„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 308: Streszczenie
W pokoju Songul panował półmrok, rozświetlany jedynie ciepłym światłem lampy stojącej przy szarej, pikowanej sofie. Zasłony były zaciągnięte, a powietrze gęstniało od napięcia, które nie miało ujścia. Kobieta chodziła nerwowo po miękkim dywanie, pocierając palce, jakby chciała zetrzeć z nich ślad niepokoju.
– Dlaczego przyszła ta przebiegła kobieta? – szeptała do siebie, zatrzymując się przy lustrze w złotej ramie. Jej odbicie wydawało się obce, jakby lęk zmienił rysy twarzy. – Jeszcze powiedziała, że będzie tu mieszkać. Każdego dnia będę ją widzieć, jak miło…
Zacisnęła pięści, a jej ramiona napięły się jak struny. Właśnie wtedy drzwi otworzyły się gwałtownie, bez pukania, bez ostrzeżenia. Gozde wkroczyła do pokoju jak burza — jej twarz była napięta, oczy błyszczały gniewem, a włosy opadały na ramiona w nieładzie, który tylko podkreślał jej wzburzenie.
Drzwi zatrzasnęły się z hukiem, a echo rozeszło się po ścianach jak wystrzał.
– Obiecałaś mi! – wykrzyknęła, podchodząc do Songul z gazetą w dłoni. – Halil miał być mój!
W jej rękach znajdował się egzemplarz magazynu „Yeşilpınar Hayat”, którego okładka przedstawiała Halila i Zeynep w czułym uścisku. Ich twarze były rozświetlone miłością, której Gozde nie potrafiła już znieść. Rzuciła gazetę na podłogę, jakby chciała ją zniszczyć, zetrzeć z niej obraz, który palił ją od środka.
Songul cofnęła się o krok, zaskoczona intensywnością emocji, które wybuchły przed nią jak pożar. Gozde stała teraz blisko, jej oczy były pełne łez, ale nie tych cichych, pokornych — to były łzy gniewu, zawodu, rozczarowania.
– Obiecałaś mi – powtórzyła. Jej głos drżał, ale nie słabł. – Powiedziałaś, że wszystko się ułoży. Że Halil będzie mój. Że Zeynep zniknie.
Songul milczała. W tej chwili nie była już panią domu, nie była ciocią, która wszystko kontroluje. Była kobietą, która złożyła obietnicę, której nie potrafiła dotrzymać — i teraz musiała spojrzeć w oczy komuś, kto budował na niej swoje marzenia.
Gozde odwróciła się gwałtownie. Jej ramiona drżały, a oddech był ciężki. W pokoju zapadła cisza, ale nie była to cisza ukojenia. To była cisza przed kolejnym ciosem — tym, który nie padnie w słowach, ale w decyzjach.
***
Retrospekcja – kilkanaście lat wcześniej.
Weranda rodzinnego domu Gozde tonęła w popołudniowym słońcu. Pastelowe panele balustrady odbijały ciepłe światło, a zawieszone lampki i drobne ozdoby poruszały się leniwie na wietrze. Na stole stała szklanka z sokiem, obok niej zeszyt z niedokończonym rysunkiem. Gozde, jeszcze nastolatka, siedziała z podkulonymi nogami, oparta o poręcz, z twarzą pełną zamyślenia. Jej długie włosy opadały na ramiona, a spojrzenie błądziło gdzieś wśród drzew otaczających dom.
Zza furtki wyłonił się listonosz — mężczyzna w ciemnej kurtce i czapce, niosący w ręku kopertę. Podszedł do werandy i podał dziewczynie kopertę adresowaną do jej ojca. Nazwisko nadawcy przyciągnęło jej uwagę jak magnes.
Ihsan Firat. Ojciec Halila.
Gdy tylko listonosz zniknął za bramą, Gozde sięgnęła po list. Jej palce drżały lekko, gdy rozrywała kopertę. Papier był lekko pożółkły, pismo staranne, ale pełne napięcia. Czytała szeptem, a każde słowo wbijało się w jej świadomość jak sztylet:
To Songul ukradła naszyjnik z rezydencji Aslanlich. To ona obarczyła mnie winą. Rozmawiałem z Songul, ale odmówiła przyznania się do winy. Proszę, pokaż wszystkim prawdziwe oblicze kobiety, która zrujnowała mi życie. Wyciągnij mnie stąd jak najszybciej.
Gozde zbladła. Schowała list z powrotem do koperty, ale zanim zdążyła się podnieść, deski nagle zatrzeszczały. Na werandę wbiegła Songul — jej twarz była napięta, a oczy błyszczały ostrzeżeniem.
– Wiem wszystko – wycedziła Gozde, stając naprzeciw niej. – Wujek Ihsan napisał list do mojego taty. To ty ukradłaś naszyjnik. Jesteś złodziejką!
Songul zamarła, a potem ruszyła krok do przodu, desperacko.
– Nie waż się tego nikomu mówić – powiedziała cicho, ale stanowczo. – Inaczej wszyscy będziemy zrujnowani.
– To ty będziesz zrujnowana, nie my! – Gozde uniosła głowę z dumą. – Dowiedziałam się prawdy i każdy jej się dowie!
Songul spojrzała na nią z nową intensywnością. Jej głos stał się miękki, niemal błagalny.
– Gozde, moja droga, wiem, że kochasz Halila. Jeśli zapomnisz o tym liście, Halil będzie twój, przyrzekam. Jako jego ciotka zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby Halil się z tobą ożenił. Proszę, niech tylko to, czego się dowiedziałaś, zostanie między nami. Jeśli będziesz milczeć, w przyszłości zostaniesz żoną Halila.
Gozde zawahała się, ale Songul nie czekała na odpowiedź. Jej spojrzenie stwardniało.
– Jeżeli jednak wolisz powiedzieć wszystko swojemu ojcu… Ihsan wyjdzie na wolność, zabierze stąd swoją rodzinę i wyjedzie. A ty nigdy więcej nie zobaczysz Halila.
Weranda zadrżała w ciszy. Tylko liście drzew poruszały się w rytmie wiatru, jakby podsłuchiwały sekret, który mógł zaważyć na losach wielu osób.
***
Akcja wraca do teraźniejszości.
Gozde stała naprzeciw Songul. Jej twarz była napięta, a oczy pełne gniewu i zawodu.
– Obiecałaś mi! – powtórzyła. Głos jej drżał, ale nie słabł. – Złamałaś dane słowo!
Songul próbowała się bronić. Jej ton był łagodny, ale niepewny:
– Gozde, jeśli mnie wysłuchasz, zrozumiesz wszystko. Sprawy nie potoczyły się tak, jak myślisz. Pojawiło się wiele trudności…
– Zamknij się, ciociu Songul! – wybuchła Gozde. – Mam dość twoich kłamstw. Nie masz do czynienia z czternastoletnią Gozde. Nie dam się nabrać na twoje kłamstwa.
Jej głos był jak ostrze, przecinające powietrze.
– Halil będzie mój! Mężczyzna, którego kocham, będzie należeć do mnie. Nikt nie stanie mi na przeszkodzie! Nie przestraszą mnie ani głębiny oceanów, ani szczyty stromych gór.
Songul milczała. W tej chwili nie była już ciotką, która rozdaje obietnice. Była kobietą, która straciła kontrolę nad historią, którą sama napisała.
***
Noc otuliła taras miękkim, aksamitnym mrokiem. Wśród drzew poruszanych lekkim wiatrem migotały światła ogrodu, a ciepły blask lampy z wnętrza domu sączył się przez szybę, nieśmiało dotykając białej balustrady. Zeynep stała nieruchomo, wtulona w swój pamiętnik, który trzymała przy piersi jak tarczę — nie przed zimnem, lecz przed wspomnieniami. Jej długie, falujące włosy poruszały się delikatnie, a spojrzenie, choć utkwione w ciemności, było pełne wewnętrznego światła.
Halil podszedł do niej cicho, niemal bezszelestnie. W rękach trzymał płaszcz, który zarzucił na jej ramiona z gestem tak czułym, że przez chwilę czas zdawał się zatrzymać.
– Dziękuję – powiedziała Zeynep, odwracając głowę. Jej głos był miękki, jakby wypowiedziany przez sen.
Halil dopiero teraz dostrzegł notatnik w jej dłoniach — oprawiony w ciemną okładkę, lekko wytarty na brzegach, jakby nosił w sobie ciężar wielu lat. Zmrużył oczy, pytająco, ale bez nacisku.
