Halil trzyma telefon przy uchu, patrząc pewnie przed siebie.

„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 234: Streszczenie

Halil spogląda na Zeynep z lekkim uśmiechem i mówi głosem pełnym przekonania:
— Ze mną spełnisz swoje marzenia. Mogę zainwestować w twój projekt perfum.

Ale odpowiedź Zeynep jest lodowata, a w jej oczach błyska gniew:

— Z tobą mogę co najwyżej śnić koszmary, a nie marzenia — odcina się chłodno. — Profesor Ismet z mojego uniwersytetu już szuka dla mnie inwestora. Będę wdzięczna, jeśli zajmiesz się własnymi interesami i przestaniesz wtykać nos w moje sprawy. Teraz pozwól mi wrócić do pracy.

Halil patrzy na nią zaskoczony, zaciśnięte usta zdradzają, że nie spodziewał się takiej riposty.

Kamera przesuwa się w stronę drzwi gabinetu, gdzie, ukryta w cieniu, stoi Songul. Na jej twarzy pojawia się przebiegły, triumfujący uśmiech, a cichy szept zdradza jej myśli:

— A więc znowu dłubie przy tym swoim projekcie… Jeśli jej się uda, zostawi Halila.

***

Chwilę później Songul przechadza się samotnie po ogrodzie. Jej obcasy stukają o kamienną ścieżkę, a w oczach widać dziwną mieszankę nadziei i wyrachowania.

— Jeśli znajdzie inwestora, zniknie z naszego życia… — mruczy do siebie z satysfakcją. — I oby stało się to jak najszybciej. Nie mogę tego jednak zostawić przypadkowi.

Zatrzymuje się, wyciąga telefon i wybiera numer.
— Halo, Derya? Jak się masz?

— Dobrze, pani Songul — odpowiada kobieta po drugiej stronie. — Chcesz umówić się na wizytę?

— Nie, kochanie, tym razem chodzi o coś ważniejszego. Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. Jeśli ją przyjmiesz, salon fryzjerski, w którym teraz pracujesz, stanie się twój.

— Słucham uważnie — mówi Derya, jej głos brzmi już bardziej rzeczowo, jakby wyczuła, że to szansa życia.

— Zeynep, żona mojego siostrzeńca Halila, chce stworzyć własną linię perfum i szuka inwestorów przez profesora ze studiów, Ismeta. Zadzwonisz do niej i powiesz, że masz jej numer właśnie od niego. Przedstawisz się jako znana bizneswoman gotowa zainwestować w jej projekt.

— Rozumiem. Jak długo mam grać tę rolę? — pyta Derya bez wahania.

— Do chwili, gdy Zeynep uwierzy, że odniosła sukces i opuści Halila. A wtedy ty także znikniesz. Czy wszystko jasne?

— W pełni. Nie zawiodę cię.

— Wspaniale. Wyślę ci wszystkie szczegóły w wiadomości — dodaje Songul z zadowoleniem i kończy rozmowę.

Patrzy jeszcze przez chwilę na ekran telefonu, po czym jej usta rozciągają się w złowieszczy, pełen satysfakcji uśmiech.

— Kto by pomyślał, Zeynep… — szepcze sama do siebie. — Pomogę ci spełnić twoje marzenia, a ty nawet się nie zorientujesz, że realizując je, wyjdziesz z życia mojego siostrzeńca na zawsze.

***

Zeynep przebywa w szklarni, otoczona zapachem świeżej lawendy. Z zapałem przesadza rośliny do większych doniczek, a jej myśli wciąż krążą wokół Halila i jego bezczelnej propozycji.

— Co za człowiek… — syczy z irytacją, zaciskając palce na łopatce. — Jego arogancja nie zna granic. Odniosę sukces, Halilu Firacie, i już nigdy więcej nie odważysz się grozić mi sprzedażą ziemi mojego ojca. — Nabiera głęboko powietrza, jakby próbując uspokoić gniew. — No dalej, Zeynep, skup się… skieruj swój upór tam, gdzie trzeba.

Na chwilę zatrzymuje się nad jedną z doniczek, dotykając delikatnych fioletowych kwiatów.
— Muszę wierzyć, że ten projekt się uda — mówi ciszej, bardziej do siebie niż do kogokolwiek.

Nagle przerywa jej dźwięk telefonu. Strzepuje ziemię z dłoni, sięga po aparat i odbiera.

— Halo? — odzywa się z lekką niepewnością.

— Dzień dobry, czy rozmawiam z panią Zeynep? — pyta uprzejmy kobiecy głos po drugiej stronie.

— Tak, to ja.

— Nazywam się Derya. Słyszałam o pani projekcie perfum, który od razu przyciągnął moją uwagę. Chciałabym zostać inwestorem. Oczywiście najpierw muszę poznać szczegóły.

