„Dziedzictwo” – Odcinek 654 – Streszczenie
Reanimacja podjęta przez Yamana kończy się sukcesem — Nana powoli odzyskuje przytomność. Jej powieki drżą, oddech staje się spokojniejszy, a w końcu cicho szepcze jego imię. Yaman oddycha z ulgą, ale jego radość szybko miesza się z niepokojem. Nana jest wycieńczona, niemal bezwładna, dlatego mężczyzna delikatnie bierze ją na ręce i wynosi z ciemnych murów więzienia. Jednak ich chwila wytchnienia nie trwa długo.
Zaledwie kilka kroków dalej ich droga zostaje zablokowana. Z cienia wyłania się Idris. Z oczu bandziora bije dzika satysfakcja. Udało mu się wywieść policję w pole i uciec — znów jest na ich tropie, znów trzyma w rękach śmierć.
— Myśleliście, że możecie mi uciec? — cedzi przez zaciśnięte zęby, mierząc do nich z pistoletu. — Nie odejdę stąd, dopóki was nie zabiję! Zabiję was oboje! Dotarliśmy do końca drogi, moje gołąbki. Ja będę żył, a wy — umrzecie. Ale nie smućcie się… odejdziecie razem. Nie rozdzielę was. Tu kończy się wasza historia.
Nana z trudem unosi głowę, jej głos jest słaby, ale pełen odwagi.
— Wolę umrzeć, niż żyć tak jak ty… — mówi. — Mój brat opowiadał mi o tobie. Było mu cię żal. Mi też cię żal, Idrisie. Jesteś słaby. Tchórzliwy. Nikt cię nie kochał. Nawet twój własny ojciec.
— Zamknij się! — warczy Idris. — Nic nie wiesz!
— Wiem więcej, niż myślisz. Jesteś żałosnym człowiekiem.
— Powiedziałem: zamknij się! Mój ojciec był bezwartościowy. Tak jak Aziz. Obaj zasłużyli na śmierć! Tak jak ty!
— Oni się kochali, a ty byłeś tylko przeszkodą. Dopuszczałeś się brudnych sztuczek, żeby ich poróżnić. Ale to nie zadziałało. Dlatego zabiłeś ojca — z zazdrości.
Nana patrzy Idrisowi prosto w oczy, nie cofając się nawet o krok.
— Kiedy umierał, spojrzał na ciebie i powiedział: Byłoby lepiej, gdybyś nigdy się nie urodził.
Te słowa uderzają Idrisa niczym nóż. Jego ręka drży. W tym momencie Yaman wykorzystuje chwilę nieuwagi, rzuca się na niego i wytrąca mu broń.
— Całe życie czekałem na ten moment! — krzyczy Kirimli, teraz to on mierzy do swojego wroga. — Dzień, w którym zabiję łajdaka, który odebrał mi rodzinę! Jesteś tylko żałosnym mordercą! Twój koniec nadszedł, Idrisie!
— Nie! Nie rób tego! — błaga Nana, wyciągając do niego rękę. — Pomyśl o Yusufie… On ma tylko ciebie. Nie możesz go zostawić.
— Posłuchaj jej — syczy Idris z przerażeniem. — Ja i tak jestem skończony…
— Zamknij się! — ryczy Yaman. — Nie zasługujesz na życie!
— Yaman… wiem, że jesteś pełen gniewu, masz do tego prawo. Ale jeśli go zabijesz, stracisz coś znacznie ważniejszego. Stracisz siebie. Stracisz Yusufa. On potrzebuje ukochanego stryjka. Nie zemsty.
Nana słabnie, ugina się pod własnym ciężarem. Yaman odwraca się w jej stronę, przerażony jej stanem — i to wystarcza. Idris rzuca się na niego z całą siłą, zaskakując Kirimliego. Znów ma broń w rękach.
— Ja jestem zwycięzcą! — wykrzykuje, triumfalnie unosząc pistolet. — Niech wszyscy to słyszą! To ja pokonałem Yamana Kirimliego!
Ale los ma inne plany.
Gdy Idris cofa się o krok, z impetem wpada na jezdnię — i w tym samym momencie uderza w niego rozpędzony samochód. Jego ciało zostaje wyrzucone wysoko w powietrze, a potem bezwładnie opada na asfalt. Wokół niego szybko rozlewa się kałuża krwi.
Yaman natychmiast rzuca się do Nany, obejmuje ją drżącymi ramionami. Jest wstrząśnięty, ale żywy. Ona także. Razem patrzą na nieruchome ciało człowieka, który tyle im odebrał — i którego historia właśnie dobiegła końca.
***
W następnej scenie Yaman stoi przed szpitalem, wpatrzony w ciemne niebo, jakby próbował w nim znaleźć odpowiedzi. Obok niego pojawia się Ferit. Mężczyźni przez chwilę milczą, a potem Kirimli łamanym głosem zaczyna mówić:
— Wycelował we mnie broń… — W jego spojrzeniu czai się jeszcze echo tamtej chwili. — Nie zamierzał się zatrzymać. Chciał nas zabić oboje. Nie miałem wyboru, musiałem działać. Ruszyłem w jego stronę. Zaczął się cofać… nie zauważył auta. Resztę już znasz.
Ferit kiwnął głową, poważnie, ale bez cienia żalu.
— Świat właśnie pozbył się jednego drania — stwierdził chłodno. — Znałem go. Był prawdziwym psychopatą. Łajdak dostał dokładnie to, na co zasłużył. A ty…
Ferit uśmiechnął się krzywo.