Zeynep podała mu pamiętnik. Jej palce przez chwilę nie chciały go puścić, jakby oddawała część siebie. W końcu jednak pozwoliła mu go wziąć, a jej głos zabrzmiał cicho, lecz stanowczo:
– Nie patrz tak na mnie. Wszystko, co zapisałam w tym pamiętniku, zostało w grobie, z którego mnie wygrzebałeś. Jestem ci winna podziękowania. Naraziłeś swoje życie, aby mnie ocalić. Dlatego wróciłam na farmę. Nie chcę, żebyś myślał, że jest jakiś inny powód. Ten pamiętnik nic już dla mnie nie znaczy.
Zrobiła krok w bok, jakby chciała odejść, zniknąć w ciemności, która wydawała się bezpieczniejsza niż światło jego spojrzenia. Ale Halil wypowiedział jej imię — cicho, z taką intonacją, że zatrzymała się natychmiast.
Nie rób tego – pomyślała Zeynep. – Kiedy patrzę w twoje oczy, moje serce bije tak mocno, jakby chciało opuścić moje ciało. Ale wiedząc o ostatniej woli twojego ojca, nie mogę wyznać ci moich prawdziwych uczuć.
Halil zrobił krok bliżej.
– Wiem, dlaczego tak się zachowujesz – powiedział.
Czy dowiedział się, że wiem o ostatniej woli jego ojca?
– Powiedziałem ci coś – ciągnął dalej. – Coś, czego nie powinienem był mówić. Zapytałem cię, kim jesteś.
Chciałabym, żeby to był jedyny problem. Jakoś zapomniałabym, że to powiedziałeś…
Halil spojrzał jej głęboko w oczy. W tym spojrzeniu nie było już pytań — była obietnica.
– Teraz jesteś tutaj. Wróciłaś do domu. Stoisz tu przede mną. Wynagrodzę ci to. Zrobię, co w mojej mocy.
Oddał jej pamiętnik, a jego palce musnęły jej dłoń. Dodał szeptem:
– Dla nas.
Odwrócił się i wrócił do środka domu, zostawiając za sobą ciepło, które jeszcze przez chwilę unosiło się w powietrzu.
Zeynep została sama. Spojrzała na pamiętnik, potem na niebo, gdzie gwiazdy zdawały się milczeć z szacunkiem dla jej rozdarcia. Westchnęła ciężko i w duchu wypowiedziała modlitwę:
Boże, co mam teraz zrobić? Wskaż mi wyjście.
***
Noc w rezydencji zapadła nagle, jakby ktoś jednym ruchem zgasił cały świat. Światło zgasło bez ostrzeżenia — najpierw w sypialni, potem w korytarzach, aż cały dom pogrążył się w ciszy i ciemności. Zeynep zerwała się z łóżka, jakby wróciła do tamtej chwili — do grobu, do chłodu ziemi, do samotności, która dławiła ją od środka. Jej ciało drżało, a łzy spływały po policzkach, zostawiając mokre ślady na skórze.
– Bardzo się boję – wyszeptała, wtulając się w Halila z desperacją. – Nie zostawiaj mnie, proszę.
Halil objął ją mocno, jego dłonie gładziły jej włosy z taką czułością, jakby chciał wymazać z pamięci każdy okrutny obraz, który powrócił z mroku.
– Dobrze, uspokój się – powiedział ciepłym, głębokim głosem, który niósł w sobie siłę i spokój. – Nic ci nie grozi. Nigdy cię nie opuszczę.
– Boję się… – powtórzyła Zeynep, a jej głos był jak echo dawnego bólu.
– Nie bój się, to po prostu awaria prądu – odparł Halil, delikatnie odsuwając jej włosy z twarzy. – Jestem tutaj. Chcesz wyjść na taras? Świeże powietrze dobrze nam zrobi.
Otulił ją ciepłym swetrem, a potem razem wyszli na zewnątrz. Na tarasie panowała cisza, przerywana tylko szelestem liści i odległym śpiewem nocnych ptaków. Usiedli na ławce, a Halil objął ją mocno, nie pozwalając, by choćby jeden centymetr ich ciał się oddalił.
Nie mogę znieść, kiedy jesteś w takim stanie, Zeynep – pomyślał. – Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby upewnić się, że wszystko z tobą w porządku.
Światło księżyca oświetlało ich twarze miękkim blaskiem, jakby noc sama chciała ich otulić. Zeynep wtuliła policzek w ramię męża, a Halil dodatkowo okrył ją kocem, który pachniał domem i bezpieczeństwem.
Kamera wraca do wnętrza sypialni. Ciemność jest gęsta, ale nagle rozjaśnia ją ostre światło latarki z telefonu. W drzwiach staje Gozde — jej twarz jest napięta, a oczy błyszczą determinacją. Ubrana w jasny, gruby sweter, wygląda jak ktoś, kto nie przyszedł szukać, lecz zdobywać.
