„Dziedzictwo” – Odcinek 732 – Streszczenie
Ferit i Ayse spędzili całą noc na komisariacie. Nad ranem, zmęczeni, ale dziwnie spokojni, siedzą naprzeciwko siebie. Ayse podaje mu kubek kawy i zawiniętą w papier bułkę z serem.
– Teraz twoja kolej – mówi cicho, z pozornym spokojem. – Dlaczego się ze mną ożeniłeś?
Ferit unosi brwi, zaskoczony.
– Serwujesz takie pytania bez ostrzeżenia, a ja liczyłem na… jakieś romantyczne słowo na dzień dobry.
– Nie uciekaj. Odpowiedz. Dlaczego?
– Przecież znasz odpowiedź – uśmiecha się lekko. – Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia.
– Miłość to nie wszystko, Ferit. Zbyt się różniliśmy.
Ferit spogląda gdzieś w bok, jakby widział przed sobą coś więcej niż tylko ściany komisariatu.
– Może i tak – mówi spokojnie – ale wierzyłem, że damy radę. Że miłość wystarczy. Marzyłem o wspólnym życiu – prostym, zwyczajnym. O domu, gdzie pachnie kawą i chlebem, gdzie na balkonie rosną pelargonie, a wieczorami razem gotujemy.
Jego głos łagodnieje, a oczy stają się nieco nieobecne – jakby przenosił się do świata, który stworzył tylko dla nich.
– Marzyłem też o dzieciach. Wyobrażałem sobie uroczą, pulchną dziewczynkę z twoimi oczami. Chciałem mieć z tobą dwoje, troje dzieci. Potem wnuki, które biegałyby po ogrodzie. Kiedyś, na emeryturze, dom na południu. Koty, psy, może nawet kilka kur… Wszędzie zapach świeżych ciast. Ciepło. Spokój. Miłość. To był mój obraz szczęścia. Z tobą. Czy to takie dziwne?
Ayse milknie. Wpatruje się w niego, ale nie odpowiada od razu. W jej oczach coś drga – mieszanka wzruszenia i bólu. A potem… wspomnienie.
To był ten dzień. Dowiedziała się, że jest w ciąży. Szukała Ferita. Chciała mu powiedzieć. Ale wtedy usłyszała jego rozmowę telefoniczną – nie zauważył jej, stała tuż za drzwiami.
– Ślub to nie dla mnie, bracie – mówił wtedy Ferit do słuchawki. – To życie w więzieniu. Znudzę się. Znam siebie. Od teraz chcę żyć po swojemu. Małżeństwo mnie przygniata. Nawet gdybym został ojcem, czułbym się zdruzgotany.
Te słowa rozdarły Ayse serce. To wtedy zapadła decyzja. O rozwodzie. O odejściu. O ślubie z Korayem, który dawał jej przynajmniej złudzenie bezpieczeństwa.
Patrzy teraz na Ferita z trudnym do odczytania wyrazem twarzy. Tak wiele chciałaby powiedzieć… ale nie potrafi.
W ciszy pije łyk kawy. Wspomnienie wciąż pali ją od środka. A Ferit? On nadal wierzy, że to, co ich łączyło, może wrócić. Ale czy wie, jak bardzo kiedyś ją zranił?
***
Akca od rana nie może znaleźć sobie miejsca. Yaman nie wrócił na noc do domu, a jego telefon milczy. Z każdą minutą niepokój w niej narasta. W końcu, nie wytrzymując, wybiera jego numer.
Po kilku sygnałach ktoś odbiera. To nie Yaman, lecz kobiecy głos.
– Nie martw się, ciociu – mówi spokojnie Nana. – Spędziliśmy noc razem.
– Razem? Całą noc?! – Akca niemal upuszcza telefon, chwytając się za serce. – Co ty mówisz, dziecko?
– Tak. Ale spokojnie, wszystko jest w porządku. Naprawdę.
W tym momencie Yaman wychodzi z łazienki, wycierając dłonie. Widząc telefon w dłoni Nany, spogląda na nią podejrzliwie.
– To mój telefon? Z kim rozmawiasz?
– Z twoją ciocią – odpowiada Nana, wręczając mu aparat.
Yaman przykłada telefon do ucha.
– Yamanie, martwiłam się! – wybucha Akca niemal natychmiast. – Nie wróciłeś na noc, nie odbierasz… Niania coś mówiła, ale… Spędziliście noc razem?
– Ciociu, spokojnie – mówi łagodnie mężczyzna. – To był drobny wypadek. Trafiliśmy do szpitala. Rana się otworzyła, lekarze postanowili zatrzymać mnie na noc na obserwacji. Nana została ze mną.
– Boże… wszystko w porządku, synu? Powiedz mi, jeśli coś jest nie tak.
– Naprawdę, nie martw się. Wszystko dobrze. Zaraz wracamy.
– Och… teraz mnie uspokoiłeś. Dobrze, wracajcie. Czekam na ciebie.
Yaman kończy rozmowę i odwraca się do Nany z wyraźnym niezadowoleniem.
– Dlaczego odebrałaś mój telefon?
– Nie chciałam, żeby się martwiła – odpowiada, z pozoru spokojnie. – Powiedziałam tylko, że wszystko z tobą dobrze…
Nagle jej twarz blednie. Dociera do niej, jak mogły zabrzmieć jej słowa.
– O Boże… Co ja właściwie powiedziałam cioci?! Spędziliśmy noc razem… Powinnam była nic nie mówić! – zakrywa twarz dłońmi, po czym rzuca szybko: – Przyniosę ci sok z granatu!
– Niczego mi nie przynoś! – protestuje Yaman, ale Nana już znika za drzwiami.
Zostaje sam w ciszy. Przeciera twarz dłonią i mruczy pod nosem zrezygnowany:
– Ona naprawdę nie rozumie, co się do niej mówi. Kto wie, co jeszcze naopowiadała cioci…
***
Volkan z nostalgią przegląda na telefonie stare zdjęcia z Basak. Na jednym z nich oboje uśmiechają się szeroko – szczęśliwi, beztroscy, jakby cały świat należał tylko do nich. Z zamyślenia wyrywa go znajomy głos.
– Kapitanie – odzywa się niespodziewanie Basak, stojąc w progu biura. – Jest południe. Mogę zaprosić cię na obiad?
Volkan unosi wzrok, wyraźnie zirytowany.
– Basak, czy ty naprawdę nie rozumiesz słowa „nie”? Skąd ta pewność siebie?
– Z miłości do ciebie – odpowiada bez zawahania. – To tylko obiad. Nie odrzucaj mnie, proszę.
Zanim Volkan zdąży cokolwiek odpowiedzieć, do pomieszczenia wchodzi Nese. Jego twarz natychmiast się rozjaśnia.
– Przyszłaś w idealnym momencie – mówi z wdzięcznością, wstając. – Uratowałaś mnie przed oblężeniem.
Wkrótce oboje siedzą w stołówce. Volkan sięga po herbatę i dodaje z przekąsem:
– Dzięki tobie uniknąłem katastrofy o imieniu Basak.
Ale Basak nie zamierza się poddać. Pojawia się niespodziewanie przy ich stoliku i kładzie przed Volkanem małe pudełko.
– Pamiętasz? Zawsze lubiłeś chałwę po obiedzie.
Nim Volkan zdąży zareagować, Nese uśmiecha się promiennie i sięga po słodycz.
– Uwielbiam chałwę! – mówi z entuzjazmem. – Jak masz na imię? Bugday? Basak? Dziękuję ci, kochana, za ten gest.
Otwiera pudełko i zaczyna jeść.
– Następnym razem przynieś dwie porcje, dobrze? Podzielę się z moim ukochanym.
Basak patrzy na nią osłupiała. Po chwili, urażona i wściekła, odchodzi bez słowa. Volkan i Nese wybuchają śmiechem.
Niestety, radość nie trwa długo. Nese nieświadomie zjada produkt, który zawiera sezam – a na niego ma silną alergię. W ciągu dnia zaczyna mieć duszności i objawy reakcji alergicznej.
***
Nedim odbiera telefon. Na wyświetlaczu widnieje imię, którego nie chciał już widzieć: Idris.
– Po co dzwonisz? – pyta szorstko, bez żadnego przywitania.
– Bo ty do mnie nie dzwonisz. Zniknąłeś, odkąd Kirimli wziął cię na celownik. A ja tęskniłem – odpowiada Idris z udawaną czułością.
– Czego chcesz?
– Twoich pieniędzy. Druga rata za kurs „Jak zostać zdrajcą?”. A może przypomnieć ci, kto naprawdę zdradził Yamana? Mam tę odpowiedź na końcu języka.
– Nie waż się mi grozić – ostrzega Nedim chłodno. – Jeśli nagle wypłacę dużą kwotę, Yaman to zauważy. Poczekaj, aż przestanie mnie śledzić. Wtedy dostaniesz, czego chcesz.
– W porządku. Nie skrzywdzę mojego szwagra – mówi Idris ze śmiechem. – Wydajesz się przygnębiony. Przyjedź, porozmawiamy. Napijemy się herbaty. Znajdziemy sposób, żeby Yaman przestał cię obserwować.
– Dobrze. Zaraz będę.
***
Ferit próbuje dowiedzieć się od Ayse, dlaczego tak naprawdę go zostawiła siedem lat temu, ale dziewczyna nie ma odwagi wyjawić prawdy. Choć jego pytania są szczere, ona wciąż kryje się za półsłówkami.
***
Nana przyjeżdża do domu chłopaka Pinar, nie wiedząc, że śledzi ją Yaman. W oddali mężczyzna obserwuje każdy jej krok – czujny, milczący, niepewny, czy ufać jej słowom.
***
Nedim zbliża się do dzielnicy, w której ukrywa się Idris. Czuje na plecach czyjś wzrok. Odruchowo zerka w lusterko i zauważa, że jest śledzony – to człowiek Yamana.
Idris, cały czas w kontakcie telefonicznym, instruuje go:
– Jeśli chcesz oczyścić się z podejrzeń, musisz ich wyprzedzić. Dam ci plan. Dzięki niemu Yaman ci uwierzy… albo przynajmniej zacznie wątpić we własne domysły.
Ale czy Yaman da się oszukać? Czy intryga Idrisa okaże się wystarczająco przekonująca?
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Emanet. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Emanet 534. Bölüm i Emanet 535. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.





