1023: Safak odprowadza Julide do domu. „Nie martw się o Emirhana, wszyscy się nim zaopiekujemy” – zapewnia mężczyzna. – „Ty teraz idź spać i dobrze odpocznij. To jeszcze dziecko i to normalne, że zareagował w ten sposób. Ale kiedy usłyszy od ciebie, co się stało, zrozumie to. Jesteś jego matką. Jak długo może złościć się na ciebie?”. „Dziękuję ci. Gdyby nie ty, nie przezwyciężyłabym tego. Safak… Przepraszam za to, co przeszedłeś z mojego powodu. Naprawdę. Nie powiedziałam ci o Tufanie, ponieważ bałam się, że skrzywdzi ciebie i Emirhana. Byłam bardzo przestraszona. Uwierz mi, nie ma innego powodu”.
Safak ujmuje dłoń kobiety i mówi, patrząc jej prosto w oczy: „Człowiek, jak mocno by się nie opierał, nie jest w stanie kontrolować swojego serca. Nie może być zły na tego, kogo kocha”. Akcja przenosi się na komisariat. Levent pojawia się przed celą Kerema. „Przykro mi, ale policja nie zezwoliła na widzenie z nikim z rodziny” – oznajmia. „Jak mają się wszyscy? Mama, siostra?”. „Dobrze, są teraz na górze. Martwią się o ciebie”. „Odwieź ich do domu, niech nie męczą się tutaj. Ja mam się dobrze”. „Zajmę się tym. Panie Keremie, prawda wyjdzie na jaw, to nie potrwa długo. Zostanie udowodnione, że jesteś niewinny”.
„Mam nadzieję” – mówi Kerem, choć zupełnie bez wiary. – „Dziękuję ci za przybycie”. W następnej scenie bliscy Kerema są już w rezydencji. Macide leży na łóżku, a córka mierzy jej ciśnienie. „Sto trzydzieści na osiemdziesiąt. Spadło” – oznajmia Humeyra. „Nic mi nie jest, nie martwcie się” – mówi pani Haktanir. „Bardzo nas przestraszyłaś, Macide. Nie załamuj się tak od razu” – prosi Kiymet. Do pokoju wchodzi Melek. „Jak się masz, pani Macide?” – pyta. „W porządku. Dziękuję, Serce. Nie martwcie się już”. „Czy koledzy już poszli?” – pyta Humeyra. „Asli odprowadziła ich właśnie do wyjścia”. „I oni się tym wszystkim przejęli. Niech Bóg im błogosławi” – mówi mama Kerema.
„Chcieli pojechać z tobą na komisariat, ale nie chcieli też zostawiać nas samych” – oznajmia Melek. „Tak jest lepiej. A Elif? Co ona robi?” – dopytuje Macide. „Czekała przy oknie, dopóki nie przyjedziecie. Później zasnęła”. „Dusza moja, była tak bardzo podekscytowana. Kto mógł przewidzieć, że to się tak skończy?”. „Ach, Macide, nikt nie mógł przewidzieć” – wzdycha Kiymet i poklepuje siostrę po ramieniu. – „Wyszliśmy z domu szczęśliwi, a spójrz na nas teraz. Kerem został zamknięty w czterech ścianach”. „Wkrótce wszystko się wyjaśni. Błąd zostanie naprawiony” – zapewnia Humeyra. „Daj Boże, kochanie. Daj Boże”.
„A pan Mahir jest tutaj?” – Humeyra zwraca się do Melek. „Tak. Prawdopodobnie pójdzie razem z Birce”. „I ten młody człowiek bardzo się zmęczył. Nie opuścił nas nawet na sekundę” – stwierdza Kiymet. – „Prawdziwych przyjaciół poznaje się właśnie w takich dniach. A może niech nigdzie nie idzie? Jest już przecież bardzo późno. Oczywiście Birce i Akin też niech zostaną”. „Tak, masz rację” – przyznaje pani Haktanir. – „Zupełnie o nich zapomniałam. Humeyra, zajmij się nimi”. „Dobrze, pójdę. Ty dobrze odpoczywaj, mamo”.
Humeyra odchodzi. Znajduje Mahira i zaprowadza go do pokoju Kerema, by tutaj spędził noc. „Wreszcie tutaj jestem” – mówi mężczyzna, gdy zostaje sam. – „W samym sercu bogactwa, które zostało mi skradzione. W miejscu, gdzie to ja powinienem być. W największym pokoju rezydencji. W pokoju przeznaczonym dla ich jedynego syna. Byłoby mi tutaj dobrze, gdyby mama nie została na ulicy z dzieckiem w brzuchu. Moje dzieciństwo nie byłoby pokryte lodem. Nie musiałbym przez całe życie płacić ceny za jeden grzech. Wszystko byłoby inne”.
Mahir sięga po stojącą przy łóżku ramkę ze zdjęciem Kerema i Humeyry, wpatruje się w nie i mówi dalej: „Nie musiałbym wejść jako wróg w życie mojego brata i siostry. I ja byłbym szczęśliwy. Wiedziałbym, co znaczy rodzina. Nie musiałbym ich wtedy skrzywdzić, żeby wejść do tego pokoju”. Mężczyzna przeciera załzawione oczy i dalej rozgląda się po wnętrzu. Zatrzymuje wzrok na zdjęciu nieżyjącego męża Macide i ojca Kerema i Humeyry. „Czy nie jest tak, tato?” – pyta. – „Gdybyś i mnie uznał za Haktanira, byłbym ich bratem. Zawsze bym ich chronił. Ale ty nie umieściłeś mnie w ich życiu jako brat, tylko jako wróg!”.