– Gdzie oni są? – pyta, rozglądając się po pomieszczeniu. Jej głos jest cichy, ale napięty jak struna. – Po tym, co powiedziała mi ciocia Songul, nie mogę siedzieć z założonymi rękami. Nikt nie może stanąć pomiędzy Halilem a mną.
Podchodzi do okna, a światło księżyca odsłania przed nią obraz, który wbija się w serce jak nóż. Halil i Zeynep — wtuleni w siebie, nierozłączni, jakby świat poza nimi nie istniał.
Gozde zaciska pięści. Jej oddech przyspiesza, a twarz napina się w grymasie bólu i gniewu.
– Ani obowiązek, ani ostatnia wola nie mogą tak związać dwojga ludzi – mówi przez zaciśnięte zęby. – To jest prawdziwa miłość.
Ale w jej oczach nie ma zgody. Jest walka. I decyzja, która jeszcze nie została wypowiedziana.
***
Gozde wychodzi z sypialni małżonków, jej kroki są ciche, ale napięte, jakby każdy z nich był obciążony myślą, która nie daje jej spokoju. W ciemnym korytarzu, gdzie światło z latarki telefonu odbija się od białych ścian i ozdobnych balustrad, jej twarz nabiera ostrości — zaciśnięte usta i oczy pełne determinacji.
– To się skończy – mruczy pod nosem, niemal bezgłośnie. – Zakończę ich związek.
Nagle snop światła uderza w jej twarz. Gozde wzdryga się, jakby ktoś właśnie odkrył jej sekret. Przed nią stoi Tulay, ubrana w jasny sweter, z telefonem w dłoni, którego latarka rozświetla przestrzeń wokół nich jak reflektor na scenie.
– Nie bój się tak bardzo – mówi Tulay, z lekkim uśmiechem, który nie kryje ironii. – Czy zgubiłaś się w nocy, szukając swojego pokoju?
Gozde prostuje się, próbując odzyskać kontrolę nad sytuacją. Jej głos jest spokojny, choć w środku wrze.
– Chciałam tylko sprawdzić, czy u innych też nie ma prądu – wyjaśnia, z pozorną obojętnością.
Tulay nie daje się zwieść. Jej ton staje się bardziej stanowczy, a spojrzenie — ostrzejsze.
– Wolałabym, żebyś się tym nie przejmowała. W końcu jesteś naszym gościem. Halil i Zeynep są mężem i żoną, potrafią się o siebie zatroszczyć. Nie potrzebują trzeciej osoby. Ja przyszłam zobaczyć, co u mojej teściowej. Teraz idę do siebie. Ty też idź już do swojego pokoju. Uważaj tylko, żebyś w tej ciemności znowu nie pomyliła pokoi.
Gozde milczy. W jej oczach pojawia się cień, który nie ma nic wspólnego ze światłem latarki. Wyobraża sobie, jak zrzuca Tulay przez balustradę — widzi jej ciało leżące nieruchomo piętro niżej, jakby scena rozegrała się naprawdę. Ale nie robi tego. Pozwala jej odejść, obserwując, jak kobieta znika w ciemności schodów.
Gdy zostaje sama, szepcze do siebie:
– Rozumiem doskonale, co próbujesz osiągnąć.
Wyciąga telefon, jej palce poruszają się szybko, jakby znały ten numer na pamięć.
– Dobry wieczór, Sahin – mówi do słuchawki, chłodnym, kontrolowanym głosem. – Jesteś teraz w Yesilpinar?
– Tak, pani Gozde, jestem tutaj. Przyjechałem tak szybko, jak powiedziałaś.
– Tulay Aslanli. Wyryj to nazwisko w swoim umyśle. Mam wiedzieć o każdym jej ruchu.
Rozłącza się bez pożegnania. Dopiero wtedy wraca do swojego pokoju, gdzie jej twarzy znowu pogrążona jest w mroku. W tej ciszy, w tej ciemności, rodzi się plan — nie z zazdrości, lecz z przekonania, że miłość to coś, co można zdobyć, jeśli tylko wystarczająco mocno się w nią uwierzy.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Rüzgarlı Tepe. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Rüzgarlı Tepe 181. Bölüm i Rüzgarlı Tepe 182. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

















