1008: Emirhan namawia mamę na wspólne wyjście na piknik. Następnie pod pretekstem zabrania kredek udają się razem do sklepu. Gdy Julide wchodzi do środka, chłopiec biegnie do domu Leman. Drzwi otwiera mu Safak. „Dzień dobry. Przyszedłem, żeby zabrać cię na piknik” – oznajmia Emirhan. – „Od dawna nic razem nie robiliśmy. Bardzo za tobą się stęskniłem. Pójdziemy razem?”. „Co masz na myśli? Jesteś sam?” – pyta nauczyciel. „To znaczy… Tak, jestem sam”. „Założę tylko coś na siebie i przyjdę”. Nauczyciel zakłada kurtkę i buty i wychodzi z domu. „Ty przygotowałeś koszyk?” – pyta, patrząc na stojący przy wejściu do sklepu kosz piknikowy.
„Tak” – potwierdza chłopiec. W tym samym momencie ze środka sklepu dochodzi głos jego mamy: „Kochanie, nie mogę znaleźć twoich kredek”. Po chwili Julide wychodzi na zewnątrz. „Twoja mama też idzie?” – pyta zaskoczony Safak. – „Nie powiedziałeś, że idziesz sam?”. „Chciałem powiedzieć, ale nie skończyłem”. „Synu, dlaczego to zrobiłeś?” – pyta kobieta. „Żebyście się pogodzili”. „Och, Emirhan…”. „W porządku, nie złość się” – prosi syn Leman. „Dalej, chodźmy już!” – zakrzykuje chłopiec. Julide i Safak wymieniają się spojrzeniami, a następnie cała trójka rusza w drogę.
Akcja przenosi się do rezydencji. Asli i Kerem pracują w gabinecie. Jest z nimi także Parla, która nie chce zostawiać narzeczonego sam na sam z asystentką. Szybko jednak zdaje sobie sprawę, że słuchanie o sprawach firmowych nie jest dla niej. „Przyniosę wam coś do jedzenia” – oznajmia i opuszcza pomieszczenie. Tymczasem Melek jest w pokoju Macide. „Ostatnim razem nie dokończyłyśmy naszej rozmowy” – stwierdza mama Elif. „Tak, ale dzisiaj chcę z tobą porozmawiać o czymś innym” – oznajmia pani Haktanir. – „Gdy nadejdzie czas, wrócimy do tamtej rozmowy. Teraz porozmawiajmy o miłych rzeczach. Od waszego przybycia sytuacja w domu się zmieniła”.
„Przy śniadaniu widziałam pełną, szczęśliwą rodzinę” – kontynuuje Macide. – „Nie tylko ja tak uważam. Kerem i Humeyra czują to samo”. „W końcu nasze ścieżki się skrzyżowały, dzięki Bogu” – mówi Melek. „Każdego dnia dziękuję Bogu za to, że odnalazłyśmy się żywi i zdrowi. Wreszcie w spokoju mogę kłaść głowę na poduszce. Serce, ten dom widział cudowne dni. Byliśmy dużą rodziną. Święta, wielkie przyjęcia, biesiady… Zawsze byli goście. Ale teraz jest nas mniej. Kiedyś nie mogłam sobie wyobrazić takich dni. Zostałam tylko z moimi dziećmi pod tym dachem. Nie było mi dane nawet zobaczyć wnuka. To tak, jakbyśmy byli pochowani we własnej samotności. Ale wraz z twoim przybyciem poczułam się jak dawniej. Jakbyśmy znowu byli dużą rodziną”.
„To cudowne słowa” – oznajmia Melek. – „Twoja gościnność nas także bardzo uszczęśliwiła”. „Serce, córko, niech już tak zostanie. Nigdzie nie odchodź, zostańcie tutaj. Dzielmy się tym szczęściem”. Kamera przenosi się do pokoju Kiymet. Kobieta siedzi na kanapie i rozmawia przez telefon. „Przeszukałam cały gabinet, ale nie mogłam go znaleźć” – mówi do słuchawki. – „Gdzie jest ten folder? Dobrze, nie martw się. Oczywiście, że jestem ostrożna.” – W tym momencie rozlega się pukanie do drzwi. – „Muszę kończyć, później do ciebie zadzwonię”. Do pokoju wchodzi Parla. „Tutaj jesteś, ciociu Kiymet. Szukałam cię” – oznajmia dziewczyna i siada obok mamy Mahira.
„Co się dzieje w gabinecie?” – pyta Kiymet. „Praca. Same nudy” – odpowiada Parla. – „Wydaje się, że Kerem mówi prawdę”. „Czy nie jest za wcześnie, żeby mieć pewność?”. „Dwie godziny byłam z nimi sam na sam. Nie zauważyłam ani jednego kłamstwa. Czyżbym to wszystko sobie wymyśliła?”. „Możliwe, ale i tak musisz być czujna. W ogóle nie znamy tej Asli. Kim jest, skąd pochodzi, nic o niej nie wiemy. Weszły do tego domu, jak bezdomne. Zajmują dom od wielu dni i nigdzie nie wychodzą. I do tego są wobec mnie podejrzliwe”. „Nie powiedziały, kiedy stąd pójdą?”. „Nie wiem. Ale te beztroskie spacery, wchodzenie do kuchni, jakby były właścicielami… I ani trochę nie ufam tej Asli. Patrzy cały czas podstępnie”.
„To prawda” – przyznaje Parla, krzywiąc się z niesmakiem. „Ja na twoim miejscu nie odpuściłabym im” – radzi Kiymet. „Nigdy, mam ich na oku”. Akcja wraca do pokoju Macide. „To, co powiedziałaś, trafia w moje serce” – oznajmia Melek. – „Kiedyś też byłam częścią dużej rodziny. Tamte dni są dla mnie jak sen. Pozostają tylko wspomnieniem. Teraz mam Elif, ale jest jeszcze jedna osoba, za którą jestem odpowiedzialna. Asli. Pani Macide, Asli jest dla mnie jak siostra. Poświęciła swoje życie i karierę dla nas. Uporządkowałyśmy wszystko, choć nie było to łatwe. Jak mogłabym ją teraz zostawić?”.
„Nie zostawisz jej, nie proszę cię o to” – zapewnia mama Humeyry. – „Nasz dom jest duży, starczy miejsca dla wszystkich. Będzie wam wygodnie”. „Jestem wzruszona, że postrzegasz nas jako swoją rodzinę, ale sytuacja z Asli jest inna. Ona jest twoją pracownicą. Zamieszkać tutaj razem… No nie wiem. Zachowałabym się niesprawiedliwie wobec niej, gdybym podjęła decyzję w jej imieniu. Pani Macide, jestem ci bardzo wdzięczna. Jesteś najmilszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałam. Z pewnością jest niemożliwe, byśmy się oddzieliły. Będę przychodzić tutaj w ciągu dnia. Będziemy rozmawiać o wszystkim, czego potrzebujesz”.
„Niech będzie tak, jak chcesz” – zgadza się pani Haktanir. – „Ale wiedz, że drzwi tego domu są dla ciebie zawsze otwarte”. Akcja przenosi się do parku. Julide i Safak siedzą przy stoliku, a Emirhan bawi się piłką. „Ja…” – odzywa się mężczyzna. – „Zrezygnowałem wczoraj z wielkiej decyzji. Długo rozmyślałem, nim poszedłem na dworzec. Myślałem bez przerwy. Poprosiłem o przeniesienie. Myślałem, że wyprowadzka ze Stambułu dobrze mi zrobi. Chciałem zostawić ciebie i twoją rodzinę i odejść”. „Safak, on nie jest moją rodziną” – zaprzecza kobieta. „Powiedziałaś mi o tym? Czy przyszłaś i wszystko mi wyjaśniłaś?”.
„Kłamstwo między nami rosło coraz bardziej” – mówi dalej Safak. – „A ty nie wahałaś się, by to kłamstwo utrzymywać. Chcieliśmy się pobrać. Naprawdę w nas uwierzyłem. Dziękowałem Bogu, że postawił na mojej drodze taką kobietę”. „Ja też wierzyłam. Nadal wierzę i dziękuję Bogu” – oznajmia Julide. „Skoro tak, mam tylko jedno pytanie. Dlaczego mi nie powiedziałaś?”. „Aby cię chronić”. „To ja jestem tym, który powinien chronić ciebie. Ale widocznie nie wierzyłaś w to, że mogę cię ochronić”. „Nie, nie myślałam tak”. „Nie uwierzyłaś mi i nie powiedziałaś o swoim problemie. Zbudowałaś z kłamstw ścianę wokół siebie”.
„Safak, on ciągle mi groził” – tłumaczy kobieta. – „Mówił, że zabierze Emirhana, a ciebie zabije”. „Trzymałaś się jego słów. Nie pomyślałaś, że masz mnie, że wszystko rozwiążę. Uważasz mnie za mężczyznę, który nie może zapewnić bezpieczeństwa swoim bliskim”. Akcja wraca do rezydencji. „W rzeczywistości przyszłam, by o coś cię zapytać” – oznajmia Melek. „Pytaj, oczywiście” – mówi Macide. „Mam nadzieję, że nie jest to sprawa prywatna. Wczoraj, kiedy przyszedł pan Arif, zaczęłam się martwić, że jego wizyta może mieć jakiś związek z Tarikiem”. „Co masz na myśli?”. „To, co ostatnio mi się przydarzyło. Moje porwanie”.
„Porwanie?” – pani Haktanir robi duże oczy. „Tak. Sprawa, o którą podejrzewamy Tarika” – dopowiada Melek. „Tarika?” – mama Kerema nadal nie rozumie. Melek przypomina sobie, jak Elif opowiedziała jej o swoim przybyciu do rezydencji i o tym, jak Macide jej nie rozpoznała. Nagle uświadamia sobie, że kobieta może być poważnie chora. „Pani Macide, wszystko w porządku?” – pyta Melek. „Dobrze, córko. Czy coś się stało?”. „Sprawa, o której mówiłam…”. W tym momencie do pokoju wchodzą Humeyra i Elif. „Przyniosłyśmy dla ciebie kwiat” – oznajmia dziewczyna, trzymając w ręku doniczkę. – „I to najpiękniejszy. Gdzie go postawić?”.
„Chodź, postawimy go tutaj.” – Pani Haktanir bierze kwiatek i stawia go na komodzie. Melek przypomina sobie wcześniejszą rozmowę z Macide, gdy ta opowiadała jej o czekających ją zmianach; o tym, że nie ma przed tym ucieczki ani lekarstwa. „Nie może być! Pani Macide traci pamięć?” – pyta w myślach wstrząśnięta Melek. – „Czyżby cierpiała na chorobę Alzheimera?”. Czy Safak wybaczy Julide? Czy będą razem?