Zeynep na moment zamarła, zaskoczona i podekscytowana jednocześnie.
— Oczywiście! Od razu przygotuję i wyślę pani wszystkie materiały mailem.

— Świetnie. Prześlę pani mój adres e‑mail — odpowiedziała Derya.

Gdy rozmowa dobiegła końca, Zeynep odłożyła telefon, a po jej ciele przeszedł dreszcz ekscytacji. Uśmiechnęła się, patrząc na swoje ręce ubrudzone ziemią.
— Nie sądziłam, że tak szybko znajdę inwestora — wyszeptała, a w jej oczach zapłonęła nadzieja.

***

Merve spotkała się w mieście ze swoim przyjacielem Tanerem. Siedzieli na ławce w parku, pod rozłożystymi drzewami.

— Byłaś najpilniejszą uczennicą w całej szkole — powiedział Taner z lekkim uśmiechem. — Ja nie miałem takich ambicji… ale cieszę się, że tobie udało się dostać na studia.

Merve poklepała go po dłoni i odpowiedziała łagodnie:
— Dziękuję. Ale nie smuć się tak. W przyszłym roku spróbujesz jeszcze raz. Wystarczy trochę więcej wysiłku i też ci się uda.

— Wiesz… myślę, że spróbuję czegoś zupełnie innego — odparł, zerkając na nią kątem oka. — Chciałbym założyć własną firmę.

W tym samym czasie, kilkanaście metrów dalej, ulicą szedł Cemil z siatkami pełnymi zakupów. Gdy zauważył Merve, nagle przystanął. Jego wzrok utknął na Tanerze, siedzącym obok niej.
— To z nim była w samochodzie… — pomyślał, a jego twarz stężała.

Taner tymczasem wyciągnął z kieszeni zawiniątko i delikatnie rozwinął je przed Merve. W środku znajdował się stary, złoty pierścionek.

— To pamiątka po mojej zmarłej cioci — wyjaśnił cicho. — To ona mnie wychowała. Powiedziała, że jeśli kiedyś będę w kłopotach, mam go sprzedać. Ale moje serce nie pozwala mi tego zrobić.

— Dlaczego w ogóle chcesz go sprzedawać? — zapytała łagodnie Merve, dotykając pierścionka opuszkami palców. — To przecież bezcenny skarb.

— Potrzebuję pieniędzy na rozkręcenie firmy. Nie mam wyboru. Ale… czy mogłabyś to zrobić za mnie? Ja… nie potrafię.

Merve wzięła pierścionek do ręki i spojrzała mu prosto w oczy.
— Taner… to dla ciebie bardzo cenna rzecz. Nie powinieneś tego robić.

— Wiem, ale jeśli miałbym inne wyjście, nigdy bym cię o to nie prosił. Wiem, że mogę ci zaufać.

Po chwili milczenia Merve uśmiechnęła się lekko i skinęła głową.
— Dobrze. Pomogę ci — powiedziała, chowając pierścionek do torebki.

W jego oczach pojawił się ledwie dostrzegalny błysk. Wydaje się, że nie wszystko w jego opowieści było do końca szczere, a chęć przysługi może sprowadzić na Merve kłopoty.

***

Tulay wchodzi do pracowni z niepewną miną, zatrzymuje się na chwilę w drzwiach, po czym podchodzi do biurka, przy którym Halil właśnie przegląda dokumenty. Jej głos drży lekko, gdy się odzywa:

— Zeynep… postawiła na swoim. Znalazła sponsora dla swojego projektu.

Halil unosi wzrok znad papierów, jego spojrzenie jest spokojne, lecz w oczach błyska ciekawość.
— I co w związku z tym? — pyta chłodno.

Tulay przygryza wargę i wzdycha, jakby ta rozmowa kosztowała ją więcej, niż chciała przyznać.
— Czy nie miałeś jej… od tego odwieść? Ona już mnie w ogóle nie słucha. Ale widzisz… to może nas wszystkich wpędzić w kłopoty.

Halil marszczy brwi, wciąż patrząc na nią z wyczekiwaniem.
— Przepraszam, ale nie rozumiem. Jakie kłopoty masz na myśli?

Tulay zerka na bok, wyraźnie skrępowana.

— W Yesilpinar mieszka niewielu ludzi. Wszyscy znają nas z nazwiska. Jeśli Zeynep zacznie działać poza tobą, jeśli… odetnie się od ciebie w oczach innych, będą mówić, że w waszym małżeństwie źle się dzieje. Że się buntuje, że… że tracisz kontrolę. — Spogląda mu w oczy z naciskiem. — A plotki w takim miejscu rozchodzą się szybciej niż wiatr. Nie pozwól im myśleć, że coś jest między wami nie tak.

Na twarzy Halila pojawia się ledwie zauważalny uśmiech. Powoli wstaje z fotela i staje tuż przed nią. Jego ton jest spokojny, lecz stanowczy.

— Jeśli Zeynep odniesie sukces, będę tylko dumny. To, że jest ambitna i odważna, to powód do szacunku, nie wstydu. Nie obchodzą mnie ani ludzie, ani ich gadanie.

Tulay prostuje się, choć w jej oczach widać zawód i lekkie rozdrażnienie. Wzrusza ramionami i rzuca:
— No cóż… wyraziłam tylko swoją opinię. — Odwraca się i wychodzi, nie oglądając się za siebie.

Halil odprowadza ją wzrokiem, a jego spojrzenie staje się twarde, zamyślone. Siada z powrotem w fotelu, wyciąga telefon i przez chwilę wpatruje się w ekran. W końcu wybiera numer i przykłada aparat do ucha.

Jego głos jest cichy, ale wibruje pod powierzchnią niepokojącą determinacją:
— Erenie… jest coś, co chcę, żebyś zbadał.

***

Wieczorem, gdy Zeynep szykuje się na umówione spotkanie z inwestorką, nad okolicą przetacza się burza. Niebo zasnuwa się ciężkimi, granatowymi chmurami, a z każdą chwilą deszcz siecze coraz mocniej, rozbijając się o szyby i bruk. Na podjeździe już czeka samochód Halila. Widząc ją z parasolką bezradnie stojącą w strugach wody, podchodzi bliżej i rzuca tonem, w którym więcej jest rozkazu niż prośby:

— Wsiadaj. Zawiozę cię.

Zeynep rzuca mu ostre spojrzenie, ale nie mając wyboru, wzdycha i z niechęcią wsiada do auta.

Jadą w milczeniu, w tle słychać tylko szum wycieraczek i jednostajny stukot kropel o dach. Po kilku minutach Halil sięga do schowka, wyciąga paczkę chusteczek i bez słowa podaje jej jedną.

— Dziękuję, ale nie trzeba — ucina chłodno Zeynep, nie spoglądając na niego.

Halil rzuca kąśliwie:
— Przyjdziesz na spotkanie cała mokra?

— Ktoś z boku mógłby pomyśleć, że zależy ci na moim sukcesie.

Jego brew drga lekko.
— Próbuję ci tylko pomóc.

— Nie potrzebuję twojej pomocy. Ty nigdy nie robisz niczego bez ukrytych motywów.

Halil zerka na nią kątem oka, a jego głos staje się bardziej stanowczy:
— Słuchaj, weź to i się otrzyj, bo się rozchorujesz. Proszę.

Zeynep parska i kręci głową.
— Ach, teraz już wszystko jasne. Boisz się, że zachoruję i cię zarażę, tak?

— Nie bądź uparta. Naprawdę się rozchorujesz.

— Nie martw się, nic mi nie będzie — zapewnia, ale nagle kicha, szybko zasłaniając usta dłonią. — To nic… nie zwracaj na to uwagi. Wcale nie jest mi zimno. To po prostu… alergia.

Halil unosi brew.
— Alergia? Na co? Na deszcz?

Zeynep unosi głowę i patrzy mu prosto w oczy z prowokacyjnym błyskiem:
— Nie. Na ciebie.

Halil parska krótkim śmiechem i kręci głową, ale zanim zdąży coś odpowiedzieć, Zeynep kicha jeszcze dwa razy.

— Alergia. Jasne… — rzuca z przekąsem, a jego usta układają się w drwiący półuśmiech.

Zeynep, przewracając oczami, w końcu wyrywa mu chusteczkę z ręki i delikatnie ociera mokre włosy i policzki.

W aucie znów zapada cisza, ale powietrze między nimi aż iskrzy od niewypowiedzianych emocji.

***

Selma siedzi samotnie na ławce nad wybrzeżem, wpatrzona w wzburzone fale, które rozbijają się o skalisty brzeg. Palcami nerwowo bawi się skrawkiem materiału sukienki, a w jej głosie pobrzmiewa niepokój, gdy szepcze do siebie:

— Powiedział, że musimy porozmawiać. Ale o czym? — Jej oddech przyspiesza. — Dlaczego to tak pilnie?

Nagle, kątem oka dostrzega zbliżającego się Erena. Idzie powoli, ciężko, jakby każdy krok wymagał od niego wysiłku. Selma wstaje z ławki i wita go z radością, ale ta szybko znika z jej twarzy, gdy dostrzega jego przygaszone, obce spojrzenie.

— Cześć… — rzuca cicho, niemal od niechcenia.

— Eren… co się stało? — pyta z niepokojem, podchodząc bliżej. — Dlaczego tak się zachowujesz? Przez cały dzień milczałeś. Nie odbierałeś telefonów, nie odpisywałeś. O co chodzi? O czym chciałeś ze mną porozmawiać?

Eren przez dłuższą chwilę milczy. W końcu podnosi wzrok na jej twarz, w jego oczach czai się ból.

— Selma… — zaczyna ciężko, jakby każde słowo ważyło tonę. — Długo o tym myślałem. I… doszedłem do wniosku, że nie pasujemy do siebie.

Selma patrzy na niego w osłupieniu, jakby właśnie usłyszała coś zupełnie absurdalnego.

— Co? — szepcze, głos jej się łamie. — Rozstanie?

Eren odwraca głowę, zaciska dłoń na oparciu ławki, tak mocno, że bieleją mu palce. Jego powieki drżą, jakby powstrzymywał łzy.

— Zasługujesz… na kogoś lepszego — mówi cicho, unikając jej spojrzenia.

— Co ty wygadujesz?! — wybucha Selma, a jej głos drży od rozpaczy. — Eren, jeśli to żart, to wcale nie jest zabawne!

Eren wzdycha głęboko, zamyka oczy i kręci głową.
— To nie jest żart, Selmo. To… życie.

Jej policzki zalewają się łzami, głos grzęźnie jej w gardle.
— Eren, jeśli cię zraniłam… jeśli zrobiłam coś złego… powiedz, naprawię to…

On w końcu patrzy jej w oczy i potrząsa głową z goryczą.
— To nie twoja wina. Może… nigdy nie powinniśmy byli podążać tą drogą. Lepiej… zapomnijmy o sobie. Idźmy dalej sami.

Odwraca się i rusza przed siebie, szybkim krokiem, jakby bał się, że jeśli jeszcze chwilę zostanie, nie zdoła odejść. Selma stoi jak sparaliżowana, a potem woła za nim, rozpaczliwie, z łamiącym się głosem:

— Ereeeen!

Ale on nie ogląda się ani razu. A wiatr niesie jego imię nad wzburzone fale, które zdają się odpowiadać jej szlochem.

***

Halil zatrzymuje samochód na parkingu przed elegancką restauracją. Zeynep wysiada pierwsza, gwałtownie zatrzaskując za sobą drzwi, a on podąża tuż za nią.

— Dziękuję za podwózkę. Możesz już wracać — rzuca chłodno, nawet na niego nie patrząc, jakby chciała odciąć się od jego obecności.

Halil zatrzymuje się tuż obok niej, ręce trzyma w kieszeniach płaszcza, a w oczach błyska mu upór.
— Pójdę z tobą.

Zeynep odwraca się nagle, pełna gniewu i determinacji.
— Nie, Halilu! — syczy. — Nie masz tu nic do roboty. To już nie jest twoja sprawa.

On uśmiecha się lekko, prowokacyjnie.
— Przeciwnie. Ja też mam tutaj spotkanie.

— Jasne… — odpowiada z kpiną, przewracając oczami. — Na pewno w to uwierzę.

Wchodzą razem do lokalu, każde z pozorną obojętnością, i zajmują miejsca przy sąsiednich stolikach. Zeynep odwraca się plecami do niego, chcąc choć na chwilę zapomnieć o jego obecności.

Nagle jej telefon wibruje. Otwiera wiadomość od inwestorki.

„Zeynep, przepraszam, nie będę mogła zainwestować w twój projekt z powodu problemów finansowych. Znalazłam ci jednak nowego inwestora. Porozmawiaj z nim.”

Pod wiadomością widnieje numer telefonu. Zeynep zamiera na moment, zaciska usta, a potem z ciężkim westchnieniem klika w numer i przykłada telefon do ucha.

Po drugiej stronie rozlega się znajomy, głęboki głos:
— Halo?

Zeynep drży, gdy rozpoznaje, do kogo należy. Powoli unosi wzrok na sąsiedni stolik, gdzie siedzi Halil, oparty nonszalancko o krzesło. W jego oczach czai się zwycięski błysk.

Wstaje i podchodzi do niej spokojnie. Z jej dłoni wyciąga teczkę z projektem i kładzie ją na stole przed nią.

— Mówiłem ci — zaczyna cicho, pochylając się tak blisko, że czuje na skórze jego oddech. — Nie składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać.

Patrzy jej prosto w oczy, bez cienia wahania.
— Nazywam się Halil Firat. Bez mojej wiedzy nawet ptak nie przeleci nad tym miastem. Jak więc rozumiesz… jeśli chcesz spełnić swoje marzenie, nie możesz zrobić tego beze mnie.

Zeynep czuje, jak serce wali jej jak oszalałe — ze złości, z rozpaczy… i z czegoś, czego jeszcze nie potrafi nazwać.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Rüzgarlı Tepe. Inspiracją do jego stworzenia był film Rüzgarlı Tepe 137. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy