„Dziedzictwo” Odc. 754 – szczegółowe streszczenie
Ferit i Ayse cierpieli oboje, choć z zupełnie różnych powodów. Dla Ayse największym ciosem była świadomość, że ktoś, komu ufała, tak długo przed nią coś ukrywał. Dla Ferita – brak jej bliskości, ciepła i spojrzenia, które kiedyś dawało mu siłę.
Komisarz stał w cieniu, naprzeciwko jej mieszkania. Patrzył, jak Ayse siada przy oknie i ukradkiem ociera łzy. Serce ściskało mu się boleśnie – wiedział, że to on był źródłem jej cierpienia. Chciał podejść, zapukać, powiedzieć prawdę… ale nogi miał jak z betonu. Nagle, w najmniej odpowiednim momencie, przypadkiem potrącił metalowy kosz na śmieci. Huk rozniósł się po pustej ulicy jak wystrzał.
Ayse zerwała się natychmiast. Wybiegła z klatki schodowej z pistoletem w dłoni, gotowa na wszystko. Rozejrzała się nerwowo, lecz nikogo nie dostrzegła. Tylko rozsypane po chodniku kolorowe landrynki błyszczały w świetle latarni. Pochyliła się, by je podnieść. Znała je aż za dobrze. Usta zadrżały jej z emocji.
– Ferit… – wyszeptała w myślach. Domyśliła się, że to on był w pobliżu. A ta świadomość tylko bardziej mieszała jej w głowie.
***
Yaman próbował przygotować Nanę do tego, co ich czekało.
– Musimy mieć spójną i wiarygodną historię naszego małżeństwa – powiedział poważnym tonem. – Jeśli coś się nie zgadza, cały plan runie.
– W takim razie to koniec – odparła Nana, rozkładając ręce. – Ty i ja kłócimy się jak pies z kotem. Kto nam w ogóle uwierzy?
– To akurat fakt – mruknął Yaman z lekkim uśmiechem. – Rzadko się zgadzamy, ale w tej kwestii masz rację.
– O co będą nas pytać? – dociekała.
– O wszystko. O początek znajomości, o to, jak się w sobie zakochaliśmy.
Nana zamyśliła się, po czym z błyskiem w oku rzuciła:
– Wiem! Powiem, że pracowałam u ciebie jako niania. Kłóciliśmy się na każdym kroku… aż któregoś dnia spadł mi kamień na głowę i zgodziłam się wyjść za ciebie.
– To raczej mnie spadł kamień na głowę, skoro się na to zdecydowałem! – odburknął Yaman. – Bądź poważna, Nano.
Dziewczyna westchnęła teatralnie i zaczęła chodzić po gabinecie, zawiązując włosy w pośpiechu.
– Dobrze, dobrze. Powiedzmy, że wcale się nie kłóciliśmy. Z czasem zaczęłam ci się podobać, a potem się pobraliśmy.
– Świetna historia… jeśli chcesz, żebym jutro kupił ci bilet do Gruzji – prychnął Yaman. – Serio wierzysz, że ktoś uwierzy, że ktoś taki jak ty może spodobać się… komukolwiek?
– Co takiego?! – Nana stanęła przed nim z dłońmi na biodrach. – Ty dzikusie! Ze swoimi wiecznie zmarszczonymi brwiami i miną jakbyś połknął cytrynę? To ciebie nikt by nie polubił!
– Dość! – warknął Yaman. – Musimy wymyślić coś wiarygodnego. Powiemy, że na początku były kłótnie, ale potem… coś się zmieniło. Zaczęliśmy się zbliżać. Ale to nie wystarczy. Oni będą chcieli szczegółów.
– Na przykład? – spytała Nana z wyraźnym sceptycyzmem. – Kiedy zacząłeś mnie lubić?
– Od chwili, gdy zobaczyłem uśmiech na twarzy Yusufa dzięki tobie – odpowiedział bez zawahania. – A ty?
Nana przez moment milczała, jakby sama siebie chciała zaskoczyć odpowiedzią.
– Kiedy zrozumiałam, że nie jesteś taki, na jakiego wyglądasz.
Zapadła krótka cisza, której żadne z nich nie chciało przerwać.
– Ale to wciąż za mało – stwierdził Yaman. – Potrzebujemy dowodów. Zdjęć.
– Zajmę się tym! – rzuciła Nana i chwilę później wróciła z plikiem fotografii. – Oto nasze „wspólne wakacje”!