Akcja przeskakuje do następnego dnia. Kiymet wchodzi do pokoju Kerema. Jej syn jeszcze śpi. Zatrzymuje się przy zdjęciu męża Macide, patrzy na nie dłuższą chwilę, po czym podchodzi do łóżka i budzi syna. „Mamo, co tutaj robisz?” – pyta Mahir, ziewając. „Nie martw się, wszyscy są pochłonięci swoimi problemami. Jak się masz? Wyspałeś się?”. „Tak, mam się dobrze”. „Musisz tak się czuć. Obudziłeś się w swoim łóżku. W końcu tego doświadczyłeś. Jesteś w miejscu, na które zasługujesz”. „Mamo, co ty mówisz? Jesteśmy tu gośćmi, nie właścicielami”. „Nie, synu. To dopiero początek. Prędzej czy później zamek Macide będzie w naszych rękach. Zburzyliśmy już najmocniejszy mur. Kerem jest w więzieniu i prędko z niego nie wyjdzie. Z innymi murami poradzimy sobie łatwo”.
„Co się stało?” – kontynuuje Kiymet. – „Wyglądasz, jakbyś zapomniał o naszym celu i o tym, co przeżyliśmy”. „Nie zapomniałem, tylko…”. „Synu, postępujemy właściwie. Muszą zapłacić cenę za to, co nam zrobili. Nie możemy udawać, że nic się nie stało. Wiesz, ile musiałeś wycierpieć, kiedy cię wychowałam. Przez jakie kłopoty przeszliśmy. Odzyskamy wszystko, co zostało nam zabrane. Nie zapomnimy o naszym cierpieniu. Inaczej będziesz zdrajcą i siebie, i mnie”. Mahir kieruje wzrok na stojące na szafce nocnej zdjęcie przyrodniego rodzeństwa.
„Słuchasz mnie?” – pyta Kiymet. „Tak, słucham…” – odpowiada Mahir, otrząsając się z zamyślenia. „Wiem, że nie jesteś taki jak oni” – Kobieta patrzy na zdjęcie Kerema i Humeyry. – „W przeciwieństwie do nich masz sumienie. Ale nie możesz ich żałować, tak jak i oni nie żałowali nas. Wstań, przygotuj się. Wszyscy już zeszli na śniadanie. Ja już idę, dopóki nikt mnie nie zobaczył”. Siostra Macide odchodzi w stronę wyjścia, ale zatrzymuje się w połowie drogi, jakby o czymś sobie przypomniała. „Całą noc myślałam o tym człowieku, który podrzucił narkotyki” – oznajmia. – „Taskin czy jak mu tam. Masz jakieś wieści o nim?”. „Tak, Taskin. Wszelki ślad po nim zaginął, nie martw się”.
„To bardzo dobrze. Wszystko idzie zgodnie z naszym planem” – stwierdza Kiymet i zadowolona opuszcza pokój. Mahir od razu sięga po zdjęcie przyrodniego rodzeństwa. Czuje, że to, co robi im razem ze swoją mamą, to za dużo. W następnej scenie wszyscy są już w jadalni. Do pomieszczenia wchodzi Levent. „Byłeś na policji?” – pyta Humeyra. „Tak, mam pewne wieści” – odpowiada ochroniarz. „Daj Boże, żeby były dobre. Usiądź” – mówi Macide. „Nie chcę wam przeszkadzać”. „Nie ma mowy. Proszę cię, usiądź”. Levent zajmuje miejsce przy stole i oznajmia: „Policjanci sprawdzili nagrania z kamer”.
„Czy dowiedziono, że mój syn jest niewinny?” – pyta Macide z wielką nadzieją w sercu. „Niestety” – pada odpowiedź. „Jak to możliwe?” – dziwi się Kiymet. – „Skoro przejrzeli nagrania, nie ustalili, kto to zrobił?”. „To jest właśnie intrygująca kwestia. W nagraniach brakuje zapisu z momentu, kiedy to się stało. Oznacza to, że ktoś celowo usunął ten fragment”. „Co?!” – Macide robi wielkie oczy. „Co to za mistyfikacja?” – pyta zdumiona Humeyra. – „Czyli wszystko zostało dopracowane w najdrobniejszych szczegółach”. „Co się teraz stanie? Nie będziemy mogli udowodnić, że mój syn jest niewinny?”.
„Pani Macice, uspokój się” – prosi Levent. – „Policjanci próbują odzyskać brakujący fragment”. „Co jeśli tego nie zrobią?”. „No właśnie. Czy mój brat zostanie tam, dopóki prawdziwy winowajca nie zostanie odnaleziony?” – pyta Humeyra. „Jak powiedziałem, policjanci próbują odzyskać brakujący fragment, ale jeśli to się nie uda, na pewno znajdą się inne dowody”. „Daj Boże, Levencie. Niech Bóg cię usłyszy” – wznosi modły Macide. „Daj Boże, by tak się stało. Niech mój siostrzeniec uratuje się jak najszybciej” – mówi Kiymet. Mahir przygląda jej się uważnie. Czy zdecyduje się wycofać ze wspólnej intrygi przeciwko Haktanirom?