— Ty znów pokazałeś klasę. Bohaterstwo w wersji epickiej. Zawiesiłeś poprzeczkę tak wysoko, że nie wiem, czy ktokolwiek jeszcze ją przeskoczy. Podziwiam twoją wytrwałość, bracie. Nie poddałeś się, walczyłeś do końca. Gdyby nie ty, Nana i ty… oboje bylibyście już tylko wspomnieniem.
Yaman spuścił wzrok. Jego dłonie zacisnęły się mimowolnie.
— Nie jestem bohaterem, Ferit. Po prostu nie mogłem pozwolić, by ją skrzywdził. Nie znowu.
— I właśnie dlatego jesteś bohaterem — odparł komisarz, po czym zamyślił się. — A co teraz? Nana Maryam… wróci do swojego kraju?
Na twarzy Yamana pojawił się cień niepewności.
— Yusuf bardzo się do niej przywiązał. Ona stała się dla niego kimś więcej niż tylko opiekunką. Nie wiem, jak to zniesie, jeśli odejdzie…
Ferit pokiwał głową.
— Mały przeszedł zbyt wiele jak na swój wiek. Nie jestem pewien, czy poradzi sobie z kolejnym rozstaniem.
Na chwilę zapadła cisza. Yaman westchnął ciężko, spoglądając na drzwi szpitala.
— Nie wiem, co zrobi. Ale cokolwiek postanowi… muszę to uszanować.
Ferit skinął głową, ale w duchu już wiedział swoje.
— Ja wiem, bracie. Ona jest dla niego ważna. Bardziej, niż ty sam to rozumiesz.
***
Ferita ma odwiedzić jego bratanica Ceylan. Komisarz postanawia wykorzystać tę sytuację, aby jeszcze bardziej wzbudzić zazdrość w Ayse, która jest przekonana, że tajemnicza Ceylan to jego ukochana.
***
Yaman cicho wchodzi do szpitalnej sali. W półmroku dostrzega Nanę, opartą o poduszki, z telefonem w dłoni. Właśnie kończy wideorozmowę z Yusufem. Na jej twarzy widać delikatny uśmiech — ciepły, choć zmęczony. Gdy zauważa Yamana, jej spojrzenie łagodnieje, ale zaraz potem staje się poważne.
— W rzeczywistości nie jestem taka niewinna, jak twierdzi moja duszyczka — mówi cicho, odkładając telefon na stolik.
Yaman patrzy na nią spokojnie, dając jej przestrzeń do wyznania, które najwyraźniej od dawna dojrzewało.
— Weszłam do twojego domu opierając się na kłamstwach. Udawałam kogoś, kim nie jestem. Wykorzystałam zaufanie Yusufa, żeby się do ciebie zbliżyć. Wszystko to było zaplanowane.
Yaman podchodzi bliżej i siada obok łóżka. Jego głos jest spokojny, ale stanowczy:
— Miałaś powody. Silne powody. Myślałaś, że zabiłem twojego brata. Chciałaś sprawiedliwości. Chciałaś mnie ukarać. Dlatego byłaś taka…
— Jaka? — pyta z zaciekawieniem, unosząc lekko brwi.
— Uparta — odpowiada bez namysłu. — Mówiłaś i robiłaś wszystko odwrotnie, niż cię prosiłem. Zawsze szłaś pod prąd.
Nana lekko się uśmiecha.
— Nie. Nawet gdybym od początku wiedziała, że nie jesteś mordercą, i tak zachowywałabym się tak samo. Bo taka właśnie jestem. Nie zmieniłabym się tylko dlatego, że ty miałbyś inne oczekiwania.
Jej głos nagle łagodnieje.
— Chciałam się zemścić… ale wtedy pojawił się on — mój mały ptaszek. Pokochałam go. I zrozumiałam, że twój upór nie jest dobry dla niego. Że potrzebuje ciepła, którego ty nie chciałeś mu dać. Dlatego znów bym to zrobiła. Znów toczyłabym z tobą wojnę, dla jego dobra.
— Bo ja też jestem uparty? — dopytuje Yaman, z ledwo skrywanym uśmiechem.
— Nie tylko uparty — mówi Nana z powagą. — Jesteś surowy. Milczący. Czasem wręcz niegrzeczny. Dzikus… Yaban. Jesteś jak wielka, potężna góra — twarda, nieprzystępna, z ostrymi klifami i śliskimi zboczami, na które trudno się wspiąć.
— Czyli wszystko, co zrobiłaś… także to, że uratowałaś mi życie w obozie… zrobiłaś tylko dla chłopca ognia? — pyta cicho Yaman.
Nana wpatruje się w niego długo, z powagą i łagodnością.
— Jesteś jego rodziną. Jego całym światem. Tak, zrobiłam to częściowo dla niego. Ale nie tylko. Powiedziałam, że jesteś jak góra… bo długo nie widziałam, co kryje się za nią. Dopiero po czasie dostrzegłam człowieka, który tam był — sumiennego, lojalnego, upartego, ale dobrego. I… odważnego.
Zawiesza głos na moment, jakby coś w niej pękło. Potem dodaje szeptem:
— I właśnie tego człowieka — nie dzikusa, nie wroga — dziś widzę przed sobą.
Yaman milczy. Ale jego oczy mówią wszystko — niepewność, wdzięczność, wzruszenie. I może coś jeszcze, co dopiero dojrzewa między nimi.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Emanet. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Emanet 481. Bölüm i Emanet 482. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.







