Odcinek 124 – streszczenie: Halis powierza Nukhet wszystkie prawa w rezydencji, które do tej pory pozostawały w rękach Ifakat. „Odtąd słowo Nukhet ma taką samą wartość, jak moje słowo” – oświadcza nestor podczas śniadania. – „Wszelkie decyzje dotyczące tego domu będą podejmowane przez nią. Słowo Nukhet jest moim słowem, zrozumieliście?”. „Zrozumiałam, ago” – potwierdza Ifakat, choć poczucie ogromnej niesprawiedliwości ściska jej pierś. „Ja nie rozumiem, ojcze” – Orhan ośmiela się wyrazić sprzeciw. – „Co pani Nukhet wie o tej rodzinie i o tym domu, że powierzasz jej taką władzę? Nie znaliśmy jej wcześniej, a teraz każesz nam jej słuchać”.
„Czy to jest poprawne?” – kontynuuje mąż Gulgun. – „Nie możesz oczekiwać, że przyjmiemy coś takiego ze zrozumieniem”. „Kto chce uszanować moje decyzje, przystosuje się do nich” – odpowiada Halis. – „Jeśli zaś nie chce… Spójrz, tam są drzwi.” – Wskazuje ręką na wyjście. – „Nadszedł koniec mojego życia, śmierć jest już blisko. Od teraz nie powiem ani słowa tym, którzy odeszli, ani tym, którzy zostali”. Nukhet prosi ojca o rozmowę na osobności i razem udają się do jego gabinetu.
Po chwili do jadalni wchodzi Ferit wraz z żoną i prawie wdaje się w bójkę z Kayą, który swoimi odzywkami i zachowaniem robi wszystko, by go sprowokować. Kamera przenosi się do gabinetu Halisa. „Jesteś tak bardzo podobna do swojej matki” – mówi nestor, wpatrując się w córkę. „Wcześniej słyszałam, że wcale nie jesteśmy do siebie podobne. Jestem dla ciebie tak obca, że szukasz we mnie czegoś znajomego, ale niestety nie znajdziesz tego we mnie, panie Halisie”.
„Zdałam sobie sprawę z wielu rzeczy” – kontynuuje Nukhet. – „Zaczynając od tego, dlaczego mnie tu wezwałeś. Wezwałeś mnie tu, abym zemściła się na pozostałych twoich dzieciach, prawda? Cokolwiek się stało, zdenerwowałeś się na nich i sprowadziłeś mnie tutaj, aby zakłócić ich komfort i porządek”. „To prawda, że chcę dać im nauczkę, ale to nieprawda, że wezwałem cię tylko z tego powodu. Wiesz, co wiele lat temu przydarzyło się twojej mamie, potem mojemu najstarszemu synowi, a niedawno Fuatowi i Feritowi. Wszechmocny przypomina nam, że jesteśmy śmiertelni”.
„To ode mnie zależy, czy spędzę te dni próbując nadrobić te lata, których nie mogliśmy spędzić razem” – mówi dalej Halis. – „Chcę poznać ciebie i Kayę w tym czasie, który mi pozostał”. „Życie musiało poddać cię takim testom, abyś to zobaczył? Nie uważasz, że się spóźniłeś?”. „Spóźniłem się. Powinien opamiętać się o wiele wcześniej, ale człowiek nie rozumie, dopóki czegoś nie doświadczy”. „Nie przyjechałam tu, żebyś mógł uleczyć swoje sumienie. Wiesz, jakie jest moje jedyne podobieństwo z moją zmarłą matką? Nasze losy. Wychowuję samotnie syna, tak jak ona wychowała mnie. W tym życiu nie mam nikogo poza moim synem i on także nie ma”.
„Ale powinien mieć, dlatego przyjechaliśmy do Stambułu” – kontynuuje Nukhet. – „Przyjechaliśmy, żeby nie został sam. Żeby miał dom i rodzinę, kiedy mnie już nie będzie”. Halis kieruje na córkę pytające spojrzenie. Nie rozumie, co mają znaczyć jej ostatnie słowa. „Nie czuję się dobrze, panie Halisie. Jestem chora” – wyjaśnia kobieta. „Co ty mówisz, córko? Jaka choroba?”. „Cóż, dopadła mnie choroba. Nic nie można zrobić, już się z tym pogodziłam. Kaya wie o mojej sytuacji, ale nie wie, gdzie ta choroba mnie zaprowadzi”.
„Dlaczego?” – pyta Halis łamiącym się głosem. – „Dlaczego przez cały ten czas… Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? Może znaleźlibyśmy jakieś rozwiązanie”. „Ponieważ o takich sprawach można powiedzieć tylko ojcu. A ja… Niestety nigdy nie miałam ojca. Daj Kayi pokój w tym domu. Niech ma po mnie rodzinę. Doskonale wiem, jak trudno jest dorastać bez ojca. Niestety nie udało mi się uchronić przed tym syna. Ale może dzięki tobie będzie mógł poczuć, że należy do dużej rodziny. Nie chcę odchodzić z tego świata, martwiąc się o niego”.
„Nie martw się” – mówi Halis ze łzami w oczach. – „Dopóki żyję i także kiedy mnie już nie będzie, to miejsce będzie domem Kayi. Nie będzie różnić się niczym od Ferita”. „Dziękuję. Zrób to dla mnie, a ja zrobię dla ciebie, co chcesz. Chcesz dać nauczkę swoim dzieciom, chcesz przywołać je do porządku. Bądź pewien, że zrobię wszystko, aby tak się stało”.
Ifakat i Orhan znajdują się w jednym pokoju. Kobieta szlocha i raz po raz pociąga nosem. „Ifakat, chociaż ty nie zaczynaj, na litość boską” – mówi ojciec Ferita. „Tyle lat się trudziłam, a teraz wyrzucono mnie jak szmatę” – odpowiada pogrążona w rozpaczy kobieta. – „Jak mam się z tym tak po prostu pogodzić? Wszyscy na mnie naciskają. Z jednej strony Gulgun, z drugiej Seyran. Dostaję szału na myśl, że ktoś powie o nas adze. Musimy rozwiązać tę sprawę”.
„Nie ma już czegoś takiego jak my, Ifakat” – oświadcza poważnym głosem Orhan. – „Jeśli nie zauważyłaś, mój ojciec wyparł się mnie dziś rano. Mam już dość tych spraw. Od teraz w nich nie uczestniczę. Tata chce nowego porządku, to go dostanie, ale każda zmiana ma swoją cenę. „Orhanie, co chcesz powiedzieć? Na litość boską, co zamierzasz zrobić?”. „Nic. Po prostu nie będę widoczny. Od teraz będę żył tak jak tego chcę, Ifakat. Ponieważ do tej pory nie przyniosłem żadnej korzyści rodzinie i dzieciom, to teraz przynajmniej zrobię coś dla siebie”.
Orhan podnosi się z fotela i opuszcza pokój. Tymczasem Ferit i Seyran przyjeżdżają do apartamentu. Złoty chłopak skarży się teściowi na swojego dziadka. Kazim postanawia interweniować. „Dziś wieczorem pojadę do rezydencji” – postanawia. – „Pokażę Nukhet i temu fałszywemu wnukowi, gdzie ich miejsce”.