– Ty chyba żartujesz – syknął Yaman, patrząc na ewidentnie przerobione zdjęcia w Photoshopie. – Nikt tego nie kupi.
– Nie musisz na mnie krzyczeć! – obruszyła się. – Wystarczyło powiedzieć, że są kiepskie!
– Chodź. – Yaman chwycił statyw i wyprowadził ją do ogrodu. – Zrobimy to porządnie.
Ustawili aparat na samowyzwalacz. Próbowali objąć się ramieniem, uśmiechnąć, spojrzeć sobie w oczy. Wszystko wychodziło sztucznie i wymuszenie.
– Jeśli kontrolerzy to zobaczą, sami sprezentują mi bilet do Gruzji – mruknęła Nana, poddając się zrezygnowana.
Wtedy dołączył do nich Cenger, poproszony o pomoc. Ale zanim zdążył nacisnąć spust migawki, na podjeździe zatrzymał się samochód. Wysiadł z niego Nedim. Gdy tylko zobaczył Yamana i Nanę stojących blisko siebie, jego twarz pociemniała. Zacisnął pięści tak mocno, że aż zbielały mu knykcie.
***
Nedim i Yaman siedzieli naprzeciwko siebie w przestronnym salonie. W powietrzu wisiało napięcie, którego żaden z nich nie próbował rozładować.
– Chcę cię o coś zapytać – odezwał się w końcu Nedim. Jego głos był spokojny, ale pełen podejrzliwości. – O ile to nie jest sprawa zbyt prywatna… Dlaczego robiliście sobie te zdjęcia?
Yaman powoli odłożył filiżankę na stolik, a jego spojrzenie stwardniało.
– Niania ma problem z pozwoleniem na pracę – wyjaśnił chłodno. – Deportacja w jej przypadku nie wchodzi w grę. Ma zatargi z groźnym gangsterem z Gruzji. Małżeństwo to jedyny sposób, żeby ją ochronić.
– Małżeństwo? – powtórzył Nedim, marszcząc brwi. – To naprawdę poważna decyzja. Nie było żadnego innego rozwiązania? Przecież twoje pierwsze małżeństwo… ono też zaczęło się od formalności, a skończyło się tragicznie.
W tym momencie na schodach rozległ się cichy stuk obcasów. Nana zatrzymała się na półpiętrze, słysząc ostatnie zdanie. Jej oczy rozszerzyły się z zaskoczenia.
– Nedimie – Yaman podniósł głos, ostrzegawczo, jakby cięciem noża chciał zakończyć temat. – Nie przekraczaj granicy.
– Ja tylko… martwię się o ciebie – odpowiedział asystent, lecz w jego tonie pobrzmiewała nuta, której nie dało się pomylić z troską – zazdrość i gniew.
– Jeśli skończyłeś, mam pracę – uciął Yaman, odwracając wzrok i wbijając go w dokumenty rozłożone na biurku.
Nedim zamilkł. Chwilę później opuścił rezydencję, a gdy drzwi zatrzasnęły się za nim, jego twarz wykrzywił pełen determinacji grymas.
– Nigdy na to nie pozwolę, Yamanie… Nigdy! – wysyczał do siebie.
Sięgnął po telefon, a jego dłoń drżała nie tyle z nerwów, co z rosnącej furii. Po kilku sygnałach w słuchawce rozległ się głos urzędnika.
– Ministerstwo Pracy, słucham.
– Chcę zgłosić dwie osoby – powiedział lodowato Nedim. – Planują zawrzeć fałszywe małżeństwo.
***
Ayse nie dawała wiary zapewnieniom Ferita, że nie prowadzi żadnej sprawy. Każdy jego gest, każde niepewne spojrzenie potwierdzało jej podejrzenia. Gdy tylko został sam, podeszła do jego biurka i pochyliła się nad szufladami, gotowa przeszukać je w poszukiwaniu odpowiedzi. Już miała chwycić za uchwyt, kiedy nagle drzwi skrzypnęły – Ferit wrócił szybciej, niż się spodziewała. Zamarła, a serce podskoczyło jej do gardła.
– Za wszystkim, o co cię oskarżałam, zawsze kryło się coś innego – pomyślała gorączkowo, odwracając wzrok, by nie zdradzić się spojrzeniem. – Tym razem też tak jest, jestem tego pewna. Ferit, nie jesteś złym człowiekiem… Ukrywasz coś przede mną. I ja się dowiem, co to jest.
