Wichrowe Wzgórze odc. 287: Zeynep ostrzega: wybierz mnie albo gniew!

Halil patrzy na Zeynep, stojąc przy samochodzie.

„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 287: Streszczenie

Halil pędzi przez pustą szosę, jego dłonie mocno zaciskają się na kierownicy, a wzrok uparcie śledzi każdy mijany pojazd. Serce bije mu szybciej, gdy wyobraża sobie, że za chwilę dopadnie Tekina. Nagle z tyłu rozlega się cichy głos:

– Zwolnij, kierowco… robi mi się niedobrze.

Halil odruchowo odwraca głowę i zamiera. Z tylnego siedzenia wychyla się Zeynep.

– Zeynep?! – wykrzykuje, z niedowierzaniem. – Co ty tutaj robisz?

– Nie denerwuj się. – Jej ton jest spokojny, ale stanowczy. – Gdybym ci powiedziała, że chcę z tobą jechać, i tak byś mi zabronił.

Halil gwałtownie hamuje, z piskiem opon zatrzymując samochód na poboczu. Wysiada, otwiera tylne drzwi i gestem nakazuje jej wyjść.

– Czyś ty oszalała? – syczy. – Zakradać się do samochodu? Myślisz, że to zabawa?

– Jak najbardziej – odpowiada bez cienia strachu. Delikatnym ruchem odsuwa jego marynarkę, odsłaniając broń zatkniętą za pasek. – Skoro zabrałeś to ze sobą, to znaczy, że nigdzie się nie ruszysz beze mnie.

Halil mierzy ją zimnym spojrzeniem, ale widzi, że nie ustąpi.

– Koniec dyskusji, Zeynep. Wracasz do rezydencji – rzuca twardo.

– Nie – mówi krótko i wymija go pewnym krokiem. Siada na przednim siedzeniu pasażera i zapina pas, jakby było oczywiste, że jedzie dalej.

Halil przez chwilę stoi w milczeniu, aż w końcu uderza dłonią w kierownicę i ustępuje.

– Dobrze, pojedziesz ze mną – warczy. – Ale masz mi przyrzec, że nie wysiądziesz z samochodu.

– Przyrzekam, że nie wyjdę… bez powodu – odpowiada z lekkim uśmiechem, który tylko bardziej go irytuje.

Samochód rusza ponownie. Halil skupia się na drodze, nie zauważając, jak Zeynep z determinacją sięga do nawigacji i dyskretnie zmienia ustawiony cel podróży. Kilka minut później, zamiast podążać śladem Tekina, zatrzymują się przed niewielką naleśnikarnią na obrzeżach miasta.

Halil zaciska usta, spoglądając na ekran, a potem na swoją żonę.

– Zeynep… – cedzi przez zęby. – Powiedz mi, że to żart.

– Nie żart – odpowiada spokojnie, wysiadając z auta. – Pościgi, broń i gniew nikomu jeszcze nie przyniosły dobra. Najpierw porozmawiamy… przy naleśnikach.

Halil wpatruje się w nią z mieszaniną furii i bezradności, czując, że znowu stracił kontrolę.

***

Eren z trudem domyka bagażnik, w którym układa starannie zapakowane pudełka z biżuterią. Powietrze jest chłodne, unosi się w nim wilgoć. Z domu wychodzi Kiymet, trzymając w dłoniach jego płaszcz.

– Jak można wyjść w taką pogodę bez okrycia… – mruczy pod nosem, marszcząc brwi. – Nawet nie zauważy, kiedy się rozchoruje.

Eren już sięga po klamkę od strony kierowcy, gdy nagle rozbrzmiewa jego telefon. Kiymet zatrzymuje się, przysłuchując w ciszy, skryta za rogiem domu.

– Halo? – Eren odbiera szybko. – Tak, zabrałem naszyjniki, jadę już do firmy.

Na jego twarzy pojawia się lekki uśmiech.

– To był świetny pomysł, Ahmedzie. Selma była zachwycona. Jeśli kiedykolwiek dowie się, że to my złożyliśmy zamówienie, będzie bardzo rozczarowana… Ale skąd miałaby się dowiedzieć, prawda? Jutro napiszemy, że biżuteria nam się spodobała i jesteśmy bardzo zadowoleni. Do zobaczenia.

Rozłącza się, wsiada do auta i odjeżdża, nie zauważając czujnych oczu matki. Kiymet powoli kiwa głową, a w jej spojrzeniu błyska triumf.

– A więc mój syn dopuścił się oszustwa tylko po to, by przypodobać się żonie… – szepcze z przekąsem. – Jeśli Selma dowie się, że to on stoi za tymi zamówieniami, rozpęta się burza. A ona się dowie. Och, na pewno się dowie. Kłamstwo nigdy nie trwa wiecznie.

Na jej ustach pojawia się chytry, zimny uśmiech.

***

Kwadrans później Kiymet siedzi wygodnie na werandzie. W dłoni trzyma filiżankę kawy, a przy uchu telefon. Jej głos jest cichy, ale stanowczy.

– Wiem, jak ją zhańbić – mówi do słuchawki. – Twoje złe opinie w sieci nie wystarczyły. Myślałaś, że to osłabi jej biznes? Wręcz przeciwnie – napłynęło mnóstwo zamówień. Ale… – jej głos nabiera złowrogiej nuty – w rzeczywistości stoi za tym mój syn. Selma nie ma pojęcia. Dokończę kawę, stanę z nią twarzą w twarz i powiem jej prawdę.

Nie zauważa, że tuż przy drzwiach na werandę zatrzymała się Kumru. Jej twarz tężeje, gdy słyszy każde słowo. Oczy kobiety błyszczą od determinacji – jest oczywiste, że zrobi wszystko, by pokrzyżować plany Kiymet.

***

Los sprowadza Halila i Zeynep do małej chaty na skraju wsi — miejsca, w którym wcześniej Hakan więził Tekina. Wnętrze jest puste, ale ślady czyjejś niedawnej obecności: rozrzucone opakowania, przesunięte narzędzia, papierosowy niedopałek — nie dają im spokoju. Powietrze pachnie wilgocią i kurzem.

Zeynep przygląda się wnętrzu, a w jej głosie słychać próbę uspokojenia:

– Na pewno był tu jakiś bezdomny… – mówi, próbując uśpić podejrzenia męża. – Po prostu ktoś się tu wcześniej schronił. Nie szukaj sensacji.

Halil stoi przy progu, ręce trzyma w kieszeniach, a szczękę ma napiętą. Jego wzrok przesuwa się po każdym kącie, jakby próbował poskładać brakujące fragmenty. Jego głos jest zimny i zdecydowany:

– Nie odpuszczę tego, Zeynep. Ktoś tu był — i dowiem się, kto. Nie chcę żadnego „być może”. Chcę faktów.

Zeynep patrzy na męża — w jego oczach widać żar, który znała od zawsze. Na jej twarzy pojawia się cień niepokoju. Wie, kto naprawdę tutaj był.

***

W tym samym czasie, w gęstwinie lasu, Hakan ciągnie za sobą Tekina. Drzewa przelatują obok jak zielone mury. Z każdym krokiem mąż Gulhan jest coraz słabszy; twarz ma pokrytą potem, a jego oddech pęcznieje i przerywa się kaszlem.

– Ruszaj się, Tekinie! — parska Hakan, ciągając go dalej. — Masz biec, rozumiesz? Jeśli tu zostaniesz, zginiemy obaj.

Tekin pada na kolana; jego ręce zagrzebują się w ściółce, a z piersi wydobywa się suchy, przerywany oddech. Jego głos jest cienki i złamany:

– Nie widzisz, jak jestem wyczerpany? Ledwo żyję… Nogi mnie nie niosą. Nie mam sił… Nie obchodzi mnie, co się ze mną stanie.

Hakan zatrzymuje się na chwilę, patrzy na niego surowo, ale w jego oczach coś szczypie — niepokój, może nawet odrobina wyrzutów. Po chwili jednak szarpnięciem podnosi Tekina za ramię.

– Przestań jęczeć! — wyrzuca. — Ratuję ci życie. Nie masz prawa się poddać. Wstawaj, dalej!

Tekin płacze cicho ze zmęczenia i strachu, jego kolana drżą; Hakan podtrzymuje go, niemal nosząc. Każdy krok to walka: z błotem, z oddechem, z samym sobą. Las zdaje się ich pożerać, ale Hakan nie zwalnia — napędza go determinacja, może też lęk przed konsekwencjami, jeśli ktoś ich dopadnie.

W powietrzu unosi się zapach igieł sosnowych i wilgoci; w oddali słychać tylko rzadkie krzyki ptaków. Obaj mężczyźni ciągną się naprzód — jeden prowadzony przez rozkaz chwili, drugi przez bezsilną nadzieję, że uda mu się przeżyć kolejny dzień.

***

Halil podał Zeynep stary różaniec po jej babci. Korale chłonęły chłód późnego popołudnia, a w powietrzu czuć było wilgoć łąk i dym z komina sąsiedniej chaty.

– Poczekaj tutaj — powiedział krótko, odsuwając się w stronę samochodu. – Za chwilę przyjedzie auto i zabierze cię do rezydencji.

Zeynep sięgnęła do jego ramienia w ostatniej chwili. Jej palce zetknęły się z jego ręką.

– Co się dzieje, Halilu? — zapytała, starając się brzmieć spokojnie, choć serce waliło jej jak oszalałe. — Skąd ten pośpiech?

On napiął się jak sprężyna. Spojrzenie miał ostre jak nóż.

– Znalazłem Tekina — wyrzucił jednym tchem. – Zrobię, co konieczne.

Głos Zeynep stał się nagle twardy, ale pobrzmiewała w nim całkowita powaga. Podeszła bliżej, tak że czuła zapach jego skóry.

– Przestań — wyrzekła stanowczo. — Odpuść. Co zyskasz, jeśli go złapiesz i zabijesz? Takie działanie nie przyniesie ci spokoju. Rozumiem twój gniew, masz do niego prawo, ale czy ludzie, którzy cię kochają, nie znaczą nic? Czy naprawdę chcesz narażać nas wszystkich?

Halil otworzył usta, ale Zeynep przerwała mu, patrząc mu prosto w oczy, bez cienia wahania:

– Krzycz, wykrzycz to tak głośno, jak chcesz. Ale nigdzie nie pojedziesz, dopóki ostatnie słowo nie będzie należało do mnie, Halilu Firacie. Wybierasz swój gniew i zemstę — tracisz mnie na zawsze. Albo wybierasz mnie, i stajemy się rodziną. Teraz zdecyduj.

Milczenie zawisło między nimi ciężkie jak chmura. Silnik samochodu cichł gdzieś w oddali, a na polu przesunęły się pierwsze cienie wieczoru.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Rüzgarlı Tepe. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Rüzgarlı Tepe 169. Bölüm i Rüzgarlı Tepe 170. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy