„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 307: Streszczenie
Tulay, Selma i Merve siedziały przy łóżku Zeynep. Atmosfera w pokoju była ciepła i rodzinna, mimo że cień choroby wciąż unosił się nad wszystkim.
— Tak właśnie sprawy się mają — zaczęła Selma, poprawiając włosy, jakby chciała dodać sobie odwagi. — Jest mężczyzna, który chce poślubić naszą ciocię.
Merve zmarszczyła brwi, przechylając głowę z niedowierzaniem.
— Nie rozumiem… Jak to możliwe, że taka dobra, pełna miłości kobieta jak nasza ciocia nie chce przyjąć tej deklaracji uczucia?
Tulay prychnęła, odchylając się na krześle.
— Na pewno jest biedny. Gdyby miał pieniądze, już dawno byliby zaręczeni.
— Nie wiem, czy jest biedny, czy bogaty — Selma wzruszyła ramionami, ale w jej oczach pojawił się błysk rozmarzenia. — Ale jego sposób mówienia… jest słodki jak miód. Czasami porównuje rzeczy do dżemu różanego. Kiedy coś mu się podoba, mówi, że to właśnie taki dżem. Naszą ciocię nazywa swoim „dżemem różanym”. A kiedy coś go rozczaruje… określa to jako „rozgotowany dżem różany”.
Merve zaśmiała się cicho, lecz Tulay przewróciła oczami i zadrwiła:
— Gdyby był naprawdę mądry, nawet nie spojrzałby w stronę Kumru.
— Mamo! — oburzyła się Selma, unosząc głos.
— A co? Przecież to prawda — odparła Tulay bez cienia skruchy.
Selma spuściła wzrok na pogodną, choć bladą twarz Zeynep, leżącą nieruchomo na poduszkach. Jej ton złagodniał.
— Ciocia cię pozdrawia. Nie powiedzieliśmy jej, co ci się przydarzyło. Bałam się, że bardzo by to przeżyła. Gdyby wiedziała, na pewno by tu była.
— A twoja teściowa? — dopytała Merve z ciekawością.
Selma westchnęła ciężko.
— Och, ona… mówi bez przerwy. I ciągle wdaje się w spory z naszą ciocią.
— Ciocia nazywa ją drzazgą — wtrąciła Merve, spoglądając na Zeynep, jakby chciała ją rozbawić tym drobnym szczegółem.
W pokoju na chwilę zapadła cisza, przerywana tylko jednostajnym dźwiękiem aparatury. Potem Zeynep, zbierając siły, odezwała się półszeptem:
— Ach, ta nasza ciocia… A powiedzcie mi, skąd właściwie wziął się ten pan Umut? Jak pojawił się w waszym życiu?
Selma uniosła wzrok, a na jej twarzy pojawiła się mieszanka nostalgii i zmęczenia.
— Wszystko zaczęło się z powodu Erena… — westchnęła, jakby przywoływała historię, której nie sposób opowiedzieć w kilku zdaniach. — Zaczęłam wtedy produkować biżuterię i chciałam sprzedawać ją w Internecie…
***
Zeynep i jej mama zostały same w sali. Szpitalna cisza zdawała się gęstnieć, a jedynym dźwiękiem był rytmiczny sygnał aparatury. Tulay pochyliła się ku córce i ujęła jej dłonie, delikatnie gładząc palcami wychłodzoną skórę.
— Tak bardzo się martwiłam, że coś ci się stanie… — wyszeptała drżącym, ciężkim głosem.
Zeynep uśmiechnęła się słabo, próbując ją uspokoić.
— Nic mi nie jest, mamo. Nie martw się, to już koniec.
— Dzięki Bogu… — Tulay westchnęła z ulgą. — Jak tylko poczujesz się lepiej, zapomnimy o wszystkim. Wrócimy na farmę, tam odzyskasz spokój.
Ale na twarzy Zeynep pojawił się nagle grymas bólu — czy to fizycznego, czy emocjonalnego, trudno było stwierdzić. Tulay natychmiast się wyprostowała.
— Dlaczego milczysz? — spytała z niepokojem. — Czy… czy zrezygnowałaś z powrotu na farmę? Przecież zanim wydarzył się ten nieszczęsny incydent, dzwoniłaś, mówiąc, że wracacie. Dlaczego teraz zmieniłaś zdanie?
Zeynep zamknęła oczy, jakby chciała odgrodzić się od całego świata. Jej głos zabrzmiał cicho, prawie jak szept.