Kiedy później opuścił komisariat, Ayse od razu ruszyła za nim. Starała się iść dyskretnie, ale Ferit, jak zawsze, wyczuł jej obecność. Obrócił się nagle, łapiąc ją spojrzeniem, jakby od dawna wiedział, że podąża jego śladem.
***
Nese wróciła na komisariat po parasol. Ku swojemu zdumieniu zobaczyła Kirpiego w znajomym szaliku – tym samym, który w ramach przeprosin Basak miała przekazać jej ojcu.
– Masz bardzo ładny szalik – odezwała się uprzejmie, choć w jej głosie pobrzmiewała czujność. – Gdzie go kupiłeś? Chętnie wzięłabym taki dla swojego taty.
– Znalazłem go w koszu w stołówce – odpowiedział Kirpi z prostotą. – Był zapakowany na prezent. Pytałem wszystkich, ale nikt się do niego nie przyznał.
Nese przybrała lekki uśmiech.
– W takim razie był przeznaczony dla ciebie. Noś go na szczęście.
Gdy Kirpi oddalił się, jej spojrzenie stwardniało.
– Wiedziałam… Ta dziewczyna nie jest tym, za kogo się podaje – wyszeptała do siebie. – Ale Volkanowi nie mogę powiedzieć tylko na podstawie przeczucia. Potrzebuję dowodu. Dowodu, którego nie będzie mógł zignorować. Inaczej znowu to ja będę winna. Znajdę go, choćby nie wiem co.
***
Kilka ulic dalej Ferit dopinał własny plan. Wynajął mężczyznę, który miał napaść na Didem, córkę groźnego gangstera, w parku. Wszystko po to, by mógł pojawić się w odpowiednim momencie i zagrać rolę wybawiciela. Gdy napastnik został obezwładniony, Didem, drżąca i wdzięczna, spojrzała na niego z podziwem.
– Skoro mnie złapałaś, powiem ci prawdę – powiedział Ferit, prowadząc ją ścieżką w głąb lasu. Jego głos brzmiał miękko, niemal błagalnie. – Czekałem na ciebie. Wiedziałem, że biegasz tędy o tej porze. Przychodziłem tu już wcześniej… choć nie miałem odwagi podejść. Didem, tęskniłem za tobą jak szaleniec.
Jej oddech przyspieszył, ale pozostała w milczeniu. Ferit zrobił krok bliżej.
– Zostawiłem cię, tłumacząc, że nie potrafię się do nikogo zbliżyć. To była prawda. Po rozstaniu z tobą nie byłem z żadną inną kobietą. Nie mogłem. Zrozumiałem, że moje serce należy tylko do ciebie.
– Ferit… – Didem odwróciła wzrok, jakby bała się, że zmięknie.
– Jestem od roku w Stambule, a każdy dzień był dla mnie męką – ciągnął, patrząc jej prosto w oczy. – Jestem zmęczony kochaniem cię w samotności. Chcę tylko, żebyś wróciła.
– Powiedziałam ci, że mam chłopaka – przypomniała, a w jej głosie drżała nie tylko złość, ale i niewypowiedziany ból. – Wiesz, jak bardzo cierpiałam po naszym rozstaniu.
Ferit ujął jej dłonie, a jego spojrzenie było pełne desperacji.
– Proszę, nie odrzucaj mnie. Widzę to w twoich oczach – ty też nie zapomniałaś. Wciąż mnie kochasz. Pozwól mi naprawić rany, które ci zadałem. Daj mi tę szansę. Daj nam tę szansę.
Didem zadrżała, a jej palce lekko zacisnęły się na jego dłoniach. W tej samej chwili w zaroślach rozległ się trzask gałęzi. Ayse, z pomocą Ibrahima, odnalazła ich w lesie. Stała teraz nieruchomo, osłupiała, a obraz przed jej oczami palił mocniej niż kula w serce.
Ferit, jej Ferit – ten, którego wciąż próbowała zrozumieć – patrzył w maślane oczy innej kobiety.
Łzy zebrały się w kącikach jej oczu.
– To ta dziewczyna… – wyszeptała głucho. – Ta sama, z którą zdradził mnie siedem lat temu.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Emanet. Inspiracją do jego stworzenia był film Emanet 548. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.


















