„Dziedzictwo” – Odcinek 704 – Streszczenie
Ayse przybywa do domu Tekina w idealnym momencie — mężczyzna właśnie wychodzi, nieświadomy jej obecności. Korzystając z okazji, policjantka wyciąga kartę bankomatową i sprawnie podważa zamek, włamując się do środka. W ciszy przemierza korytarz, gdy nagle jej uwagę przyciąga odsunięty regał z książkami. Za nim kryją się niepozorne drzwi. Drżącymi dłońmi otwiera je, lecz za nimi znajduje się kolejne zabezpieczenie — ciężkie, metalowe drzwi zamknięte na kłódkę. Skupiona na jej sforsowaniu, nie zauważa, że w korytarzu pojawił się już Tekin. Mężczyzna podchodzi bezszelestnie i z zimnym uśmiechem uderza ją w tył głowy, pozbawiając przytomności.
— Nie nauczyłaś się jeszcze, żeby nie wtykać nosa w nie swoje sprawy? — mruczy złowieszczo, patrząc na leżącą na podłodze Ayse.
***
W rezydencji przepala się żarówka w pokoju Hazal. Kobieta, niezadowolona, idzie do gabinetu Yamana i prosi go o pomoc. Chwilę później Nana budzi się w środku nocy i, spragniona, chce nalać sobie wody — lecz dzbanek przy jej łóżku jest pusty. Cicho schodzi do kuchni, ale nagle przystaje jak sparaliżowana. Na korytarzu widzi Yamana wychodzącego z pokoju Hazal, w pośpiechu narzucającego marynarkę, którą zdjął wcześniej, by wymienić żarówkę. Nie wiedząc o tym, Nana patrzy na niego zranionym wzrokiem. Wróciwszy do swojego pokoju, wmawia sobie, że to bez znaczenia — jest tu tylko opiekunką, a Yaman nie znaczy dla niej nic. Ale serce nie daje się tak łatwo oszukać.
***
Następnego dnia Nana spotyka Yamana na korytarzu.
— Dobrze spałeś? — pyta cicho. — Jak ci minęła noc?
Mężczyzna zatrzymuje się, jego spojrzenie przeszywa ją na wskroś.
— Spałem dobrze. Ale wygląda na to, że ty nie. Zadałaś mi głupsze pytanie, niż się spodziewałem — odpowiada lodowato i schodzi na dół.
Zaskoczona Nana chce iść za nim, ale zatrzymuje ją dźwięk śmiechu dochodzącego z pokoju Hazal. Zbliża się ostrożnie do uchylonych drzwi i przysłuchuje rozmowie telefonicznej rywalki.
— Oczywiście, moja droga… to wspólnik z moich marzeń — mówi Hazal z wyraźnym zachwytem w głosie. — Już wymyśliłaś scenariusz filmu? To określ jeszcze płeć dziecka! Dobrze, żarty na bok. To naprawdę dobry człowiek. Rodzinny, niezawodny…
Nana odsuwa się od drzwi, a jej serce bije coraz szybciej.
— Dobrze zrozumiałam jej zamiary — szepcze do siebie gorzko, czując, jak w jej oczach zaczynają błyszczeć łzy.
***
Ayse odzyskuje przytomność, powoli otwierając oczy. Głowa pulsuje bólem, a ciało jest zdrętwiałe. Kiedy wreszcie łapie oddech i rozgląda się wokół, dostrzega obok siebie Nilgun — posiniaczoną, bliską płaczu.
— Dzięki Bogu, że się obudziłaś — mówi kobieta z ulgą w głosie, ściskając jej rękę. — Bałam się, że cię zabił. Nic ci nie jest?
Ayse potrząsa głową, wciąż zdezorientowana, z trudem obejmując wzrokiem klaustrofobiczne pomieszczenie.
— Nic mi nie jest… chyba… — szepcze. — Ale… gdzie my jesteśmy?
Nilgun spuszcza wzrok. Jej głos drży.
— To wszystko przeze mnie. Zamknął nas tutaj, w jego „cichym pokoju”. To specjalne miejsce w naszym domu. Zamyka mnie tu na całe dnie. Bije, torturuje, żeby mnie złamać… — opowiada z trudem.
Ayse czuje, jak po plecach przebiega jej zimny dreszcz.
— Boże… jak mogliśmy tego nie dostrzec? — mówi sama do siebie, ściskając pięści. — Jak mogliśmy cię nie usłyszeć?
W tym momencie rozlega się charakterystyczny zgrzyt zamka. Metalowe drzwi otwierają się z przeciągłym skrzypnięciem, a do środka wchodzi Tekin, uśmiechając się szyderczo.
— Komisarz Ayse — mówi z udawaną uprzejmością, rozglądając się po ciemnym pomieszczeniu. — Jak podoba się pani mój „cichy pokój”?
Ayse wyrywa się, jakby chciała rzucić się na niego, ale kajdany przytwierdzone do krzesła uniemożliwiają jej ruch.
— Ty bydlaku! — syczy z wściekłością.
Tekin parska cicho śmiechem.
— Widzę, że już doszłaś do siebie. Wchodząc tutaj byłaś ciekawa jak kot. I, jak w bajkach, ciekawość zgubiła kota. Czy już zaspokoiłaś swoją ciekawość?
Nilgun nagle wtrąca się błagalnie:
— Tekinie, błagam cię, wypuść ją. Ona nie ma z tym nic wspólnego.
Mężczyzna jednak nawet na nią nie spojrzy. Jego wzrok wbija się w Ayse.
— Nie powinnaś wtykać nosa w moje sprawy. Nie powinnaś wtrącać się w moje relacje z żoną. Ale ty… ty nie umiesz odpuścić. Zawsze musisz wiedzieć więcej. Sprowadziłaś na siebie własną śmierć. I obie skończycie w tym samym miejscu.
Ayse, mimo strachu, podnosi głowę i wrzeszczy na całe gardło:
— Pomocy! Niech ktoś nas stąd zabierze! Ratunku!
Echo jej krzyku odbija się od ścian, ale dźwięk nie wydostaje się poza pomieszczenie. Tekin tylko szerzej się uśmiecha.
— Nie męcz się, pani komisarz. Tu nikt was nie usłyszy. Ten pokój został stworzony, by wyciszać nawet najgłośniejsze krzyki.
Ayse zaciska szczęki, patrząc mu prosto w oczy. Jej głos, choć cichy, przesycony jest determinacją:
— Mój partner prędzej czy później nas znajdzie. I wtedy… wtedy cię wykończymy!
Mężczyzna schyla się do jej twarzy, w jego oczach błyszczy pogarda i złośliwość.
— Spróbujcie — syczy, po czym odwraca się i wychodzi, zamykając za sobą ciężkie drzwi z głuchym trzaskiem.
Ayse i Nilgun zostają same w ciemności, a ciszę wypełnia tylko ich urywany oddech i nadzieja, że ktoś jednak nadejdzie z pomocą.
***
Ferit siedzi na komisariacie, gdy rozlega się dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu — Nese. Odbiera niemal natychmiast.
— Czy jest tam siostra? — pyta dziewczyna drżącym, zaniepokojonym głosem. — Nie mogę się z nią skontaktować.
— Nie, nie ma jej tutaj. Sam miałem zadanie, właśnie wróciłem — odpowiada spokojnie, choć w jego głosie już wyczuwalna jest nuta niepokoju.
— Wyszła bardzo wcześnie i do tej pory nie wróciła. Jej telefon milczy. Zawsze mnie uprzedza, kiedy gdzieś wychodzi, i wysyła wiadomość, że będzie niedostępna.
Ferit na moment zastyga, po czym gwałtownie podnosi się z krzesła.
— Ibrahim! Natychmiast sprawdź ostatnią lokalizację telefonu Ayse!
***
Kilka minut później Ibo podbiega do niego z tabletem.
— Komisarzu… przejrzałem nagrania z monitoringu. Ayse wybiegła z domu wcześnie rano, wyglądała na zdenerwowaną. Wsiadła do taksówki, ale numerów rejestracyjnych nie udało się odczytać.
— A jej telefon? — pyta Ferit z lodowatym spokojem, choć wewnątrz aż się gotuje.
— Ostatni raz sygnał zarejestrowano między Beşiktaş a Mecidiyeköy. Potem telefon się rozłączył. Może… zostawiła go w autobusie?
— Nie. — Ferit kręci głową. — Dlaczego miałaby wysiąść z taksówki i przesiadać się do autobusu? To nie w jej stylu. Coś jej się stało. Ktoś zostawił jej telefon w autobusie, żeby zmylić trop. Ustal dokładnie, gdzie ostatni raz logował się sygnał. Nie odpuścimy żadnego śladu.
Nagle w jego głowie łączy się kolejny fakt.
— Zniknęła mniej więcej w tym samym czasie co Nilgun… — mówi do siebie, a potem na głos: — Wczoraj wieczorem rozmawiałem z nią. Była przybita. Mówiła, że ciężko jej patrzeć, jak Nilgun cierpi.
— Komisarzu… — odzywa się Ibo ostrożnie — jeśli choć trochę znam Ayse, nie odpuściła tej sprawy. Musiała znaleźć jakąś wskazówkę. Dlatego wybiegła tak nagle. I nie zadzwoniła, bo myślała, że sama sobie poradzi.
Ferit zaciska pięści, w oczach błyska mu gniew.
— Nie nazywam się Ferit, jeśli ten drań Tekin nie maczał w tym palców!
***
Nie tracąc ani chwili, Ferit jedzie prosto do domu Tekina. Nie zawraca sobie głowy pukaniem ani uprzejmościami — wchodzi pewnym krokiem, trzaskając drzwiami. Przeszukuje salon, kuchnię, korytarze — każde pomieszczenie, które zna.
— Twoja żona nie pojechała do ciotki — stwierdza chłodno, gdy staje twarzą w twarz z Tekinem. — Gdzie ona jest? Dlaczego nie zgłosiłeś jej zaginięcia?
Tekin unosi brwi w udawanym zdziwieniu.
— Wyszła, bo się pokłóciliśmy. To było wczoraj. Takie rzeczy już się zdarzały. Znikała na dwa, trzy dni i wracała, jakby nic się nie stało. Nie ma obowiązku zgłaszać każdej kłótni na policję — mówi, tonem pozornie opanowanym.
Ferit mierzy go wzrokiem, aż nagle jego spojrzenie pada na regał z książkami. Zatrzymuje się przy nim i przesuwa palcami po grzbietach, jakby szukał czegoś między wierszami. Widać, że uśmiech na twarzy Tekina nieznacznie gaśnie.
— To wszystko to jedna wielka mistyfikacja — cedzi Ferit, gwałtownie chwytając Tekina za sweter i przyciągając go do siebie. — Stos książek, pięknie ułożona historia, kulturalne maniery… To tylko maska, za którą się kryjesz. Ale ja widzę. Widzę tę twarz hieny. I obiecuję ci: ujawnię twoje prawdziwe oblicze, panie Tekinie.
Puszcza go i rusza w stronę drzwi. Tekin prostuje się, poprawiając marynarkę, a gdy Ferit znika za progiem, pod nosem mruczy z kpiną:
— Zobaczymy, czy naprawdę jesteś wystarczająco sprytny, żeby ze mną wygrać.
***
Nana z trudem hamuje łzy, gdy przypadkiem dowiaduje się, że Yaman i Hazal mają spędzić razem dwa dni w hotelu. Nie wiedząc, że to wyjazd służbowy, w jej oczach wygląda to jak romantyczny weekend we dwoje. Serce ściska jej gniew i upokorzenie. W złości zrywa z palca pierścień łuczniczy, który Yaman jej podarował, i z rozmachem wyrzuca go przez okno.
— Nie chcę niczego od takiego człowieka! — syczy do siebie, a w jej oczach pojawia się błysk rozpaczy i zazdrości, którego nie potrafi już ukryć.
***
Na komisariacie Ferit wchodzi do pokoju służbowego, z twarzą napiętą i zamyśloną. Ibo od razu podchodzi do niego z raportem.
— Komisarzu — zaczyna — tak jak przypuszczałeś, telefon Ayse został wrzucony pod siedzenie w autobusie.
— Czy ktoś widział, kto go tam zostawił? — pyta Ferit chłodno.
— Niestety… nikt nic nie widział. Kierowca zeznał, że autobus był pusty, kiedy kończył kurs.
— A przed domem tego łajdaka Tekina? Nie ma żadnych kamer, nawet prywatnych? — dopytuje Ferit coraz bardziej poirytowany.
— To martwy punkt, komisarzu. Ani jedna kamera.
Ferit zaciska pięści i cedzi przez zęby:
— Ten łajdak wybrał ten dom nie przez przypadek. On wszystko zaplanował.
Ibo waha się chwilę, po czym dodaje:
— Jest jeszcze coś, co powinien pan wiedzieć. Dwadzieścia lat temu jego pierwsza żona wypadła przez okno i zginęła na miejscu. Podobno wtedy Tekin pogrążył się w wielkiej depresji.
Ferit spojrzeniem wbija się w ścianę, jakby widział coś, czego nikt inny nie dostrzega.
— On coś knuje… i my to odkryjemy. Musimy go zdemaskować — mówi niskim, stanowczym głosem.
Wtrąca się Volkan, który właśnie skończył analizować kolejne raporty.
— Śledzimy go dzień i noc, ale dotąd nie wykonał żadnego podejrzanego ruchu. Sprawdzałem też dom — wszystko wygląda na normalne. To trudniejsza sprawa, niż myśleliśmy.
Ferit uśmiecha się gorzko, w jego oczach błyska determinacja.
— Muszę wejść do jego głowy. Klucz jest w jego psychice. I tam go znajdę.
***
W domu Tekina panuje cisza. Mężczyzna siedzi wygodnie w fotelu, powoli nalewa sobie herbaty, a potem sięga po walizkę i montuje tłumik na lufie pistoletu. Jego twarz rozjaśnia obłąkańczy uśmiech.
— Moja pierwsza żona rozpadła się w locie… a wam odstrzelę głowy — mruczy pod nosem. — Cicho. Bezgłośnie. I we właściwym momencie.
Nagle światło w całym domu gaśnie. Tekin wstaje zirytowany.
— Do diabła, co teraz? — burczy, sięgając po telefon.
Chwilę później rozlega się dzwonek do drzwi. Tekin podchodzi i otwiera, nieświadomy niczego.
— Firma energetyczna, zgłoszono awarię — mówi uprzejmie Ibrahim, przebrany w roboczy kombinezon.
Tekin wpuszcza go do środka, nie podejrzewając niczego. Ibrahim sprawnie instaluje w kilku dyskretnych miejscach mikrokamery, uśmiechając się pod nosem.
***
Koray odbiera niepokojący telefon. Po drugiej stronie odzywa się brat zatrzymanego wcześniej hakera.
— Jeśli chcesz, żeby prawda o twoim udziale nie wyszła na jaw, zapłacisz całość skonfiskowanych pieniędzy plus pół miliona lir ekstra. Masz dwa dni. Albo wszyscy się dowiedzą, kim naprawdę jesteś.
Koray blednie i ściska telefon w dłoni.
— Skąd miałbym wziąć takie pieniądze…? — szepcze do siebie z przerażeniem, czując, jak grunt usuwa mu się spod nóg.
Czy znajdzie sposób, by wyplątać się z pułapki? A może jego sekret w końcu ujrzy światło dzienne?
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Emanet. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Emanet 515. Bölüm i Emanet 516. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.