— Ja… jestem zmęczona, mamo. Tak bardzo zmęczona…
Tulay pochyliła się bliżej i pogładziła jej włosy. Jej spojrzenie złagodniało, choć słowa pozostały stanowcze.
— Wiem, co cię boli, córeczko. Nie mogłaś znieść jego pytania: „Kim jesteś?”. To zraniło cię głębiej, niż chciałaś pokazać. Masz rację — nie powinien był tego mówić, nawet w gniewie, nawet wtedy, gdy nie wiedział, co robi ze złości. Ale później tego żałował. Pamiętaj, jak bardzo się dla ciebie starał. Gołymi rękami, paznokciami rozrywał ziemię, by cię ocalić.
Tulay ścisnęła jej dłonie mocniej, a w oczach zabłysły jej łzy.
— On cię kocha, Zeynep. Bardzo cię kocha. Gdyby nie on, być może dziś nie byłoby cię tutaj. Zawdzięczasz Halilowi życie. Choćby z tego jednego powodu powinnaś mu wybaczyć i wrócić z nim do domu.
W tej chwili drzwi uchyliły się i do sali wszedł Halil. Jego krok był ostrożny, jakby bał się zakłócić delikatną ciszę. Zeynep, na widok męża, podniosła się lekko na poduszce.
— Wracajmy jak najszybciej do domu — wyszeptała, wyciągając do niego rękę. — Bardzo tęsknię za babcią.
Tulay uśmiechnęła się i w duchu powiedziała:
— Moja mądra córka. Twoje miejsce jest obok twojego męża, a nasze w tej rezydencji. Teraz już nikt nie będzie mógł nas stamtąd wyrzucić.
***
Na terenie farmy pojawia się młoda kobieta — dwudziestokilkuletnia, o długich, ciemnych włosach i spojrzeniu, które nie zna wahania. Jej strój — beżowy golf, ciemny płaszcz, skórzana torba przewieszona przez ramię — zdradza więcej niż słowa. Nie jest tu przypadkiem. Nie wygląda na kogoś, kto szuka schronienia. Raczej na osobę, która przybywa, by objąć przestrzeń, jakby należała do niej od zawsze.
Przekracza bramę, ciągnąc za sobą dwie duże walizki — czarną i beżową — które toczą się po kamiennym chodniku z dźwiękiem przypominającym werbel zapowiadający wejście. Zatrzymuje się na moment, unosząc wzrok ku fasadzie rezydencji. Budynek, z klasycznymi kolumnami, kutymi balkonami i eleganckimi zdobieniami, lśni w porannym słońcu jak scena gotowa na dramat. Na jej twarzy pojawia się uśmiech — przebiegły, zafascynowany, pełen planu. To nie jest zachwyt. To kalkulacja.
Gdy rusza dalej, jej kroki są lekkie, ale stanowcze. Właśnie wtedy pojawia się Cemil, stojący wśród zieleni jak strażnik, który nie wie, że właśnie zaczyna się rozdział, którego nie przewidział.
– Kim jesteś? Kogo szukasz? – pyta, z lekkim napięciem w głosie.
Dziewczyna zatrzymuje się, odwraca głowę z gracją, jakby właśnie zeszła ze schodów opery.
– Nie jestem nikim obcym – mówi z wyższością, patrząc na niego tak, jak patrzy się na kogoś, kto jeszcze nie wie, że będzie musiał się podporządkować. – Czy Halil tu jest?
– Nie, jest w szpitalu. W tej chwili w rezydencji nie ma nikogo.
– Jak masz na imię?
– Jestem Cemil.
– Posłuchaj mnie dobrze, Cemilu – mówi, zbliżając się o krok. – Zabierz moje walizki i zrób mi dobrą kawę. Będę pić, czekając, aż wszyscy wrócą. Przy okazji, nie mów nikomu, że przyjechałam. Chcę zrobić im niespodziankę.
Poprawia włosy ruchem, który mógłby być gestem aktorki na premierze, po czym rusza do wejścia z taką pewnością, jakby znała każdy zakamarek tego miejsca. Jej sylwetka znika za kutą bramą, a Cemil zostaje z walizkami i pytaniami, które dopiero zaczną się mnożyć.
***
Drzwi rezydencji otwierają się z miękkim skrzypnięciem, jakby same chciały powitać powracających. Arzu stoi w progu, elegancka i opanowana, z dłonią lekko opartą o framugę. Jej spojrzenie zatrzymuje się na Zeynep — bladej, zmęczonej, ale obecnej. Za nią wchodzą kolejno Halil, Songul, Tulay i Merve, tworząc ciepły orszak troski i rodzinnej obecności.
