Nie wiem. Zrobiłem dokładnie to, czego chciałaś. Przypominam ci tylko…

— Tak, tak, nie musisz mnie pouczać — ucina stanowczo Songul, machając ręką. — Zapłacę ci. Tylko… daj mi jeszcze trochę czasu.

Fikret skinął głową i odwrócił się bez słowa, oddalając się w ciemność.

Songul przez moment wpatruje się w fale rozbijające się o brzeg, po czym uśmiecha się do siebie z satysfakcją i szepcze:

— Może Zeynep jeszcze nie znalazła listu. Nieważne, poczekam. Prędzej czy później go przeczyta. A wtedy… ona i Halil rozstaną się na zawsze.

W jej oczach zapala się złowrogi błysk, gdy patrzy w dal, jakby już widziała ruinę, którą zasieje.

***

Halil krząta się w kuchni, szykując dla niej śniadanie. Kroi świeży chleb, stawia na stole parującą herbatę, układa na talerzu oliwki i ser. W powietrzu unosi się zapach jajek i świeżych ziół. W głowie układa słowa, którymi chce ją dziś przeprosić, w końcu raz jeszcze poprosić, by mu zaufała.

Ale kiedy wraca do salonu… jej już nie ma.

Na kanapie została tylko czerwona wstążka — ta sama, którą zawsze nosiła we włosach. Leży samotnie, jak krwawy ślad jej ucieczki.

Halil zrywa się jak poparzony, chwyta telefon i wybiega przed dom, ale jej nigdzie nie ma. Wsiada do auta, odpala silnik i dzwoni do niej bez przerwy. W końcu, po kilku sygnałach, odbiera.

Jej głos brzmi lodowato:
— Czego chcesz?

— Zeynep… proszę, wróć! — mówi z desperacją, trzymając kierownicę tak mocno, że bieleją mu knykcie. — Porozmawiajmy. Nie uciekaj.

— Nie wrócę — odpowiada stanowczo, bez wahania.

— Powiedz mi chociaż, dokąd jedziesz.

— Wracam do rezydencji — jej głos jest zimny i twardy jak stal. — I wszyscy dowiedzą się, kim naprawdę jesteś. Pamiętasz, Halil? Pamiętasz, jak zostawiłeś mnie samą, bezradną, ze związanymi rękami i sercem, które krwawiło? Teraz twoja kolej. Przygotuj się.

Na chwilę zapada cisza. W jego oczach pojawia się cień paniki.

— Naprawdę chcesz to rozwiązać w ten sposób? — pyta drżącym głosem. — Wybierając gniew zamiast miłości? My…

— My już nie istniejemy — przerywa mu ostro, a potem bezlitośnie rozłącza się.

W samochodzie Halila zapada głucha cisza. Telefon wypada mu z dłoni, a on sam opiera głowę o kierownicę, czując, że wszystko, co jeszcze trzymał w sercu, właśnie rozsypało się na kawałki.

***

Wkrótce Zeynep dociera na farmę. Choć szła pieszo, zdołała przyjść chwilę przed Halilem, który gnał za nią samochodem. Na podwórzu przed rezydencją zebrała się już cała rodzina Aslanli — wyrzucona chwilę wcześniej przez rozjuszoną Songul. Wszyscy stoją w napięciu, gdy świeżo poślubieni małżonkowie wchodzą na podwórze.

Zeynep idzie pierwsza, wyprostowana, z twarzą pełną determinacji. Halil podąża tuż za nią, jego krok jest ciężki, a w oczach widać niepokój.

Dziewczyna zatrzymuje się pośrodku i odzywa poważnym, mocnym głosem:
— Dobrze, że jesteście wszyscy razem — zaczyna, a jej spojrzenie omiata zebranych. — Muszę wam coś ważnego powiedzieć.

Odwraca głowę i patrzy na Halila, zatrzymując na nim wzrok. On zastyga, jakby próbował powstrzymać nadchodzącą burzę.

— Nie rób tego, Zeynep — błaga w myślach, jego oczy są pełne rozpaczy i cichego żalu. — Nie musisz…

Ale ona odwraca się z powrotem do zgromadzonych i mówi głośniej, z ledwie wyczuwalnym drżeniem głosu:

— Życie przynosi nam zarówno słodkie, jak i gorzkie niespodzianki. Wczoraj przekonałam się o tym boleśnie. Ponieważ mieszkamy razem pod jednym dachem… macie prawo znać prawdę.

Jej słowa zawisają w powietrzu niczym ostrze. Przez chwilę milczy, a potem przenosi wzrok na Halila. Jego serce zamiera, gdy nagle… ujmuje jego rękę.

Wszyscy wstrzymują oddech. Na podwórzu zapada cisza.

Zeynep unosi drugą rękę, trzymając w niej akt małżeństwa. Jej głos staje się spokojny, ale pełen emocji:
— My… — robi krótką pauzę, patrząc mu prosto w oczy — Halil i ja… wzięliśmy ślub.

Halil nie kryje szoku. Przecież jeszcze przed chwilą była gotowa ujawnić całą prawdę — o jego zemście, o kłamstwach. Nie rozumie, co planuje.

— Co ty kombinujesz, Zeynep? — pyta sam siebie w myślach, czując, jak serce bije mu coraz szybciej.

Jakby czytając w jego myślach, Zeynep w duchu odpowiada:
— Zrobię to, czego pragniesz, Halilu. Wszyscy dowiedzą się o naszej miłości. Choćby była kłamstwem.

Songul blednie, wpatrując się w nią oszołomiona, niemal bez tchu.
— Jak… jak to możliwe?! — powtarza w myślach, a jej palce kurczowo ściskają materiał sukni.

Tylko Zumrut wybucha nagle radosnym okrzykiem:
— Chwała Najwyższemu! — jej twarz promienieje szczęściem. — Czekałam na ten dzień tyle czasu i w końcu nadszedł!

Ale zaraz dodaje poważnie, z nutą tradycjonalizmu w głosie:
— Nie możemy jednak zapominać o zwyczajach.

Podchodzi do młodej pary i wyciąga dłoń, każe im ją ucałować na znak szacunku i błogosławieństwa.

Halil i Zeynep pochylają się nad jej ręką, choć każde z nich czuje, jak w sercu wrze inna burza.

Songul patrzy na tę scenę z niedowierzaniem, bliska omdlenia. Jej świat właśnie rozpadł się na kawałki, a na jej ustach widać niemy szept:
— To niemożliwe…

Na podwórzu wciąż panuje cisza, tylko wiatr szarpie gałęziami drzew, jakby niósł w powietrzu przeczucie, że to dopiero początek prawdziwego dramatu.

***

Kilka minut później Zeynep i Halil wchodzą do sypialni. Drzwi zamykają się za nimi z głuchym trzaskiem. Dziewczyna natychmiast odtrąca jego rękę, odwracając się z twarzą pełną gniewu i bólu.

— Ostrzegałam cię — mówi niskim, drżącym głosem. — Ale nie chciałeś słuchać. Upierałeś się przy swoim… jak zawsze. Ostrzegałam cię, że sprawię, że będziesz cierpiał tak, jak ja cierpiałam.

Jej oczy błyszczą od łez, lecz ani jedna nie spływa.

— Powtarzasz, że nie możesz beze mnie żyć. Że życie beze mnie nie ma sensu… — kontynuuje z goryczą. — Uczyniłeś z mojego życia piekło. Teraz ja zamienię w piekło twoje.

Zawiesza na nim spojrzenie jak ostrze.

— Tak, wzięliśmy ślub… ale nigdy nie stanę się twoją żoną.

Halil wpatruje się w nią przez chwilę, jakby próbował pojąć ciężar jej słów.

— Kim więc będziesz? — pyta w końcu, jego głos jest gorzki i stłumiony. — Czy naprawdę tak łatwo wyrzec się własnego szczęścia?

— Nie ja — odpowiada ostro, a jej głos zyskuje na sile. — To ty zrezygnowałeś ze wszystkiego w dniu, w którym skłamałeś! Nigdy ci tego nie wybaczę.

Podchodzi bliżej i staje przed nim wyprostowana, pełna zimnej dumy.

— Nasze małżeństwo będzie tylko fasadą. Grą dla innych. Będziemy udawać, że jesteśmy szczęśliwi, milcząc przed całym światem. Ale kiedy zostaniemy sami… między nami zawsze będzie mur. To jest twój sprawdzian, Halilu Firacie.

On zaciska pięści i odpowiada z goryczą:
— Po co nam ta gra, skoro znamy prawdę?

— Bo nie wiem już, co kryje się w twoim sercu — odpowiada stanowczo. — Przez cały ten czas bawiłeś się mną, ukrywając prawdę.

Chwyta akt małżeństwa, który trzymał w dłoni, i mocnym ruchem kładzie go z powrotem na jego ręce. Jej głos jest lodowaty:
— Teraz odegraj swoją rolę przed wszystkimi.

Odwraca się, by wyjść, lecz gdy sięga do klamki, Halil błyskawicznie blokuje drzwi, opierając na nich dłoń.

— Miłość nie jest grą — mówi z poruszeniem, jego głos łamie się, a w oczach błyszczy cierpienie. — I nie ma w niej zwycięzców.

Patrzy na nią długo, jakby szukał w jej twarzy cienia dawnej Zeynep.

— Albo się rozstaniemy… albo… — urywa i po chwili oddaje jej akt małżeństwa, jakby oddawał część siebie.

Zeynep odpycha go brutalnie, nie patrząc w oczy, i wychodzi, zatrzaskując za sobą drzwi.

Halil przez chwilę stoi w miejscu, opierając głowę o drewnianą framugę. Potem przymyka powieki i cicho, prawie do siebie, mówi z wiarą w głosie:

— Zobaczysz… Miłość zwycięży twój gniew. Tak jak zwyciężyła mój. Miłość zwycięża wszystko, Zeynep. Wiem to.

Cisza w pokoju brzmi jak echo jego słów.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Rüzgarlı Tepe. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Rüzgarlı Tepe 131. Bölüm i Rüzgarlı Tepe 132. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy