„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 263: Streszczenie
Zeynep gorączkowo przeszukuje gabinet. Otwiera kolejne szuflady, rozrzuca dokumenty, sprawdza segregatory. Serce wali jej jak młot, a w głowie dudni tylko jedna myśl: muszę go znaleźć, muszę zniszczyć ten kontrakt.
Tymczasem Halil wychodzi do ogrodu. Zatrzymuje się przy marmurowej fontannie, unosi głowę i bierze głęboki oddech, jakby chciał zrzucić z siebie ciężar całego dnia. Na jego ustach pojawia się gorzki uśmiech.
— Sprzeciwiaj się, ile chcesz… — mruczy do siebie, zaciskając pięść. — I tak zrobisz to, co ja powiem.
W tej samej chwili jego telefon zawibrował. Na ekranie pojawia się wiadomość od Hakana:
„Operacja zakończyła się sukcesem. Policja dokonała nalotu na kasyno Kazima. Uciekł, ale teraz przetarg jest w naszych rękach.”
Halil czyta SMS-a i uśmiecha się szeroko, tym razem z czystą satysfakcją. Bez wahania wybiera numer Kazima. Po kilku sygnałach w słuchawce rozlega się wściekły głos bandyty:
— To ty za tym stoisz, Halilu Fıracie?!
Halil milknie na moment, pozwalając, by gniew Kazima zawisł w powietrzu. Potem mówi spokojnie, zimnym tonem, jakby recytował wyrok:
— Kazimie… wszyscy, którzy ze mną zadzierają, kończą tak samo. Policja szuka cię wszędzie. Moja rada? Poddaj się. Może w ten sposób wreszcie staniesz się trochę bardziej wartościowym mężczyzną.
— Zabiję cię, Halilu Fıracie! — wrzeszczy Kazim, kipiąc z bezsilnej złości.
Halil odsuwa telefon od ucha. W jego oczach nie ma strachu, tylko obojętność zmieszana z chłodnym triumfem. Z lekkim uśmiechem naciska przycisk zakończenia rozmowy i odkłada aparat, jakby dopiero co pozbył się natrętnego owada.
***
W południowej ciszy ogrodu, gdzie słońce rozlewa złote światło po soczyście zielonej trawie, Songül siedziała samotnie na miękkim fotelu. Filiżanka gorącej kawy drżała lekko w jej dłoniach, a aromat napoju mieszał się z zapachem wilgotnej ziemi i delikatnym powiewem wiatru. Wydawało się, że nic nie zdoła zmącić tej harmonii.
— Twój czas się kończy, Tulay Aslanlı… — szepnęła z uśmiechem, a w jej głosie pobrzmiewała beztroska satysfakcja. — Nigdy więcej nie zobaczę twojej twarzy na farmie. Ale nie martw się, twoje córki odeślę zaraz za tobą.
Nagle błogi nastrój prysł. Jej spojrzenie spochmurniało, gdy w oddali dostrzegła sylwetkę mężczyzny. Z każdym krokiem zbliżał się coraz bardziej, a w oczach Songül pojawił się cień niepokoju. To był ten sam człowiek, któremu zleciła podpalenie drzewa na Wichrowym Wzgórzu i wskazanie Zeynep jako winnej.
— Po co tu przyszedłeś? — spytała ostro, wstając z fotela. — Czego jeszcze chcesz?
Mężczyzna zatrzymał się kilka kroków przed nią. Na jego twarzy malowała się buta, a w głosie pobrzmiewało zuchwalstwo:
— Dobrze, przejdę od razu do sedna. Pieniądze, które mi dałaś, rozeszły się. Potrzebuję więcej.
Songül parsknęła gorzkim śmiechem.
— Co ty sobie wyobrażasz? Że będę cię sponsorować do końca życia? Wynoś się stąd, natychmiast!
Mężczyzna ani drgnął. Spojrzał jej prosto w oczy i wypowiedział słowa, które sprawiły, że poczuła lodowaty uścisk w żołądku:
— Chyba się nie zrozumieliśmy. Jeśli nie dostanę tego, czego chcę, pójdę do Halila i powiem mu, że to ty spaliłaś drzewo na wzgórzu. A nie Zeynep.
Na twarzy Songül pojawił się grymas gniewu. Zacisnęła zęby, a dłonie jej zadrżały. Wiedziała, że została złapana w pułapkę.
— Dobra… — wysyczała przez ściśnięte gardło. — Ile chcesz? Załatwię to.
Kamera przesuwa się nieco w bok. Za pobliskim murkiem kuli się Tulay, wsłuchana w każde słowo rozmowy. Jej oczy rozszerzają się z niedowierzania, a wargi układają w szept:
— Więc to Songül spaliła drzewo Halila i Zeynep…
Przez chwilę stoi w bezruchu, czując, jak sytuacja nagle obraca się na jej korzyść. Jeszcze niedawno była przekonana, że po aferze z czekiem jej odejście z farmy jest przesądzone. Teraz jednak los podał jej broń prosto do ręki.
Na jej twarzy pojawia się uśmiech — subtelny, ale przepełniony triumfem i satysfakcją.
***
Zeynep wreszcie dowiedziała się, że Halil ukrył umowę w sejfie. Teraz pozostało jej tylko jedno — odkryć kod. Z bijącym sercem uklękła przy metalowej skrzynce, palcami delikatnie przesuwając po chłodnych cyfrach.
— To musi być coś prostego… może data jego urodzenia? — wyszeptała do siebie, próbując uspokoić drżące dłonie.
Nacisnęła kombinację, lecz w tej samej chwili rozległ się ostry, przenikliwy dźwięk alarmu. Echo syreny przeszyło ciszę gabinetu niczym nóż. Zeynep zamarła, sparaliżowana strachem.
Zaledwie chwilę później w drzwiach stanął Halil. Jego twarz była spokojna, ale w spojrzeniu błyszczała satysfakcja.
— Dlaczego, do diabła, zainstalowałeś alarm w sejfie?! — krzyknęła Zeynep, a w jej głosie brzmiała złość, wymieszana z bezradnością.
Halil uśmiechnął się kącikiem ust.
— Jak widzisz, zabezpieczenia bywają przydatne. — Podszedł bliżej, patrząc jej prosto w oczy. — Skoro nie udało ci się zdobyć umowy, nie masz wyboru. Musisz współpracować ze mną.
— Nigdy nie będę twoją wspólniczką! — wybuchnęła, choć jej głos drżał.
— Zobaczymy. — Jego ton był spokojny, niemal lodowaty. — Za piętnaście minut czekam na ciebie w ogrodzie. Pojedziemy do magazynu.
Bez słowa więcej Halil odłożył sejf na miejsce i wyszedł, zostawiając ją z poczuciem klęski. Zeynep stała wpatrzona w metalowe drzwi skrzynki, a zęby zaciskały jej się same.
— Musi być jakiś sposób, żeby poznać ten kod… — wyszeptała, czując, że tajemnica sejfu staje się jej obsesją.
***
W następnej scenie małżonkowie docierają do magazynu. Wnętrze jest półmroczne, wypełnione zapachem kurzu i wilgoci, a echo kroków odbija się od betonowych ścian. Halil podchodzi do plastikowych skrzynek ustawionych pod ścianą i odwraca się do Zeynep.
— Zacznij sortować pierwszą partię produktów — rzuca chłodno, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Zeynep, choć wciąż pełna gniewu po wcześniejszym zajściu, milczy. Bierze do rąk notatnik, staje przy wadze i zaczyna ważyć skrzynki z warzywami, starając się opanować drżenie rąk.
W tym czasie na zewnątrz magazynu jeden z pracowników, działający w ukryciu dla Kazima, bezszelestnie podchodzi do drzwi. Zatrzaskuje na nich ciężką kłódkę, a zgrzyt metalu rozbrzmiewa złowrogo w pustce podwórza. Potem wyciąga telefon i wybiera numer.
— Zająłem się wszystkim, panie Kazimie — mówi niskim głosem, spoglądając nerwowo na zamknięte drzwi.
— Dobra robota — odpowiada Kazim, w którego głosie pobrzmiewa groźna satysfakcja.
— Ale jest jeden problem. W środku jest też pani Zeynep.
Po drugiej stronie słuchawki zapada krótka cisza, a potem rozbrzmiewa chrapliwy śmiech.
— Tym lepiej. Upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu. Z nią również mam rachunki do wyrównania. Ktoś cię widział?
— Nie. Pracownicy mają dziś dzień wolny.
— A urządzenie zagłuszające?
— O to też zadbałem. Żaden sygnał stamtąd nie wyjdzie.
— Świetnie. Pieniądze dostaniesz zgodnie z umową. Teraz czekaj na mój sygnał. Najpierw wyślę Halilowi ostatnią wiadomość, a potem od razu włącz zagłuszacz.
***
Kamera wraca do środka magazynu. Zeynep zapisuje kolejne liczby w notesie, nieświadoma, że w jednej ze skrzyń, obok świeżych warzyw, ukryto bombę. Wskaźnik zegara na urządzeniu odlicza bezlitośnie: trzydzieści minut do wybuchu.
Zeynep przesuwa dłonią po skrzynce, nie podejrzewając, że dotyka śmierci.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Rüzgarlı Tepe. Inspiracją do jego stworzenia był film Rüzgarlı Tepe 155. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.