– Szybkiego powrotu do zdrowia, pani Zeynep – mówi pokojówka z łagodnym uśmiechem. – Dobrze, że jesteś znowu w domu.
Halil obejmuje Zeynep ramieniem, prowadząc ją przez jasny hol w stronę salonu. Wnętrze jest przytulne, z miękkim światłem sączącym się przez zasłony, białą sofą ozdobioną poduszkami w pastelowych barwach, i obrazem na ścianie, przedstawiającym niebo nad wzgórzami — jakby zapowiadał spokój, który jeszcze nie nadszedł.
Zeynep stawia ostrożne kroki, a Halil wspiera ją z czułością, która nie potrzebuje słów. Właśnie wtedy, jakby wyrosła z podłogi, pojawia się przed nimi ciemnowłosa dziewczyna — młoda, pewna siebie, z błyskiem w oku i uśmiechem, który nie zna wahania.
– Niespodzianka! – woła, rozkładając ramiona.
Halil zatrzymuje się, zaskoczony. Jego wzrok przez chwilę błądzi, jakby próbował dopasować twarz do wspomnienia.
– Gozde? – pyta, a jego głos jest miękki, pełen niedowierzania. Po chwili wyciąga rękę. – Co za miła niespodzianka. Witaj.
Ale Gozde nie zatrzymuje się na uścisku dłoni. Zbliża się i obejmuje Halila mocno, długo, jakby chciała zatrzymać czas. Jej twarz wtula się w jego ramię, a gest ten mówi więcej niż słowa — to nie jest powitanie, to powrót.
Zeynep obserwuje ich z boku, a w jej sercu pojawia się ukłucie — nie bólu, lecz niepokoju. Kto to jest? — pyta w myślach, czując, jak coś w niej się zaciska.
Gdy Gozde wreszcie odrywa się od Halila, jej głos jest pełen emocji:
– Nie potrafię wyrazić, jak bardzo się za tobą stęskniłam. Minęły lata, a ty… Nadal jesteś tak samo charyzmatyczny. Wciąż jesteś tak bardzo przystojny… W ogóle się nie zmieniłeś, nie mogę uwierzyć.
Halil milczy przez moment, po czym obejmuje Zeynep jeszcze mocniej, jakby chciał zaznaczyć granicę.
– Cóż, Gozde… To jest moja żona, Zeynep – mówi spokojnie.
Gozde otwiera szeroko oczy, jej zaskoczenie jest teatralne, ale nie całkiem udawane.
– Co? Ożeniłeś się? Dlaczego mi nie powiedziałeś?
Wyciąga rękę do Zeynep, a jej uśmiech jest przyjazny, choć w oczach czai się cień oceny.
– Miło mi cię poznać. Jestem Gozde.
Zeynep odpowiada uściskiem, jej dłoń chłodna, ale uprzejma. W tej wymianie nie ma wrogości — jest napięcie, które dopiero zaczyna się formować.
– Zeynep właśnie została wypisana ze szpitala – oznajmia Halil. – Pójdziemy do naszego pokoju. Musi odpocząć.
– Och, mam nadzieję, że nie stało się nic złego – mówi Gozde, z nutą troski, która brzmi jak dobrze wyćwiczona melodia. – W każdym razie… porozmawiamy później.
Zeynep odwraca się w stronę schodów, a Halil idzie tuż za nią. Za ich plecami zostaje Gozde — uśmiechnięta, obecna, i niepokojąco pewna siebie. W salonie zapada cisza, ale to nie jest cisza spokoju. To cisza przed burzą.
***
Wieczór rozlał się po rezydencji jak ciepłe wino — miękkie światło lamp odbijało się od porcelany, a rozmowy przy stole mieszały się z zapachem pieczonego mięsa, świeżych ziół i domowego chleba. W jadalni, przy długim stole nakrytym białym obrusem, zasiadła niemal cała rodzina. Dziesięć osób, dziesięć historii, dziesięć spojrzeń, które krzyżowały się nad talerzami pełnymi sałatek, oliwek i duszonych warzyw.
Halil siedział na jednym z końców stołu, ubrany w ciemny sweter, z dłonią opartą o kieliszek. Jego spojrzenie było spokojne, ale czujne — jakby każde słowo, które padnie, miało znaczenie większe niż zwykle.
– Więc widziałaś już wszystko w Stanach? – zapytał, kierując wzrok na Gozde.
Gozde, siedząca naprzeciwko, wyprostowała się z dumą. Jej ciemne włosy opadały na ramiona, a beżowy golf podkreślał jej elegancję.
– Oczywiście. Byłam we wszystkich stanach – odpowiedziała z uśmiechem, który miał w sobie coś z triumfu.
– Co za wielkie szczęście – westchnęła Merve, siedząca po lewej stronie stołu. Jej spojrzenie było pełne marzeń, jakby każde słowo Gozde otwierało przed nią drzwi do innego świata. – Też chciałabym tam mieszkać.
W tym momencie do salonu weszła Zeynep. Jej krok był ostrożny, ale pewny. Ubrana w jasny sweter, z długimi włosami opadającymi na plecy, wyglądała jak ktoś, kto wraca z daleka — nie tylko fizycznie, ale emocjonalnie.
– Przepraszam za spóźnienie. Smacznego wszystkim – powiedziała, zbliżając się do stołu.
Zumrut, siedząca obok Halila, spojrzała na wnuczkę z czułością.
– Dlaczego nie było cię tak długo, wnuczko? – zapytała, nie znając prawdy o porwaniu. – Tak bardzo za tobą tęskniłam. Wystarczy tego podróżowania. Zróbcie sobie przerwę.
Halil wstał i odsunął krzesło dla Zeynep. Jego gest był czuły, pełen troski. Gozde, choć nie drgnęła, przełknęła kęs jedzenia z wyraźnym trudem — a może to była gorycz, która nie chciała się rozpuścić.
– Bardzo się cieszę, że mogę siedzieć z wami przy tym stole – powiedziała, zerkając na Halila. – Kiedyś spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, byliśmy razem w dobrych i złych momentach. Stworzyliśmy tak wiele wspomnień.
Zeynep usiadła, a jej palce zacisnęły się na brzegu krzesła. Nawet ja nie potrafię tak często patrzeć Halilowi w oczy – pomyślała. – Co za bezwstydna dziewczyna!
– Co cię tu sprowadza po tak długim czasie? – zapytał Halil. Jego ton był uprzejmy, ale nieco chłodniejszy.
– Moja tęsknota za bliskimi – odpowiedziała Gozde bez wahania.
– Jak długo planujesz tu zostać? – zapytała Songul, siedząca obok Gulhan.
– Nie zamierzam wracać, ciociu. Zostanę tu na stałe.
Na moment zapadła cisza. Nawet sztućce przestały brzęczeć o porcelanę. W końcu Halil odezwał się:
– Twój tata… czy on też przyjedzie?
– Nie, on nadal będzie mieszkał w Stanach. Wróciłam sama. Planuję otworzyć tutaj klinikę psychologiczną. Zajmę się domem i działką, są takie zaniedbane. W międzyczasie zatrzymam się w hotelu.
– Nie musisz – odezwała się Gulhan. – Zostaniesz z nami do czasu zakończenia remontu. Lubię spędzać z tobą czas.
– Moja siostra ma rację – zgodził się Halil. – Możesz tu zostać tak długo, jak chcesz.
– Cóż, dziękuję bardzo za tak miłą ofertę – powiedziała Gozde z uśmiechem, który miał w sobie więcej triumfu niż wdzięczności. – Nie mogę odmówić. Chętnie zostanę z wami.
Zeynep poczuła, jak jej mięśnie się napinają. W tej chwili nie była już tylko żoną — była obserwatorką gry, która właśnie się zaczynała.
– Widać, że znacie się bardzo dobrze – włączyła się Tulay. – Jak się poznaliście?
– Gozde i jej tata bardzo nam pomogli w trudnym czasie – odpowiedziała Songul.
– Kiedy się poznaliśmy, byliśmy małymi dziećmi – dodała Gulhan. – Dorastaliśmy razem. Naprawdę nam pomogli w trudnym momencie. Nie ma słów, które wyraziłyby naszą wdzięczność zarówno Gozde, jak i wujkowi Muzafferowi.
– Dziękuję, Gulhan. Słyszałam, że spodziewasz się dziecka – powiedziała Gozde. – Nie wiedziałam tego. Gdybym wiedziała, przywiozłabym prezent ze Stanów.
Tekin, siedzący obok Gulhan, chwycił jej dłoń pod stołem. Jego gest był cichy, ale pełen znaczenia. Brew Gulhan drgnęła lekko, jakby w niej coś pękło.
– To miłe, że to mówisz. To naprawdę miłe – odpowiedziała, po czym odsunęła rękę od męża. Jej spojrzenie było chłodne, a w sercu nie było już miejsca na czułość — tylko na odrazę.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Rüzgarlı Tepe. Inspiracją do jego stworzenia był film Rüzgarlı Tepe 181. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

















